Clutching the things we wish to hold dear, we’ll become more mature,
Always protecting them, never letting them go.
Ulica, przy której mieszkałam, rano była zadziwiająco cicha. Gdy szłam w kierunku szpitala, owiewało mnie rześkie powietrze. Palce miałam lodowate od zimna, które przenikało mnie na wskroś. Potarłam więc o siebie dłonie, chcąc je rozgrzać. Przez chwilę pożałowałam, że nie posłuchałam rad matki i nie włożyłam na siebie czegoś grubszego. Kontrast między ciepłem panującym w domu a mroźnym powietrzem na zewnątrz był naprawdę uderzający. Ale podobało mi się to.
Odgarnęłam włosy za ucho i rozejrzałam się po okolicy, zwracając uwagę na zamknięte witryny sklepów. Otaczała mnie przyjemna cisza, po której za parę godzin nie będzie nawet śladu — w południe wszystkie ulice tętnią życiem. Odgłosy i zapachy mieszają się wtedy ze sobą i wnikają w mieszkańców Liścia za pośrednictwem wszystkich zmysłów. Zewsząd dochodzi gwar rozmów, niekiedy przerywany przez huk młota uderzającego o drewno lub kamień. W niektórych miejscach można było jeszcze dostrzec rusztowania, ponieważ wioska nadal była w fazie odbudowy po ataku Paina. Dzięki utalentowanym budowniczym skutki tamtego incydentu powoli przestawały być widoczne — starali się oni jak najlepiej odwzorować wygląd wioski przed atakiem. A ja patrząc na te nowe budowle, które do złudzenia przypominały stare, czułam, że w tym wszystkim czegoś brakuje.
Czasami, gdy obserwowałam spacerujących uliczkami Konohy ludzi, zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, że zostałam kunoichi. Ta beztroska, która otaczała mieszkańców, te ich uśmiechy… Wydawało mi się, że ich życie toczy się zupełnie innym trybem niż moje. Że jest normalne. Bywały chwile, w których sama starałam się taka być. Nawet nauka w Akademii nie zagwarantowała mi umiejętności walki. Nie nauczyła mnie bycia shinobi. Wiedziałam, że gdy los położy mi kłodę pod nogami, nie będę umiała jej ominąć. I tak było. Do czasu, aż podjęłam lekcje u Piątej Hokage. Dzięki niej zyskałam umiejętności i wiedzę. Stałam się bardziej pewna siebie. Nie byłam już taka bezużyteczna. Nauczyłam się walczyć. Dzięki Tsunade zapomniałam, że marzyłam o innym życiu i uświadomiłam sobie, że dla mnie, życie shinobi to normalne życie.
Byłam tak pochłonięta rozmyślaniem, że stanęłam jak wryta, gdy spostrzegłam się, że nie wzięłam z domu śniadania dla Sasuke. Nagle poczułam się zakłopotana tym, że zapomniałam o tak istotnym elemencie. Na szczęście nie zawędrowałam daleko.
Potrząsnęłam nieznacznie głową z łagodnym uśmiechem i zawróciłam. Powrotną drogę do domu pokonałam biegiem.
♥
Gdy dotarłam do szpitala, puls łomotał mi w uszach, a łydki i piszczele bolały od ciężkiego i szybkiego kroku. Przez torebkę jedzeniem nie mogłam biec, co sprawiło, że czułam się sfrustrowana. Zmarnowałam tyle czasu przez swoje gapiostwo. Jednak to uczucie minęło, gdy tylko przekroczyłam próg szpitala. Ogarnęło mnie inne, nieco zadziwiające — jakby energia rozpychała mnie od środka lub jakbym miała pewność, że wszystko, co sobie na dzisiaj zaplanowałam, się uda. Chociaż pozostał we mnie jeden procent niepewności, to nie chciałam uciekać. Na tę myśl natychmiast poczułam, jakby stado motyli w moim brzuchu poderwało się do lotu.
