piątek, 31 stycznia 2020

31. a utopia holding everything inside

No more “I love you”, no more “good-bye”
All that’s left here is me incomplete
You still haven’t taught me the song of love
All you left was a full-blown dream in the sky,
and flew away

Zeszłam po schodach i stanęłam na ostatnim schodku, czując chłodne drewno pod bosymi stopami. Dłoń, w której trzymałam skarpety, przycisnęłam do poręczy i zerknęłam w stronę kuchni. Mama krzątała się po pomieszczeniu, przygotowując śniadanie dla taty. Przyglądałam się jej w milczeniu, uzmysławiając sobie, że patrzenie na nią było dość zaskakujące. Wydawało mi się, że wszystko przychodzi jej z taką łatwością — nawet nie zaglądała do szuflady, by wyjąć z niej to, czego akurat potrzebowała. 
Mama była mamą, to ona zazwyczaj przyrządzała obiad i sprzątała — robiła to wszystko z myślą o mnie i o tacie. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się nad tym, ile czasu na to poświęca. Ledwie zauważałam to wszystko. Nie zawsze się jej słuchałam, jeszcze rzadziej zgadzałam z jej zdaniem. Częściej byłam opryskliwa niż powściągliwa w swoich słowach. Na moje marudzenie odpowiadała marudzeniem, czasami zmarszczeniem brwi lub zdenerwowaniem, ale zawsze mi wybaczała. 
W mojej głowie pojawiła się myśl, że szczera rozmowa z nią pomogłaby mi zrozumieć pewne rzeczy. Miałam zaledwie siedemnaście lat; nie byłam ani dzieckiem, ani dorosłą — czymś pomiędzy. Mogłam być dobrą kunoichi, przyjaciółką, ale niekoniecznie odpowiedzialną nastolatką. Trwałam między jawą a snem, marzeniami a ich spełnieniem. Raczkowałam w tym przerażającym, dorosłym świecie, a zamiast poprosić o radę, starałam się rozwiązać wszystko sama, chociaż za wzór miałam tak wiele wspaniałych osób.
Przyglądając się jej, patrząc na jej szczupłą sylwetkę i wyprostowane plecy uświadomiłam sobie banalną rzecz — przecież rodzice byli razem od wielu lat; ich związek miał swój początek i coś do niego doprowadziło. Oni też mieli pewne wzloty i upadki w swojej młodości. 
Strasznie mnie kusiło, by z nią porozmawiać, ale nie miałam odwagi.
Nagle poczułam na sobie wzrok mamy. Stała przodem do mnie, w ręku trzymając drewnianą łyżkę. Miałam przeczucie, że zamierza coś powiedzieć, więc zeskoczyłam ze schodka, usiadłam na nim i szybko włożyłam skarpety i buty. Gdy się wyprostowałam, westchnęłam i przesunęłam dłonią po twarzy. Kiedy indziej, pomyślałam. 
— Wychodzę — krzyknęłam, zostawiając za sobą trzask zamykanych drzwi. 
Stanęłam przed domem i ruszyłam chodnikiem pod ostry wiatr. Szłam z opuszczoną głową i lekko przymkniętymi oczami, trzymają się za poły cienkiej kurtki. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do spaceru, ale starałam się znaleźć w niej jakieś pozytywy. I kiedy pomyślałam, że na szczęście nie pada, jakiś dzieciak przebiegł obok i uderzył mnie łokciem. Instynktownie uniosłam rękę, grożąc mu.
— Uważaj, jak biegniesz! — krzyknęłam za nim, a on tylko się odwrócił i tuptając w miejscu, przyłożył palec do dolnej powieki, pociągnął ją w dół i pokazał mi język. — Oż ty małyyy — przeciągnęłam ostatnią samogłoskę, zgrzytając ze złości zębami. Czułam, jak mi się włosy na głowie ze złości jeżą. W końcu fuknęłam z irytacji i kopnęłam leżący obok kamień. Musiałam się uspokoić, ale byłam do głębi sfrustrowana jego postawą. Wydawało mi się, że dorośli nie wpajają swoim dzieciom żadnych zasad zachowania i bezpieczeństwa, ale później uświadomiłam sobie, że wina nie leży jedynie po stronie rodziców. Idealnym przykładem był Naruto — w dzieciństwie był dokładnie taki sam; irytujący, opryskliwy, do tego kompletnie nie umiał się zachować; denerwował mnie codziennie, przez lata. 
Uśmiechnęłam się do siebie, myśląc o nim i cała złość momentalnie ze mnie uleciała. 
