niedziela, 4 marca 2018

1. leave all this far behind you

I understand that you are falling but still,
continue to follow the light
bez zbędnych słów  dla Adriemmer, z okazji 

Przyspieszyłam nerwowo. Biegłam ile sił w nogach, prawie się o nie potykając. Każdy krok powodował rażący ból — nieprzyjemne napięcie od kolan aż do kostek. Z ledwością udało mi się zmusić moje mięśnie i nerwy do pracy. Najmniejszy ruch sprawiał, że czułam, jakby w moje ciało ktoś wbijał tysiące małych igiełek. Ubranie miałam mokre od potu, serce rozsadzało mi żebra i z trudem łapałam oddech. Wczesnoporanny chłód przeniknął mnie do kości, pokrywając moje wilgotne ciało gęsią skórką. Cała się trzęsłam z zimna, ze złości i ze strachu. Nie miałam czasu na regenerację, na jakikolwiek odpoczynek, musiałam działać; nawet kosztem własnego życia. Okropnie się bałam. Byłam wręcz przerażona, bo nie wiedziałam, co tam zastanę. Ciągle powtarzałam sobie w myślach, że muszę ich znaleźć. 

Powstrzymanie i ocalenie ich było moim priorytetem. 
Modliłam się, żeby dotrzeć na miejsce na czas. Każda myśl o ich walce przyprawiała mnie o bolesne skurcze serca. Byłam naprawdę zdenerwowana i zlękniona. Dysząc ciężko, wypuściłam serię przekleństw pod nosem. Zrobiłam to na tyle cicho, że słyszałam to tylko ja. Miałam nadzieję, że to mi jakoś pomoże się opanować. Starałam się nie panikować, bo musiałam jeszcze pomóc Kakashiemu, który ślamazarnie próbował dotrzymać mi kroku. Był w jeszcze gorszym stanie niż ja. Nie mogąc znieść jego powolnego tempa, a jednocześnie nie chcąc zostawiać go w tyle, zarzuciłam sobie jego ramię na szyję, a lewą ręką objęłam w talii. 
— Dzięki, Sakura — zmęczonym głosem cicho wyraził swoją wdzięczność za ten gest. Mruknęłam do niego coś w stylu nie musisz, ale moje słowa przypominały jeden wielki bełkot, więc nawet nie byłam pewna, czy mnie zrozumiał. 
Kiedy odzyskałam przytomność po tym, jak Sasuke użył na mnie genjutsu, Kakashi siedział na ziemi i opierał się plecami o skałę, mocno trzymając za lewy bok. Byłam zdezorientowana. Nerwowo rozglądałam się na boki, nasłuchując odgłosów walk i szukając wzrokiem chłopaków. Udało mi się otrząsnąć z pierwszego oszołomienia i zwróciłam się do Hatake z prośbą, aby wytłumaczył mi, co się stało. 
Zanim wyruszyliśmy na poszukiwania tej niesfornej dwójki, udało mi się uleczyć powierzchowne rany Mistrza na tyle, by przywrócić mu trochę sił. Na szczęście to było wystarczające. 
Dotarliśmy na miejsce. Dolina Końca była w całkowitej rozsypce. Dwa potężne, postawione przed wieloma laty, monumenty z podobiznami Madary oraz Hashiramy były w drobnych kawałkach. A na skalnych dłoniach, które w wyniku zniszczenia utworzyły znak pojednania, leżał Naruto i Sasuke. Zachłysnęłam się powietrzem, wydając z siebie jęk. Ten widok sprawił, że wokół piersi zacisnął mi się pas, który skutecznie utrudnił mi oddychanie.
— Tam są! — krzyknęłam, wskazując na nich dłonią. Moje serce waliło o żebra z taką siłą, jakby chciało się przez nie przebić. Ekscytacja połączona z niepewnością rozsadzała mnie od środka. Znalazłam ich.
— Oczywiście, że tam są — odparł słabo Kakashi, jakby to było takie logiczne. Przytaknęłam mu, udając, że go słyszałam, bo w uszach tak mi dudniło, że ledwo kontaktowałam. Miałam wrażenie, że część mojego umysłu kompletnie się wyłączyła. A strach, nerwy i adrenalina były czynnikami, które jeszcze pomagały mi działać.
Zostawiłam Mistrza i czym prędzej pognałam ku Sasuke i Naruto. Biegnąc do nich, nie myślałam zbyt wiele. Raz po raz rozpaczliwie próbowałam nabrać powietrza. Uderzałam pięściami w uda, żeby zmusić je do współpracy. Chciałam znaleźć się przy nich jak najszybciej. Musiałam sprawdzić, czy wszystko z nimi dobrze, musiałam im pomóc. W tej chwili byli dla mnie najważniejsi.