Lekko dysząc, podeszłam do recepcji w głównym holu. Otworzyłam usta, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, potrząsnęłam tylko głową. Zapomniałam o tym, że moja zmiana zaczyna się o szesnastej, więc proszenie recepcjonistki o karty pacjentów było nie na miejscu. Zgarnęłam włosy za ucho i wypuściłam powietrze z płuc, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Wbiegłam po schodach na piętro Sasuke i myślałam tylko o tym, jak będzie wyglądało nasze spotkanie. Trochę żałowałam, że nie mogłam cofnąć ostatnich dni, udawać, że nigdy nie wyznałam mu swoich uczuć. Ale z każdym wspomnieniem tych nietypowych chwil z nim, zastanawiałam się, czy to prawda. Czy naprawdę żałowałam? Gdybym się nim nie zajmowała, nigdy nie zauważyłabym błędów w swoim zachowaniu.
Zwolniłam kroku, kiedy doszłam do drzwi, a moje serce zaczęło szybciej bić. Stanęłam przed nimi, powstrzymując się od pukania. Oczami wyobraźni widziałam, jak Sasuke leży na łóżku, a jego prawe ramię, jest wyciągnięte wzdłuż tułowia. Jednak tym co zaprzątało mi głowę, było pytanie: jak dzisiaj będzie między mną a Sasuke? Cały czas zastanawiam się co zrobić, żeby było lepiej, ale zamiast tego robiłam wszystko tak, że było gorzej. Wiele zależało od tego, czy miniona noc, była snem czy jawą. Tak sobie wmawiałam, lecz jakaś część mnie naprawdę pragnęła, by to była prawda…
Nagle wyrwało mi się parsknięcie, bo uświadomiłam sobie, jak głupia to myśl. Wywróciłam oczami i wolno popchnęłam drzwi. Kiedy Sasuke wyczuł moją obecność, gwałtownie odwrócił twarz w moją stronę. Popatrzył na mnie tak, jakby próbował ogarnąć wzrokiem całą moją sylwetkę. Poczułam wewnątrz przypływ ulgi, ale nie potrafiłam ukryć lekkiego zawstydzenia.
— Jak się czujesz? — zapytałam z troską, zamykając za sobą drzwi.
— W porządku — mruknął cicho i odwrócił ode mnie wzrok.
Westchnęłam cicho i wywróciłam oczami, mimo że serce zaczęło mi bić szybciej. Przez głowę przemknęła mi myśl, żeby zapytać się Sasuke, co robił w nocy. Jednak, jeśli naprawdę był u mnie, to pytanie byłoby bez sensu, a jeśli ten pocałunek okazałby się snem, a ja bym o to zapytała… Skrzywiłam się. To brzmi źle, pomyślałam. Zignorowałam chęć poznania prawdy, pozostawiając to losowi. W końcu, gdyby się chwilę zastanowić było wiele potencjalnych wytłumaczeń tego, co wydarzyło się w nocy. Może Sasuke w jakiś sposób chciał mnie ukarać. Wykorzystał moją nieuwagę i zamknął mnie w genjutsu. A może naprawdę tam był. Może ten pocałunek wydarzył się naprawdę, a może był tylko snem. Nie miałam pojęcia, jak o to zapytać.
— Mam dzisiaj dla ciebie wędzoną makrelę, tamagoyaki oraz trochę warzyw — zaczęłam, chcąc rozproszyć swoje myśli, które i tak prowadziły mnie do nikąd. W międzyczasie mechanicznie wykładałam jedzenie z pudełek na talerz.
Myśli tak mnie pochłonęły, że nawet nie zauważyłam, jak Sasuke pojawił się tuż za mną. Nie słyszałam nawet jego kroków. Wyprostowałam się gwałtownie i z zaskoczenia wstrzymałam oddech. Odwróciłam powoli głowę w jego stronę i posłałam mu zaskoczone spojrzenie. Przystojna twarz Uchihy była pozbawiona emocji, kiedy skupił na mnie swój wzrok. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale momentalnie je zamknęłam, gdy Sasuke uniósł wysoko brwi. Czułam, że z zawstydzenia gardło coraz bardziej mi się zaciska. A moje serce waliło tak mocno, że zaczęłam się bać, czy nie pęknie niczym za mocno nadmuchany balon.
