niedziela, 20 października 2019

28. tired of walking

If you're anxious, It's okay
I have string attached to you,
maybe it's different but it's the thought
of aiming for sparkling future somewhere

Czułam się zmęczona, lecz szczęśliwa w trudny do opisania sposób — jak gdybym walczyła z silnym przeciwnikiem, z którym na pierwszy rzut oka nie miałam szans, a mimo to wygrywałam. Nie zwracałam uwagi na piekące oczy, bolące mięśnie i dudnienie w uszach. Dobre wiadomości przyćmiły mi tego dnia wszystko, co złe i miałam nadzieję, że tak już zostanie. Nawet najmniejsze myśli o niepowodzeniu odrzucałam od razu, jak tylko zakiełkowały w mojej głowie. Czułam, że ich nie potrzebuję, że to właśnie one były dla mnie największą przeszkodą. 
Pomimo lekkiego stresu zaczęłam działać i ta chwila była dla mnie czystą przyjemnością. Ruszyłam z miejsca, a moje działania zaczęły procentować. Zamiast paniki czułam cudowny spokój, o którym zapomniałam na tak długi czas, a uczucie ulgi wręcz zalewało mnie od środka. 
Zacisnęłam dłoń w pięść, bojowo nastawiając się na kolejne obowiązki. Co prawda nie miałam jeszcze ustalonego planu działania — było już późne popołudnie i raczej nie zrobiłabym za wiele — ale chciałam jakoś wykorzystać czas, który mi pozostał.
Stukając palcem wskazującym o usta, szłam przed siebie, zastanawiając się, co robić. W końcu uderzyła mnie pewna myśl; skupiona dotąd na ratowaniu Sasuke i próbie dotarcia do niego, nie miałam czasu na odpoczynek. Liczył się tylko on. I chociaż każdy sugerował mi, że powinnam odpocząć, to i tak robiłam swoje, a zatroskane słowa Shizune i Tsunade spływały po mnie jak po kaczce.
Odpoczynek był ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam, lecz teraz, gdy tak naprawdę wiele zależało od badań Piątej, mogłam sobie na niego pozwolić. Chociaż dzisiaj, powtarzałam sobie w myślach. Nawet rozmowa z Lee zasiała w mojej podświadomości pewną chwiejność. Być może gdyby nie on, nigdy nie uświadomiłabym sobie, że popadłam w okropną, nerwową rutynę przez próbę uratowania wszystkiego i wszystkich. 
Potrzebowałam odskoczni. I właśnie tą odskocznią mogła być dla mnie rozmowa z moim najlepszym przyjacielem. Od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu, a było to jeszcze podczas jego pobytu w szpitalu. Ze wstydem przyznałam przed sobą, że (poniekąd umyślnie) go ignorowałam, a zdecydowanie na to nie zasługiwał. Skrzywiłam się na tę myśl. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Co ze mnie za przyjaciółka?, pytałam siebie w myślach. W końcu Naruto był jedyną stałą w równaniu mojego życia. Byłam pewna, że gdyby w ostatnim czasie to on żył w ciągłym napięciu, na pewno znalazłby wolną chwilę na spotkanie ze mną. Nie bez powodu utrwalił we mnie przekonanie, że zawsze w jakiś sposób będzie nade mną czuwał. Że będzie obok, gdy będę go potrzebowała. Chciałam go odwiedzić i nie tylko dlatego, że byłam mu to winna. Po prostu odczuwałam silną potrzebę spotkania się z nim. Jednak zanim udałabym się do niego z wizytą, musiałam wywiązać się z pewnego zobowiązania. I choć na myśl o kolejnej wizycie u Sasuke, czułam lekkie zdenerwowanie, pozostawało mi zacisnąć zęby i dotrzymać danego mu słowa. 
Po przekroczeniu progu mojego gabinetu poczułam unoszącą się przyjemną woń. Rozpływając się nad smakowitym zapachem, zauważyłam, że na biurku stał przygotowany przez moją mamę obiad, zapakowany w jeden z moich woreczków śniadaniowych. Rozchyliłam ze zdziwienia usta, bo byłam przekonana, że zbagatelizowała moją poranną prośbę (poprosiłam ją, by przygotowała coś zdrowego i dobrego, tłumacząc się brakiem czasu). Mruknęła wtedy coś pod nosem i próbowała na mnie wymusić, bym założyła na siebie coś cieplejszego.
