The bond we cherish stays deep in our hearts
No matter when we are, no matter how far we are
Sakura zastygła w bezruchu, wlepiając we mnie zaskoczone spojrzenie. Nagle zamrugała, a częstotliwość mrugnięć mogła oznaczać jedynie szok. Wzięła głęboki oddech i na chwilę zacisnęła z całej siły powieki, wykrzywiając przy tym twarz. Wydawała się niepewna, a może trochę zażenowana. Może jedno i drugie.
Ciszę między nami zakłócało jedynie tykanie zegara — dźwięk, na którym człowiek skupiał swój słuch tylko wtedy, gdy próbował zasnąć, gdy za dużo myślał, gdy próbował uciec od stresującej sytuacji — a ja czekałem, niecierpliwiłem się i zmysły koncentrowałem na tym przeklętym zegarze. Jego odgłos mnie irytował, ale nie przeszkodziło mi to w zastanawianiu się, czy Sakurze przeszkadzał tak samo jak mi.
Haruno nie wykonała żadnego ruchu. To było tak bardzo do niej niepodobne — zawsze była chaotyczna, uparta, nieco dziecinna i głośna — a teraz, gdy siedziała tak przede mną z tym napiętym wyrazem twarzy, czułem się nieswojo.
Zmusiłem się do przełknięcia śliny, a raczej serca, które mi utknęło w gardle. Zastanawiałem się, czy powinienem to tak zostawić, przynajmniej do momentu… kiedy ona się odezwie? dopowiedziałem sobie w myślach, bo nie byłem w stanie inaczej zakończyć tego zdania.
Głupota! Od kiedy jestem taką pokraką?
Czas, by dać sobie spokój z komplikacjami i zdjąć ten nieznany i dziwny ciężar z piersi.
,,Koniec z uciekaniem”. Skrzywiłem twarz w grymasie, gdy po raz kolejny przypomniałem sobie słowa Sakury. Były niczym echo w mojej głowie. Nie potrafiłem się ich pozbyć.
Nie mogłem wiecznie oglądać się na Sakurę i czekać aż przejmie inicjatywę. Oczywiście, to mi wiele ułatwiało, ale uznałem, lepiej będzie, jeśli powstrzymam tę katastrofę.
Przez chwilę się wahałem — mój umysł był przekonany, lecz ciało się opierało — a potem próbując pohamować nagłe, dzikie bicie serca zrobiłem najprostszą możliwą rzecz, odezwałem się.
— Sakura — wypowiedziałem na głos jej imię i zauważyłem, że spodobało mi się jego brzmienie. Starałem się, żeby mój ton brzmiał, jakby to wszystko mnie nie obchodziło. Jednak bałem się, że ją spłoszę, więc uważnie się jej przyglądałem.
Haruno ułożyła usta w dzióbek, wyprostowała się i uniosła lekko brodę. Brwi miała ściągnięte, jakby próbowała złożyć w całość fragmenty puzzli i po prostu się na mnie gapiła. Robiła to jednak jakoś inaczej. W jej wzroku było coś takiego, co nieoczekiwanie wzbudziło moją panikę i nerwowość.
Nagle Sakura jakby wybudziła się z letargu, zaczęła gorączkowo machać głową na boki.
— No nie! — krzyknęła niespodziewanie, uderzając się dłońmi w policzki.
Skrzywiłem się, słysząc jej pisk (mój słuch od zawsze był na niego nieco wrażliwy). Gwałtowny impuls sprawił również, że zadrżałem.
Posłałem jej skonsternowane spojrzenie.
— Zasnęłam! — jęknęła z niedowierzaniem, rozchylając usta. — Zasnęłam — powtórzyła. — Widziałeś, jak śpię? — mruczała jakby do siebie, chowając swoje palce we włosy i kręcąc głową, a potem ucichła i spojrzała na mnie z oczami pełnymi obawy. — Widziałeś…? Widziałeś, prawda? — powiedziała ponownie i gwałtownie nachyliła się ku mnie, uderzając przy tym dłońmi w swoje kolana.