Sasuke pochylił się lekko nad moim ramieniem i spojrzał na jedzenie. Jego twarz była tak blisko mojej, że od razu przypomniałam sobie o scenie z nocy. Przełknęłam ślinę, gdy poczułam, że robię się cała czerwona. Kusiło mnie, by przysunąć się odrobinkę do niego. By dotknąć ustami jego policzka.
— Z chęcią zjem — odezwał się nagle, a jego spokojny ton głosu bardzo mnie zaskoczył. Przełknęłam ponownie ślinę, chyba zbyt głośno, bo Sasuke szybko poderwał wzrok i nawet był na tyle przyzwoity, że przybrał minę, jakby się zawstydził, że przyłapałam go na podglądaniu. Na jego policzkach pojawił się rumieniec. Ani na chwilę nie spuszczałam z niego wzroku, a on z kolei patrzył się raz na mnie, raz na jedzenie. Jakby nie wiedział, co zrobić.
Jakie to urocze, pomyślałam i zapiszczałam w duchu. Czułam, jak skóra na mojej twarzy mrowi od ciepła. Ręce tak mi się trzęsły, że o mało nie rzuciłam na podłogę pokrojonych marchewek. Sasuke, chyba to zauważył, bo odsunął się ode mnie na tyle, bym miała więcej przestrzeni. Byłam mu naprawdę za to wdzięczna i wykładając jedzenie, co chwila się do siebie uśmiechałam. W myślach kłębiły mi się myśli o beznadziejności wszelkich sytuacji między nami i o tych wszystkich normalnych zachowaniach po nich. O tym zawstydzeniu, niepewności. Nasza relacja była dziwna, bardzo dziwna. Ale z drugiej strony skąd mieliśmy wiedzieć jak się przy sobie zachować po tylu latach rozłąki? Jednak dzisiaj jego obecność obok niesamowicie mnie cieszyła. Poza tym Sasuke nie był doskonały, ja zresztą też. Nigdy nie byliśmy.
Sprzecznie goniłam za czymś, co powinno ułożyć się samo. W końcu on dopiero wrócił. Musiał się zaaklimatyzować. W tym całym chaosie wiedziałam jedno: jeśli mogę się nim zajmować… to będę przy nim i zrobię dla niego wszystko, co się da. I chociaż nie będzie myślał o mnie w każdej chwili, dam mu część siebie, którą mógłby złamać, ale nawet mimo tego, nie skrzywdzę go i nie będę oczekiwała niczego więcej, niż może mi dać. Będę się uśmiechać, gdy poczuję się przy nim szczęśliwa, krzyczeć, gdy doprowadzi mnie do szaleństwa i tęsknić, gdy go obok nie będzie. Idealni faceci nie istnieją, ale wiedziałam, że Sasuke zawsze był tym facetem, który jest idealny tylko dla mnie.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Czułam, jak spokój stopniowo mnie ogarnia. Wzdychając, chwyciłam za talerz i ustawiłam jedzenie na stoliku obok jego łóżka.
— Proszę — powiedziałam. — Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. — Moje oczy błyszczały nadzieją, że go nie zawiodłam.
Przez głowę przemknęła mi nasza wczorajsza rozmowa i zaskoczył mnie brak powiązań do niej. Zazwyczaj nawiązanie do takich rozmów pojawiało się bardzo szybko. Widocznie oboje zdecydowaliśmy, że ją zignorujemy, ale z jakiegoś powodu nie chciałam w to wierzyć. Coś mi mówiło, że jeszcze wiele może się wydarzyć. Kłujące poirytowanie powróciło, ale w głównej mierze byłam zła na siebie. To, co tak naprawdę mnie dręczyło, o czym nie miałam odwagi powiedzieć, to było to, co wydarzyło się w nocy.