Otwierając pudełka z jedzeniem, oszałamiający zapach uderzył mnie ze zdwojoną siłą. Przełknęłam ślinę raz, drugi, chcąc zagłuszyć burczenie w brzuchu. Dania przede mną doprowadziły mnie niemal do śmiechu. Choć wydawało mi się, że nie byłam głodna, radość, jaką odczuwałam, patrząc na przygotowany przez mamę posiłek, sprawiała, że chciałam tylko spróbować, choć kęs. 
Wszystko było jeszcze ciepłe, co oznaczało, że musiała być tutaj niedawno. Pewnie się z nią minęłam, pomyślałam, po czym dostrzegłam małą kartkę leżącą na jednym z pudełek. Podniosłam ją, chwytając jej róg między kciuk, a palec wskazujący. Otworzyłam ją, rozpoznając pismo mamy: 
W różowym pudełku masz pierogi ze słodką pastą z czerwonej fasoli oraz onigiri nadziane marynowanymi morelami — to jest dla Ciebie. Reszta dla Twojego przyjaciela, którego imię mówisz przez sen. 
Oby Wam smakowało.
P.S. I tak wszyscy wiedzą, że Sasuke jest w wiosce. Słyszałam nawet plotki, że przebywa w szpitalu.
Wpatrywałam się w kartkę przed sobą z niedowierzaniem, że nagle zabrakło mi tchu. A kiedy już wpatrywałam się w nią wystarczająco długo, by zrozumieć sens zapisanych na niej słów, westchnęłam ciężko z zażenowania i bez sił opadłam na krzesło. Schowałam twarz w dłoniach i pochyliłam się, próbując stłumić swoje zawstydzenie i irytację. 
— Maaamooo! — jęknęłam przeciągle, unosząc głowę ku górze i wymachując przy tym rękami. Słowa zapisane na małej kartce aż paliły mnie w oczy. Miałam ochotę ją zmiąć i wyrzucić do kosza, a najlepiej spalić, lecz z drugiej strony, dla jednego ze zdań, chciałam ją zachować. Może właśnie ono było odpowiedzią na ten nocny incydent. 
— Na litość boską… — wymruczałam niezadowolona i sięgnęłam po pudełko z pierogami, z hukiem stawiając je na biurku. Z zaciśniętymi ustami zaczęłam grzebać w pojemniku palcem wskazującym. Bawiąc się jedzeniem, pomyślałam, że na nic by się zdała rozmowa z mamą, musiałam po prostu zaakceptować to, że wiedziała. Przekonywałam samą siebie, w duchu okraszając każde zdanie wykrzyknikiem, że może to lepiej, że mama poinformowała mnie o tym. W końcu, każdy wiedział! Ludzie plotkowali i nic nie można było z tym zrobić! Byłam z tego powodu wściekła. Na samą myśl o tych głupich pomówieniach w mojej piersi rozgościła się furia. Usiłowałam sobie wmówić, że i tak miałam szczęście — nie musiałam snuć domysłów i ukrywać faktów przed bliskimi, poza tym to nie była pierwsza plotka na temat Sasuke. 
Jednak z jakiegoś powodu nie mogłam uśmierzyć poczucia straszliwej niesprawiedliwości. Chciałam jakoś zniwelować to uczucie irytacji i wściekłości, więc w końcu chwyciłam losowy pierożek i włożyłam go sobie do ust. Ugryzłam kęs, a przy przeżuwaniu starałam się również pokonać napływające do oczu i gardła łzy. Mogłam być zła na moją rodzicielkę za wtykanie nosa w nie swoje sprawy, lecz mimo wszystko byłam jej wdzięczna, za ten mały obiad. 
Około godziny siedemnastej szłam szpitalnym korytarzem. Wszyscy się spieszyli; pielęgniarki wpadały na siebie, ktoś coś upuścił, odwiedzający zaczepiali personel, chcąc dowiedzieć się, w której sali przebywa bliska im osoba. Zmusiłam się do ignorowania tego wszystkiego i przełknięcia guli w gardle. Brak szpitalnego kitla zdecydowanie ułatwił mi poruszanie się po tym zatłoczonym miejscu, w przeciwnym razie co krok, ktoś by mnie zatrzymywał i o coś zapytał. 