Poczułem nagłe, mocniejsze uderzenie serca i zaraz po nim ciepło rozchodzące się od mojej szyi w górę. Twarz mnie zaczęła palić pod wpływem badawczego spojrzenia Sakury. Musiałem się szybko zreflektować, bo być może zobaczyła coś, czego nie chciałem ujawniać.
Instynktownie odsunąłem się, zmarszczyłem brwi i przełknąłem ślinę. Była za blisko.
— Uspokój się — poprosiłem spokojnie. — Sam obudziłem się sekundę przed tobą — skłamałem, próbując zachować kamienną twarz, bo w tej chwili było coś takiego, co mnie dezorientowało. Jej twarz była tak blisko, a jej oczy wpatrywały się we mnie z taką intensywnością, że nie potrafiłem odwrócić od nich swojego wzroku. Zacisnąłem dłoń na prześcieradle i wypuściłem powoli powietrze przez nos.
Sakura zamrugała i przechyliła lekko głowę, jakby próbowała zrozumieć właśnie usłyszane słowa. Zacisnęła usta i uciekła ode mnie spojrzeniem, zatrzymała go na swoich palcach, które wyginała na wszelkie możliwe strony. Tym razem wyglądała na zrezygnowaną lub być może na zawiedzioną. Później, gdy jej oczy rozpoczęły powolną wędrówkę ku moim, miałem wrażenie, że brakuje mi tlenu, gdy ona tak na mnie patrzyła.
Pokój w jednej chwili wydawał się dla nas zbyt mały.
♥
— Patrzyłeś się? — naciskałam dalej, bez konkretnego powodu. Nerwy kompletnie odcięły moje zmysły, sprawiając, że w uszach słyszałam jedynie dudnienie własnego serca. Bałam się, że podczas snu niechcący uderzyłam Sasuke lub mamrotałam coś przez sen albo zrobiłam jeszcze coś innego.
— Bardziej interesował mnie widok za oknem — odparł, wzruszając nonszalancko ramionami.
Drgnęłam.
— Za oknem — powtórzyłam niczym echo. Całe napięcie ze mnie uleciało i zastanawiałam się, jak ja mogłam w ogóle pomyśleć, że Sasuke interesowałaby moja śpiąca twarz. To było żenujące. Musiałam jednak zachować spokój, nie mogłam ciągle irytować go swoim zachowaniem. Musiałam pokazać mu, że jestem dojrzała, albo przynajmniej, że potrafię taka być.
— To dobrze — wyszeptałam i pochyliłam głowę. — Przepraszam, że zasnęłam.
— Zdarza się — odpowiedział. — Ty też widziałaś, jak śpię, jesteśmy więc kwita.
Gwałtownie podniosłam głowę.
Ty też? Kwita? Widział mnie! Patrzył na mnie!
Zamurowało mnie. Wstrzymałam powietrze i patrzyłam się na niego zszokowana. Na ustach Sasuke pojawił się blady uśmiech, jego ramiona drgnęły, a potem uniósł rękę i przeczesał palcami włosy.
— Też? — wymruczałam i pochyliłam się, prawie dotykając brodą obojczyka.
O matko! Co za wstyd, jęczałam w myślach, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści i przyciskając je do ud.
— Nie dramatyzuj — wtrącił nagle Sasuke, jakby usłyszał moje myśli. Jego cichy głos sprawił, że wyprostowałam się z ociąganiem. Sekundę później, z jakiegoś powodu, instynktownie dotknęłam prawą dłonią brzegu materaca. I odtąd wszystko działo się szybko. Skrzywiłam się, gwałtownie odsunęłam rękę i nią potrząsnęłam, jakbym próbowała zrzucić z niej robaka. Mokra plama, którą poczułam pod palcami, znajdowała się dokładnie w miejscu, w którym leżałam. Nie spodziewałam się, że mogłabym się czuć jeszcze bardziej zawstydzona niż chwilę wcześniej, ale najwyraźniej los miał co do mnie inne plany.
Czując zalewającą mnie drugą falę wstydu, szybko wytarłam usta. Miałam nadzieję, że ta mokra plama to tylko wytwór mojej wyobraźni. Nigdy nie spotkała mnie tak żenująca sytuacja. Nigdy nie zasnęłam przy swoim pacjencie, a już na pewno nie ośliniłam jego łóżka.
