sobota, 10 marca 2018

2. life is an opportunity

Everybody tells you from time to time
To never give up like a phrase from a movie
Powrót do Wioski był wyczerpujący. Mieliśmy zbyt wielu rannych i zaledwie garstkę medycznych ninja, którzy ledwo nadążali z pomocą. Pracowaliśmy zaciekle. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc jak największej liczbie osób. Nie mogliśmy pozwolić na utratę kolejnych shinobi; wojna i tak zabrała zbyt wielu. Byliśmy gotowi poświęcić siebie, aby uratować drugą osobę. I zapewne gdyby nie wsparcie naszych towarzyszy, nie dalibyśmy rady.
Nie miałam czasu na regenerację, byłam zmotywowana, aby zająć się rannymi najlepiej, jak potrafię. Byłam za nich odpowiedzialna i nawet nie zawracałam sobie głowy odpoczynkiem. Co chwila ocierałam pot z czoła zewnętrzną częścią dłoni lub klepałam palcami w policzki, aby się rozbudzić. Naruto i Kakashi nie raz zwrócili mi uwagę, że powinnam przystopować, ale ja nie potrafiłam. Puszczałam ich słowa mimo uszu i pracowałam dalej. Ignorowałam to, że kręciło mi się w głowie, że wzrok miałam zamglony i coraz częściej pojawiały mi się przed oczami białe plamki. To było nic.
Droga dłużyła się w nieskończoność, a wsparcie wysłane z Konohy natknęło się na nas dopiero pod koniec drogi. Dostrzegając idących z oddali medycznych ninja, wstałam i ruszyłam do przodu, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Przez chwilę myślałam, że to sen, ale gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu i usłyszałam czułe słowa: dobrze się spisałaś, Sakura, dotarło do mnie, że mogę sobie odpuścić. Że moja praca dobiegła końca. Ogarnęła mnie taka ulga, że nogi kompletnie odmówiły mi posłuszeństwa. Zachwiałam się i już byłam przygotowana na to, że moja twarz spotka się z brudną, udeptaną ziemią, ale poczułam szarpnięcie. 
Sasuke zmaterializował się koło mnie i podtrzymał delikatnie, zapewniając potrzebne wsparcie. Bezwładnie oparłam się o niego i przymknęłam lekko oczy. Jego chłodne palce zacisnęły się na moim przedramieniu, a klatka piersiowa przylgnęła mi do pleców. Byłam w szoku, że znowu to zrobił. To był drugi raz, jak uchronił mnie przed upadkiem.
Odwróciłam głowę i zerknęłam na niego. Z jego twarzy nie mogłam odczytać żadnych emocji, co mnie trochę dezorientowało. Jednak to, w jaki sposób na mnie patrzył sprawiło, że poczułam, jak ciepło rozlewa mi się po ciele. Policzki zaczęły mnie palić żywym ogniem, a skórę pokryła cieniutka warstewka potu. Byłam przekonana, że nie udało mi się tego ukryć, chociaż usilnie próbowałam. Nie chciałam, żeby Sasuke zauważył, jak zareagowałam na ten prosty gest, ale bardziej bałam się, że poczuł, jak szybko bije moje serce.
Zmieszana odsunęłam się od niego i podziękowałam. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Sasuke po prostu cofnął się i mnie minął, jakby nic się nie stało. Nie zdziwiło mnie jego zachowanie, ale trochę dotknęło. Nie wiedziałam, czy czułam się źle dlatego, że mnie zignorował, czy może dlatego, że przez całą drogę to ja próbowałam pilnować ich, a koniec końców to on zatroszczył się o mnie. Tym, co mnie jednak najbardziej zdziwiło, było to, że momentami zupełnie przypadkowo nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie mogłam na niego nie patrzeć. Musiałam mieć Sasuke w zasięgu i często szukałam go wzrokiem, a on po prostu czasem zerkał na mnie przez ramię. W takich chwilach wyobrażałam sobie zbyt wiele. Pojawiała mi się wtedy w głowie mała myśl, że Sasuke jednak o mnie myśli. Narastała we mnie nadzieja, że to, co było między nami jakoś uda nam się naprawić. Że może w końcu pozwoli mi być przy nim.