Przeszłam jakieś piętnaście metrów i im bliżej pokoju Sasuke się znajdowałam, tym większe czułam zdenerwowanie; głównie przez to, co powiedziałam kilka godzin wcześniej, a także przez nierozwiązaną kwestię snu. Stres dał o sobie znać narastającym znużeniem, lecz moje napięcie było niczym w porównaniu z tym, co przeżyłam w ostatnich dniach. Teraz czułam, że to wszystko się normuje, uspokaja i nie chciałam już tak histeryzować. 
Zdusiłam w sobie uczucie lęku, zerkając na mały pojemnik z jedzeniem od mojej mamy. Żałowałam, że nie przygotowałam posiłku poprzedniego wieczoru, ale miałam nadzieję, że ten również posmakuje Sasuke. 
Tak jak czułam, moją ponowną wizytę u Uchihy można było określić jako ponurą i cichą. Przez te pół godziny czułam się tak, jakby za moje zachowanie pokarał mnie milczeniem.
Sasuke nie odzywał się wcale, ja z kolei rzuciłam mu na powitanie krótkie cześć. Podczas układania poszczególnych elementów dania na talerz wyjaśniłam spokojnie, co zostało przygotowane (pominęłam informacje, że jedzenie zrobiła moja mama). Uchiha tylko przytaknął, jakby to był jakiś rodzaj podziękowania. Nie mogłam go za to winić, nie chciałam również nakłaniać go do rozmowy. Nie unikaliśmy swoich spojrzeń, ale unikaliśmy słów.
Kiedy zaczął jeść, pozwoliłam sobie usiąść na taborecie nieco dalej niż zwykle. W międzyczasie chwyciłam również jego dokumentację i w ciszy zaczęłam ją analizować. Raz po raz zerkałam na niego ukradkiem i przyglądałam się jego dłoni, w której trzymał pałeczki. Z dnia na dzień operował nimi coraz sprawniej, co tylko potwierdzało mnie w przekonaniu, że zaczęło mu się polepszać. Wskazywały na to również jego wyniki badań, niektóre parametry zadowalająco się poprawiły, nawet rana na jego ramieniu wyglądała lepiej. Rany się goiły, obrażenie wewnętrzne powoli ustępowały. Biorąc pod uwagę rozległość obrażeń, Sasuke miał dużo szczęścia. Wcześniej martwiłam się, że będę musiała chirurgicznie naprawić niektóre ścięgna, ale okazało się to zbędne. Żałowałam, że jego organizm nie regenerował się tak szybko, jak organizm Naruto. Może wtedy nie musiałby tyle cierpieć, a fizyczny ból i cierpienie znacznie szybciej by minęły. 
Czytając dokumenty Uchihy, zagryzłam z przejęcia wargę, bo uświadomiłam sobie, że z medycznego punktu widzenia, jeśli Sasuke będzie stosował się do zaleceń, zostanie tutaj jeszcze przez dwa do trzech tygodni. Około dwudziestu dni razem… Ta liczba wydawała mi się przerażająco mała, nawet gdyby to było sześćdziesiąt dni lub pół roku nadal uważałabym, że to niewiele.
Zerknęłam na niego po raz kolejny z jakąś pustką w sercu. Obserwowałam, jak powoli przeżuwa, nie ujawniając żadnej reakcji, jakby rozważał, czy jedzenie było wystarczająco dobre.
Co dalej?, pytałam się w myślach.
Kiedy odłożyłam teczkę, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Drażniła mnie cisza przerywana jedynie moim ciężkim oddechem, szuraniem butów po podłodze oraz stuknięciami pałeczek o talerz. Próbowałam się czymś zająć: bawiłam się dłońmi, skubałam brzeg bluzki lub skórki przy paznokciach, ale to nic nie dało. Mój umysł był tak przeładowany, że trudno mi było się na czymkolwiek skupić. Czułam, jak zimny pot spływa mi po plecach, jak ciało ogarnia nagły chłód. Nie zawsze udawało mi się mieć wszystko pod kontrolą, a teraz byłam tak wycieńczona, że nawet nie chciało mi się tym przejmować.