— Jestem okropna — mruknęłam do siebie, ale nie byłam pewna, czy pomyślałam o tym, czy to powiedziałam. Moje wątpliwości rozwiało spokojne wtrącenie Sasuke.
— Czasami irytująca.
Rozszerzyłam ze zdziwienia oczy i nawet nie zamrugałam. Wlepiłam w Sasuke swoje zaskoczone spojrzenie i gdy tak się na niego gapiłam, w jego oczach dostrzegłam osobliwy błysk. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział i w sposób, w jaki to powiedział. Równie dobrze mógłby w tym momencie wzruszyć ramionami i ten gest brzmiałby dla mnie dokładnie tak samo. Otworzyłam usta, jakbym chciałam coś do niego powiedzieć, ale zapomniałam, co to miało być, lecz z drugiej strony, gdybym się odezwała, wygarnęłabym mu wszystko. Może? Nie miałam pewności. Bo co tak naprawdę miałam mu powiedzieć? Umm… Sasuke byłeś może u mnie wczoraj w nocy? Całowaliśmy się, pamiętasz?
To było beznadziejne.
♥
Patrzyłem na zszokowaną minę Sakury, w duchu przyznając, że mi się podobała. W jakiś sposób takie droczenie się z nią wydawało mi się zabawne. Wczoraj, po jej wyjściu przemyślałem wiele spraw. Zrozumiałem, że te całe nasze nieporozumienia, wynikają z przeszłości. Z głupich pragnień. Wydawało mi się, że Sakura, zajmując się mną, uwierzyła, że jest jedyną, która może to robić. Że przez to ma do mnie wszelkie prawa. Nie rozumiała jednak, że tego nie chciałem. Nie teraz.
Od siódmego roku życia nie potrafiłem pozbyć się łańcuchów wokół mojego serca. Nawet nie chciałem. Przez tyle lat nie liczyło się nic oprócz siły. Żyłem zemstą, a reszta była jedynie dodatkiem. Przyjaciele, dziewczyny… Trochę to było nieodpowiednie. Jak dotąd nigdy takie rzeczy mnie nie interesowały. Chyba? Bo jak miałbym określić moją relację z Sakurą?
W nocy myślałem o tym, że pora ustalić na poważnie, co my w zasadzie robimy, czego oboje oczekujemy po tym wszystkim. Sęk w tym, że to było od początku wiadome. Kiedy tak się nad tym zastanawiałem, przypomniałem sobie naszą misję do Kraju Fal. Tamte wydarzenia, były skatalogowane w mojej podświadomości jako porażka i do nich nie wracałem. Jednak, gdy w moich wspomnieniach pojawiła się zapłakana twarz Sakury, która pochylała się nad moim ciałem, zniknęło złudzenie, że wtedy nikt o mnie nie dbał. Po części uzmysłowiłem sobie, że ona już wtedy próbowała zerwać te ciężkie łańcuchy, które spowijały moje serce. A to był zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Przyglądałem się, jak jej wargi drżały. Byłem trochę zdegustowany, bo Sakura nie ruszyła się nawet o milimetr. Zupełnie nie wiedziałem, czego się po niej spodziewać, a tym bardziej, jak na to zareagować. Zignorowałem więc to. Zostawiłem ją samą sobie i usiadłem, by zjeść, bo zaczął mi doskwierać głód. Przepychając po talerzu puszyste żółte kawałki tamagoyaki, przewróciłem oczami tak, żeby to zauważyła i dostrzegłem, jak drgnęła. Uśmiechnęła się zawstydzona i zawiesiła ramiona.
— Przepraszam. — Wyglądała, jakby chciała mi się z czegoś wytłumaczyć lub o coś zapytać. Kiedy rozchyliła usta, usłyszeliśmy trzask za oknem, więc zerwaliśmy kontakt wzrokowy, a nasze głowy skierowały się do źródła dźwięku. — To tylko ptak — oznajmiła z lekkim uśmiechem.
