środa, 31 lipca 2019

25. the weaknesses of yesterday

I have to overcome the pain that hurt me
I want to confirm my own worth
I'll toss off the voices around me

Po powrocie do mieszkania padłam na łóżko wymęczona, a wspomnienie minionego dnia przez cały czas przelatywało mi przed oczami. Nie potrafiłam jednoznacznie ocenić swoich myśli i uczuć. W środku coś mnie ściskało, jakby ze strachu może z niepewności. To dziwne uczucie po prostu było i kuło mnie w pierś.
Czułam się tak, jakby wszystko we mnie się przemieszczało — jak podczas huśtania, tyle że bardziej i mocniej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bałam się porażki jako medyczny ninja. Nałożyłam na siebie zbyt wiele obowiązków i nie miałam pewności, że wszystko się uda. Rozmowa z Ino w jakiś sposób mi pomogła, zdjęła z moich ramion pewien ciężar, ale również stworzyła wątpliwości. To wszystko było jedynie pomysłem, zwykłą myślą. Powstanie kliniki, w której dbalibyśmy o zdrowie psychiczne pacjentów, graniczyło z cudem. W końcu nikt nie lubił, gdy nazywano go szaleńcem.
— Klinika Zdrowia Psychicznego — mruknęłam do siebie, zasłaniając oczy ręką. — Nie brzmi źle. — Westchnęłam głęboko, a kołatanie serca rozchodziło się powoli po całym moim ciele i nie pozwalało mi zasnąć. Przejmowanie się nie zawsze było dobrym rozwiązaniem, ale czasami nie potrafiłam tego wyłączyć. A na dodatek te wszystkie emocje… chociaż bardzo chciałam, nie mogłam ich powstrzymać. Były prawdziwe, szczere i zupełnie niepotrzebne. I to mnie irytowało.
Westchnęłam po raz kolejny i przesunęłam dłońmi po twarzy. 
— Ech… jest dobrze, będzie dobrze. 
Nie mogłam zasnąć i przez długi czas przewracałam się z boku na bok. A jeśli sen nie przychodził wraz ze zmianą pozycji, odwracałam poduszkę i kołdrę, rozkoszując się chwilowym, przyjemnym chłodem. Zasypiałam na krótko. Pogrążałam się w tak lekkim śnie, że budziłam się za każdym razem, gdy tylko usłyszałam mocniejszy podmuch wiatru za oknem.
W pewnym momencie zapiszczały zawiasy. Okno było otwarte, chociaż byłam pewna, że zamknęłam je, zanim położyłam się do łóżka. Dostałam gęsiej skórki, a ciarki przebiegły mi po plecach. Uniosłam się na łokciach i wpatrywałam się w ciemną przestrzeń pokoju. Miałam niejasne przeczucie, że nie jestem sama. Włosy stanęły mi dęba. Zaczęłam szybciej oddychać. 
Po omacku znalazłam malutki włącznik lampy. Nacisnęłam go i słabe światło zalało pomieszczenie. Odrzuciłam z nóg kołdrę i wstałam, by zamknąć okno, lecz oddech uwiązł mi w gardle, gdy coś usłyszałam. Odgłos, który dochodził z dołu. Dźwięk łamanych gałęzi? Nie, to nie to, pomyślałam. Z walącym sercem wychyliłam się lekko przez okno. Natychmiast ogarnął mnie strach, ale niczego nie zauważyłam. Może to był tylko wiatr albo wytwór mojej wyobraźni. Nie byłam pewna. Chwyciłam za klamkę od okna i je zamknęłam. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do łóżka. Wszystko było w porządku. Okno, które powinno być zamknięte, było zamknięte.
Zanim wyciągnęłam rękę do włącznika lampy, dostrzegłam niewyraźny kontur postaci, która chowała się za szafą.
— Kto tu jest? — rzuciłam dobitnie, starając się zamaskować strach w głosie. Skumulowałam również czakrę w dłoniach w razie nagłego ataku. 