Dopiero moje ciche westchnienia, uświadomiły mi, że milczenie Sasuke było dla mnie udręką. I chociaż czasami lubiłam tę niewerbalną komunikację, tak dzisiaj nie mogłam jej znieść. Kusiło mnie, by się odezwać, mimo to krztusiłam się słowami, które próbowałam z siebie wyrzucić. Kilka razy otworzyłam i zamknęłam usta, ale jakoś żadne słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Może gdyby Uchiha próbował złagodzić to napięcie jakimś słowem lub serdecznym gestem, czułabym się inaczej. Jednak wiedziałam, że to nie było możliwe. Czasami Sasuke był uparty jak osioł. Trudno było za nim nadążyć, a jego zachowanie nie zawsze było dla mnie zrozumiałe. Potrzebowałam ogromnych zasobów cierpliwości, by nie oceniać człowieka, na jakiego pozował, ale tego, którym był naprawdę. Być może Uchiha próbował odciąć się ode mnie, bo nie chciał wyładowywać na mnie podsycanej niedowierzaniem wściekłości, skoro ostatnie wydarzenie było w głównej mierze moją winą.
Kiedy tylko odłożył pałeczki, spojrzał mi prosto w oczy, a ja miałam wrażenie, że to milczenie trwało całe wieki, i z każdą sekundą denerwowałam się coraz bardziej. Ostrożnie przymierzyłam się do tego, by zabrać od Sasuke brudne talerze. Usłyszałam jego niezadowolone stęknięcie, ale je zignorowałam. Miałam dziwne poczucie, jakby mnie na czymś przyłapał. Nadal ani się nie uśmiechnął, ani nie drgnął, ani nie otworzył ust. Jedynie rzucił okiem na moje dłonie i zatrzymał spojrzenie na mojej twarzy z tą nieprzeniknioną miną, co zwykle, lecz ja wierzyłam, że pod pozorami obojętności kryją się jednak jakieś emocje. 
Kierując się do mieszkania Naruto, przypomniałam sobie o jednej, bardzo ważnej sprawie. Gdy wczoraj rano Naruto i Sasuke potwornie mnie nastraszyli, obiecałam sobie, że powiem Uzumakiemu kilka słów do rozsądku. Nie mogłam zostawić tej sytuacji bez słowa, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to nic nie da, bo gdy chodziło o Sasuke, Naruto działał kompletnie nielogicznie i porywczo. 
Na tę myśl kichnęłam tak mocno i głośno, aż zabolało mnie wnętrze nosa. Potarłam palcem wskazującym łuk kupidyna, po czym wypuściłam oddech, który nieświadomie wstrzymywałam. 
— Ja już dam mu popalić — powiedziałam do siebie, przybierając przy tym chyba przerażający wyraz twarzy, bo dziecko, które szło z naprzeciwka, nagle się zatrzymało i uciekło z płaczem. Uniosłam ramiona, chowając w nich szyję i podejrzliwie rozglądając się na boki. — Czasami za głośno myślę. — Westchnęłam, drapiąc się po policzku.
Pomyślałam też, że może nie powinnam być ostra w stosunku do Naruto, ale gdyby najpierw skonsultował się ze mną, byłabym spokojniejsza. A tak to byłam wkurzona na siebie za wątpienie w niego, nawet jeśli miałam pełne prawo tak czuć. 
Naruto otworzył mi drzwi, będąc na wpół senny, a była już późna popołudniowa pora. Widząc go takiego, stanęłam jak wryta i zamrugałam oczami. Będąc w lekkim oszołomieniu, czułam narastający we mnie gniew. Szlag mnie trafił, bo ja nie spałam przynajmniej od szóstej i zdążyłam już załatwić wiele spraw, a on jak zwykle niczym się nie przejmował. Serce mi przyspieszyło, a oczy zapiekły z emocji, których nie chciałam czuć, ale nie potrafiłam ich stłumić.