Przetarłam ramieniem oczy, gdy poczułam piekące łzy pod powiekami. Nie mogłam sobie na nie pozwolić. Jeszcze nie teraz. Kiedy to wszystko się skończy, dopiero wtedy pozwolę, aby łzy ulgi spłynęły po moich policzkach.
Skoczyłam z ostatnich kilku metrów i wylądowałam w kałuży, brudząc błotem swoje buty i nogi. Ruszyłam przed siebie, nie bacząc na nic. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i deszczu, który mieszał się z wonią potu i krwi. Zasłoniłam usta dłonią, próbując powstrzymać odruch wymiotny. To było okropne połączenie. Brakowało jeszcze odoru rozkładających się ciał.
Zatrzymałam się przy nich. Obraz, jaki zastałam, rozdzierał mi serce kawałek po kawałku. Ich stan przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zwykła chłopięca bójka przy tej dwójce to pikuś. Nie dość, że zniszczyli Dolinę Końca, to jeszcze wyrządzili sobie szkody, o których nawet bym nie pomyślała. W głębi serca miałam nadzieję, że zdążę ich powstrzymać. Chociaż i tak przez kilka strasznych sekund, bałam się, że stracę, któregoś z nich. Ta myśl mnie paraliżowała, bo nie wyobrażałam sobie życia bez tej dwójki. Byli moimi najbliższymi przyjaciółmi, najważniejszymi mężczyznami w moim życiu.
Stanęłam jak wryta, przyglądając się ich opuchniętym i sinym twarzom, a także okropnemu krwawieniu z urwanych przedramion, które mogło doprowadzić nawet do śmierci. Nie wiedziałam, jak długo tam leżeli. Mogłam się spóźnić i moja pomoc by im nie wystarczyła.
— Sakura! — Radosny głos Naruto wyrwał mnie z tego okropnego paraliżu. Musiałam działać szybko, musiałam im pomóc. W ich stanie liczyła się każda sekunda. 
Opadłam na kolana. Moje nogi, ledwo dotknęły podłoża, a już były bezwładne, jak u kukiełki. Uniosłam dłonie nad ich ramionami i otoczyłam je zieloną poświatą swojej czakry. Rany były bardzo rozległe i krwawiły tak mocno, że zaczęłam się obawiać, że nie uda mi się zatamować krwawienia.
Przybyłam za późno, ta okropna myśl przemknęła mi przez głowę. Modliłam się w duchu, żeby wszystko było z nimi dobrze, żebym miała w sobie wystarczająco dużo siły, aby ich uratować. To był mój obowiązek. Byłam medycznym ninja. Zapach krwi, głębokie cielesne urazy, operacje, sekcje zwłok i śmierć nie były mi obce. Z tymi wszystkimi rzeczami miałam do czynienia prawie codzienne. Nauczyłam się z nimi funkcjonować, przyzwyczaiłam się do nich. Jednak widząc swoich najbliższych przyjaciół w takim stanie, z ledwością powstrzymywałam łzy.
— Dzięki, Sakura — powiedział Naruto bardzo słabym, gardłowym głosem. Chciałam go skarcić, nakrzyczeć na niego, walnąć go, żeby tyle nie mówił, żeby się nie odzywał. Żeby zachował siły. Ale nie dałam rady. Emocje tak mnie przytłoczyły, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
— Sakura, ja… — Cichy i niepewny głos Sasuke rozbrzmiał w moich uszach niczym delikatna melodia. Wydawał się taki kruchy, a lekkość jego tonu była czymś nowym. Czymś, czego nigdy nie doświadczyłam. Najpierw mnie to zaskoczyło tak bardzo, że przez kilka sekund siedziałam przy nich nieruchomo. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z tego transu. Zrozumiałam, że jego głos był dla mnie jak nagroda. To mnie ukoiło, zmotywowało. Nie chciałam, żeby mówił więcej, nie chciałam, żeby się przemęczał. Moje imię zdecydowanie wystarczyło, abym zrozumiała, co chciał mi przekazać.
— Ucisz się. Muszę się skupić — warknęłam, karcąc go. Czułam, jak łzy próbują wydostać się spod moich powiek. Zacisnęłam je mocno i potrząsnęłam głową. Miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż rozczulanie się nad jego głosem, za którym tak bardzo tęskniłam. Musiałam o nich zadbać, a to mnie rozpraszało. Nawet na niego nie patrzyłam, chociaż czułam jego czujny wzrok na sobie. To sprawiało, że każda komórka w moim ciele paliła żywym ogniem.
— Przepraszam — dodał po chwili.