♥
Skupiłem się na jedzeniu, pozostawiając Sakurę samą sobie. Po umyciu pudełek, w których przyniosła mi śniadanie, kręciła się po pokoju. Chodziła z kąta w kąt, jakby nie wiedziała, czym się zająć. Co jakiś czas przyłapywałem ją na zerkaniu na mnie. Gdy jednak na nią patrzyłem, pospiesznie odwracała wzrok. Ona łapała mnie na tym samym, więc ja również przestawałem na nią patrzeć.
Gdy podeszła do okna, wsadziłem do ust rozwalony kawałek ryby. Zerknąłem tym razem na nią nieco pewniej, bez obawy, że znowu przyłapie mnie na podglądaniu. Chciałem ją poprosić, by wyszła, lecz w tym widoku było coś hipnotyzującego: jej rozwiane włosy i błyszczące na świetle zielone oczy. Podobało mi się to, jak podniosła dłoń, by zaczesać za ucho zbłąkany kosmyk. Ten gest powstrzymał mnie przed wygłoszeniem niemiłego pożegnania, które miałem na końcu języka.
Kiedy Sakura odwróciła się gwałtownie, przełknąłem jedzenie, krztusząc się. Momentalnie znalazła się obok i patrzyła na mnie ze strachem. Po odłożeniu pałeczek dłonią próbowałem dać jej do zrozumienia, że nic mi nie jest. Ale ona, ignorując moje kręcenie głową, zaczęła klepać mnie po plecach. Oczy zaszły mi łzami, od silnych uderzeń i nawet nie miałem możliwości powiedzieć jej, żeby przestała. Na szczęście po chwili wszystko przeszło.
— Mogłaś lżej — mruknąłem, kaszląc.
— Przepraszam — jęknęła. — Ale wystraszyłeś mnie! — Wstrzymała na moment oddech, po czym wydała z siebie drżące, pokrzepiające westchnienie. — Niepotrzebnie tak szybko jadłeś — skarciła mnie niczym matka. — Musisz uważać. Trzeba dokładnie przeżuwać. — Wlepiła we mnie te swoje wielkie oczy i powoli opuściła wzrok. Zatrzymała się na moich ustach i patrzyła na nie bez słowa.
— Nie jestem dzieckiem — burknąłem, przecierając zewnętrzną częścią dłoni załzawione oczy.
Sakura zamrugała ze zdziwienia i poderwała głowę. Przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona z rozchylonymi ustami, szybko jednak odzyskała panowanie nad sobą. Jak zwykle spojrzała mi w oczy, żeby ocenić, jak sobie radzę, na podstawie tego, co widzi, skoro mówienie nigdy nie było moją mocną stroną. Na jej twarzy błąkał się cień aroganckiego uśmiechu, jakby wiedziała, coś, czego ja nie wiem.
— Czasami zachowujesz się jak Naruto... lub gorzej — odszczekała, patrząc na mnie wyczekująco.
Zmrużyłem ze zdenerwowania oczy i potarłem dłonią twarz. Byłem w pełni świadom jej badawczego spojrzenia, ale mój umysł zaczął przetwarzać jej słowa.
— Nie porównuj mnie do tego idioty — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, próbując ukryć irytację. Nagle poczułem się, jakbym znowu miał siedem lat i czekał na reprymendę, która prawdopodobnie całkowicie mi się należy. Prawdopodobnie.
Sakura wzruszyła ramionami, uśmiechając się drwiąco. I chociaż wydawała się być zadowolona, to między nami wciąż było sporo napięcia związanego z tym, co przemilczane.
Skubnąłem koniec nosa i zamknąłem na chwilę oczy. Łudziłem się, że ta rozmowa zniknie, lecz zamiast tego przed oczami pojawiły mi się wspomnienia z egzaminu na chunina. Wszystkie momenty, gdy Sakura była przy mnie, pomagała mi i chwila, w której chciałem ją chronić. Kiedy z krzykiem przytuliła się do moich pleców.