Kiedy dotarliśmy do północnej bramy Wioski Ukrytej w Liściach, pojawiła się przed nami sześcioosobowa grupa ANBU. Skupili się wyłącznie na naszej czwórce i zanim zdążyliśmy mrugnąć okiem, chwycili nas jak jakichś zakładników — jak zdrajców. Gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, od razu spanikowana spojrzałam na Sasuke. Miałam co do tego złe przeczucia i za nic nie chciałam, aby się potwierdziły. 
Pilnowało go dwóch mężczyzn, a on spokojnie stał. Jakby był świadomy tego, co się stanie. Nie awanturował się, nawet nie powiedział słowa. Jego zupełnym przeciwieństwem był Naruto, który już zdążył kopnąć swojego strażnika i ciągle coś krzyczał. Szamotał się, próbował walczyć. Nie reagował nawet na słowa Kakashiego, gdy ten kazał mu się uspokoić i nie robić niepotrzebnej awantury. Ja tylko stałam jak słup soli i próbowałam poukładać sobie tę sytuację w głowie. Wystraszyłam się, że ANBU zainterweniowało tak szybko. Wiedziałam, że prędzej czy później będą próbowali złapać Sasuke, ale nie sądziłam, że stanie się to jeszcze zanim przekroczymy bramę wioski. 
Rozejrzałam się dookoła, szukając jakiejś drogi ucieczki. Musiałam działać, jeśli chciałam wydostać nas z tej idiotycznej sytuacji. Musiałam chronić Sasuke. Nie mogłam pozwolić, żeby ot tak go zabrali. Nie zasługiwał na to.
Wzburzyło się we mnie, jak zobaczyłam, że jeden ze szpiegów podniósł rękę i zamroczył Naruto, uderzając go w kark. Jego ciało bezwładnie opadło w ramiona mężczyzny, który ostrożnie położył go na ziemi. Wyrwałam się do przodu, zapominając, że również byłam uwięziona. Nie myślałam za wiele. Liczyło się dla mnie tylko zdrowie Naruto. Nie chciałam dopuścić, aby do jego rany dostało się zakażenie, bądź co gorsza, żeby nie doznał poważniejszych urazów.
— Zostaw go! — krzyknęłam. — On jest ranny! 
Poczułam silniejszy uścisk na swoich nadgarstkach i mocne szarpnięcie. Obejrzałam się przez ramię i warknęłam na faceta, który mnie trzymał, ale on tylko ponownie mną potrząsnął. Nadepnęłam mu na stopę i próbowałam się wyrwać. Chociaż nie mogłam ruszać rękami, bo miałam je unieruchomione i przyciśnięte do moich pleców, ale nogami owszem. Nie przemyślałam tylko jednej rzeczy — wszelkie urazy dały o sobie znać i przez moje ciało przebiegł bolesny dreszcz. Jęknęłam i straciłam równowagę. Nie miałam siły nawet kopnąć swojego ochroniarza. To było żałosne. 
— Czego chcecie? — zapytał gniewnie Kakashi. 
Natychmiast zwróciłam na niego swoją uwagę i posłałam mu błagalne spojrzenie, mając nadzieję, że jakoś wyplącze nas z tej sytuacji. W końcu miał w tym niezłą wprawę.
Mistrz spojrzał na mnie i pokręcił lekko głową, dając mi znać, żebym się nie wtrącała. 
— Sasuke Uchiha jest aresztowany — zwrócił się do nas dowódca grupy, po czym spojrzał na Sasuke i powiedział: — Jeśli zgodzisz się z nami iść, ta trójka nie będzie obarczona żadną winą.
— Jaką winą? — zapytałam zszokowana. Wszystko działo się tak szybko. W głowie huczała mi tylko jedna myśl: dlaczego teraz. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ale z drugiej strony… czy ja naprawdę sądziłam, że oni ot tak mu odpuszczą? Chyba tak… Tak. Miałam na to nadzieję. 