Wsunęłam ręce do kieszeni i skuliłam ramiona, czując przeszywający mnie chłód. Ledwie przeszłam parę kroków, a kilka metrów dalej spostrzegłam Ino. Wzdrygnęłam się z zaskoczenia i zacisnęłam dłonie, oczekując przytłaczającej chęci ucieczki, ale nic takiego się nie stało. Uniosłam kąciki ust, gdy Yamanaka pomachała mi. Odwzajemniłam jej gest i obie ruszyłyśmy ku sobie. Gdy Ino stanęła przede mną, lekko dyszała. Nic nie powiedziała, a jej oczy nie potrafiły zdecydować, gdzie patrzeć, czy na mnie, czy poza mną. Miała taki wyraz twarzy, jakby coś się stało. Zapytałam o to, odruchowo przykładając dłoń do piersi.
Ino pochyliła się, opierając ręce na kolanach, wzięła kilka głębokich oddechów, a gdy się wyprostowała, rzuciła: 
— No skąd! Tak chciałam z tobą chwilę pogadać. Gdzie tam wielkoczoło maszerujesz? 
Jej świszczący głos nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Głupia ksywka również. Wkurzyłam się, że mnie wrobiła.
— Ogłupiałaś! — fuknęłam, szturchając ją w ramie. — Myślałam, że coś się stało. 
Yamanaka najpierw potarła obolałą rękę, a potem podrapała się po policzku i uciekając spojrzeniem w bok, uśmiechnęła się głupkowato.
— S-sorki… No to gdzie lecisz?
— Praca czeka — rzuciłam, unosząc dumnie głowę. — Nie lenię się jak ty.
Ino spiorunowała mnie wzrokiem, a potem prychnęła pod nosem.
— Dla twojej wiadomości, ja również się nie lenię — podkreśliła — idę właśnie do biblioteki.
— Do biblioteki? — powtórzyłam zdziwiona. 
Yamanaka dotknęła dłonią podbródka i uśmiechnęła się z wyższością, a w jej oczach pojawił się błysk. 
— A co zaskoczona? — odparowała, wypinając pierś do przodu. — Ostatnio udało mi się znaleźć kilka ciekawych rzeczy dotyczących tego — zacięła się, a grymas na jej twarzy podpowiadał mi, że próbowała sobie o czymś przypomnieć. — Tego całego zdrowia psychicznego — dokończyła, uderzając pięścią w otwartą lewą dłoń. 
Podskoczyłam i klasnęłam z radości w ręce, a po chwili z radosnym okrzykiem dodałam:
— To wspaniale! Bardzo się cieszę!
Ino machnęła ręką.
— Od czego ma się tak genialną przyjaciółkę, jak ja. — Znowu dostrzegłam ten błysk w jej spojrzeniu. — Poza tym twój pomysł jest genialny! Jestem pewna, że pani Tsunade będzie nim zachwycona — powiedziała z uznaniem, po czym ujęła mnie za ręce. 
— To dlaczego się z tego powodu denerwuję? — zakpiłam.
— Bo skupiasz się na Sasuke i masz do siebie żal, że obarczyłaś mnie swoimi planami? — zasugerowała, z trudem tłumiąc śmiech.
Jej słowa miały mnie podnieść na duchu, a odniosły odwrotny efekt, chociaż bardzo starałam się im oprzeć. Kogo ja chciałam oszukać? Ino miała rację. Obarczyłam ją swoją pracą, żebym mogła spokojnie spędzać czas z Sasuke. 
— Masz rację — wyszeptałam ledwo słyszalnie. — Masz rację — powtórzyłam nieco głośniej, a Ino wtedy puściła moje dłonie i cofnęła się o krok. Tak po prostu. Zostałam na chodniku, zupełnie zdezorientowana, z bijącym sercem i szumem krwi w uszach.
— Spokojnie Sakura. Dzięki tobie mogę czymś zająć swój czas. Naprawdę to nie jest dla mnie żaden problem — powiedziała z takim przekonaniem, że wiedziałam, iż sama w stu procentach wierzy w te słowa, a mimo to spochmurniałam, najwyraźniej nie dowierzając. 
— Nie denerwuj mnie. — Ino spiorunowała mnie wzrokiem. — Jeśli mogę ci w czymś pomóc, to ci pomagam. — Zesztywniała lekko, ale potem błysnęła w uśmiechu zębami. — Tak postępują przyjaciele. 
Otworzyłam usta, gotowa nie odpuszczać, ale widząc spojrzenie Yamanaki, od razu się poddałam. 
— Dobrze, dziękuję i przepraszam.
— Już, już. — Pomachała dłonią. Była odprężona, drażniła się ze mną z łobuzerską iskierką w oczach. Wyglądała na szczęśliwą. Przez chwilę byłam zaskoczona. — Ja jeszcze trochę poszperam. Tylko myślę gdzie. — Spojrzała na mnie wyczekująco.
Zmarszczyłam czoło i potarłam brodę, udając, że się nad czymś poważnie zastanawiam.
— Może w archiwum coś by się znalazło — mruknęłam, pogrążając się w zadumie. 
