Where the moon light also not to reach
There is a town that even loneliness sing
Opuściłam szpital jeszcze przed dziesiątą rano. Spędziłam w nim trzy dni, więc próbowałam się stąd wyrwać jak najszybciej. Nie chciałam zwlekać, miałam zbyt wiele rzeczy do zrobienia, a Sasuke był ostatni na mojej liście. I to wcale nie zależało ode mnie.
Żelazna dłoń ściskała mnie za serce za każdym razem, gdy pomyślałam, że to nie było w porządku wobec Sasuke. Nie wiedziałam, czy został poinformowany o moim przyjściu — ale jeśli tak, to nie chciałam go rozczarować. Czułam, że powinnam iść do niego od razu po wyjściu ze szpitala. Jednak w dokumentach pozostawionych przez Piątą, ukryta była mała karteczka, którą zauważyłam dopiero wczoraj wieczorem. Wypadła mi na pościel, kiedy po raz kolejny przeglądałam zapiski. Nie wiem jakim cudem nie zobaczyłam jej wcześniej.
Tsunade zagroziła mi w tej krótkiej wiadomości, żebym nie działała pochopnie, bo to może pociągnąć za sobą nieprzyjemne konsekwencje. Do tego, dwoma grubymi kreskami podkreśliła zdanie, w którym lekko zasugerowała, że mam zjawić się na dzisiejszej ceremonii pogrzebowej.
Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Zdenerwowałam się, bo Tsunade pokrzyżowała moje wszelkie plany. Chciałam biec do Sasuke od razu po wyjściu ze szpitala, a dopiero później udać się na ceremonię, ale przez nią nie mogłam tego zrobić.
Ze złości zgniotłam karteczkę i cisnęłam nią w kąt. Warknęłam głośno i zacisnęłam mocno dłonie na prześcieradle. Byłam głupia, myśląc, że to wszystko będzie łatwe jak posmarowanie bułki masłem, czy pstryknięcie palcami. Dopiero po chwili, gdy przemyślałam wszystko na spokojnie, zrozumiałam, że Piąta nie chciała dla nas źle. Dała mi czas na przygotowanie się do spotkania z Sasuke, a także uświadomiła, że powinnam pojawić się na ceremonii — chociaż w pewnym momencie, nie chciałam w niej uczestniczyć. Dla mnie wybór był prosty.
Pośpiesznie przemierzając znajome korytarze, związałam tłuste włosy w prowizoryczny kucyk, aby nie odstraszały za bardzo swoim wyglądem. Rękami wygładziłam pomiętoloną bluzkę, starając się nie upuścić rzeczy, które przycisnęłam ramieniem do swojego boku.
Instynktownie zatrzymałam się na chwilę przed pokojem Naruto. I zdziwiło mnie to, że odkąd się obudziłam, nie słyszałam jego krzyków; nie było żadnej awantury ani rozróby. Nie byłam pewna czy to mnie zaniepokoiło, czy wręcz przeciwnie.
Wstrzymałam oddech, orientując się, że wcześniej nawet o nim nie pomyślałam. Przez chwilę, podczas rozmowy z Tsunade zainteresowałam się jego losem i tyle. Nie dopytywałam o niego więcej, nawet się nie pofatygowałam, żeby osobiście sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Ciągle miałam w głowie Sasuke. Chyba z góry założyłam, że Naruto był w dobrych rękach.
Wzdrygnęłam się, bo moje zachowanie było karygodne. Nie mogłam się tak zachowywać i zapominać o swoim najlepszym przyjacielu tylko dlatego, że Sasuke wrócił do Wioski. Było mi wstyd, bo nie wiedziałam, jak mu to wytłumaczę. No bo jak miałam go przeprosić?
Drzwi do pokoju Uzumakiego były uchylone, ale popchnęłam je lekko, aby móc zajrzeć w głąb nieco bardziej. Modliłam się, aby nie zapiszczały, bo nie chciałam, żeby mnie teraz zauważył. Nie spodziewałam się jednak, że ktoś z nim będzie. Zaskoczona obecnością Hinaty, stanęłam jak wryta i nie wiedziałam, co robić — po prostu się gapiłam. Chyba bezwiednie otworzyłam szeroko oczy i usta, bo obrazek przede mną był czymś niespotykanym. Byłam zdziwiona, że Hinata przezwyciężyła swoją nieśmiałość i była w stanie spędzić z Naruto czas sam na sam.
