niedziela, 18 marca 2018

3. the screwed up face


I pretend that there's nothing bothering me

Z niepokojem wpatrywałam się w niewielki, pożółkły żyrandol, oczekując, że spadnie albo wybuchnie. Nie byłam pewna, gdzie jestem ani co się stało. Szumiało mi w głowie, a powieki miałam ociężałe i opuchnięte, że z ledwością utrzymywałam je w górze. Wargi były spierzchnięte, a w ustach czułam metaliczny posmak, którego chciałam się pozbyć za wszelką cenę. Chciało mi się okropnie pić.
Rozejrzałam się po pokoju, szaro-białym pomieszczeniu, w którym było jedynie łóżko, na którym leżałam i dwa metalowe taborety, stojące naprzeciwko. Ściany były przesadnie poszarzałe i trochę przypominały mi te z mojej kuchni. Przez moment naprawdę myślałam, że jestem w domu, ale czując ten specyficzny zapach środków dezynfekujących połączony z wonią antybakteryjnego mydła, nylonowych rękawiczek i wykrochmalonej pościeli, dotarło do mnie, że obudziłam się w dobrze znanym mi miejscu, jednak w zupełnie innej roli.
Poruszyłam głową i poczułam paraliżujący ból rozchodzący się po mojej szyi. Jaskrawe światło przebijające się przez poszarzałe firanki niemiłosiernie raziło mnie w oczy. Co chwila je zamykałam i otwierałam, próbując je przyzwyczaić do jasności. Gdy na kilka sekund słońce schowało się za chmurami, zaczęłam mrugać powiekami, chcąc pozbyć się zielonych przebłysków. Kiedy wzrok mi się przyzwyczaił, podniosłam ręce i oparłam się nimi o materac. Chciałam się trochę unieść, bo leżałam w bardzo niewygodnej pozycji. Metalowe sprężyny wbijały się w moje plecy, sprawiając mi tym duży dyskomfort. Wystarczyło lekkie przesunięcie albo ułożenie dodatkowej poduszki pod tułowiem. Rozejrzałam się na boki, dostrzegając, że byłam podłączona do kroplówki i urządzeń, które monitorowały pracę serca. 
Podciągnęłam się zaledwie o kilka centymetrów, po czym opadłam bez sił. W prawej ręce złapał mnie jakiś nerwoból i nie mogłam nią ruszyć. Syknęłam, zaciskając mocno powieki. Z grymasem na twarzy zauważyłam, że całe moje prawe ramię pokryto bandażem, a lewa ręka była zaledwie lekko posiniaczona.
Musiałam odczekać kilka minut, aż ból był na tyle znośny, że mogłam poruszać ręką. Odetchnęłam z ulgą, gdy bez większego problemu udało mi się zgiąć i rozprostować palce prawej dłoni. Jednym pociągnięciem zerwałam prześcieradło, które kleiło się do mojego przepoconego ciała. Odrzuciłam go w dół i od razu poczułam chłodny powiew na swojej skórze. 
Moje oczy i usta przybrały formę niekształtnego o i przez chwilę byłam lekko zaskoczona. Nogi miałam tak posiniaczone i podrapane, że ręce przy nich to było nic. Pomyślałam, że i tak miałam szczęście, bo doznałam kilka niewielkich urazów, które i tak były dla mnie codziennością. W końcu uszkodzenia ciała w świecie shinobi to ryzyko zawodowe. 
— To nic takiego. Dam radę — szepnęłam do siebie i ponowiłam próbę podciągnięcia się. Tym razem zamierzałam wytrzymać, aż moje ciało będzie ułożone w satysfakcjonującej pozycji. Z głośnym jękiem udało mi się przyjąć pozycję półleżącą, ale skutki tego niewielkiego wysiłku odczuwałam jeszcze przez kilka kolejnych chwil.
Zauważyłam małą butelkę wody na stoliku, więc od razu wyciągnęłam po nią swoją rękę. Złapałam ją trochę niezdarnie, bo byłam obolała i osłabiona, ale na szczęście udało mi się odkręcić zakrętkę. Przysunęłam ją powoli do ust i przytaknęłam do nich plastikowy brzeg. Starałam się brać małe, powolne łyki, bo nie wiedziałam, jak długo byłam nieprzytomna i wolałam nie narazić się na jakieś dodatkowe szkody, wywołane na przykład zakrztuszeniem. 