— W archiwum? — jęknęła Ino. Spodziewałam się, że ucieszy się z tego pomysłu, ale ona wpatrywała się jedynie we mnie w osłupieniu. — No jasne! — krzyknęła nagle, a na jej twarzy dostrzegłam wyraźną niechęć. — Nikt nie chodzi do archiwum, chyba że naprawdę nie ma innego wyjścia. — Posłałam jej pytające spojrzenie, słysząc jej zgryźliwy ton. — Byłam tam raz — objęła ramionami swoje drżące ciało — ale tak mnie to wszystko odrzuca, że nie wiem, czy się przekonam.
— Co takiego?
— No wiesz… W tym pomieszczeniu nie ma okien. Czujesz się tam jak w karcerze. Do tego pełno jest regałów ze starymi, zakurzonymi dokumentami. Przez ten zapach stęchlizny nie można oddychać, a kurz drapie cię w gardło i to gardło boli cię przez kilka następnych dni. Tam prawie trzeba czołgać się po podłodze, by znaleźć to, czego się szuka. — Skrzywiła się, a ja wybuchłam śmiechem. — No co? — Zmrużyła oczy. — I jeszcze ten Strażnik — wydała z siebie dziwny jęk i zadrżała — on jest przerażający. Kto go tam umieścił.
— Jedna wizyta, a tak narzekasz. — Zaśmiałam się.
Ino wzruszyła ramionami.
— Nie podoba mi się pomysł paprania w tym całym kurzu… Sprząta ktoś tam w ogóle? — spytała retorycznie i zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.
— A grzebanie w ziemi przy przesadzaniu kwiatów ci nie przeszkadza — zauważyłam.
— To co innego.
— A misje? — zapytałam i nagle atmosfera między nami zrobiła się cięższa. Ino, chyba chcąc to nieco zamaskować, odparła:
— To zarobek. — Uśmiechnęła się, ale w jej uśmiechu nie było ani grama szczerości. 
— Coś nie tak? — dopytałam, przyglądając jej się uważnie. 
Ino spuściła wzrok i skrzywiła się nieznacznie.
— Tsunade rozkazała zostać w Wiosce tym ninja, którzy znają medyczne jutsu. — Opuściła ramiona i wydała z siebie niezadowolone westchnienie. — Kwiaciarnia przez jakiś czas może nie przynosić zadowalającego zysku, więc z chęcią ruszyłabym na jakąś misję.
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Czułam się tak, jakbym żyła w innym świecie, bo kompletnie nie dopuszczałam do siebie prawdy. Chociaż raz słyszałam, jak rodzice dyskutowali na podobny temat. Zresztą sama przez ostatnie dni żyłam ze swoich oszczędności, gdzieś z tyłu głowy przeczuwając, że wypłata nie pojawi się tak szybko, jakbym chciała. 
— Przykro mi.
Spojrzała na mnie, uśmiech błąkał się po jej twarzy.
— Niepotrzebnie. Minie trochę czasu, zanim wszystko wróci do normy.
— Po wojnie wszystko jest takie zachwiane.
Ino przytaknęła.
— Słyszałam, że pomysł pokoju nie podoba się niektórym wioskom — mówiąc to, skrzywiła się lekko. — Sporo osób się buntuje, a minęło tak niewiele czasu. Okres żałoby trwa nadal, a ludzie już wprowadzają zamęt. — Rozejrzała się na boki, jakby chciała się upewnić, że nikt nas nie obserwuje, a potem nachyliła się ku mnie i kilka centymetrów od mojego ucha, wyszeptała: — Kilka dni temu, znowu złapali kogoś z zewnątrz. Nie wróży to dobrze. — Jej słowa sprawiły, że ścisnęło mnie w żołądku. Chyba było to po mnie widać, bo Ino zaraz wtrąciła: — Martwisz się o Sasuke? 
— Tak — potwierdziłam, patrząc na nią. 
— Ja też… Rozmawiałam ostatnio z Shikamaru. Sasuke raczej nie jest zagrożony. — Spojrzała na mnie, a jej wzrok był pełen wiary. — Szpital jest przecież wyjątkowo dobrze chroniony, więc nie powinniśmy zakładać najgorszego. 
— Jak myślę o tym, że po tylu latach naszych starań… Kiedy w końcu wrócił i jest z nami, ktoś miałby nam to odebrać — wyszeptałam, spuszczając głowę w dół. — Nie tak to sobie wyobrażałam.
Ino położyła dłonie na moich ramionach i lekko mną potrząsnęła. Podniosłam z ociąganiem głowę i nadęłam policzki.
— Każdy to sobie inaczej wyobrażał, a znając ciebie... — Uśmiechnęła się chytrze i miałam wrażenie, że nastrój jakby się nieco poprawił. — Pewnie myślałaś, że rzucicie się sobie w ramiona niczym para rozdzielonych kochanków — mówiąc to, objęła się, zamknęła oczy i zakołysała się lekko. 