— Na-ru-to — warknęłam w jego stronę, krzywiąc się i zaciskając dłoń w pięść. Nie mogłam się powstrzymać. Nigdy nie mogłam, jeśli chodziło o niego. 
Momentalnie oprzytomniał, a gdy dostrzegł, że to ja, krzyknął zaskoczony:
— Sakura! Co ty tu robisz tak rano? — wykrzyczał, jakby próbował powstrzymać mój źle ulokowany gniew, ale zignorowałam go.
— Rano? — powtórzyłam, mrugając powiekami. Moja irytacja sięgała zenitu. — Jest prawie wieczór! — Nie potrafiłam powstrzymać jadu w głosie i oskarżycielskiego spojrzenia.
Zamlaskał i przeciągnął dłonią po twarzy. Nachylił się ku mnie i zerknął przez moje ramię, jakby dla sprawdzenia, że na zewnątrz rzeczywiście się ściemniało.
— Ooo! Faktycznie — odpadł z głupkowatym uśmiechem i pomasował się po karku.
Żyłka na moim czole pulsowała. Już zapomniałam, jak szybko potrafił mnie zirytować. Naruto po prostu miał talent do wyprowadzania mnie z równowagi. 
— Musiało mi się przysnąć. — Ziewnął, zasłaniając usta dłonią.
— Przysnąć? — wyszczekałam z widocznym rozdrażnieniem. — A po czym ty niby odsypiasz? — rzuciłam, opierając dłonie na biodrach. — Po wizycie u Sasuke? — rzuciłam, zanim zdążyłam pomyśleć.
Wzdrygnął się, zaskoczony moim głosem. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. 
— Powiedział ci?! — Spanikowany Naruto wytrzeszczył oczy.
— Widziałam was — podkreśliłam, opierając ręce na biodrach i nachylając się ku niemu. Spociłam się podczas spaceru, a teraz moja twarz wręcz paliła ze złości, przez co wydawało mi się, że było jeszcze cieplej. 
Zszokowane spojrzenie, rozchylone usta i ogólne przytłoczenie moimi słowami, było jednoznaczną oznaką tego, że Uzumakiego zamurowało. Być może spodziewał się wszystkiego, ale nie nawiązania do jego wizyty u Uchihy. Po jego reakcji zrozumiałam, że nie wiedział, że ich widziałam.
Mięśnie jego szyi się napięły, gdy z trudem przełknął ślinę, a na skórze pojawiły się kropelki potu oznaczające wyraźne zmieszanie. Powstrzymałam się przed westchnieniem, które cisnęło mi się na usta. Stłumiłam rozczarowanie.
— Mnie nigdzie nie było — wykrztusił, uciekając przed moim badawczym spojrzeniem. Jego wzrok błądził po wszelkich zakamarkach framugi drzwi tak, jakby pajęczyna w kącie była w tym momencie bardziej interesująca niż moja obecność.
Och, Naruto, pomyślałam. 
— Wiem, kiedy kłamiesz — oznajmiłam z przekąsem i pogroziłam mu palcem. Poczułam ogromną ochotę, by złapać za miotłę, która stała w pobliskim kącie i pogonić go przez całą wioskę. 
— M-mówię p-prawdę — jąkał się, ostrożnie cofając się w głąb mieszkania.
Podwinęłam rękawy bluzki i zrobiłam krok ku niemu. Naruto od razu się skulił i zaczął wymachiwać ręką, przy czym błagał, bym się nie zbliżała.
— N-naprawdę. N-nie było mnie u niego — tłumaczył się, ciągle mrużąc oczy i zasłaniając się przede mną. 
Chyba to, że skłamał po raz trzeci, spowodowało, że puściły mi hamulce. Nie wiedziałam, jak to się dokładnie stało, ale momentalnie zaczęłam gonić go po jego mieszkaniu, w pewnej chwili nawet uzbrojona w brudną ścierkę, którą zgarnęłam z blatu.
— Sakura, czekaj! Przynajmniej powiedz, co ja takiego zrobiłem? — zapytał, drepcząc wokół stołu i próbując umknąć przed moim gniewem.
— Co zrobiłeś? Chcesz wiedzieć, co zrobiłeś? Lepiej się spytaj, czego nie zrobiłeś? — krzyczałam, a on odskoczył ode mnie. — Stój, Naaaruuutooo!
