niedziela, 8 kwietnia 2018

6. flew like a ship in red breeze

Dyed in amber colors of the sunset
The streets reflected sad light
Mężczyzna westchnął ciężko. Chwycił nos w dwa palce i przymknął oczy, mamrocząc coś pod nosem. Wpatrywałam się w niego niecierpliwie, błagając w myślach, aby się zgodził i przyniósł mi to, czego potrzebowałam.
Warunki, w jakich przetrzymywany był Sasuke, przeszły moje najśmielsze wyobrażenia. Nie miałam przy sobie nawet małej butelki wody ani żadnych ręczników, więc logiczne było, że poproszę Sarugaku o przysługę. Musiałam oczyścić rany Uchihy i założyć nowy opatrunek, aby nie wdało się zakażenie. 
— Przecież z nim stąd nie ucieknę — mruknęłam, wstając. — Proszę mi zaufać — powiedziałam, podchodząc do strażnika, który przygarbił się i pokręcił głową. Wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak ciche przekleństwo i spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem. Nie wiedziałam, o czym myślał, ale im dłużej zwlekał z odpowiedzią, tym bardziej irytowałam się i niepokoiłam. 
Zacisnęłam dłonie w pięści i przycisnęłam je do ud. Stałam wyprostowana i napięta jak struna, choć w środku aż się we mnie gotowało. Musiałam się powściągnąć, bo zachowywałam się nieprofesjonalnie.
— Nie mogę zostawić was samych… — nie dokończył, bo mu przerwałam.
— Proszę więc kogoś przysłać. — Mój głos zabarwiony był odrobiną desperacji.
Dlaczego ten facet musiał mi tak wszystko utrudniać? Przecież nawet gdybym chciała, nie dałabym rady porwać Sasuke, kiedy był w tak opłakanym stanie. 
Pokręcił głową w rozdrażnieniu. 
— Wrócę za pięć minut. Jestem zmuszony poprosić cię, żebyś opuściła celę dla własnego bezpieczeństwa. A jemu — skinął głową na Sasuke — muszę ponownie nałożyć pieczęci. 
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i poczułam nerwowe kołatanie w piersi. To nie było koniecznie, w końcu to tylko pięć krótkich minut. 
— Nic mi się nie stanie — zapewniłam. — Jest ledwo przytomny.
Zmarszczył czoło i popatrzył na mnie podejrzliwie, a ja czekałam na jego decyzję. Domyślałam się, że jeśli mnie z nim zostawi to sporo zaryzykuje, bo jednak Sasuke był w tej chwili największym zagrożeniem dla Wioski. 
— Niczego nie próbuj — dodał ostrzegawczo.
Nawet bym się nie ośmieliła, pomyślałam.
— Nie będę — przyznałam zgodnie z prawdą, kręcąc głową. Naprawdę dziwiło mnie że ciągle miał to na uwadze. Wykonywałam rozkazy i nie mogłam działać pochopnie. Próba ucieczki była niedopuszczalna. Jeśli miałabym zabrać stąd Sasuke, znalazłabym inny sposób. I na pewno go znajdę, tylko muszę być cierpliwa.
Tsuzumi zacisnął usta tak mocno, że przypominały cienką kreskę. Mój żołądek skurczył się w oczekiwaniu, aż stąd wyjdzie. Potrafiłam myśleć tylko o tym, że zostanę z Sasuke sama na te pięć minut, a to było dla mnie bardziej niż wystarczające. Później każdy mój ruch będzie bacznie obserwowany przez Sarugakiego, a następnie zostanie napisany o tym stosowny raport, a jeśli będą chcieli, opiszę im czas spędzony w celi Sasuke bez strażnika z dokładnością co do minuty, a nawet sekundy.
Strażnik machnął na mnie ręką i się odwrócił. Zatrzasnął drzwi, a kraty zabrzęczały przy uderzeniu. Kiedy usłyszałam szczęk klucza w zamku, ogarnęło mnie błogie uczucie ulgi, ale nie pokazałam tego po sobie. Dopiero gdy mężczyzna odszedł, rozluźniłam spięte ramiona i wypuściłam nagromadzone w płucach powietrze. Przymknęłam oczy i zrobiłam dwa głębokie oddechy, żeby się uspokoić, bo trochę trzęsłam się ze zdenerwowania. 
Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do Sasuke. Pojedyncza żarówka przy suficie rzucała słabe światło na jego ciało. Kucnęłam przed nim i dotknęłam dłonią rozgrzanego policzka, a następnie włosów, odgarniając kosmyki, które opadały mu na czoło. 