Jedno szybkie spojrzenie na wykrzywioną twarz Ino w złośliwym uśmieszku wystarczyło, bym zrozumiała, co knuje. Jej słowa były mi w niesmak.
Zacisnęłam mocno szczękę, a zimny wiatr przestał mi przeszkadzać. Czułam, że się zarumieniłam, bo chociaż nie chciałam tego przyznać, jakaś część mnie dokładnie tak to sobie wyobrażała. A zamiast tego zderzyłam się z rozczarowującą rzeczywistością. 
— Co ty chrzanisz? Wymyślasz takie bzdury na poczekaniu? — mruknęłam z wściekłością.
Yamanaka przesadnym gestem pokręciła głową i westchnęła z politowaniem. 
— Nasza mała zakochana Sakura.
— Idiotyzmem nie odstajesz od Naruto. 
W odpowiedzi Ino pokazała mi język i zaśmiała się w głos. 
Pogroziłam jej pięścią przed nosem.
— No dobrze, dobrze. — Yamanaka odchyliła się i wystawiła przed siebie dłonie w obronnym geście. — Ale chyba już między wami jest lepiej, prawda? — Zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów.
Zmieniła temat tak nagle, że nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Trochę mnie to zdezorientowało. A im dłużej zwlekałam z odpowiedzią, jej chytry uśmieszek był coraz szerszy, a spojrzenie coraz bardziej wymowne.
Szturchnęła mnie łokciem w bok. 
— Jest dobrze — tylko tyle byłam zdolna wykrztusić.
— Cieszę się, Sakura. A teraz leć do swojego wybranka. — Zaśmiała się i zaczęła biec w miejscu. — Pogadamy później. A teraz trzeba uciekać, bo praca czeka. 
— Może spotkamy się wieczorem? — rzuciłam, zanim uciekła. — I razem udamy się do archiwum?
— Świetny pomysł! Do zobaczenia — powiedziała radośnie i zniknęła mi z pola widzenia. Zostawiła mnie samą, lekko otępiałą. Jesienny wiatr wiał mi w twarz, a ja wpatrywałam się w płot, za którym zniknęła Ino. Wciąż miałam w uszach jej melodyjny głos i ten serdeczny uśmiech, którym mnie obdarzyła. Poczułam się przez to jakoś lepiej. Ostatnie dni były wyjątkowo spokojnie, wszystkie sprawy układały się pomyślnie, a ja z chyba powodzeniem odpychałam od siebie to, co złe. 
Ale może to była tylko cisza przed burzą?
Pokręciłam głową, poprawiłam kurtkę przy szyi i ruszyłam do szpitala. Może miałam do siebie żal, że obarczyłam Ino swoimi problemami, ale poleganie na kimś nie było wcale takie złe. Naprawdę byłam jej wdzięczna za pomoc, bo dzięki niej, czułam się lżejsza. Zauważyłam w sobie małą zmianę — łatwiej godziłam się z niektórymi sytuacjami i nie byłam już tak zawstydzona tymi żenującymi wydarzeniami sprzed dwóch dni. Może Sasuke nawet o tym nie myślał, w końcu nie wspomniał o tym ani słowem i nie sprawiał wrażenia niezadowolonego. A może po prostu uznałam, że nie ma się czym przejmować?
Na samo wspomnienie tamtych wydarzeń na moich ustach pojawił się mały uśmiech i dreszcz podniecenia przebiegł mi po ciele. Odpowiedź Sasuke na pytanie o jego ulubiony kolor ciągle powtarzała się echem w mojej głowie. Nie potrafiłam tego zignorować, cieszyłam się tym niczym małe dziecko. Chociaż może to była moja nadinterpretacja, ale miałam wrażenie, że jego odpowiedź dotyczyła bezpośrednio mnie. 
Kiedy z jego ust padło słowo — zielony — znieruchomieliśmy oboje na moment, patrząc na siebie, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Nagle zupełnie bez powodu zapragnęłam, żeby mnie pocałował. Ta myśl była tak nieoczekiwana, że natychmiast odsunęłam się od niego. I chociaż w pamięci ciągle miałam obrazy ze snu, czułam, że pocałunek mógłby popsuć wiele rzeczy między nami. To była nasza niewidzialna granica. Zrozumiałam też, że wydarzenia z tamtej nocy stały się dla mnie snem. Słodkim, niewinnym snem. Sennym pragnieniem.