Z przerażeniem spojrzałam się na Sasuke i zauważyłam, że z jakiegoś powodu zasłonił dłonią swoją twarz. Przechyliłam głowę, wybałuszający oczy. O co do diabła chodzi?
Gdybym mogła zapaść się pod ziemię...
— Sasuke! — wyrzuciłam, czując, jak moje policzki palą mnie z zawstydzenia.
Uchiha nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się bardziej i schował oczy pod grzywką. Jego ramiona drżały synchronicznie, a dłoń usilnie zasłaniała usta.
— Sa… — tylko tyle mogłam z siebie wykrztusić, kiedy zobaczyłam, jak odsuwa rękę i odwraca się ku mnie. Nie do końca rozumiałam, co dokładnie się wydarzyło, ale lekko uniesione kąciki ust, podpowiadały mi, że był rozbawiony. Przez chwilę na mnie patrzył, a ogień rozlał się po moim ciele i nie potrafiłam się ruszyć. Sekundę później usłyszałam ciche prychnięcie, przez które przebijała się nuta rozbawienia.
— Mówiłem, nie dramatyzuj.
♥
Sakura wyglądała zabawnie. Jej reakcja wywołała u mnie jedynie uśmiech na ustach, który starałem się zasłonić, by jej bardziej nie zdenerwować. Chociaż nie wiedziałem, czy zdenerwować to odpowiednie słowo — była jak mały zagubiony kot i na swój sposób było to całkiem urocze.
Jej niezdarność przypomniała mi o pierwszym treningu z Kakashim, gdy byliśmy Drużyną Siódmą; moment, w którym Hatake użył na mnie techniki Podwójnego Samobójczego Ścięcia Głowy i minę Sakury, gdy mnie znalazła. Była niczym słup soli, a zszokowanie wymalowane na jej twarzy, było nie do opisania. Próbowałem poprosić ją o pomoc, lecz gdy wymówiłem jej imię, zaczęła potwornie krzyczeć, a chwilę potem zemdlała. Kiedy udało mi się wydostać spod ziemi, starałem się ją obudzić. Nie wiedziałem, co mną wtedy kierowało — mogłem ją zostawić, odnaleźć Kakashiego i próbować odebrać mu dzwonek, a mimo to zostałem przy niej. Powtarzałem jej imię do skutku. Gdy się ocknęła, poczułem ulgę, która w jednej chwili zmieniła się w irytację, bo Haruno zaczęła piszczeć i kleić się do mnie jak opętana.
Chociaż wtedy nie było mi do śmiechu, tak teraz wspominałem tamtą sytuację z zadziwiającym optymizmem. Może dlatego, że Sakura swoim zawstydzeniem przypomniała mi o jej dziewczęcej, irytującej naturze, którą katowała mnie każdego dnia, gdy byliśmy Drużyną Siódmą. I tak o tym myśląc… Czułem się z tym dziwnie, ale z jakiegoś powodu podobało mi się to.
♥
Sasuke bardzo często wprawiał mnie w zakłopotanie i kiedy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, po raz kolejny robił coś, co kompletnie mnie dezorientowało.
Pogrążony w myślach, uśmiechnął się.
Od zawsze był przystojny, ale gdy się uśmiechał... taka uroda była wręcz karygodna! Za każdym razem, kiedy się śmiał — a robił to rzadko — czułam, że to nagroda i chciałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby się znowu roześmiał.
Nie mogąc się powstrzymać, wyszczerzyłam się, a moje policzki na pewno się zarumieniły. Chciałam pokazać Sasuke, jak bardzo mnie ucieszył jego gest, ale on ponownie zakrył dłonią swoją twarz i odwrócił głowę w kierunku okna.
Kiedy tak uporczywie się przede mną chował, zastanawiałam się, o czym myślał. Wiedziałam, że w Sasuke kotłowało się wiele sprzecznych emocji. Wiedziałam, że uczucia zaczęły go przerastać. Jednak widząc go takiego… Widząc jego słodkie, uczuciowe oblicze. Oblicze, które tak rzadko dane mi było oglądać. Uświadamiam sobie, że to wszystko dowodzi zachodzących w nim przemian. Oboje się zmienialiśmy. Upadaliśmy coraz niżej, by kiedyś się podnieść i stanąć na równe nogi. Być może jedno obok drugiego — ramię w ramię.