— Dlaczego go zabieracie już teraz? Wytłumaczcie mi to — zażądał Kakashi. Zdenerwowany głos Mistrza sprawił, że dostałam gęsiej skórki. A słysząc jego słowa, zrozumiałam, że Hatake również wiedział, że aresztują Sasuke. Możliwe, że wiedział na ten temat więcej niż ja. 
Zerknęłam na dowódcę oddziału w momencie, gdy ten przekręcił głowę w kierunku mojego Mistrza. No tak, Kakashi miał wśród nich niemały autorytet, pomyślałam. W mojej głowie pojawiło się jakieś światełko nadziei. Błagałam, żeby mu się udało odroczyć aresztowanie Uchihy. 
— Uchiha Sasuke jest oskarżony o zdradę Wioski Ukrytej w Liściach; przez jego działania życie Pięciu Kage, a także wielu mieszkańców Konohy zostało zagrożone. A wy — wskazał na nas palcem — możecie mieć poważne problemy, jeśli będziecie próbowali mu pomóc.
Te słowa sprawiły, że momentalnie odzyskałam siły. Oderwałam się od mężczyzny za moimi plecami i uderzyłam go łokciem w brzuch, a później przerzuciłam przez swoje ramię, waląc go na ziemię. Instynktownie rzuciłam się w kierunku gościa, który asekuracyjnie trzymał Sasuke. Miałam w nosie czy mnie zamkną, czy nie. To, co się właśnie działo przed moimi oczami było niesprawiedliwe. Udało im się powstrzymać Naruto, więc to ja będę tą, która zadba o bezpieczeństwo Uchihy. Musiałam temu jakoś zaradzić i nie tylko ze względu na Uzumakiego.
Nagle ktoś mnie zatrzymał i ponownie unieruchomił. Warknęłam coś niezrozumiale i zaczęłam się szarpać. Kopałam, waliłam rękami, ale nic. Czułam, jak pod moimi powiekami zapiekły łzy. Byłam bezsilna, robiłam z siebie tylko pośmiewisko. 
Odwróciłam głowę, napotykając smutne spojrzenie Kakashiego — to on mnie trzymał. Upomniał mnie, żebym nie robiła niepotrzebnych scen i kazał ochłonąć. Jak tylko się uspokoiłam, rozluźnił swój uścisk i pozwolił, abym stanęła obok niego. 
— Mistrzu zrób coś. Oni nie mogą… — zwróciłam się do niego. Głos mi się łamał i nie mogłam na to nic poradzić, nie chciałam, żeby go zabierali. — On jest ranny! Nie mogą go zabrać! On powinien być w szpitalu! — krzyczałam i wymachiwałam rękami, próbując im uzmysłowić głupotę tej sytuacji. Ich zachowanie było nierozważne. Sasuke był w takim stanie, że bez odpowiedniej opieki medycznej mógł to nawet przypłacić życiem. 
— Kto was przysłał? — wysyczał Hatake. 
— Wykonujemy tylko rozkaz. — Mężczyzna kompletnie zignorował pytanie Kakashiego.
Zawrzało we mnie. Czy oni zdawali sobie sprawę, w jakim stanie znajdował się Sasuke? On nie nadawał się na więźnia. Dlaczego osoba, która wydała rozkaz, nie mogła z tym poczekać. Dlaczego wybrała moment, gdy był osłabiony, ranny… Zachłysnęłam się powietrzem, uzmysławiając sobie, o czym właśnie pomyślałam. 
— Nie pozwolę wam go zabrać. On musi natychmiast znaleźć się w szpitalu — warknęłam, uderzając dłonią w powietrze. Otworzyłam usta, by po raz kolejny zaprotestować, zawalczyć o Sasuke, ale nagle usłyszałam, jak wymawia moje imię. 
— Sakura. — Jego spokojny głos sprawił, że cała siódemka zwróciła na niego swoją uwagę, ale on patrzył tylko na mnie. Miałam wrażenie, że zabrakło mi powietrza.
Jego oczy były matowe, opuchnięte, sine. W tym stanie nie miał szans choćby na celne uderzenie przeciwnika. To, że mógł się poruszać, to zasługa wyłącznie siły jego woli i adrenaliny. W tej chwili zrozumiałam, że nie mogłam go zostawić. Musiałam zawalczyć o jego zdrowie i bezpieczeństwo. To było dla mnie najważniejsze. Musiałam mu pomóc.