Odpowiedź Sasuke zaskoczyła nie tylko mnie, ale również jego samego. Jego twarz lekko się zaróżowiła, jak u zdrowego niemowlęcia, a usta zadrżały. I chociaż starał się zachować powagę na twarzy, jego ciało i tak temu zaprzeczało. Był tym równie zawstydzony, jak ja. Nie chcąc dobijać leżącego, zajęłam się jego ranami. Kiedy zdjął koszulkę, poprosił mnie, bym zrobiła to szybko. Starałam się, ale musiałam być dokładna. Zdjęłam stary opatrunek, oczyściłam rany i założyłam nowe bandaże. Podczas wykonywania tych czynności Sasuke wydawał się wyjątkowo nieswój. Nie patrzył na mnie, co jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Trudno mi było zachować przy nim spokój, ale z każdą kolejną taką sytuacją, zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Uznałam to, za coś normalnego.
Te myśli przypomniały mi o jednej rzeczy. 
Odkąd zauważyliśmy, że Hinata podkochuje się w Naruto, dopingowaliśmy ją. Starała się, jak mogła, mimo że każdy z nas uważał, że przesadza z tą swoją nieśmiałością. Że to tylko jakiś wymysł. W końcu, co to za problem porozmawiać z osobą, która nam się podoba? Nic wielkiego. To, że Naruto był idiotą to inna sprawa, bo jak był, tak jest i będzie ślepy na jej uczucia (chociaż miałam nadzieję, że kiedyś to wszystko się zmieni), ale tu chodziło o coś innego. Nam wszystkim łatwo było ją oceniać, bo nie podchodziliśmy do tego emocjonalnie; patrzyliśmy na to wszystko z boku. Ja, dopiero teraz, gdy Sasuke wrócił, potrafiłam zrozumieć Hinatę — jej uczucia i zachowanie. I przestało mnie to dziwić. 
Zrozumiałam, że sam punkt widzenia nie wystarczał. 
A nasze mądre rady… Ileż w tym było nieprawdy.
Stojąc przed pokojem Sasuke, nawet nie zadałam sobie trudu pukaniem. Otworzyłam drzwi tak zamaszyście, że niejednego wprawiłoby to w osłupienie. 
— Dzisiaj ćwiczymy, żeby wzmocnić twoje mięśnie — powiedziałam o ton głośniej niż zwykle. Trzymając klamkę, radośnie przekroczyłam próg i nagle stanęłam jak wryta. Sasuke stał przede mną nagi od pasa w górę i właśnie próbował założyć na siebie koszulkę. 
Wytrzeszczyłam oczy. Zagryzłam wargę. Ciągle upomniałam się w myślach, żebym nie robiła nic głupiego. Przygryzłam policzki, wbiłam paznokcie w wewnętrzną część dłoni i uciekłam spojrzeniem w bok. Nie wiedziałam, jaki diabeł mnie podkusił, ale delikatnie zerknęłam. Bardzo delikatnie. Już wcześniej tyle razy widziałam jego nagą klatkę piersiową, ale teraz gdy stał przede mną w taki sposób, uświadomiłam sobie, że za każdym razem będę zachwycała się nią tak, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Skłamałabym, gdybym próbowała sobie wmówić, że ani trochę nie opadła mi szczęka. Sasuke jak na siedemnastolatka był naprawdę dobrze zbudowany. 
— Nie stój tak — mruknął, co od razu sprowadziło mnie na ziemię. 
W okamgnieniu zamknęłam drzwi i stawiając koślawe kroki, dotarłam na środek pokoju. Próbowałam się opanować, zła na siebie z powodu tej śmiesznej reakcji. Starałam się skierować swoją uwagę gdzie indziej.
— Mam wyjść? — zapytałam, wskazując na drzwi, poruszając się przy tym jakoś niezdarnie.
Wzruszył ramionami.
— Nie musisz. 
Kurcze! jęknęłam w myślach.
Usłyszałam westchnięcie, a potem zobaczyłam, jak kiwnął na mnie głową. Ruszyłam do przodu, prawie potykając się o własne nogi. Złapałam równowagę i posłałam Sasuke krzywy uśmiech. 
— Możesz mi pomóc — mruknął, próbując chwycić zębami brzeg koszulki. 
Serce biło mi jak szalone. Nie wiedziałam, czy zrobił to specjalnie, czy nie. Ale prosząc mnie o coś takiego, chyba sam nie wiedział, w co mnie wpakował. 
Podeszłam do niego powoli, sztywno niczym kukła. Niezgrabnie chwyciłam za koszulkę i rozłożyłam ją, czekając, aż Sasuke wsunie w nią rękę i schowa głowę. Kiedy jego nagie ciało zostało odkryte przez ciemny, bawełniany top, poczułam zawód, widząc, że stoi przede mną ubrany. 
— N-no… — jąkałam się. — To teraz musimy się zająć twoimi mięśniami — wyjaśniłam sztywno jak przy zeznaniach. — Ramionami — poprawiłam szybko, rozumiejąc, jak moja poprzednia wypowiedź mogła zabrzmieć. 
Sasuke przytaknął, a ja poczułam zapach mydła i zauważyłam, że miał wilgotne włosy. Widocznie chwilę temu brał prysznic. Przyglądałam mu się tak przez chwilę. Nie wiedziałam, jakim cudem nie zauważyłam tego wcześniej. Włosy Sasuke były tak długie, że bez problemu mógłby je związać w kucyk. 