Zagryzłam dolną wargę i potarłam dłońmi materiał spodni, a Sasuke zerknął na mnie przez palce.
— Naprawdę przepraszam cię za to wszystko — powiedziałam, lecz gdy chciałam dodać coś jeszcze, Uchiha mnie ubiegł i wtrącił:
— Nie ma potrzeby drążyć tego tematu. — Chrząknął i przesunął rękę na włosy, przeczesując je. — Nic takiego się nie stało.
Pochyliłam głowę, mocno zaciskając usta. Skompromitowałam się, chciałam dodać, ale nie potrafiłam wyrzucić tych słów przez swoje usta.
— Potrzebowałaś snu — dodał nagle Sasuke, sprawiając, że uniosłam głowę i skupiłam na nim swoje spojrzenie. Patrzył na mnie tak, że przeszedł mnie dreszcz. — A to, że zasnęłaś, nie jest niczym złym — wyjaśnił i zaczął wpatrywać się w swoją dłoń.
— Tak. Potrzebowałam snu — przyznałam po dłuższej chwili. Mój ton był spokojny, lecz może za bardzo oficjalny. — Ale narobiłam ci tylko kłopotu — próbowałam się usprawiedliwić.
— Nie przeszkadzało mi to. — Coś w tonie jego głosu mi nie pasowało, nie potrafiłam jednak stwierdzić co. Może nadal nie potrafiłam wyłapać wielu aluzji w jego odpowiedziach. Może wynikało to z tego, że o wiele łatwiej rozmawiać o błahych sprawach z ludźmi takimi jak Naruto lub Ino. Z Sasuke było jednak inaczej. Nie był osobą skłonną do rozmów, a ja czasami samolubnie chciałam od niego tych głębokich przemyśleń i wyjaśnień. Straciliśmy tyle wspólnych lat, a wszelka wiedza o nim stała się po prostu nieaktualna — na wiele rzeczy reagował inaczej niż w dzieciństwie, był bardziej zdystansowany, powściągliwy.
Zgarnęłam kosmyki włosów za uszy i przytaknęłam ze zrozumieniem. Sasuke miał rację, nie było potrzeby drążenia tego tematu. Stało się i już.
Wstałam z ociąganiem i strzepując ze spodni niewidzialny pył, oznajmiłam:
— Przyniosę ci jedzenie — oznajmiłam.
Uchiha spojrzał na mnie łagodnie i skinął głową.
♥
Trochę mi się zeszło z przygotowaniem posiłku, bo zastanawiałam się nad trywialnymi rzeczami, które dotyczyły Uchihy. Wiedziałam, że lubi pomidory, onigiri i tuńczyka, że nie przepada za słodyczami (chociaż czasami z jakiegoś powodu je jadł) oraz natto. Ale co było jego hobby? Jaki kolor lubił? Jaką porę roku? Czułam się głupio, nie wiedząc takich rzeczy.
Pałeczki wypadły mi z rąk, uderzając o blat — ten przytłumiony dźwięk wyrwał mnie z transu. Nie byliśmy już dziećmi. Wystarczyło zapytać, ale nie potrafiłam. Nie było żadnego szczególnego powodu, żeby o to zrobić.
Tylko czy ja potrzebuję tego powodu? zapytałam się w myślach. Tak naprawdę nic nie stało mi na przeszkodzie oprócz zdenerwowania. Być może to była moja ostatnia szansa, by zapytać Sasuke i poznać jego odpowiedzi na te pytania, które wydawały się jednocześnie tak błahe i niesamowicie ważne.
Westchnęłam, przemywając pałeczki pod bieżącą wodą. Potem chwyciłam je między kciuk i palec wskazujący, a w dłonie złapałam talerz. Podeszłam powoli do Sasuke, stawiając jedzenie na stoliku. Wydawało mi się, że zauważyłam jego uśmiech, kiedy pochylił się, by sięgnąć po onigiri. Ugryzł spory kęs, a gdy zaczął przeżuwać, w jego oczach dostrzegłam błysk.