Zamrugałam, by rozgonić łzy i skupiłam wzrok na jego chłopięcej twarzy oraz lekko rozchylonych wargach. Zacisnęłam powieki, gdy kolejne ukłucie bólu dostało się do mojego serca. Moje dłonie drżały i nie potrafiłam nad tym zapanować. Próbowałam też przełknąć narastającą gulę w gardle. Jednak ten widok sprawiał, że ból w sercu był nie do wytrzymania. Żałowałam, że nie byłam w stanie zrobić dla niego więcej. Pomóc mu bardziej. 
— Sasuke — wyszeptałam, palcami delikatnie muskając jego wilgotny od potu policzek. Niepokoił mnie jego płytki oddech i ciągle modliłam się o to by otworzył w końcu oczy. Czułam, że to jedyne, co było w stanie mnie jakoś uspokoić, bo nie mogłam znieść widoku Sasuke w takim stanie. Chciałam, żeby jak najszybciej doszedł do siebie.
Zamarłam, gdy poruszył się niespokojnie. Jego powieki zadrgały, ale nie otworzył oczu. Rozchylił lekko usta i odetchnął ciężko. W uszach słyszałam dudnienie i dopiero po chwili zorientowałam się, że wstrzymałam powietrze. Potrząsnęłam głową i uderzyłam dłońmi w policzki. Musiałam się ogarnąć. Nie miałam czasu na walkę z samą sobą i wszystkimi uczuciami, jakie we mnie szalały. Powinnam się skupić na leczeniu Sasuke, a nie na tym, co akurat odczuwałam. Wiedziałam, że będę przesadnie reagować na jego obecność, ale nie sądziłam, że te emocje, będą takie ciężkie do okiełznania.
Ponownie przesunęłam dłonią po jego włosach, policzku i żuchwie. Zadrżał jakby pod moim dotykiem, ale jego powieki ciągle były zamknięte. Wypuściłam powietrze przez nos i kucnęłam przy nim. Odwróciłam się po torbę i wyłożyłam na podłogę cienką matę, a na niej rozłożyłam wszelkie potrzebne mi przybory apteczne. Co chwila oględnie zerkałam na Sasuke.
W momencie, w którym skończyłam przygotowania, usłyszałam kroki, a po chwili za kratą pojawił się Tsuzumi. Zacisnęłam szczęki tak mocno, że zazgrzytały mi zęby. Za szybko wrócił, zdecydowanie za szybko, pomyślałam. Postawił miskę z wodą na podłodze, po czym odpiął z pasa pęk kluczy, wybrał odpowiedni i otworzył drzwi. 

Poprosiłam go, aby postawił wszystko po mojej prawej stronie. Zrobił to bez słowa sprzeciwu i się wycofał. Stanął w drzwiach ze skrzyżowanymi na piersi rękami, taksując mnie surowym wzrokiem. Jego spojrzenie było tak przenikliwe i intensywne, że raz poczułam nieprzyjemne dreszcze rozchodzące się po moim kręgosłupie. Nawet ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania. Nie wiedziałam tylko, czy to była reakcja na to, że byłam obserwowana, czy może na siedzącego przede mną Sasuke. 
Zamoczyłam mały ręcznik w ciepłej wodzie i wykręciłam go. Ostrożnie przytknęłam go do ciała Uchihy i począwszy od urwanego przedramienia, zaczęłam je delikatnie obmywać. Brud i zaschnięta krew powoli ustępowały z wierzchu jego jasnej skóry. Robiłam to mechanicznie, starając się jak najrzadziej dotykać go bezpośrednio dłonią. 
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przetarłam wierzchem dłoni pot z czoła i w myślach przywoływałam się do porządku. Nie spodziewałam się, że tak ciężko będzie mi się przy nim skupić. Każde lekkie muśnięcie jego skóry wywoływało u mnie dziwny ścisk, który pojawiał się zaledwie kilka razy w życiu. Zawsze były to chwile związane z nim. Tak jak wtedy, w kryjówce Orochimaru, gdy po latach zobaczyłam go po raz pierwszy albo gdy pojawił się na polu bitwy podczas wojny. 
Przytknęłam miękki materiał do jego torsu i delikatnie go umyłam. Co jakiś czas moczyłam szmatkę, a potem sunęłam ostrożnie po jego ciele, przy okazji lecząc swoją czakrą drobniejsze rany. Później sięgnęłam drugi ręcznik, zwilżyłam go trochę i lekko przetarłam jego twarz. Moje ruchy były tak powolne i uważne, że nawet mnie samo to przerażało. Zwykle byłam bardziej stanowcza. Nie patyczkowałam się ze swoimi pacjentami — robiłam to, co miało być zrobione. Ale w przypadku Sasuke… bałam się, że coś mu zrobię. To było głupie, bo przecież nie był dzieckiem.
Poczułam dreszcz przebiegający mi po kręgosłupie, gdy przez przypadek opuszkiem palca dotknęłam jego skóry. Miejsce, które zetknęło się z jego policzkiem, paliło mnie żywym ogniem. To poraziło mnie bardziej niż bezpośrednie dotknięcie. Było w tym dla mnie coś wstydliwego, może nawet nieodpowiedniego, a mimo to odważyłam się dotknąć go jeszcze raz, obejmując dłonią jego lewy policzek.