Hyuuga ubrana na czarno siedziała na metalowym taborecie. Na nogach trzymała talerz i obierała jabłko. Naruto przyglądał jej się w skupieniu, a jego wzrok jak nigdy był bez wyrazu. Gdy Hinata podała mu przygotowany owoc, jego twarz rozjaśniła się szczerym uśmiechem. Podziękował jej z lekkim zakłopotaniem, na co zarumieniona jak pomidor dziewczyna zareagowała przytaknięciem głową. Coś mnie ścisnęło w środku, gdy ich zobaczyłam. Byłam szczęśliwa, widząc ich razem, ale jednocześnie zazdrościłam im. Nie wiem dokładnie dlaczego. Rozczarowałam się też sobą, bo poczułam się zagrożona. Co było kompletnym idiotyzmem. Nie mogłam się tak zachowywać. Nie powinnam. Schowałam dumę do kieszeni i wyrzuciłam te przerażające myśli z głowy.
Nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu, wycofałam się ostrożnie i odeszłam z dziwną mieszanką radości, ulgi i niepewności. Potrząsnęłam głową, bo moje chwilowe poczucie, że przestałam być mu potrzeba, było głupie. Byłam wdzięczna Hinacie, że została, że była przy Naruto. Teraz miałam stuprocentową pewność, że był w dobrych rękach i nie musiałam się o niego martwić.
Stanęłam przed swoim gabinetem, chociaż to był bardziej niewielki pokój, w którym gromadziłam różne zwoje, książki i dokumenty. Zastanawiałam się, czy potrzebowałam czegoś z niego, ale raczej nie, przynajmniej nic nie przychodziło mi do głowy. Wszystko, co było mi niezbędne zapewniła mi Hokage, więc na razie nie musiałam się przejmować żadnymi formalnościami. Musiałam tylko pilnować dokumentów, które dostałam od niej wczoraj i skupić się na swojej pracy.
Do moich nozdrzy doleciał kwaśny zapach kawy ulatniający się z pomieszczenia obok, gdzie urzędowały pielęgniarki, mieszał się on z wonią zużytych bandaży i wacików przesiąkniętych krwią oraz środków dezynfekujących. Trochę mnie zemdliło, chociaż ten zapach jakoś nigdy za specjalnie mi nie przeszkadzał; byłam do niego przyzwyczajona. Ale tym razem dostałam gęsiej skórki i odruchów wymiotnych. Zdawałam sobie sprawę, że jeszcze nie doszłam w pełni do siebie i nadal byłam nieco osłabiona.
Zakładając za ucho zbłąkany kosmyk włosów i ruszyłam do recepcji. Zabrałam stamtąd dodatkowe dokumenty, które zostały przygotowane specjalnie dla mnie. Miałam w nich między innymi jeszcze jedno oświadczenie, które w razie problemów z Ibikim Morino, miało mi utorować drogę do Sasuke. Nie ukrywałam, że konfrontacji z nim obawiałam się najbardziej. A naprawdę nie chciałam wywoływać burzy, tylko dlatego, że on mi czegoś zabroni.
Zabrałam jeszcze torbę, która po brzegi była wypełniona środkami pierwszej pomocy. Poprosiłam o nią, bo chciałam ją mieć przy sobie podczas wizyty w więzieniu. Musiałam być gotowa na wszystko, ponieważ obawiałam się, że więzienna apteczka mogła nie być zbyt dobrze zaopatrzona.
Uprzejmie podziękowałam pani w recepcji i wybiegłam ze szpitala.
Zatrzymałam się w domu, aby wziąć szybki prysznic i przebrać się w czyste ubrania. Rodziców nie było, przez co w środku panowała cisza, jak makiem zasiał. Cieszyłam się, że byłam sama, bo nikt nie zawracał mi głowy pytaniami.
Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i rozejrzałam się dookoła. Na łóżku leżały przygotowane na ceremonię: czarna bluzka i spódnica. To uczucie było znajome. Nie po raz pierwszy szykowałam się na pogrzeb. Tym razem miał on jednak bardziej wyniosły charakter, był bardziej znaczący, bo odeszło wielu wspaniałych i ważnych shinobi. Indywidualne pogrzebanie każdego zmarłego było niemożliwe. Zamiast tego zorganizowano masowy pogrzeb.
Nie byłam pewna, czy powinnam czuć się smutno z tego powodu, czy nie. Śmierć na polu bitwy to zaszczyt dla shinobi. A przynajmniej tak było. Bo sama już nie wiem, czy słowo shinobi ma teraz jakieś znaczenie. Ta wojna zmieniła morale ninja i nie będę zdziwiona, jeśli świat zacznie wprowadzać jakieś drastyczne zmiany. Pokój był czymś, o czym marzyliśmy od dawna, ale należy też mieć na uwadze, że wielu shinobi może się z nim nie zgodzić. Będą wywoływać zamieszki, gdy przestaną czuć się potrzebni.
Pokręciłam głową, żeby przestać myśleć i wszystko tak w kółko rozdrabniać. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zerkając na siebie po raz ostatni w lustrze, wygładziłam rękami odstające kosmyki włosów i poprawiłam spódnicę. Byłam gotowa, chociaż wewnątrz czułam niepokój. Wzięłam dwa głębokie wdechy i pomknęłam do wyjścia — ruszając w kierunku cmentarza.
Spokojny spacer dłużył mi się jak nigdy. Każdy krok był ciężki i wykonywany mechanicznie, bardzo instynktownie, bo zdecydowanie myślami byłam przy Sasuke. Martwiłam się o niego. Chwilami miałam wrażenie, że za bardzo. Czułam się winna, że nie udało mi się powstrzymać ANBU, którzy po niego przyszli, że mu nie pomogłam. Miałam ogromną ochotę skręcić i skierować się do miejsca, w którym go przetrzymywali. Zatrzymałam się i poważnie zaczęłam zastanawiać nad ucieczką. Musiałam tylko wrócić do domu po dokumenty i torbę...
— Sakura.
Podskoczyłam z piskiem, gdy poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń i usłyszałam imię. Naprężyłam ciało i zerknęłam w prawo.
— Mistrz Kakashi — powiedziałam, przymykając oczy i oddychając z ulgą. — Wystraszyłeś mnie. — Skrzywiłam się, bo zrozumiałam, że moje plany właśnie legły w gruzach.
Zmrużył w uśmiechu oczy i podrapał się z zakłopotaniem po tyle głowy.
— Wybacz. Nie chciałem. — Ruszył do przodu i kiwnął na mnie, żebym poszła z nim. Przewróciłam oczami, gdy na mnie nie patrzył i spełniłam jego prośbę.
— Jak się czujesz? — zapytał, chowając ręce do kieszeni.
— Chyba dobrze — powiedziałam cicho. — A pan?
— W porządku. Gdyby nie ty zapewne byłbym w gorszym stanie. — Zmrużył oczy jakby w uśmiechu. Odpowiedziałam tym samym, z nieco wymuszoną uprzejmością.
Spoglądając w październikowe niebo, znowu dopadły mnie wątpliwości i obawy. Przypomniałam sobie, jak członek ANBU założył Sasuke maskę z pieczęcią na oczy. I być może od tamtej pory nawet jej mu nie zdjęli, bo przecież on był mordercą. Nie jestem głupia i niech nie myślą, że uwierzę w te bajki, że Sasuke zabijał ludzi z zimną krwią. Wierzyłam w niego, wierzyłam w to, że się zmieni, że pozwoli mi dostać się do swojego serca. Nie był taki, za jakiego go wszyscy brali.
— Martwię się o Sasuke — wypaliłam jak z bicza, nieświadoma, że wypowiedziałam te słowa na głos. Wciągnęłam ze świstem powietrze, a chwilę potem wyrzuciłam ręce w górę i zakryłam nimi usta. Raczej nie powinnam o nim teraz wspominać. To nie było odpowiednie miejsce ani odpowiedni czas na rozmowę o Sasuke.