— Chciałem go tylko zobaczyć, porozmawiać z nim — tłumaczył się, osłaniając się ręką.
— Tylko zobaczyć? — powtórzyłam. — Mogłeś narobić mu kłopotów i mi także! Jesteś nierozsądny!
— Nie zrobiłbym niczego, by wam zaszkodzić! — bronił się przed moimi słownymi atakami.
Rozwścieczona zrezygnowałam nagle z bezsensownej pogoni, odłożyłam ścierkę i otrzepałam ręce z niewidzialnego pyłu. Odczuwałam ciężar swojego zachowania i chyba nie chciałam się pogrążać, zresztą nie sądziłam, że to mogłoby pomóc.
Naruto lekko dyszał i chyba się cieszył, że wreszcie mógł odsapnąć.
— Chciałem go tylko zobaczyć, zapytać jak się czuje — wyjaśnił, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. — No po prostu pogadać z kumplem. — Zmarszczył nos. — Zanim poprosiłem go o wyjście, wszystko załatwiłem. Rozmawiałem z jego strażnikami, cały czas mieli nas na oku. Chyba mam trochę oleju w głowie, co? — Z grymasem na twarzy posłał mi wymowne spojrzenie. — Nie zrobiłbym niczego, co by mu szkodziło.
Oczy Naruto były smutne. Byłam zawiedziona i zawstydzona swoim zachowaniem wobec niego. Miałam do siebie żal, że przyszłam tu chyba w celu rozładowania emocji, a nie rozmowy. Przez moment zastanawiałam się nad odpowiednim doborem słów, ale z nich zrezygnowałam.
— No dobrze — odpuściłam wreszcie, próbując rozluźnić napięte mięśnie. — Przepraszam — powiedziałam, spoglądając na niego z nadzieją, automatycznie wpadając w skruchę. W tamtym momencie wyglądałam jak szczeniak, który desperacko błaga o uwagę i trochę uczucia.
— Nie musisz — stwierdził, po czym między nami zapadła cisza. W tej niezręcznej wymianie zdań próbowałam znaleźć odpowiednie podejście do dalszej konwersacji. Miałam ochotę chodzić tam i z powrotem, żeby stłumić ten wewnętrzny dysonans, ale nie miałam na to siły.
Niespodziewanie Naruto wybuchł śmiechem. Odrzucił głowę do tyłu, aż jego blond włosy zawirowały wokół twarzy. Podszedł do mnie, a potem po przyjacielsku poklepał po ramieniu. 
— Też cię przepraszam. Mieliśmy nadzieję, że się nie dowiesz. — Z głupim uśmiechem na ustach i lekkim zakłopotaniem podrapał się po karku. 
Przytaknęłam jego słowom, bo powiedział to z takim przekonaniem. 
— A skoro już tu jesteś — zaczął, wyrywając mnie z transu. — Usiądź, przygotuję ci ramen — powiedział, wskazując na krzesło przy stole i uśmiechając się do mnie tak szeroko, jak tylko potrafił. 
Przez kilka sekund wpatrywałam się w Naruto z lekko rozchylonymi wargami, a kiedy się ocknęłam, zrozumiałam, że dał mi czas na znalezienie właściwych słów i wyrażenie tego, co chciałabym mu przekazać.
Ogarnęła mnie błoga ulga, bo odkąd Sasuke wrócił, zdecydowanie brakowało mi chwil dzielonych z Naruto. A gdy już się widzieliśmy, dręczyło mnie poczucie winy, że nie traktowałam go tak, jak należy, bo nasze konwersacje sprowadzały się do wymiany ogólnych uprzejmości. Te myśli zakorzeniły się w mojej głowie, paraliżując mnie mieszanką niepokoju, strachu i obaw. Dopiero niezadowolone syknięcie za moimi plecami sprowadziło mnie z powrotem na ziemię. Momentalnie stanęłam obok Naruto i zabrałam od niego plastikowe kubeczki z instant ramenem. 