Oprzytomniałam, czując, jaki był rozpalony. Upomniałam się w myślach, bo nie mogłam się rozpraszać, a to już kolejny raz w ciągu minionych kilku minut. Gwałtownie zabrałam rękę i zagryzłam dolną wargę, bo przypomniałam sobie, że nie byłam tu sama. Odsunęłam się i usiadłam na piętach, ponownie mocząc ręcznik w wodzie. Włosy opadły mi na twarz i kątem oka zerknęłam w kierunku strażnika. Nie zmienił swojej pozycji, ale wyraz jego twarzy wydawał się o wiele łagodniejszy niż kilka chwil wcześniej.
Co to ma znaczyć, pomyślałam.
Przesuwając ręcznikiem po podbródku, a potem szyi Sasuke zauważyłam wpatrzone we mnie, nieco zamglone i zmęczone czarne oczy. Przełknęłam ślinę i zamarłam, ale nie odwróciłam wzroku. Wytrzymałam jego spojrzenie, czując, jak serce mi przyspieszyło, a policzki oblał rumieniec. 
Przez głowę przemknęła mi okropna myśl, że może byłoby mi o wiele łatwiej z nim pracować, gdybym nie nalegała na odpieczętowanie jego oczu. Zdecydowanie czułam się pewniej, gdy na mnie nie patrzył, chociaż wiedziałam, że to hipokryzja, bo niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak tego, żeby w końcu w pełni odzyskał przytomność.
Przez krótki moment przyglądał mi się niemrawo. Chwilę później jego oczy się rozszerzyły, a głowa uniosła gwałtownie i niespodziewanie. Rozejrzał się na boki, a po tym, jak zmienił się wyraz jego twarzy, zrozumiałam, że próbował odgadnąć, co się wokół niego dzieje. Zmarszczył czoło i poruszył się niespokojnie.
W obawie, że się mnie wystraszył, cofnęłam się instynktownie. W tym stanie, zmęczony, ranny i zagubiony, wydawał się taki bezbronny.
— Sasuke — powiedziałam miękko. Gdy dotknęłam lekko jego ramienia, spojrzał na mnie i zamrugał. Przeniósł swój wzrok na miskę i rzeczy ułożone na podłodze, a następnie znowu skupił się na mnie, a raczej na osobie za mną. Dostrzegłam napięcie w kącikach jego ust. 
Przymrużył oczy, po czym podniósł prawą rękę, obrócił ją i położył na swoim kolanie. Zatrzymał na nim swoje spojrzenie, a między jego brwiami pojawiła się pozioma zmarszczka. Minęło kilka sekund, zanim ponownie uniósł głowę i popatrzył na mnie. 
— Sakura… — Jego chrapliwy głos zawibrował w moich uszach i sprawił, że serce przyspieszyło. Odetchnęłam głęboko i zagryzłam policzki od wewnątrz. Na jego twarzy malowała się dezorientacja i swego rodzaju irytacja. Nie wiedziałam dokładnie, jak miałam to zinterpretować, a tym bardziej co powiedzieć. Nie mogłam być zbyt wylewna w obecności strażnika, który stał trzy kroki za mną.
Sasuke bez słowa przyglądał się mnie, a ja jemu. Czekałam, aż się odezwie albo wykona jakiś ruch. Bezwiednie dotknęłam pulsującego miejsca na swojej szyi. W celi zrobiło się jakby goręcej, a między mną i Uchihą wytworzyło się jakieś dziwne, niezrozumiałe napięcie.
— Co robisz? — zapytał słabym, ściszonym głosem. Zwracał się do mnie tak, jakby miał żal o to, że tu przyszłam, że mu pomagam.

Przełknęłam ślinę i odchrząknęłam. Obserwowałam, jak zmienia się mimika jego twarzy, gdy czekał na moją odpowiedź. Ściągnął brwi, zmarszczył czoło, a jego spojrzenie stało się bardziej surowe. Wyglądał na skonsternowanego.
Odchrząknęłam po raz kolejny, próbując załagodzić zdenerwowanie, jakie zawładnęło moim ciałem i odpowiedziałam cicho: 
— Leczę cię.
Zagryzłam wnętrze swoim policzków i uniosłam górne powieki. Moja odpowiedź była lakoniczna, zbyt prosta. Czułam, że powinnam wyjaśnić mu więcej i naprawdę chciałam to zrobić. Chciałam z nim porozmawiać, ale krępowała mnie obecność strażnika. Niektórych rzeczy nie mogłam mu powiedzieć przy Sarugaku.