Kakashi mruknął coś pod nosem. Wydawał się nad czymś zastanawiać, ale żadne słowa nie opuściły jego ust. Również nie chciałam drążyć, wolałam chyba nie wiedzieć, o czym myślał. Chociaż korciło mnie, żeby zasypać go pytaniami, musiałam się powstrzymać.
Nie było o czym rozmawiać. Nie było nic wartego wspomnienia. Staliśmy obok siebie w ciszy, obserwując, jak wokół nas powoli zaczęli gromadzić się ludzie. Czas upływał i przybywało ich coraz więcej. Każdy był pogrążony w myślach i nie zaprzątał sobie głowy rozmowami. Kiedy dostrzegłam kogoś znajomego, po prostu grzecznie się kłaniałam. Kakashi robił to samo. Nikt nie miał nastroju na rozmowy, rozpamiętywaliśmy poległych przyjaciół, bliskich. Nie doznałam bezpośrednio tej straty. Śmierć Nejiego mnie dotknęła, ale zapewne nie tak bardzo, jak Naruto i Hinatę oraz jego kolegów z drużyny. Zginął, chroniąc swoją kuzynkę, za każdym razem jak o tym pomyślę, w oczach zbierają mi się łzy. Poświęcił siebie, ratując bliską mu osobę. Gdy go poznałam, podczas egzaminu na chunina, nawet bym nie pomyślała, że byłby zdolny do takich poświęceń. Okrzyknięty geniuszem klanu Hyuuga był zadufanym dzieciakiem, pragnącym siły. Nie dbał wtedy o nikogo.
Czasami zastanawiałam się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby pokonał Naruto.
Ponownie zerknęłam w niebo. O ile dobrze pamiętam na pogrzebie Mistrza Asumy padało. Niebo płakało nad stratą wspaniałego shinobi, a teraz nie widać na nim nawet chmurki. Powietrze było rześkie, a październikowe słońce delikatnie grzało nasze twarze, osuszając je z łez. W powietrzu czuć było przepiękną woń kwiatów na nagrobkach. Jeśli miałabym wybrać pogodę na taką ceremonię, stawiałabym na to, co akurat mamy. Nie napawało mnie to optymizmem, ale było idealnym przeciwieństwem naszych uczuć. Kontrastowało z tą smutną atmosferą, jaka panowała wokół. I na swój sposób to było piękne.
Ponownie zerknęłam w niebo. O ile dobrze pamiętam na pogrzebie Mistrza Asumy padało. Niebo płakało nad stratą wspaniałego shinobi, a teraz nie widać na nim nawet chmurki. Powietrze było rześkie, a październikowe słońce delikatnie grzało nasze twarze, osuszając je z łez. W powietrzu czuć było przepiękną woń kwiatów na nagrobkach. Jeśli miałabym wybrać pogodę na taką ceremonię, stawiałabym na to, co akurat mamy. Nie napawało mnie to optymizmem, ale było idealnym przeciwieństwem naszych uczuć. Kontrastowało z tą smutną atmosferą, jaka panowała wokół. I na swój sposób to było piękne.
Z zamyślenia wyrwał mnie Lee, który stanął przy nas i z wymuszonym uśmiechem na ustach, miło się przywitał. Kakashi zapytał się go o Mistrza Guya, ale nie usłyszałam już odpowiedzi. Tak bardzo skupiłam się na zbolałym wyrazie twarzy przyjaciela, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Ze smutku aż mnie zmroziło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam go w takim stanie.
Lee ukłonił się lekko i poszedł dalej, zatrzymując się przy płaczącej TenTen. Pustka w jego oczach zamieniła się w ból, gdy zapłakana przyjaciółka wtuliła się w jego pierś. Objął ją opiekuńczo, zapewniając wsparcie, jakiego potrzebowała. Ośmieliłabym się nawet stwierdzić, że oboje go potrzebowali. Teraz mieli tylko siebie i musieli być silni — dla Nejiego.