Jakieś głęboko ukryte emocje, które być może wolałbym zignorować, zaczęły się budzić do życia. To było odrzucające, bo nie chciałem utożsamiać z nią niczego. Nie chciałem być jej dłużnikiem. Zapomniałem o tym wszystkim. Przyznanie się do porażki było bolesne, ale jednak myliłem się, myśląc, że nikt od śmierci rodziców mnie nie przytulał — ona to robiła. Ciągle to robi, ciągle o mnie dba.
Potrząsnąłem głową, odpychając potęgujące nerwowość wspomnienia, bo to nie była odpowiednia chwila, by się z nimi rozprawiać. Musiałem wyrzucić te głupoty z głowy. Zejść z drogi, którą nigdy nie zamierzałem podążyć.
Chcąc zagłuszyć swoje myśli i powstrzymać się od zbędnych słów, zająłem się jedzeniem. Raz po raz, kęs za kęsem, aż zjadłem wszystko, co dla mnie przygotowała.
— Sasuke — zaczęła nagle. Jej cichy pełen wątpliwości głos brzmiał bardzo dziecięco. Przymrużyłem oczy, czekając. — Ja tylko… — Westchnęła, bawiąc się brzegiem bluzki. Widziałem, że była nerwowa, łatwo mogłem wyczuć jej skrępowanie. Gdy podniosła wzrok i skrzyżowała go z moim, straciłem rezon, bo jej oczy były pełne sprzecznych emocji. — Nie wiem jak to powiedzieć...
Byłem zdezorientowany. Miałem dość tych wszystkich pogadanek o uczuciach, a ton jej głosu wskazywał, że po raz kolejny będę musiał wziąć udział w tej zabawie.
— Normalnie — rzuciłem sarkastycznie, przewracając oczami.
Odchyliła się, jakby była zszokowana moją odpowiedzią i spojrzała mi w oczy. Z jakiegoś powodu nie od razu uciekłem wzrokiem i pozwoliłem jej zobaczyć przebłysk rosnącej we mnie irytacji.
Milczała przez chwilę, a ja wpatrywałem się w pusty talerz na stoliku. Gdy usłyszałem, jak chrząka, skupiłem swoją uwagę na niej.
— Chodzi o wczoraj. — Usłyszałem. Zacisnąłem usta i uniosłem brwi. Wiedziałem, pomyślałem. — Ale również o nasze wcześniejsze rozmowy. — Zmrużyłem oczy, zastanawiając się, do czego zmierza. — Trudno jest wyzbyć się tego wszystkiego, co do ciebie czuję — zaczęła wyjaśniać. Czułem się dziwnie, bo to był temat, którego po prostu nie lubiłem poruszać. — Pod wpływem emocji mówiłam i robiłam różne rzeczy. Wydaje mi się, że nadal oczekuję zbyt wiele i nie potrafię z tym walczyć. — Wzruszyła ramionami, usiadła na brzegu mojego łóżka i opuściła wzrok na palce, którymi nerwowo się bawiła.
Instynktownie wstałem z tapczanu i ruszyłem w stronę szafek. Próbowałem znaleźć sobie zajęcie, byle tylko jej nie słuchać. Drażniła mnie tym tematem i kiedy zaczynałem mieć nadzieję, że wreszcie odpuści, ona znowu do tego wracała.
— To spróbuj — wyrzuciłem z siebie niskim i zjadliwym głosem. Nie patrzyłem na nią i nie chciałem widzieć jej reakcji. Miałem nadzieję, że dopóki będę stał, odwrócony do niej plecami, podda się i wyjdzie. Czekałem też na jakiekolwiek wzburzenie z jej strony. Chciałem, żeby się wkurzyła, żeby straciła kontrolę, ale ona tego nie zrobiła. Kompletnie zignorowała moje słowa.
— Jesteśmy przyjaciółmi Sasuke, a wiem, że jestem na dobrej drodze, by to zniszczyć. Nie chcę tego zepsuć, więc zostawmy to za sobą.
Jej słowa mnie zdumiały i mieszały mi w głowie. Odwróciłem się do niej powoli. Byłem skołowany i próbowałem rozgryźć, o co chodzi z tym nagłym bólem w głębi brzucha. Zacząłem się irytować. Nie wzbudzaj we mnie uczuć. Nie każ mi myśleć o rzeczach, których nie mogę ci dać.