Sekundę po tym, jak odstawiłam wodę na miejsce, drzwi cichutko zaskrzypiały i w szczelinie ujrzałam głowę Piątej Hokage. Ścisnęło mnie w żołądku na jej widok, poczułam się tak, jakbym zrobiła coś złego i czekała na karę od rodzica. 
Pani Tsunade wyglądała na zmęczoną, jednak na jej ciele nie było żadnych oznak walki. Była cała i zdrowa. Na całe szczęście, podziękowałam w duchu. Widząc, że była w dobrym stanie, mogłam odetchnąć z ulgą. 
Na mój widok twarz Mistrzyni rozjaśnił radosny, ale nieco niepewny uśmiech. Weszła do pokoju jakby trochę nieśmiało. Odniosłam wrażenie, że nie czuła się tu zbyt swobodnie. I zastanawiałam się, czego może dotyczyć ta jej konsternacja. 
— Dobrze. Nie ma czasu na leniuchowanie — powiedziała energicznie, zamykając za sobą drzwi. Chociaż jej uwaga była zabawna, nie potrafiłam się roześmiać. Przed moimi oczami pojawiła się scena z powrotu do wioski i aresztowanie Sasuke. Bezwiednie zacisnęłam dłonie na prześcieradle, bo poczułam się bezsilna. Nie wiedziałam, od jakiego czasu znajdowałam się w szpitalu. Jednak bardziej przeraziło mnie to, że nie miałam pojęcia co dzieje się z chłopakami. 
— Co z Sasuke? Gdzie Naruto? — zapytałam spanikowana, zanim Tsunade podeszła do łóżka. 
— Spokojnie. Nic im nie jest. — Odwróciła się i zabrała taboret spod ściany, po czym postawiła go przy mnie. — Uzumaki jest w pokoju obok, leży nieprzytomny od dwóch dni, ale nic nie zagraża już jego życiu, więc możesz być spokojna. — Zamilkła i wlepiła spojrzenie w swoje dłonie.
— A Sasuke? Co z Sasuke? Wszystko z nim w porządku? Gdzie on jest? — Gorączkowałam się coraz bardziej. Rzucałam w jej stronę pytaniami, raz za razem powtarzając te same słowa. Chciałam znać wszelkie szczegóły. Musiałam wiedzieć, czy nic mu nie jest i gdzie się znajdował.
Tsunade się spięła i zmarszczyła z irytacją czoło. 
— Jest cały — odparła krótko i rzeczowo. Coś nie podobało mi się w jej głosie. Czułam się tak, jakby nie chciała o nim rozmawiać, jakby mnie okłamywała.
— Gdzie on jest? — powiedziałam nieco ostrzej, niż zamierzałam. Zacisnęłam usta, uzmysławiając sobie, że brzmiało to bardziej jak warknięcie. 
Tsunade potarła jedną wargą o drugą i wlepiła we mnie swoje orzechowe oczy. 
— Szanowna Hokage — zaczęłam — proszę, powiedz mi prawdę. Muszę wiedzieć co z nim. Po prostu muszę — dokończyłam, słabym roztrzęsionym głosem. 
Tsunade westchnęła ciężko.
— Sakura — zaczęła ostro i położyła mi dłoń na kolanie. — Nie musisz się o nic martwić — dokończyła stanowczym nieznoszącym sprzeciwu głosem. 
— Mówi to pani jako moja Mistrzyni, czy dlaczego, że Sasuke panią o to prosił? — Zdziwił mnie mój niemiły ton. Naprawdę powinnam się ugryźć w język, zanim następny raz coś palnę, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Trzęsłam się i nie wiedziałam, czy to ze złości, czy z irytacji, a może z niewiedzy i tej niecierpliwości. I dlaczego w ogóle założyłam, że Sasuke mógł ją o coś prosić?
Milczenie pani Tsunade było dla mnie bardziej niż wymowne. Spojrzałam na nią podejrzliwie. 
— Proszę niczego przede mną nie ukrywać — wyszeptałam błagalnym głosem, mocniej zaciskając dłonie na prześcieradle. Zignorowałam nawet ból, który przeszył moje ciało.
— Skończ z tymi pytaniami, Sakura. Powinnaś odpoczywać, to jest teraz najważniejsze. — Wyraz twarzy Piątej zmienił się. Mieszały się na niej niezrozumiałe dla mnie emocje, przez co stałam się tylko bardziej podejrzliwa. Czułam, że coś jest nie tak.
Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy.
— Jak długo byłam nieprzytomna? — zniecierpliwiłam się. Wolałam o to zapytać, bo nie byłam pewna, czy Naruto obudził się po tym, jak został ogłuszony. Już na samą myśl, co zrobił ten ANBU, aż ściskało mnie w żołądku. Jak on mógł go tak potraktować? 
— Dwa dni…
— Dwa dni?! — przerwałam jej, energicznie unosząc się na łokciach. Zmarnowałam czterdzieści osiem godzin na leżenie w szpitalu. Zmarnowałam czas Sasuke, bo powinnam być przy nim. Powinnam się nim zająć. — I nie chcesz mi powiedzieć, co się dzieje z Sasuke?! — warknęłam zirytowana.
— Nie tym tonem, Sakura — upomniała mnie.
— Muszę się nim zająć — wypowiedziałam te słowa w tej samej chwili, gdy o nich pomyślałam, nawet tego nie zauważając. Byłam nawet gotowa, aby zeskoczyć z łóżka, ale silny chwyt Tsunade mi to uniemożliwił. Jej ręka uczepiła się mojej nogi jak rzep psiego ogona.
— Dzisiaj odpocznij — powiedziała twardo, obdarzając mnie surowym spojrzeniem. — Wrócę do ciebie jutro. — Poklepała mnie po kolanie, a następnie zerknęła na wiszący nad drzwiami zegar. — Niedługo powinni tu być twoi rodzice. Masz poczekać do jutra. Zrozumiano. — To nawet nie brzmiało jak pytanie. Wycelowała we mnie palcem i srogo pouczyła. Nie mogąc zdziałać zbyt wiele, przytaknęłam. 
Godzinę później w drzwiach do sali pojawili się rodzice. Udało mi się ukryć zdenerwowanie, które buzowało we mnie przez rozmowę z Piątą, żeby nie powodować zbędnych pytań. 
Ich widok wywołał łzy w moich oczach, bo od dawna ich nie widziałam. Tęskniłam za nimi. Byłam szczęśliwa, że byli cali i zdrowi. Podczas walki nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, co akurat działo się w wiosce. Wiedzieliśmy tylko tyle, że do każdej osady zostały przydzielone specjalne oddziały shinobi, które strzegły wejścia do wiosek. Moi rodzice byli jednymi z ninja, którzy zostali w Liściu. 
Mama, zasłaniając usta dłonią podbiegła do mnie i zarzuciła mi ramiona na szyję, mocno do siebie przytulając. Skrzywiłam się i jęknęłam z bólu, ale starałam się po sobie tego nie okazywać. Nie chciałam psuć jej nastroju ani wywoływać niezręcznych sytuacji.
— Jak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku. Tak się o ciebie bałam — wyszeptała łamiącym się głosem w moje włosy. Poklepałam ją po plecach i posłałam uśmiech tacie, który stał w nogach szpitalnego łóżka. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a jego zwykle rozświetlona uśmiechem twarz była przydymiona zmartwieniem. Od razu coś ścisnęło mnie w piersi. Nie przywykłam do takiego wyglądu ojca. 
Mama odsunęła się ode mnie, przesuwając dłońmi po moich ramionach, jakby sprawdzała, czy na pewno jestem cała. Potem zerknęła w stronę męża, który jak na zawołanie znalazł się przy mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku. Stęknęłam z bólu po raz kolejny. Miałam wrażenie, że żebra przebiją mi płuca, jeśli tata szybko mnie nie puści. 
Wizyta nie trwała długo. Przynieśli mi ubrania na zmianę i coś lekkiego do jedzenia. Dowiedziałam się, że Tsunade poinformowała ich o tym, że się obudziłam. Wzmianka o Mistrzyni wywołała czuły uśmiech na mojej twarzy, który znikł równie szybko, jak się pojawił, bo zaczęłam się zastanawiać, co przede mną ukrywała. Nie podobało mi się jej zachowanie i miałam co do tego złe przeczucia.