Rozejrzałam się i dostrzegłam drużynę dziesiątą, a tuż obok nich Naruto i Hinatę. Znowu zdziwiłam się, widząc ich razem, a Kakashi chyba to zauważył, bo powędrował za mną wzrokiem. Mistrz, w przeciwieństwie do mnie, uśmiechnął się, co zdradziły jego lekko zmrużone oczy i ruch pod maską. Przeniosłam swoje spojrzenie z Kakashiego na parę przyjaciół. Uzumaki stał po prostu za dziewczyną. Nie robił tego nachalnie, ale był na tyle blisko Hinaty, aby zapewnić jej wsparcie, równocześnie dając jej trochę przestrzeni.
W pewnej chwili odwrócił się i zauważył mnie. Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu zatrzymało się na mnie i nagle poczułam ścisk w żołądku. Wyglądał na wykończonego, załamanego, a mimo to uniósł kąciki ust i posłał mi uśmiech, w którym nie było ani grama radości. Wybałuszyłam oczy, kręcąc lekko głową, bo nie chciałam, żeby się do tego zmuszał. Nie chciałam, żeby udawał. Miałam nadzieję, że zrozumiał mój gest. Wypuściłam powietrze przez usta i wytrzymałam jego smutne spojrzenie. Kiwnął mi głową, odwrócił się i przysunął bliżej do Hinaty. Kibicowałam tej dwójce, chociaż wiedziałam, że mogą minąć lata, zanim coś poważnego się między nimi zadzieje. Naruto był naprawdę głupi w tych sprawach. Kompletnie się na nich nie znał, a Hinata była zbyt nieśmiała, żeby powiedzieć mu to w twarz. Chociaż mogłabym się założyć, że gdyby ktoś go uświadomił o jej uczuciach, wtedy na pewno by to do niego dotarło. Jednak nie chciałam się wtrącać, wszystko płynie swoim nurtem i zapewne, kiedy będą na to gotowi, sami odważą się zrobić ten odważny krok. O ile tylko dojdą do porozumienia.
— Co z mistrzem Guy’em? Nigdzie go nie widzę — zapytałam Kakashiego, rozglądając się na boki. Hatake westchnął.
— Leży w szpitalu — odparł krótko. Kakashi nigdy nie był zbyt otwarty. Zawsze wolał kogoś prowadzić w kierunku odpowiedzi, niż dać bezpośrednią.
— Przepraszam — zaczęłam — minęło kilka dni, a ja się czuję, jakby mnie ominęło tyle ważnych rzeczy. Nie wiem nawet, na czym się skupić, bo mi myśli szaleją — kończę, wydając z siebie bezradne westchnięcie.
— Na razie na ceremonii — powiedział — a później zapewne na Sasuke.
Strzeliłam buraka. Momentalnie pochyliłam głowę, żeby ukryć czerwone policzki pod włosami. Kakashi nigdy nie patyczkował się ze swoją szczerością, ale czasami mógł się powstrzymać. Widziałam, że go to bawiło, co mnie trochę zirytowało. To było strasznie zawstydzające. A co jeśli ktoś to usłyszał?, pomyślałam.
Zerknęłam na drużynę dziesiątą i dopiero teraz dostrzegłam, że razem z nimi stał pan Choza, ojciec Choujiego. Wszyscy mieli pochylone głowy. Nie widziałam ich twarzy, ale po tym, jak drżały ramiona Ino i Shikamaru mogłam się domyślić, że płakali. Przyglądałam im się w milczeniu, czując, jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Gdybym była na ich miejscu, nie wiem, czy poradziłabym sobie ze stratą.
— Nie chcesz do niej iść? — zapytał nagle Kakashi.
— Nie. — Pokręciłam głową. — Nie teraz. Nie chcę jej przeszkadzać.
Mistrz pokiwał z aprobatą głową i w tej samej chwili zaczęła się ceremonia.
— Zebraliśmy się tutaj… — Mówca rozpoczął swoje przemówienie, ale tak naprawdę nikt nie zwracał na to większej uwagi. W końcu te słowa były tylko formalnością.