Sasuke nie zareagował, ale jego policzek drgnął. Nie poruszył się, gdy wycisnęłam zmoczony ręcznik z nadmiaru wody i powoli się do niego zbliżyłam, ale uważnie mi się przyglądał.
— Chcę ci pomóc — wyszeptałam, podnosząc się na kolanach. Twarda i zimna podłoga była strasznie niewygodna i zaledwie minuta spędzona w takiej pozycji, przyprawiała mnie o drętwienie nóg. — Pozwól mi — powiedziałam błagalnie. 
— Wiesz, że odmówiłem leczenia — mruknął ospale. 
Wiem, ale myślałam, że to kłamstwo.
— Tak — skwitowałam. — Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam niepewnie. 
Nie odpowiedział, ale spodziewałam się tego. Jedyną reakcją było drgnięcie policzka i zmrużenie czarnych oczu. 
Przeniosłam spojrzenie z jego twarzy na jego prawe ramię i dotknęłam ręcznikiem skóry. Chcąc sobie trochę ułatwić, złapałam dłonią za miejsce powyżej łokcia i podtrzymałam. Wypuściłam z sykiem powietrze z ust, czując pod palcami twarde mięśnie. Bezwiednie rozchyliłam wargi, a moje serce załomotało boleśnie w piersi. Policzki zaczęły mnie piec — byłam pewna, że zarumieniłam się, czując na sobie jego przenikliwe spojrzenie. 
— Masz zimne ręce.
Zamarłam, po czym wymknął mi się nerwowy chichot. Poczułam, że było mi chłodno w dłonie dopiero, gdy o tym wspomniał. Wcześniej nie zwróciłam nawet na to uwagi. Zerknęłam na nie chwilowo i faktycznie były bledsze. 

— Przeszkadza ci to? — zapytałam niepewnie. Pokręcił głową, nie mówiąc nic więcej. Spuściłam wzrok z jego twarzy i na chwilę zawiesiłam go na jego piersi. Mięśnie Uchihy napięły się pod moim dotykiem, co mnie przyprawiło o kolejne dreszcze. Sasuke był naprawdę dobrze zbudowany — miał silne, wytrenowane ciało. Po raz pierwszy w życiu widziałam go bez koszulki i strasznie mnie to zawstydziło. 
Bezwiednie się wzdrygnęłam. Nie potrafiłam odwrócić wzroku od jego lekko opalonego, wyrzeźbionego ciała. Zacisnęłam oczy i jęknęłam na tyle cicho, że mnie nie usłyszał. Byłam beznadziejna. Nie zachowywałam się jak medyczny ninja, a jak napalona siedemnastolatka. Przesunęłam ręcznikiem po raz kolejny po jego ciele, próbując się skupić na czymś innym. Ścisnęło nie w piersi, gdy zobaczyłam liczne blizny. Kilka bardziej rozległych znajdowało się na jego torsie, trochę na ramionach. Było ich znacznie więcej niż myślałam i nie chciałam wyobrażać sobie, w jakich pojedynkach je nabył. Uspokajało mnie jedynie to, że nie były zbyt widoczne, co świadczyło o tym, że każda z nich była poddana chociaż krótkiemu leczeniu. 
W myślach pojawiła mi się postać rudowłosej kobiety, którą uratowałam jakiś czas temu. Byłam przekonana, że to dzięki niej Sasuke tyle przetrwał i w jakiś sposób byłam jej za to wdzięczna. Jednak chyba nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy nakazał mi ją zabić, uprzednio samemu zadając jej śmiertelną ranę. Zastygłam w bezruchu na to wspomnienie i ogarnął mnie niepokój. Zaczęłam kwestionować swoją szczerą i bezdenną wiarę w zmianę Sasuke. Bo co jeśli gdzieś w środku on nadal taki był — zagubiony i przepełniony nienawiścią? Co jeśli znowu zbuntuje się przeciw całemu światu?
Chrząknięcie strażnika przywołało mnie na ziemię. Oboje w tej samej chwili skierowaliśmy na niego swoją uwagę. Zmarszczyłam czoło, patrząc na niego wymownie.
— Zostało ci pół godziny. 
Pół godziny, warknęłam w myślach. Przecież to było dla mnie zdecydowanie za mało i nie mogłam uwierzyć, że minęło trzydzieści minut. To był jakiś obłęd. To było niemożliwe. 
Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam żadnego zegara na ścianie. Skrzywiłam się, bo zbyt późno dotarł do mnie bezsens mojego czynu. Mogłam się przygotować na taką możliwość. Przecież oni mnie tu nie chcieli, więc sabotowanie mojej wizyty było bardzo prawdopodobne. A co jeśli ja po prostu wyolbrzymiam? Nie chciałam zostawiać jeszcze Sasuke, więc szukałam wymówki, spisku. 
Co powinnam zrobić, zapytałam siebie w myślach.