Sakura znowu patrzyła na mnie tak intensywnie, jakby widziała więcej, niż chcę jej zdradzić, lecz gdy postanowiłem przerwać nasz kontakt wzrokowy, stwierdziła coś, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
— Nie chcę cię do niczego zmuszać… — Ta myśl mnie zszokowała. — Nie będę niczego od ciebie wymagać. Skończę z tym. — Nawet jeśli jej głos był łagodny i być może lekko nerwowy, to domagał się odpowiedzi. Poza tym usłyszenie tych słów od niej wydawało mi się nieprawdopodobne. To było tak do niej niepodobne.
Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią. Chciałbym uwierzyć w jej słowa i w to, co zobaczyłem w jej szmaragdowych oczach, lecz byłem tak podejrzliwy wobec wszystkich, że postanowiłem się powstrzymać i zachować to dla siebie.
Wziąłem głęboki wdech i oparłem się plecami o blat. Nie miałem pojęcia, co jej odpowiedzieć. Przez nią w mojej głowie kotłowało się tyle zbędnych myśli. Byłem przez nią rozdarty, bo z jednej strony chciałem stać się lepszym człowiekiem, niż byłem, a z drugiej wzbudzała we mnie tyle strachu, że na wszystko reagowałem złością i irytacją. A ona znowu powiedziała, coś takiego, co rozwaliło mnie na łopatki.
Wywołała we mnie to samo uczucie co wczoraj i jeszcze wcześniej. Ale nie, nie mogłem pozwolić, żeby ktokolwiek się do mnie zbliżył. Tym bardziej teraz. Sakura swoją próbą przeproszenia mnie po raz kolejny zakwestionowała moje uczucia. I nagle nie wiedziałem, czy to, co zacząłem do niej czuć to irytacja, czy coś więcej.
Nie mogłem dać jej zbyt wiele czasu do myślenia o chaosie, który zobaczyła w moich oczach. To przerażało mnie do szpiku kości.
— Dasz radę? — zapytałem, bo chciałem ją kontrolować. Dyktować tempo. Nie dopuścić, żeby odkryła coś, co powinno pozostać pod kluczem.
Znowu zerknęła na mnie, a ja przytaknąłem nieznacznie, przetrawiając to, co powiedziała, i zastanawiam się, czy uwierzyć jej słowom, bo niektóre rzeczy po prostu mi nie pasowały.
Milczała. Jedna część mnie zamarła w bezruchu, a druga żyła nadzieją, że jej odpowiedź będzie twierdząca.
Podeszła do stolika i zebrała z niego brudne naczynia. Postawiła je na blacie i stanęła obok. Potem powoli odwróciła głowę i spojrzała na mnie, przygryzając dolną wargę.
— Tak — wyszeptała, ale wyczułem w jej głosie pewne zawahanie, jakby nie była pewna, czy rzeczywiście da radę. Uwierzyłem jej jednak. Bo nic innego mi nie zostało. Czas się przekonać.
Po jej odpowiedzi między nami nastała cisza. Zwykła, bez zbędnego skrępowania. Przynajmniej dla mnie. Sakura umyła w międzyczasie talerz i pokręciła się jeszcze po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. W końcu przeprosiła mnie i oznajmiła, że ma kilka rzeczy do zrobienia.
Zanim wyszła, zerknęła na mnie po raz ostatni i powiedziała:
— Koniec z uciekaniem.
Po jej wyjściu przez chwilę wpatrywałem się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, do kogo właściwie były skierowane te słowa. Do niej, czy do mnie? Teoretycznie powinienem być zadowolony, bo dostałem to, czego chciałem. Sakura się poddała, a ja mogłem w końcu odetchnąć. Dlaczego więc wcale nie czułem smaku zwycięstwa? Dlaczego wciąż zerkałem na drzwi i zastanawiałem się, kiedy ponownie ją w nich zobaczę.