— Nic mi nie będzie — powiedział cicho, zwracając się tylko do mnie. Mimo że próbował mnie uspokoić, niewiele to dało. Bałam się, że go skrzywdzą, że będzie cierpiał, a ja nie będę miała możliwości, żeby temu zapobiec. 
Ruszyłam do przodu i wyciągnęłam przed siebie dłoń, chcąc dosięgnąć Sasuke. Chciałam go zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że jakoś temu zaradzę — ignorując tym samym świadomość, że to byłoby kłamstwo. 
Wyglądałam żałośnie, ale nie mogłam pozwolić mu odejść. 
Kakashi ponownie mnie powstrzymał. Złapał za nadgarstek i pociągnął do siebie. Nie odwróciłam się do niego, ciągle patrzyłam się w oczy Uchihy. Nie odwróciłam do niego wzroku, nawet gdy kręcił z dezaprobatą głową. 
— Zostaw. I tak temu nie zapobiegniesz — upomniał mnie Hatake. — Oni tylko wykonują rozkazy. Nie możemy im przeszkadzać. 
— Gdyby nie Sasuke, ich by tu nawet nie było! — warknęłam, wskazując dłonią na dowódcę oddziału. — To Sasuke nas uratował. — Uderzyłam Kakashiego w pierś. — Odmawiam aresztowania go w taki sposób!
— Gdyby nie zdradził wioski, nie musielibyśmy go teraz chwytać — wtrącił jeden z mężczyzn. Spiorunowałam go wzrokiem. Wkurzył mnie, bo co ten typ mógł wiedzieć. Nie miał prawa tego mówić. 
Czarne włosy Sasuke zafalowały na wietrze, odsłaniając jego lewe oko. Spojrzałam na niego ze strachem; z obawą, że znowu mi go zabiorą, że znowu odejdzie. Czułam, jak narasta we mnie panika. Cała się trzęsłam i z ledwością powstrzymywałam napływające do oczu łzy. Nie chciałam, żeby go zabrali. Powinien zostać ze mną. 
Przecież wrócił, wszystko miało być dobrze. 
Kakashi otoczył mnie ramieniem w talii i razem ze mną się cofnął. Czułam, jak drżał ze wściekłości, ale byliśmy bezradni. Jedyną naszą nadzieją była Piąta, której nawet tu nie było. Wiedziałam, że to nie ona stała za aresztowaniem Sasuke. Rozkaz wydała prawdopodobnie Rada Wioski, dla której Uchiha był jak drzazga w oku. Miałam wrażenie, że od lat czekali na to, aby go schwytać. W końcu był ostatnim żyjącym członkiem jednego z najpotężniejszych klanów; samo to sprawiało, że był dla nich zagrożeniem.
Zerknęłam na nieprzytomnego Naruto i zagryzłam ze wściekłości zęby. To było niesprawiedliwe. Ani on, ani Sasuke nie zasługiwali na takie traktowanie. Byli bohaterami, a potraktowano ich jak śmieci. Uchiha stał się zdrajcą, więc go aresztowano, a zbyt agresywny Uzumaki, zawadzał i trzeba go było uciszyć. Nie dali nam możliwości walki o wolność Sasuke, nawet nie zezwolili na opiekę medyczną. Postawili nas przed faktem dokonanym. Jednak wszyscy przyglądali mi się, jakby czekali na moją zgodę. Nie rozumiałam, dlaczego tyle zwlekali z odejściem. Przecież i tak go zabiorą bez względu na nas. Cokolwiek nie powiemy i tak się nas nie posłuchają. Powaga tej sytuacji, a może bardziej jej ironia, była dla mnie zbyt dotkliwa. Nie mogłam uwierzyć, że Sasuke ot tak zostanie przetransportowany do więziennej celi. Cholernie się o niego bałam.
Miałam ich chronić, a tylko stałam bezczynnie i udawałam, że daję sobie radę, chociaż tak naprawdę byłam na skraju załamania. Niewiele brakowało, abym kompletnie się rozsypała. Kłujący ból w sercu dawał o sobie znać przy każdym oddechu, a ścisk w żołądku nasilał się bardziej, gdy próbowałam powstrzymać łzy.