Uśmiechnęłam się i instynktownie wypięłam pierś do przodu, dumna z własnoręcznie zrobionego posiłku. Ten moment, chociaż na chwilę przyćmił wcześniejsze zażenowanie, które chwilami wywoływało u mnie lekkie poczucie winy.
Przygotowałam jeszcze kilka rzeczy (czyste bandaże, ciepłą wodę) i nim zdążyłam się zorientować, Sasuke zjadł już porcję trzymaną w dłoni i właśnie sięgał po kolejną kulkę ryżową.
Patrząc na niego, uniosłam dłoń do ust, śmiejąc się cicho. Uchiha zmarszczył brwi i posłał mi niezadowolone spojrzenie. Oparłam dłonie na biodrach, a chwilę później powoli podeszłam do niego. W drodze chwyciłam jedną papierową chusteczkę i nagle, zupełnie bezwiednie, nachyliłam się i wyciągnęłam ku niemu rękę. Najpierw zgarnęłam opadające mu na twarz kosmyki włosów za ucho. Potem wolno przesunęłam dłoń na jego policzek i wytarłam plamę sosu nad prawym kącikiem ust. I wszystko wydawałoby mi się całkiem normalne, gdyby nie to, że nagle poczułam, jak Sasuke zamiera pod wpływem mojego dotyku. Spojrzałam na niego, a potem mój wzrok zatrzymał się na mojej dłoni. Cała krew odpłynęła mi z głowy i poczułam wypieki rozprzestrzeniające się na policzkach i szyi. Przeniknęła mnie fala ciepła i uświadomiłam sobie, co zrobiłam.
Zastygłam w bezruchu, nadal trzymając dłoń na jego policzku. Nie mogłam się ruszyć. Byłam jak zahipnotyzowana i nawet lekko zmrużone oczy Sasuke i jego zdegustowana mina, nie przywróciły mnie na ziemię. I chociaż skręcało mnie pod jego spojrzeniem, nie potrafiłam się wycofać. Może ten gest nie był najlepszym pomysłem, ponieważ w ten sposób znalazłam się blisko Sasuke — tak blisko, że widziałam małą bliznę nad jego lewą brwią, a także zaskoczenie w jego czarnych oczach.
Czekając, chyba na cud, czułam, jak mocno bije mi serce. Byłam na rozstajach żenady, a liczba tych głupich sytuacji była trudna do zniesienia. Instynkt mi podpowiadał, że powinnam się odwrócić i wyjść, zostawić za sobą zszokowanego Sasuke. Jednak odgoniłam te myśli.
Będzie lepiej, jeśli się z tym zmierzę. Żadnego uciekania, chowania się. Żadnych uników, tymi słowami dodawałam sobie otuchy.
Uchiha obserwował mnie uważnie, a potem odrobinę ściągnął ramiona, jakby przygotowywał się psychicznie na to, co nastąpi.
W końcu moje odrętwienie minęło, oderwałam się od niego jak oparzona i odwróciłam spojrzenie.
— M-miałeś r-ryż n-na p-policzku — jąkałam się, próbując wskazać drżącym palcem wspomniane miejsce.
Ryż?! No brawo Sakura, warknęłam do siebie w myślach.
Czułam, że moje policzki robią się purpurowe, co było absurdalne, i zaczęłam się rozglądać za drogą ucieczki. Gdybym mogła się jakoś wycofać z tej rozmowy tak, żeby nie pokazać po sobie, jak bardzo byłam zakłopotana, zrobiłabym to natychmiast.
Starałam się uspokoić swój oddech oraz stłumić kołatanie serca. Nie raz czułam pod palcami ciepło jego skóry, ale w takich chwilach, takie gesty tylko potęgowały doznania. Niby to nie było nic znaczącego, a jednak wydawało mi się, że po raz kolejny przekroczyliśmy jakąś granicę.
Nie usłyszałam odpowiedzi Sasuke. Zerknęłam na niego kątem oka i na jego przystojnej twarzy zobaczyłam zmieszanie, ale potem ten wyraz zniknął i zastanawiałam się, czy tylko go sobie wyobraziłam.