Tata później poinformował mnie o ceremonii pogrzebowej, która miała odbyć się pojutrze. Z mojej głowy uleciały wszelkie myśli. Miałam wrażenie, że przez moment byłam imitacją pustej skorupy, która tylko przypomina człowieka. Nie wiedziałam, co powinnam na to odpowiedzieć. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa. Byłam w stanie jedynie przytaknąć — krótko, lekkim dygnięciem. Rodzice do końca wizyty nie poruszyli już tego tematu, za co byłam im wdzięczna. Miałam wrażenie, że jeszcze do mnie nie dotarła ta smutna rzeczywistość. Podświadomie to odpychałam, ignorowałam. To wszystko było jak zły sen — koszmar, który ciągnął się przez wiele dni i nocy. Straciliśmy Nejiego, a Ino i Shikamaru swoich ojców. Poległo tylu wspaniałych shinobi.
Dalsza rozmowa była przyjemniejsza. Tata próbował rozluźnić atmosferę głupimi żartami, za które dostawał od mamy po rękach. Zjadłam nawet przygotowane przez nią jedzenie. Nie byłam głodna i musiałam się zmusić do każdego kęsa, bo czujne oko rodzicielki pilnowało mnie, aż wyczyściłam cały talerz. Później było mi niedobrze, ciągle mi się odbijało i zbierało na wymioty. Nie przyznałam się do tego mamie, bo nie chciałam jej robić przykrości. A mówią, że owsianka jest dobra, pomyślałam.
W międzyczasie pielęgniarka zmieniła mi opatrunek na prawym ramieniu i powiedziała, że jeżeli jutro będę się lepiej czuła i poruszanie się nie będzie powodowało mocnego bólu, to będę mogła bez problemu opuścić szpital. 
Około dziewiętnastej rodzice pożegnali się ze mną i zostałam sama. Kiedy zamknęli za sobą drzwi, odetchnęłam z ulgą. Nie, żebym się cieszyła z tego, że wyszli, po prostu byłam już zmęczona ich towarzystwem i chciałam się trochę przespać.
Przymknęłam oczy i odrzuciłam głowę do tyłu. Zastanawiałam się, co robi w tej chwili Sasuke, jak się czuje i czy wszystko z nim okej. Martwiłam się o niego, a moja sytuacja wcale mi tego nie ułatwiała. Gdy jest się pacjentem, czas w szpitalu ma pewną umiejętność, która sprawia, że minuty zamieniają się w godziny. I tak będąc tu zaledwie dzień, miałam wrażenie, że minął co najmniej tydzień. 
Podciągnęłam kołdrę, otulając się nią pod samą szyję. Przymknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Musiałam nabrać sił, bo nie mogłam sobie pozwolić na kolejny dzień w szpitalu. Czekał na mnie Sasuke.
Następnego dnia zgodnie z obietnicą Tsunade pojawiła się w mojej sali. W jej spojrzeniu znowu było coś, co nie pozwalało mi zachować spokoju i ciągle snułam domysły. Może nie powinnam była tego robić, może wyolbrzymiałam, że coś przede mną ukrywała. Jednak nie mogłam pozbyć się tych myśli z mojej głowy. Miałam przeczucie, że coś było nie tak. Zachowywała się tak, jakby nie chciała odbyć ze mną tej rozmowy. Jakby to, co miała mi do powiedzenia, było zbyt kłopotliwe.
— Pani Tsunade — zaczęłam spokojnie — ja naprawdę mam wrażenie, że pani coś przede mną ukrywa — dokończyłam, zagryzając dolną wargę. Wpatrywałam się w nią oczekująco. 
— Jak się dzisiaj czujesz? — zapytała, odrzucając blond kucyki na plecy. 
Czyżby próbowała zmienić temat?, pomyślałam. 
— Dużo lepiej. Poruszam się w miarę swobodnie, ale nie mogę wykonywać gwałtownych ruchów — odpowiedziałam, przesuwając dłońmi po udach. Mistrzyni przytaknęła głową, po czym ujęła brodę między kciuk a palec wskazujący. Wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała. 
Nie zamierzając czekać, aż z jej ust padną jakiekolwiek słowa, wtrąciłam się:
— Proszę mi powiedzieć co z Sasuke. 
Wzięła ciężki oddech i opuściła ramiona. 
— Czuję, że im bardziej będę odwlekać wyznanie ci prawdy, tym bardziej będziesz mnie naciskała — powiedziała, ze wzrokiem utkwionym gdzieś ponad moim ramieniem. 
Zacisnęłam dłonie w pięści, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Wiedziałam, powiedziałam do siebie w myślach. Coś musiało się stać. I w kościach czułam, że to nie było nic dobrego. 
Przełknęłam ślinę i skinęłam jej głową. 