Zaskoczył mnie. Moje serce pominęło chyba ze trzy uderzenia. Kątem oka zerknęłam na niego, dostrzegając, jak jego powieki powoli opadały, a milisekundę później znowu szeroko je otwierał, jakby za wszelką cenę chciał zachować przytomność. Zmęczenie, ból i poczucie winy — to wszystko było wymalowane na jego twarzy, sprawiając, że moje serce znowu dotkliwie zabiło. Chciałam zabrać to od niego, te wszystkie złe wspomnienia i emocje. Chciałam go uzdrowić fizycznie i duchowo. Sięgnąć głębiej do jego serca i sprawić, żeby otworzył się bardziej. Nie tylko dla mnie.
— Przepraszam — powtórzyłam szorstkim tonem, a moje ciało zadrżało. Nie wiem, czy przez zbierający się we mnie płacz, czy przez gniew, a może smutek. Ukryłam pod włosami swoją twarz, nie chcąc, aby Sasuke zobaczył łzy, które jakimś cudem wymknęły się spod moich powiek. Czułam je wszędzie, na policzkach, w nosie i ten słonawy posmak na ustach. — Za co? — mruknęłam sarkastycznie, unikając jego spojrzenia.
— Za wszystko, co zrobiłem.
— Powinieneś. — Tym razem mój głos nie brzmiał tak ostro, jak wcześniej. Był cichy i przepełniony irytacją. Pociągnęłam nosem raz, drugi, aż z mojego gardła wyrwał się płacz. Naruto i Sasuke spojrzeli na siebie, a później obaj uśmiechnęli się do mnie czule. Słone łzy lały się strumieniami z moich oczu, a ja nawet nie ścierałam ich ze swojej twarzy. Czułam się tak, jakbym stała pod wodospadem emocji, które uderzały we mnie z ogromną siłą. — Idiota z ciebie — wyszlochałam.
Przez resztę leczenia żadne z nas nie odezwało się słowem. Spod załzawionych powiek zerkałam na nich czasami i widziałam te ich wspaniałe, szczęśliwe uśmiechy. Dwóch cudownych mężczyzn, których kochałam tak bardzo, że aż bolało mnie serce, byli przy mnie. Żyli, mimo tylu wręcz śmiertelnych obrażeń, otarć, siniaków i połamanych kości.
Czułam, jak w brzuchu zaczęła wibrować mi złość i w pewnej chwili puściły moje hamulce. Ochrzaniłam ich. Nie mogłam powstrzymać tej złości, tego wkurzenia na ich samolubne zachowanie. Gdybym tylko mogła jednemu i drugiemu przelałabym z taką siłą, że potrzebowaliby z tuzina medyków, żeby udało się ich poskładać do kupy. Oni jednak grzecznie mnie słuchali. Śmiali się, ale słuchali. Ja też po jakieś chwili zaczęłam śmiać się przez łzy — z ulgi.
Później, gdy nabrali sił, od razu zerwali się na równe nogi. Oponowałam, ale oni nawet nie pozwolili mi dojść do słowa. Byli zdeterminowani, żeby naprawić szkody, jakie wyrządziła wojna, uratować resztę swoich przyjaciół. 
Stanęli obok siebie, ramię w ramię i złączyli swoje dłonie, uwalniając ludzi spod wpływu Mugen Tsukuyomi. Dzięki tej dwójce nasi przyjaciele i sojusznicy przeżyli — zachowując swoją ludzką, świadomą postać. To właśnie oni — Naruto i Sasuke — stali się bohaterami Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi, to oni nas uratowali. Wyswobodzili ze złudnych marzeń, wcześniej sprawiając, że wygrana była po naszej stronie. Dla tej chwili, dla zwycięstwa poświęcono wiele żyć. Straciliśmy bliskich, ukochanych, rodziny, ale pamięć po nich pozostanie z nami na zawsze, bo również dzięki nim, w świecie shinobi zapanował pokój.
Wpatrywałam się w sylwetki Naruto i Sasuke, którzy stali na tle wschodzącego słońca. Obserwując ich plecy, zdałam sobie sprawę, że to już nie byli ci sami chłopcy, których znałam z akademii, to byli mężczyźni, których kochałam całym swoim sercem. Których podziwiałam. 
Widząc ich razem, czułam jedynie dumę i szczęście. 
Wschodzące słońce w ten chłodny poranek jeszcze nigdy nie było tak piękne.
Zmęczona opadłam z sił. Z trudem łapałam oddech. Moje ciało zaraz po zetknięciu z zimną, mokrą ziemią odmówiło mi wszelkiego posłuszeństwa. Wyssałam chyba energię z każdej komórki, nie pozostawiając nawet okruszka. Byłam wiotka, bezwładna. Czułam jedynie nieprzyjemne zimno i uwierające mnie w plecy kamienie. Wzrok ciągle miałam skupiony na tej dwójce. Obserwowałam jak sylwetki Naruto i Sasuke oddalają się ode mnie, aż w końcu pozostała po nich rozmyta plama.