Napięłam się jak struna. Co za wstyd, pomyślałam. Poczułam, że opada mi szczęka — do tej pory nie miałam pojęcia, że coś takiego może się naprawdę człowiekowi przytrafić. Wykonałam jeden z tych gestów, o których marzy każda kobieta. Gest, o którym czyta się z wypiekami na twarzy, ale w normalnym życiu praktycznie się nie zdarzają.
Zamknęłam szybko usta i znowu zamrugałam, starając się zmusić do posłuszeństwa umysł, który próbował rozpaczliwie pojąć, czym tak naprawdę byłam onieśmielona.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym usiadłam z głośnym westchnięciem i zaczęłam bawić się tą delikatną chusteczką, którą miałam w dłoni. Starałam się ukryć swoje zakłopotanie, swój wstyd, ale było ono silniejsze.
♥
Próbowałem powstrzymać szalejące w mojej piersi serce. Nie dawało mi to spokoju. Te reakcje wydawały mi się przesadzone, bo od kiedy onieśmielają mnie takie rzeczy. Od zawsze, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy. A może inaczej, takie sytuacje peszyły mnie tylko wtedy, gdy obok mnie była...
— ... Sakura — powiedziałem i dopiero kiedy to zrobiłem, zorientowałem się, że wypowiedziałem jej imię na głos. Zacisnąłem mocno usta i spojrzałem na Haruno z lekką obawą, że to usłyszała. Ona jednak nie zareagowała, kręciła między palcami chusteczkę i ciągle się w nią wpatrywała.
Rozluźniłem ramiona pod wpływem ulgi. Nie chciałem, by widziała, jak to na mnie wpłynęło. Chciałem po prostu zostawić to za sobą i cieszyć się pierwszą od lat zwyczajną chwilą.
♥
Uparcie szukałam odpowiednich słów, zastanawiałam się, jak zacząć rozmowę i wyrwać nas z tej niezręcznej sytuacji. To nie był pierwszy raz, takie chwile intymności już się między nami zdarzyły, a mimo to nie potrafiłam do nich przywyknąć na tyle, by zachować zimną krew. Czasami przyłapywałam się na tym, że odświeżałam wspomnienie dotyku jego ramion, dudnienia jego głosu w klatce piersiowej, ciepła jego oddechu na czubku mojej głowy, bicia serca w uszach i zapachu jego mydła — odtwarzałam w myślach każdy najmniejszy gest, wszelkie drobne momenty między nami.
Wystarczyło, że zmienię temat, że zadam mu błahe pytanie. Ta świadomość wywołała we mnie dziwną plątaninę uczuć — nostalgii i rozczarowania, ale przede wszystkim spowodowała niezrozumiałą falę ulgi, od której moje serce zaczęło mocniej bić.
♥
Nagle usłyszałem gwałtowne uderzenie i jej zdeterminowany głos.
— Dobra!
Kolejne uderzenie, tym razem cichsze, w policzki. Te dźwięki zmusiły mnie, bym na nią spojrzał; prosto w te oczy, które za każdym razem zaskakiwały mnie zielenią.
Zaczerpnęła powietrza, jakby zamierzała mi coś powiedzieć. Ku mojemu zaskoczeniu nie doczekałem się szybkiej kontynuacji jej wypowiedzi. Zauważyłem, że chusteczka leżała na kolanach Sakury, a jej twarz poczerwieniała jeszcze bardziej. Nerwowo zaczęła wyginać swoje chude palce, co było sygnałem, że nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Ja też nie wiedziałem. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, powodując, że mętlik w mojej głowie tylko się nasilał. Musiałem oddychać, skupić swój wzrok i myśli na czymś innym niż... Sakura.
— Sasuke — zaczęła ponownie.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, patrzyła na mnie badawczo i dostrzegłem, jaka była niezdecydowana. Przygarbiła się trochę, jakby starała się utrzymać ten dystans między nami jeszcze przez chwilę. Schyliła głowę i opuściła luźno ręce. Czekałem, zastanawiając się, co chce zrobić. Ale chwila, gdy zaczęła drżeć bez wyraźnego powodu, podpowiedziała mi, że coś było nie tak.