— Sasuke odmówił leczenia... — urwała, bo krzyknęłam: 
— Jak to odmówił?! — Moje serce pominęło chyba ze trzy uderzenia. Oblały mnie zimne poty i zaczęło mi się kręcić w głowie. Czy ona sobie ze mnie żartowała? Bo to musiał być żart. Nie mogłam uwierzyć w jej słowa. — Nie, nie, nie — powtarzałam jak nakręcona. — To na pewno nie jest prawda. Sasuke by tego nie zrobił. 
— Sakura — westchnęła i położyła dłoń na moim kolanie, dokładnie tak jak wczoraj. — Uspokój się i posłuchaj mnie dokładnie. — W jej głosie nie było ani grama czułości. Brzmiała tak poważnie i oficjalnie, że aż mnie skręcało.
Przez chwilę wpatrywałam się w nią oniemiała. Pociągnęłam nosem i potarłam go palcami. Serce kołatało mi boleśnie w piersi, a żołądek ścisnął się tak mocno, jakby ktoś zawiązał na nim druciany supeł. 
— Zarówno Naruto, jak i Sasuke stracili swoje dominujące ramiona. Udało mi się zamknąć ich rany, ale nie wiem, jak długo byli narażeni na zakażenie. Twoje działania zdecydowanie je ograniczyło. Życiu Naruto nic nie zagraża, lecz u Sasuke infekcja ujawni się prędzej czy później. Próbowałam jakoś temu zaradzić. Chciałam ją złagodzić, ale nie zgodził się na nic więcej — mówiła, bezwiednie skubiąc w palcach kawałek pościeli.
Przyglądałam jej się w oszołomieniu. Nawet nie wiedziałam, jak na to zareagować. Strach o Sasuke zwiększył się jeszcze bardziej. Zabrakło mi tchu, a w oczach piekły mnie łzy. To był jakiś cholerny koszmar. Jak on mógł to zrobić? Powinien z nami współpracować, a mimo to, on odmówił leczenia. 
Zaczęłam trząść się ze złości i ze strachu. Wnętrzności mi się skręcały i poczułam, jak żółć napływa mi do ust. Zerwałam się z łóżka i wybiegłam przez drzwi. Skręciłam w prawo i wpadłam do łazienki. Nachyliłam się nad umywalką i zrzuciłam całą zawartość żołądka. 
Wyszłam z toalety po pięciu minutach. Pani Tsunade czekała na mnie przy drzwiach i razem ze mną udała się do mojego pokoju.
— To ze zdenerwowania — poinformowałam ją, chcąc uniknąć niepotrzebnej konwersacji na temat mojego zdrowia. Uniosła brwi i spojrzała na mnie podejrzliwie. — Wszystko ze mną w porządku — skłamałam. — Jeszcze dzisiaj po południu wypiszę się ze szpitala i wrócę do domu. 
— To przypadkiem nie chcesz uciec do Sasuke? — zapytała nagle. Zaskoczyła mnie swoimi słowami, ale owszem, planowałam to. Chciałam wrócić do mieszkania, odświeżyć się, a potem zamierzałam iść do Sasuke. Musiałam go zobaczyć, porozmawiać z nim i wybić mu te głupoty z głowy. 
— Nie — mruknęłam szybko, ale wiedziałam, że wyczuła moje kłamstwo.
— Muszę się nim zająć — zacytowała moje słowa z wczoraj. Skrzywiłam się i mocno zacisnęłam wargi. — Nie mów mi, że niczego nie planujesz — warknęła wyraźne zła. — Jak niby zamierzasz się do niego dostać? — dopytywała z irytacją, przyciskając moją nogę do materaca. 
Wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem. Znajdę sposób. — Spuściłam wzrok, świadoma tego, że próbuję się porwać z motyką na słońce. 
— Wiesz, że bez mojego pozwolenia nie będziesz mogła go widywać. — Jej wypowiedź była jakimś retorycznym pytaniem albo podchwytliwym stwierdzeniem. Nie śmiałam jej o to nawet zapytać, bo wiedziałam, że się nie zgodzi.
— Nie dawaj mi nadziei. I tak mi na to nie pozwolisz. — Jakby na potwierdzenie moich słów, wyciągnęła z kieszeni mały zwój i podała mi go. Pośpiesznie sprawdziłam jego zawartość. Zaparło mi dech w piersiach, gdy przeczytałam:
“Zezwalam na wizyty Haruno Sakury u więźnia numer 504 — Uchihy Sasuke, jako medycznego ninja.”