— Przeszkadzają ci?
— Co? Włosy? — zapytał i przeczesał je dłonią.
Przytaknęłam w odpowiedzi. 
— Trochę.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad doborem słów.
— A może — zaczęłam, splatając za sobą ręce. 
Sasuke uniósł brew.
Prychnęłam krótkim, nerwowym śmiechem.
— Może chciałbyś je trochę skrócić — wyjaśniłam i dodałam pospiesznie: — Możesz odmówić. Chciałabym, tylko żeby było ci wygodnie. Nie twierdzę, że wyglądasz źle w dłuższych włosach, ale mogłabym je przyciąć tylko trochę, same końcówki. Tak dla twojej wygody. Żeby grzywka nie wchodziła ci w oczy. Będą się lepiej układały. A że akurat są mokre, to lepiej będzie je podciąć niż suche. 
Słuchałem jej monologu — mówiła tak szybko, jakby w jedną sekundę starała się wepchnąć jak najwięcej słów — nieoczekiwanie doświadczając w sobie takiego wewnętrznego spokoju, jakiego dawno nie miałem. Nie wiedziałem, czym było to spowodowane. Brzmieniem jej głosu czy wyrazem twarzy. Sakura burzyła dystans, który budowałem i chociaż wolałbym, żeby tego nie robiła, uświadomiłem sobie, że wcale tego nie chciałem.
Uniosłem brwi i szeroko otworzyłem oczy, gdy usłyszałem, jak przeprasza mnie za swoje trajkotanie. 
— Nie prosiłem cię byś przestała. — Lubiłem jej słuchać, naprawdę. Ton jej głosu ostatnio stał się dla mnie czymś przyjemnym. I nie rozumiałem, dlaczego przepraszała.
— Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiał — próbowała wyjaśnić i uciekała przede mną spojrzeniem.
— Rozumiem, co chcesz przekazać. To wystarczy. — Kąciki moich ust zadrgały przez lekkie zakłopotanie. 
— Czyli zgadzasz się na to, bym trochę skróciła twoje włosy? — zapytała z niedowierzaniem w głosie.
— Tak. 
— Naprawdę? Do tej pory podcinałam tylko swoje, gdy były już za długie — i jakby dla podkreślenia swoich słów, przesunęła dłonią po pasemku przy twarzy. Dostrzegłem w jej spojrzeniu jakąś melancholię. Jakby jej myśli na chwilę zabłądziły do tamtego dnia w Lesie Śmierci. 
— Obetnij tyle, ile uważasz — wtrąciłem, dusząc w sobie chęć poznania jej myśli. 
Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam jakąś łagodność, która nie odbijała się na jego twarzy. Kiedy przełknął ślinę, odniosłam wrażenie, że chciał dodać coś jeszcze. 
— Jesteś pewien? — Zawahałam się. Może dla mnie to nic wielkiego, ale dla Sasuke taka zgoda mogła oznaczać przekroczenie pewnej granicy i to po raz kolejny.
— Ufam ci.
— Jesteś pewien? — powtórzyłam znowu, na co Sasuke zareagował westchnięciem. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko się zgodził.
— Całkowicie. — To słowo było jakby potwierdzeniem moich wcześniejszych spostrzeżeń. Już wczoraj zauważyłam, że coś się zaczęło zmieniać i chyba oboje o tym wiedzieliśmy. 
Dwa dni wcześniej wykorzystałam okazję i zaczęłam zadawać mu coraz więcej tych banalnych pytań: co lubił robić w wolnym czasie? Czy nadal lubił pomidory? — Później uświadomił mi, że to pytanie było głupie, bo przygotowałam mu parę dań z ich udziałem. Zawstydziłam się wtedy ze swojej głupoty, Sasuke przewrócił na to oczami, ale i tak odpowiedział. I to były proste pytania; dzięki nim zaczęliśmy czuć się w swojej obecności wyjątkowo dobrze. Pojawił się pewien komfort. Tym, co mnie utwierdziło w tej myśli, było wczorajsze zachowanie Sasuke: ponieważ tuż przed moim wyjściem do domu, zatrzymał mnie i zapytał, czy nadal lubię grać w gry logiczne. Próbowałam delikatnie się uśmiechnąć, a zamiast tego chyba wyszczerzyłam się jak głupia, bo Sasuke podejrzanie prychnął. Czasami, kiedy zadaje się na pozór proste pytanie, zapada taka dziwna, niezręczna cisza — właśnie taką ciszę nam sprezentowałam. Być może Sasuke w napięciu czekał na moją odpowiedź, z którą zwlekałam, ile się da, chyba tylko po to, by nacieszyć się tą chwilą. Bo to przecież to nic trudnego powiedzieć „tak” lub „nie”, prawda? 