— Daj — jęknęłam, widząc, jak przykłada palec do ust i go ssie. — Ja to zrobię — mówiąc to, pomyślałam, że w ten sposób odpłacę mu się za moje wcześniejsze zachowanie. Na szczęście Naruto nie protestował. Z lekkim zawahaniem pozwolił mi przejąć stery w kuchni. Kiedy nalałam wody do czajnika, spodziewałam się, że odejdzie ode mnie i usiądzie na krześle, ale zamiast tego on nadal stał obok, bacznie mnie obserwując.
— Nie martw się, nie otruję cię — mruknęłam zaczepnie, stawiając czajnik na gazie. 
Zaśmiał się w głos, ale nic nie odpowiedział. 
Zauważyłam, że po wizycie u Sasuke zaczęła przeszkadzać mi cisza. Nie podobało mi się to, że wkradła się ona również pomiędzy mnie i Naruto, lecz nie zrobiłam nic, by ją przerwać. Żeby się od niej uwolnić, chwyciłam za leżącą przy zlewie szmatkę, zmoczyłam ją i zaczęłam myć blat. Przy każdym ruchu, czułam na sobie wzrok Uzumakiego, co mnie trochę peszyło. Starałam się jednak nie pokazywać tego po sobie. 
— Myślałem, że wszystko jakoś się ułoży, gdy Sasuke wróci — powiedział nagle, a ja zamarłam w bezruchu. Ze swojego miejsca widziałam tylko fragment jego twarzy. Był nieco blady i głowę miał opuszczoną. Odwróciłam się do niego powoli i spojrzałam na niego z niepokojem. Nie miałam zamiaru sprowadzać rozmowy w te rejony i wprawiać nas w zakłopotanie dyskusją o Sasuke, ale widocznie Naruto miał inne plany. 
— Myślałem, że jeśli tylko uda mi się sprowadzić go z powrotem wszystkie nasze problemy się rozwiążą, lecz wcale nie czuję się tak, jak sobie wyobrażałem. 
Może ulżyłoby mi nieco po tym wyznaniu, gdyby w tej chwili spotkały się nasze oczy, lecz Naruto uparcie patrzył na swoje stopy. 
Zapadła cisza, w trakcie której spociły mi się dłonie z nerwów. Chciałam ją przerwać. Chciałam mu powiedzieć, żeby nie był niemądry. Miałam mu zwrócić uwagę, ile się zmieniło w takim krótkim czasie, że wybuchła wojna, że ją wygraliśmy, że teraz musimy poradzić sobie z jej konsekwencjami, lecz to wszystko brzmiało oklepanie i protekcjonalnie.
Wreszcie Naruto westchnął i prostując się, spojrzał przed siebie. W tym momencie coś mnie tknęło, poczułam się jakbym była pomiędzy młotem a kowadłem. 
— Najgorsze jest to, że czasami nie mogę się pozbyć tej niepewności. Strachu, że coś pójdzie nie tak.
Słowa zawisły w próżni między nami, a w końcu powoli podniósł wzrok. Jego spojrzenie, absolutnie i dogłębnie przepraszające, a przy tym pełne żalu i obaw, wzbudziło we mnie jeszcze większe obawy. 
— Naruto — jęknęłam, zszokowana jego słowami. Nie mogłam wyzbyć się zaskoczenia w głosie. Takie zachowanie kompletnie mi do niego nie pasowało. Zawsze był nieustępliwy w swoich postanowieniach, więc tym bardziej dziwiło mnie, że martwił się czymś aż tak. 
Potrząsnął głową i zamrugał nerwowo, wydymając przy tym wargi. Potem zmrużył oczy i ścisnął swoje policzki, jakby nad czymś myślał. Ta poza tylko dodawała mi zmartwień, bo Naruto nie miał w zwyczaju tak się nad czymś rozwodzić. Po części podzielałam jego zdanie, lecz starałam się mieć nadzieję, że mimo wszystko, nie będzie tak źle, jak zakładamy.
Nagle głośno się roześmiał, odrzucając głowę do tyłu.
— Ale Sasuke nabroił! — rzucił dobitnie, zaskakując mnie. Posłałam mu złe spojrzenie, ale tylko się śmiał, jakby usłyszał najzabawniejszą rzecz w swoim życiu. — A niby to on zawsze wszystko po mnie naprawiał… Cwaniak — mruknął, wydymając usta. 