— Dlaczego mam wrażenie, że sobie ze mnie żartujesz? — zapytałam, patrząc na nią podejrzliwie. — Bo jeśli tak to jest przerażające.
— Daj spokój. — Machnęła ręką i spiorunowała mnie wzrokiem. — To prawda Sakura. — Poklepała mnie po nodze. — Wracaj szybko do formy, bo on czeka. — W jej głosie wyczułam tęsknotę, taką melancholię i zaczęłam się zastanawiać, o czym pomyślała.
— Mogę iść do niego dzisiaj? — zapytałam z nadzieją. Pokręciła głową.
— Przeczytaj jeszcze raz. Masz tam wpisaną jutrzejszą datę, więc radzę ci porządnie odpocząć — nakazała. — I pamiętaj — wycelowała we mnie palcem — będziesz tam jako medyczny ninja. Nie masz wpływu na decyzję o jego losie. Masz tylko się nim opiekować. Nic więcej. Rozumiesz? — poinformowała surowo. 
To, że Sasuke przez jakiś czas był wrogiem Wioski, nie oznaczało, że musiał być tak traktowany. Tamte czasy minęły. Wrócił do nas, pomógł nam, a my powinniśmy go wesprzeć. My — czyli Naruto, Kakashi i ja. Nie sądziłam, że sama Piąta Hokage utoruje mi do niego drogę. Cieszyłam się z jej postawy i byłam ogromnie wdzięczna, że przydzieliła mnie do opieki nad nim. Przez ten gest zaczęła kiełkować we mnie mała nadzieja, że może Mistrzyni zdziała coś w związku z jego uniewinnieniem. Że uda jej się wpłynąć jakoś na decyzję Starszyzny, która trzymała swoje ręce na władzy mocniej niż Tsunade kiedykolwiek. 
Ale wiedziałam, że tak nie będzie.
Pozostał jeszcze Naruto — nasz bohater. Pomyślałam, że może jego słowa coś zdziałają? Zawsze działały, więc dlaczego miałyby zawieść akurat teraz? Albo Kakashi? Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. 
— Dlaczego ja? — zapytałam, nadal będąc w lekkim szoku. 
— Bo wiem, że zdołasz mu pomóc — odpowiedziała cicho, próbując ukryć smutek w głosie. Ale zaraz szybko się zrehabilitowała i już nieco żywiej, dodała: — Od jutra będziesz miała sporo na głowie. Potrzebuję twojej pomocy. Brakuje mi rąk do pracy. — Zamilkła na chwilę. — Straciliśmy zbyt wielu uzdolnionych medycznych ninja — powiedziała z żalem w głosie. 
— Dobrze. Może pani na mnie liczyć, pani Tsunade. 
Mentorka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Klepnęła mnie ostatni raz w nogę i z życzeniami powrotu do zdrowia opuściła salę. Wpatrując się w zamknięte drzwi, zastanawiałam się, jaka była jej historia. Jacy byli mężczyźni, których kochała, jak wyglądało jej życie poza światem shinobi. Zawsze była wierna swojej wiosce i jej ludziom. Walczyła w bitwach, w które nie wierzyła, i leczyła ludzi, którzy nie zasługiwali na uzdrowienie. Wiedziałam o niej tyle, na ile sama mi pozwoliła podczas naszych treningów. 
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i opadłam na poduszkę, wracając myślami do Sasuke. On był moim wyjątkiem od wszystkiego. Przebaczyłam mu każdą złą rzecz. Był moją piętą achillesową, moją słabością. Był moją nadzieją. Kochałam go tak bardzo, że to aż bolało. Te chwilowe zauroczenie, które zakiełkowało w Akademii, przerodziło się w prawdziwą miłość. Zanim odszedł do Orochimaru, dla niego byłam nawet gotowa zostawić wioskę, byle tylko być przy nim. Błagała, płakałam, a później wymusiłam na Naruto obietnicę, żeby sprowadził go z powrotem. 
Teraz wiedziałam, że nadeszła nadzieja na nowy początek. Musiałam tylko sprawić, aby i on w to uwierzył. Otoczyć go opieką, ofiarować miłość, którą odebrały mu tragiczne wydarzenia. Jeżeli Sasuke był gotów przyjąć karę za swoje postępowanie, ja byłam w stanie o niego zawalczyć.