Nie mogąc powstrzymać tej szalonej radości, przytaknęłam energicznie głową i odpowiedziałam: tak, nadal je lubię. 
Cieszyłam się, że pamiętał.
— To skoczę tylko po nożyczki i jakiś duży ręcznik — powiedziałam, po czym szybko czmychnęłam z pokoju. W podskokach dotarłam do pomieszczenia sanitarnego. Byłam zmobilizowana do pracy jak nigdy. 
Kiedy wróciłam, Sasuke postawił taboret na środku pokoju, usiadł na nim i czekał. Ja odłożyłam na stolik nożyczki oraz grzebień, po czym okryłam jego ramiona ręcznikiem. Nie chciałam, żeby małe włoski wbiły mu się w ciało. Stanęłam za jego plecami i powoli rozczesałam splątane pasma włosów. Były wyjątkowo gęste i gładkie, przez co byłam trochę zazdrosna. Moje włosy mogłam dopieszczać w każdy możliwy sposób, a i tak ich kondycja nie była dla mnie zadowalająca. 
Gdy się nachyliłam, znowu poczułam zapach szamponu i mydła, a mój żołądek aż się skręcił. Przełknęłam ślinę, po czym wyciągnęłam drżącą rękę po nożyczki. Zaczęłam strzyc w skupieniu, pilnując, by pasma były równe; przeczesywałam grzebieniem pojedyncze kosmyki włosów, a potem trzymając końcówki między dwoma palcami lewej ręki, podcinałam je powoli. Dłoń ciągle mi się trzęsła, przez co musiałam być bardzo ostrożna. Każdy gwałtowny ruch mógł spowodować, że skaleczyłabym Sasuke lub siebie. 
— Przechyl trochę głowę — poprosiłam i wzdrygnęłam się na dźwięk mojego głosu. Zabrzmiał dziwnie, dość nieoczekiwanie, gdyż wcześniej w pokoju słychać było tylko szczęk nożyczek. 
Za każdym razem, gdy dotykałam głowy Sasuke, by ustawić ją pod odpowiednim kątem, Uchiha drżał i na zmianę prostował i zginał dłoń w pięść. Chwilowa, ledwie wyczuwalna rzecz, a mimo to brakowało mi tchu.
Kiedy stanęłam przed nim i łagodnie odgarnęłam mu włosy z czoła, spojrzał na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs. Czułam, że mnie obserwuje. Uważnie śledził każdy ruch mojej dłoni, jakby w obawie, że coś wymknie się spod kontroli. Później przez moment patrzył się prosto w moje oczy, a następnie wnet odwrócił wzrok. Wysunął język, by oblizać dolną wargę, a ja mimowolnie ześliznęłam się spojrzeniem na jego usta. Policzki zaczęły mnie palić, a dłoń mocniej zacisnęła się na grzebieniu. 
Gdy ujęłam między palce pukiel włosów, wstrzymał oddech. Na jego twarzy dostrzegłam przebłysk niepewności i kątem oka zauważyłam, że zbielały mu kłykcie. Nagle przymknął powieki i przez dłuższy czas ich nie otwierał. Jego wargi ułożone były w jedną wąską linię. Był spięty, zdradzało go napięcie na twarzy i głębokie oddechy. To był dla mnie znak, że powinnam kończyć. 
Nagle głośno przełknął ślinę, a może to byłam ja. Poczułam dreszcz przechodzący po moim ciele. W uszach mi huczało i nie miałam pojęcia, czyj oddech słyszałam. Wszystko wydawało się dziać w zwolnionym tempie. Próbowałam się opanować, uspokoić, ale nie potrafiłam się skupić na niczym innym oprócz rosnącego gorąca w mojej piersi. Ledwo trzymałam się na nogach.
Bezwiednie spojrzałam na jego usta. On spojrzał na moje. Miałam wrażenie, że ta chwila była bardzo intymna. Że nawet dla Sasuke była czymś więcej. Czułam się tak, jakby przekazywał mi wzrokiem tysiące znaczeń. Znów zaczęło mnie dręczyć poczucie déjà vu, bo chciałam go pocałować. To pragnienie niemal sprawiało mi ból, bo wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. W chwili, gdy myślałam, że między nami dojdzie do pocałunku, miałam wrażenie, że Sasuke też tego chce, ale się myliłam. Dla niego to mogło być coś nieskomplikowanego. Błąd. Jednak świadomość, że może Sasuke czuje i przeżywa to samo, całkowicie mnie obezwładniła.
Miałam nadzieję, że nie zauważył mojego wahania.
Milczałam, wiedząc instynktownie, że Sasuke chce mi coś powiedzieć, ale ponaglanie go nie miało sensu.