Shannaro! — jęknęłam. — Nareszcie wrócił, nareszcie. — Nigdy nie słyszałam takiej ulgi w swoim głosie. I chyba nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. Myślami wróciłam do czasów, gdy byliśmy zespołem i zaczęłam mieć nadzieję na to, że między nami wszystko znowu będzie tak jak kiedyś.
Nasza drużyna była bandą niesfornych dzieciaków, którzy już pierwszego dnia dali się w kość swojemu nowemu nauczycielowi — Kakashiemu. Hatake był ironicznym, ale bardzo utalentowanym i silnym shinobi. Nie zawsze traktowaliśm go poważnie. Czasami zastanawiałam się, skąd on miał do nas cierpliwość. Sprawiliśmy mu tyle problemów, a jednak szanowaliśmy go. Był dla nas jak rodzina.
Jako nastolatka byłam bezużyteczna, nieświadoma bólu i zagrożeń, jakie towarzyszyły byciu ninja. Moje zachowanie można było określić mianem niedojrzałego i bardzo dziecięcego. Nie znałam znaczenia siły, brakowało mi doświadczenia w walce. Moje umiejętności nie były nawet przeciętne. Co z tego, że miałam dobre oceny, skoro nie potrafiłam wykorzystać w praktyce podstawowych jutsu, których nauczyłam się w Akademii. Liczył się dla mnie tylko intelekt i to, aby dopiec Ino, a także marzyłam o tym, żeby Sasuke się we mnie zakochał. 
Wtedy, mając przy sobie tę dwójkę, nie zważałam na nic, bo zawsze byłam pewna, że mnie ochronią niezależnie od sytuacji. Polegałam wyłącznie na nich, od siebie nie dając prawie niczego. 
Po walce z Zabuzą i Haku już nie byłam tego taka pewna. Tamto wydarzenie idealnie pokazało, jaka byłam słaba i bezużyteczna. A później, gdy pierwsza misja sprowadzenia Sasuke do wioski się nie powiodła i Naruto przeprosił mnie za swoją porażkę, obiecując przy tym, że na pewno dotrzyma danej mi obietnicy, zainspirował mnie. Zobaczyłam w nim coś, co całkowicie zmieniło moje podejście do niego, a także sprawiło, że byłam zdeterminowana do zmiany. Chciałam nauczyć się walczyć, aby w przyszłości stanąć z nimi jak równy z równym i polegać wyłącznie na sobie. 
Naruto — mój najlepszy przyjaciel. Gnębiony, samotny, niedojrzały jeszcze bardziej niż ja, ciągle tylko powtarzał, że zostanie Hokage, chociaż wszystko ku temu przeczyło. Jego słowa wywoływały jedynie lawinę śmiechu i litości. Nikt w niego nie wierzył. Był pajacem, błaznem, który ciągle robił komuś na złość. Droga, jaką musiał przejść, była naszpikowana wybojami, porażkami i stratą. A teraz pozostała po nim jedynie ta głupota.
Jest dla mnie jak brat, kocham go i za nic w świecie nie pozwolę go skrzywdzić.
A Sasuke… zranione dziecko, które po stracie swojej rodziny, pozwoliło się pochłonąć nienawiści i chęci zemsty. Masakra klanu Uchiha go załamała. To wydarzenie zniszczyło go, sprawiło, że popełnił w swoim życiu wiele, nawet niewybaczalnych, błędów. Gdyby nie jego udział w wojnie, zapewne nadal byłby wrogiem Konohy, która niestrudzenie dążyłaby do jego śmierci. Nawet szanowna Piąta Hokage nie potrafiłaby tego powstrzymać. Nawet Naruto, Kakashi… i ja.
Kochałam Sasuke tak bardzo, że byłam w stanie wybaczyć mu wszystko i poświęcić dla niego jeszcze więcej. W moim życiu był moment, w którym próbowałam go zabić. Nie mogłam znieść jego szaleństwa, chciałam mu pomóc, uratować go przed jego najgorszym wrogiem — samym sobą — w najbardziej perfidny sposób — zdradzając go. Byłam zdeterminowana, aby to zrobić, chociaż wiedziałam, że jeśli go zabiję, do końca życia będę cierpiała po jego stracie. Prawdopodobnie nie poradziłabym sobie z jego śmiercią. Ale za wszelką cenę chciałam go uwolnić od tej obsesji.
Nie żałuję tego, że to nie ja byłam tą, która go uratowała. Do końca życia będę wdzięczna Naruto za to, co zrobił. Za to, że spełnił tę okropną obietnicę, która przyniosła do jego, do naszego życia więcej cierpienia niż radości. 
Bo sprowadził Sasuke do domu.