— Ja... — Zaczesała za ucho kosmyk włosów. Zawsze robiła to tak delikatnie, a ja zawsze śledziłem wzrokiem ten ruch. — Jaki jest twój ulubiony kolor? — zapytała z wahaniem, a potem potrząsnęła głową z wyrazem zdumienia na twarzy.
Nie odrywała ode mnie wzroku, kiedy to mówiła, a ja zmusiłem się, żeby patrzeć jej w oczy i nie odwracać głowy, starając się przy tym ukryć zaskoczenie.
— Nie, nie… źle się wyraziłam. Chodzi mi — zrobiła krótką pauzę — wiem, że ciężko jest wybrać ten konkretny, ale gdybyś miał jakiś wybrać… — starała się ubrać swoje myśli w słowa tak spokojnie i niewinnie jak to możliwe, ale strasznie się przy tym mieszała. Nie wiedziałem, co nią kierowało. Po co tak właściwie o to pyta? zastanawiałem się. Pytanie było kompletnie niepotrzebne, bo kto myśli o takich głupotach. Jednak, gdy spojrzałam na nią skonsternowany, ze zdenerwowania skubała zębami dolną wargę. Jedno z pozoru tak banalnie proste pytanie uświadomiło mi, że Sakura chciałaby wiedzieć więcej o mnie, że zależało jej na mojej odpowiedzi, że jej oczekiwała. Problem polegał na tym, że takie pytanie zachęcało do zadania kolejnych pytań. I może to była nasza szansa, by dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. Ale czy ja chciałem wiedzieć więcej o niej? Być może. Nie miałem jednak pewności. Zamknąłem się we własnej strefie komfortu — niewiele wiedziałem o obecnej Sakurze, a ona nie wiedziała dużo o mnie.
Pomimo niechęci, musiałem przyznać, że ta zmiana tematu nie była głupia. Sakura dzięki temu prostemu pytaniu wybrnęła, wyswobodziła nas z tej żenująco-śmiesznej sytuacji.
W mojej głowie nagle pojawiła się myśl, że jeśli będziemy się trzymać tych lekkich tematów bez większego znaczenia, nauczymy się ze sobą swobodnie rozmawiać. A gesty takie jak ten przed chwilą nie wywołają kolejnych niepewności.
Powinienem trzymać się z daleka, w mojej podświadomości pojawiła się kolejna, myśl. Przyjaźń czy cokolwiek, co nas łączyło, na pewno prowadziło donikąd, ale choć mógłbym się postarać, by było inaczej, nie potrafiłem. Pohamowałem uczucie rozczarowania, jakie przyniosła mi ta sentencja — tak musiało być.
Nagle jednak dostałem olśnienia, które uderzyło mnie jak piorun z jasnego nieba. Nie czułem tego okropnego stresu. Nie czułem się zakłopotany. Ta chwila wydawała mi się taka normalna i nawet na sekundę nie ukradła ani grama mojego spokoju. Nie było ani paniki, ani strachu. Nadal mieliśmy chwilę obecną i nawet jeśli nie mielibyśmy poznać swoich sekretów, i tak mogliśmy cieszyć się wspólnym czasem. I przez chwilę, chociaż przez chwilę, nie musiałem być taki samotny.
— Mój ulubiony kolor — odezwałem się w końcu, powtarzając jej słowa. Zacisnąłem dłoń na prześcieradle i starałem się, by mój głos brzmiał, jakby to wszystko mnie nie obchodziło.
Sakura spięła się w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a ja zrozumiałem, że nie miałem powodu, by jej nie odpowiadać. Patrząc na nią, uświadomiłem sobie, że nie panikuję. Dłoń mi się nie pociła i nie zastanawiałem się nad tym, co mam powiedzieć.
To było proste, to była tylko prawda.
Przełknąłem ślinę, czując w gardle narastającą gulę. Taka prosta odpowiedź, ale wypowiedzenie tego na głos, wydawało się trudniejsze, niż myślałem.
— Zielony. — Chrząknąłem. — Zielony jest w porządku — odparłem, po czym zacisnąłem mocno usta.
Kolejny raz skrępowała mnie tak błaha sprawa.