Spojrzałem w jakiś punkt na podłodze, chcąc wyłączyć swoje myśli. Sakura znowu sprawiła, że w mojej głowie pojawiły się obrazy z przeszłości. Tym razem w moich wspomnieniach zjawiła się mama. Poczułem się dziwnie, bo obecna chwila tak bardzo przypominała mi tę z przeszłości. Pamiętałem każdy szczegół: to, jak była ubrana, dźwięk jej głosu, a nawet kolor ręcznika, który zarzuciła mi na plecy. 
— Moja mama często obcinała mi włosy — powiedziałem cicho ze strachem, że nie powinienem tego mówić. Sakura przez dłuższy czas milczała, a kiedy się odezwała, wyczułem w jej głosie wahanie.
— Jaka była?
— Nie mówię o niej… Nie tak, jakbyś chciała to usłyszeć. 
Skinęła głową.
— Wiem. — Jej krótka odpowiedź była niczym ocalenie. Zrozumiała i zaakceptowała to. Pozwoliła mi zamknąć tamten rozdział w pamięci, zostawić go za sobą i wrócić do niego, gdy będę na to gotowy.
Sasuke zmarszczył brwi, otworzył usta, zamknął je, po czym spojrzał na mnie i zobaczyłam, jak rysy jego twarzy wygładzają się i znikają z niej wszelkie ślady otwartości. Zapanowała niezręczna cisza, podczas której utwierdziłam się w przekonaniu, że zaczął się zmieniać. Bardziej niż mogłam to sobie wyobrazić. A kiedy dotarło do mnie to, co się przed chwilą wydarzyło, silne przejęcie odmalowało się na moich policzkach, bo byłam z niego piekielnie dumna. Sasuke zrobił kolejny krok. 
Miałam na sobie sweter i żałowałam, że nie włożyłam czegoś lżejszego. Byłam nerwowo świadoma tego, jak bardzo się pocę. Chciałam wierzyć, że tę nagłą falę gorąca spowodowała wyłącznie panująca w pokoju temperatura. 
Kilka minut później skończyłam, odłożyłam nożyczki i grzebień i zdjęłam z ramion Uchihy ręcznik tak, by nie rozsypać włosów na podłogę.
— Już — oznajmiłam szeptem. — Gotowe.
Sasuke wstał powoli, przeczesał już lekko suche włosy dłonią i zamachnął się głową. Włosy przy gwałtownym ruchu poruszyły się niczym tafla. Patrząc na niego, przypomniałam sobie tego dwunastoletniego, poważnego chłopca, który pragnął siły. Różniła ich zaledwie jedna rzecz — na jego twarzy nie było już tej surowości. Rysy wydawały się łagodniejsze, jakby całe napięcie powoli ustępowało. 
— To ja tylko posprzątam i pójdę — rzuciłam gwałtownie. 
— Mieliśmy poćwiczyć. — Spojrzał na mnie, ale nie potrafiłam zgadnąć, co kryło się w jego oczach.
— Wrócę niedługo — powiedziałam bez przekonania. Musiałam chwilę odpocząć, bo serce waliło mi jak oszalałe. Oddychałam ciężko, jakbym przebiegła dookoła osady. Chciałam przez chwilę pobyć sama, bo zaczęły mnie nawiedzać niepotrzebne myśli. Może za dużo analizowałam, ale postawa Sasuke zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W środku cała dygotałam ze szczęścia i potrzebowałam chwili, by doprowadzić się do porządku. 
— Dobrze — odparłem, przyglądając się, jak Sakura sprząta po strzyżeniu. Nie miałem pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Zawstydziła się? A może była zła? Wprawiała mnie w niemałe zakłopotanie. Nie sprawiłem jej niczym przykrości, więc dlaczego próbowała uciec.
Zastanawiałem się, o czym tak intensywnie myślała. Co wciągnęło ją do świata wyobraźni tak bardzo. Ostatnio coraz częściej jej zachowanie przyciągało moją uwagę. Przyłapałem się na tym, że powoli przestawałem myśleć o niej jak tylko o koleżance… dawnej znajomej. Nie dlatego, że mnie intrygowała czy pociągała, ale dlatego, że… Nie rozumiałem dlaczego. Każda odpowiedź wydawała mi się błędna. Nie chciałem, żeby tak było. Nigdy nie zwracałem uwagi na żadną kobietę, a Sakura zaczęła to zmieniać. Myślałem o jej zachowaniu wobec mnie. O tym, jak próbowała być pomocna. Miałem wrażenie, że chodziło o coś więcej niż tylko to złudne poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy mnie mijała, delikatnie chwyciłem ją za ramię. Zadrżała i odwróciła się gwałtownie w moją stronę. Na sekundę mnie zamurowało i nie wiedziałem, co chciałem jej przekazać. W mojej głowie kłębiło się jedno słowo. Używałem go tak rzadko, że prawie zapomniałem, jak brzmi. 
— Dziękuję, Sakura — wyszeptałem. — Za wszystko.