Przez dwie godziny stałam i patrzyłam na groby poległych i zgromadzony tłum. Próbowałam słuchać przemówień, ale nie szło mi to zbyt dobrze. Było w nich tyle bólu i smutku, że gdybym się w nich zatraciła, sama zalałabym się łzami.
Niedługo po zakończeniu ceremonii obserwowałam, jak ludzie stopniowo zaczęli opuszczać cmentarz. Jedni spokojnie, inni jeszcze ze łzami w oczach. Od grobu Nejiego pierwsi odeszli Kiba i Shino. Jakiś czas później uciekła TenTen. Nigdy nie widziałam jej tak załamanej. Po prostu biegła przed siebie zasłaniając usta dłonią. Jej oczy były całe czerwone i opuchnięte od łez. W przeciwieństwie do reszty osób, które pozostały przy grobach, Lee wciąż płakał. Ale odszedł zaledwie chwilę po TenTen. W połowie drogi przyspieszył i pobiegł za przyjaciółką. Widząc to, nie wytrzymałam. Po moim policzku pociekły łzy, które szybko zaczęłam wycierać dłońmi. Nie mogłam zaczerpnąć tchu i bolała mnie klatka piersiowa. Czułam się tak, jakby ktoś wbijał mi w nią miliony małych igiełek. Chociaż próbowałam je powstrzymać, łzy nie chciały przestać płynąć. Zapchały mi nos i gardło, a do tego zamgliły wzrok.
Kakashi położył mi dłoń na ramieniu. Uspokoiło mnie to na tyle, że wyprostowałam się i ponownie zaczęłam wycierać z twarzy łzy. Czułam, że byłam cała czerwona, ale nie przeszkadzało mi to.
Kątem oka spojrzałam na Naruto. Miałam wrażenie, że czuł się tam coraz bardziej nieswojo, bo przy grobie Nejiego zostali sami jego najbliżsi, członkowie rodziny. Odwrócił się i zrobił zaledwie krok, ale Hinata złapała go za materiał bluzki, zatrzymując go w miejscu. Nawet na niego nie spojrzała, głowę miała opuszczoną. Po prostu wyciągnęła rękę i chwyciła go, zanim odszedł.
— Powinniśmy wracać — oznajmił Hatake. Pociągnęłam nosem i przetarłam po raz kolejny twarz, i dopiero wtedy mu przytaknęłam. Po raz ostatni zerknęłam w kierunku Uzumakiego, po czym odwróciłam się i spokojnym krokiem ruszyłam za Kakashim.
Kiedy wyszliśmy z cmentarza, zatrzymałam się i powiedziałam:
— Przepraszam, ale muszę wracać do domu. Mam kilka spraw do załatwienia. — Pociągnęłam jeszcze nosem, bo ciągle dusiłam w sobie płacz.
Przytaknął, po czym odpowiedział:
— Uważaj na siebie. — I zniknął.
Wywróciłam oczami. Sądziłam, że podzieli się ze mną jakąś małą informacją, ale nic z tego nie wyszło. Nie zwlekając dłużej, biegiem ruszyłam do domu. Musiałam się przebrać i zabrać potrzebne rzeczy.
Wpadłam do mieszkania jak burza. Z hukiem otworzyłam drzwi do swojego pokoju i gorączkowo zaczęłam zdejmować z siebie ubrania. Robiłam wszystko bardzo niedbale i szybko, bo nie chciałam tracić ani minuty. Chciałam zobaczyć Sasuke jak najszybciej.
Założyłam torbę przez ramię i jeszcze sprawdziłam, czy wszystko w niej mam. Kiedy miałam wychodzić, zatrzymała mnie mama.
— Jak było na ceremonii? — zapytała.
— To był pogrzeb mamo. Tam na pewno nie było wesoło i przyjemnie — odparłam z ironią i wyszłam. Po chwili poczułam się źle z tym, jak ją potraktowałam, ale nie miałam czasu na pomniejsze przyjemności, na rozmowę czy też odpoczynek. Wystarczająco wyleżałam się w szpitalu. Byłam skupiona tylko na tym, aby jak najszybciej zobaczyć się z Sasuke. Serce dudniło mi jak szalone. I nie wiedziałam, czy to ze strachu, czy z ekscytacji.