Poklepałam Kakashiego w rękę, dając mu znak, że już wszystko w porządku. Aczkolwiek nie było, bo cała się trzęsłam, ale miałam nadzieję, że mi uwierzy. Po chwili poczułam, jak zabiera swoje ramię. Spojrzałam na niego i niewerbalnie zapewniłam, że nie musi się martwić, że dam sobie radę. Zrobiłam krok do przodu, a kiedy byłam pewna, że już nikt nie będzie próbował mnie zatrzymać, zrobiłam kolejny, aż stanęłam twarzą w twarz z dowódcą oddziału. 
— Uzumaki Naruto i Uchiha Sasuke to moi pacjenci, którzy potrzebują natychmiastowej opieki medycznej — wypowiedziałam każde słowo wolno i ostrożnie, w taki sposób, aby ten facet to zrozumiał.
— Rozkaz to rozkaz — odpowiedział zdawkowo, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Z tej całej złości zacisnęłam zęby tak mocno, aż mnie rozbolały. 
— Niech robią co muszą, Sakura. Nie przeszkadzaj. — Słaby, rozkazujący głos Sasuke przebił się przez moje myśli. Odwróciłam się do niego, a moje serce zaczęło kołatać mi w piersi. Jego wzrok był zdecydowany. Patrzył się na mnie tak, jakby wiedział, że nie ma dla niego ratunku. Ba! On wcale o niego nie prosił. On był gotów z nimi iść. 
— Sasuke — wyszeptałam jego imię, kręcąc głową z niedowierzaniem. Czemu chcesz mnie zostawić, zapytałam siebie w myślach. — Nie zasługujesz na to. — Chociaż próbowałam zmusić go do walki, moje słowa brzmiały bardziej jak rozpaczliwe stwierdzenie.
— Sam się o to prosiłem — odparł cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Poczułam, jak po moim policzku spłynęła łza. W spojrzeniu Uchihy coś się zmieniło i nie wiedziałam, czy mi się wydawało, czy nie, ale miałam wrażenie, że jego oczy zadrgały, a ciało spięło się zaledwie na sekundę. 
Potem jeden z mężczyzn wyciągnął z kieszeni opaskę i założył ją na głowę Sasuke, zasłaniając mu oczy. Dłońmi wykonał znak tygrysa i narysowana pieczęć rozbłysła. 
— Nie róbcie mu krzywdy! — krzyknęłam, próbując zapanować nad drżeniem głosu. Chwilę później cała szóstka ANBU, zabierając ze sobą Uchihę, zniknęła w kłębach dymu. 
Przez moment stałam jak zahipnotyzowana, nie mogąc uwierzyć, że mi go zabrali. Osunęłam się bezwładnie na ziemię, i raz po raz, zaczęłam uderzać pięściami o beton. Nie miałam w sobie na tyle dużo czakry, żeby go rozwalić, ale mogłam przynajmniej poruszać rękami i dać upust swojej złości. Już dawno nie czułam się tak beznadziejnie. 
Zaczęłam krzyczeć z bezsilności. Krzyczałam, nie zwracając uwagi na gapiących się na mnie ludzi. Krzyczałam, zapominając o stojącym zaledwie parę metrów dalej Kakashim, który próbował mnie uspokoić. Krzyczałam, aż rozbolało mnie gardło. 
W pewnym momencie Hatake podszedł do mnie i kucnął obok, a jego silne ramiona otoczyły moje wiotkie ciało. Przycisnął mnie mocno do siebie, starając się nade mną zapanować. Przez chwilę walczyłam z nim, raz po raz uderzałam pięściami w jego pierś, zarzucając mu, że pozwolił Sasuke odejść.
— Nic mu nie zrobią. Bez procesu nie mają prawa go skrzywdzić — powiedział ostro, mocniej mnie do siebie przyciskając. Po paru minutach opadłam z wszelkich sił i ostatnie co pamiętam, zanim straciłam przytomność, to moje imię wypowiedziane przez Kakashiego.