Nie wiedziałam, jak na to zareagować. Starałam się nic po sobie nie pokazać, choć wiedziałam, że zauważył moje napięcie. Nawiązał do przeszłości, by naprawić tę sytuację, jednak nie sądziłam, żeby to mogło pomóc, ale czułam ulgę, że próbował złagodzić prawdę. 
Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam dwa razy, przetwarzając jego słowa. W końcu tę niezręczną ciszę między nami przerwał świst czajnika; gwałtownie wyrwał nas z transu, w którym zastygliśmy na moment. Przeprosiliśmy się za tę chwilę osłupienia, zachowując się tak, jakby ostatnie minuty w ogóle się nie wydarzyły. Poza tym przydała się nam zmiana tematu, żebyśmy przestali rozwodzić się nad tym, co poszło nie tak; że mogliśmy zrobić więcej. 
Zerkając kątem oka na Naruto, sięgnęłam po dwa pudełka z gotowym ramenem, postawiłam je przed sobą i otworzyłam. Ostrożnie chwytając czajnik, powoli napełniłam plastikowe miseczki wrzącą wodą, a następnie odstawiłam imbryk. Pobieżnie spojrzałam tylko na zegar, by sprawdzić czas. 
— Już można je jeść — mruknął Naruto jakby zniecierpliwiony.
Spiorunowałam go wzrokiem. W odpowiedzi schował swoje niebieskie oczy pod zmrużonymi z niezadowolenia powiekami i obserwował mnie badawczo, jakby czekał, aż się zgodzę. 
— Trzeba poczekać pięć minut, Młotku! — wyrzuciłam gorączkowo. Na dźwięk ostatniego słowa Naruto rozszerzył oczy i spojrzał na mnie zaskoczony. Przyglądał mi się — leniwie, długo, powoli, z dziwną ciekawością aż poczułam się niezręcznie. Dopiero gdy głośno się roześmiał, to dziwne napięcie między nami momentalnie się rozpłynęło. Nie potrafiłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, bo w tamtej chwili moje myśli były zdominowane przez nieoczekiwaną przyjemność płynącą z faktu, że w końcu zdecydowałam się spędzić trochę czasu z moim najlepszym przyjacielem. Albo właśnie z tego nieprzemyślanego słowa.
Kiedy zaczęliśmy jeść, z radością zauważyłam, że poranna niechęć do jedzenia całkowicie uleciała. Wcześniej zjadłam zaledwie dwa pierożki i jedno onigiri, resztę odłożyłam dla Sasuke i chociaż nie byłam głodna, nie potrafiłam odmówić Naruto. Zajadałam się ramenem z puszki, jakby to była najpyszniejsza potrawa na świecie, a kiedy czułam, jak przyjemne ciepło rosołu z proszku rozpływa się po moim ciele, uśmiechałam się do siebie mimowolnie.
Widocznie moja chwila słabości i błogości nie umknęła Naruto, bo z buzią pełną makaronu, wymamlał: 
— Widzisz, pyszny jest. — To była jego standardowa odpowiedź. 
— Zadziwiająco dobry — odpowiedziałam ze stoickim wyrazem twarzy i wzruszyłam ramionami. Naruto prychnął coś pod nosem i szturchnął mnie palcem w żebra. 
Roześmiałam się. Zaskoczyło mnie to i mój śmiech zabrzmiał głośniej, niż zamierzałam. Dosłownie wybuchłam śmiechem i po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się szczęśliwa i rozluźniona. Kiedy tak się przekomarzaliśmy podczas jedzenia, czułam się tak, jakby wszelkie moje troski nie istniały. Przez kilka minut nie potrafiliśmy się uspokoić, bo za każdym razem, gdy wymienialiśmy spojrzenia, na nowo wybuchaliśmy śmiechem. 
Przez resztę wieczoru na zmianę śmiałam się — gdy Naruto posyłał mi nieoczekiwane uśmiechy, które uwydatniły jego trzy kreseczki na policzkach, rozchodzące się promieniście — i irytowałam, gdy drażnił mnie swoimi wygłupami oraz beznadziejnymi żartami.