Postać poruszyła się i wtedy go dostrzegłam. 
Nie byłam w stanie złapać tchu. Nie byłam w stanie mrugać. Byłam jedynie w stanie gapić się na osobę przede mną. Wszędzie poznałabym tę sylwetkę. Czułam przenikające mnie na wskroś mrowienie, lecz z każdym jego krokiem, mój strach malał.
Uniosłam lewą dłoń, a on wpatrywał się we mnie przez moment.
— Nie chciałem cię wystraszyć — oznajmił Sasuke, próbując się wytłumaczyć.
Czułam, jak mierzył mnie wzrokiem, po czym zatrzymał spojrzenie na moich obojczykach.
— Co ty tu robisz? — warknęłam wściekła. — Nie powinno cię tu być — powiedziałam tak cicho, że ledwo słyszałam swój głos. Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Objęłam się, czując chłód na skórze.
Sasuke nie odpowiedział, podniósł lekko brodę i uchwycił moje spojrzenie. Przez chwilę patrzył mi prosto w oczy, być może po to, by sprawdzić moją reakcję. 
— Sasuke, to nie jest śmieszne — mruknęłam. — Nie możesz opuszczać szpitala.
— Nic mi nie grozi — odparł, podnosząc głowę, by spojrzeć mi głęboko w oczy. Brzmiał tak surowo, że zamiast odpowiedzieć, jedynie przytaknęłam. Przez dłuższy moment żadne z nas się nie odzywało. Oboje wpatrywaliśmy się w siebie nieruchomo. Jego obecność tutaj była dla mnie czymś nieprawdopodobnym i poruszyła emocje, które i tak od wielu dni były żywsze niż kiedykolwiek. 
Instynktownie zakryłam się kołdrą, bo przy nim poczułam się obnażona, a piżama wydawała mi się brzydka i nieodpowiednia. Gdy rumieniec wstąpił na moje policzki, uciekłam od niego wzrokiem z zawstydzenia. W mojej głowie kotłowały się słowa, którymi chciałam go obdarzyć.
— Nie powinieneś tu przychodzić. — Wzdrygnęłam się, gdy dotarło do mnie, co powiedziałam i znienawidziłam się w chwili, gdy to zrobiłam. Martwiłam się, że jego obecność tutaj może przysporzyć mu problemów. Jednak z drugiej strony szalenie się z tego cieszyłam i chciałam, by pozostał ze mną jak najdłużej.
— Wiem. — Jego odpowiedź aż prosiła się o zadanie kolejnych pytań, ale tego nie zrobiłam. Nie mogłam. Nie potrafiłam. Czułam, że mój pokój był zdecydowanie zbyt mały dla nas. Miałam wrażenie, że brakuje mi tlenu, gdy Sasuke patrzył tak na mnie. Wydawało mi się również, że ta wizyta ma jakieś drugie dno, którego nie potrafiłam uchwycić.
Ramiona Sasuke drgnęły. Poczułam kolejną falę gorąca na policzkach, a moje zażenowanie dało mu motywację do wykonania kolejnego kroku. 
— Musiałem się z tobą zobaczyć. — Te słowa mnie zaskoczyły. Wgniotły mnie w ziemię, a jednocześnie podniosły na duchu. Sprawiły, że czułam się cudownie i zarazem okropnie. Wybrzmiały dobitnie, odbijając się echem od ścian. 
— Sasuke — jęknęłam, a mój głos był pełen zdezorientowania. — Nie rób mi tego, proszę. — Patrzyłam na niego błagalnie i nienawidziłam tego, że przez sekundę zastanawiałam się, czy naprawdę zrobi to, o czym myślałam. Od prawie dwóch tygodni był tak uparty i trudny w obyciu, że jakaś cząstka mnie wierzyła, że byłby do tego zdolny. 
Czułam się roztrzęsiona, chociaż nie powinnam.
Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam w nich tę pewność, której tak uparcie szukałam. Wzbudziło to niepokojące trzepotanie w moim żołądku, lecz z całą pewnością nie była to obezwładniająca panika, która zazwyczaj mnie ogarniała. Po raz kolejny pozwoliłam sobie przy nim na emocje, zamiast zamknąć je w sobie.
W moim gardle od wirujących we mnie silnych uczuć utworzyła się gula i nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Zwykle potrafiłam nad sobą panować, jednak to wszystko, co się działo, zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Nie mogłam dłużej siedzieć, więc wstałam powoli z łóżka, jakbym bała się, że zbudzę śpiącą obok bestię. Tonący w półmroku pokój, w którym jedynym źródłem światła była mała, stara lampa, zaczął mnie niepokoić. Każdy kolejny krok w stronę Sasuke, sprawiał, że uderzenia mojego serca przybierały na sile. 
Nie spuszczał ze mnie wzroku. A gdy stanęłam przed nim, zrobił coś, co kompletnie podważyło moją samokontrolę. Wyciągnął do mnie prawą dłoń i lekko ujął moje palce. Ze świstem wciągnęłam powietrze i się wyprostowałam. Oczy miałam wytrzeszczone. 
Ręka Sasuke była duża i ciepła, jej dotyk emanował aż do mojego kręgosłupa. Wzięłam głęboki, zduszony wdech, ale ciepłe i przyjemne uczucie już się po mnie rozchodziło, i to nie było wszystko. Kiedy chwycił moją rękę, całe moje ciało pulsowało tak, jakby stało się jednym sercem i to było tak bolesne, jakby chciało mnie rozerwać na strzępy. I na powrót byłam tą małą, zakochaną w nim dziewczyną. Jednak nie zamierzałam przerwać tej chwili ani pozwolić jej zniknąć. Pod wpływem wątłej odwagi przesunęłam swoim kciukiem po jego skórze. 
Sasuke westchnął, a moje serce razem z nim. Na jego twarzy pojawił się lekki półuśmiech — pełen żalu i skruchy, a przede wszystkim uczucia, którego tak bardzo pragnęłam. Stałam bez słowa, zahipnotyzowana i przytłoczona emocjami. To wszystko mnie zdumiało. Gest Sasuke był tak rozbieżny z jego niedostępną postawą, której dotychczas doświadczałam. 
Nachylił się tak blisko, że czułam jego oddech na policzku.
— Sasuke… nie — poprosiłam, kręcąc powoli głową. — Nie… nie rób tego.
— Czego? — zapytał zaskakująco zjadliwym tonem, ale byłam zbyt pochłonięta chwilą między nami, żeby się w to zagłębiać. Chrząknęłam, próbując coś odpowiedzieć.
— Tego — oznajmiłam, unosząc nasze splecione dłonie. 
Z ust Sasuke wyrwał się krótki chichot, a ciepło jego oddechu uderzyło w moje policzki. Napiął palce na mojej dłoni, a ja instynktownie zrobiłam to samo, nie odrywając wzroku od jego oczu. Chciałam, żeby na mnie spojrzał i w ten sposób pokazał mi przebłysk swoich myśli. Ale on tego nie zrobił. Jego wzrok był ciągle skupiony na naszych splecionych dłoniach. 
— Sasuke — wyszeptałam ochryple, przysuwając do niego swoją twarz. Na chwilę ponownie spojrzał mi w oczy, ale zaraz uciekł spojrzeniem w bok. Będąc tak blisko niego, pomyślałam, że chcę zaryzykować. Tak naprawdę zaryzykować. Miałam wiele pozytywnych cech i nadszedł czas, żebym uwierzyła w siebie. Dusząc w sobie wszelką nieśmiałość, pochyliłam się ku niemu i ustami dotknęłam jego prawego policzka. Pod wargami przez ułamek sekundy czułam ciepło jego ciała. Oszołomił mnie ten gest, a raczej pewność, z jaką go zrobiłam. 
Sasuke wzdrygnął się, ale nie uciekł ode mnie, co odebrałam jako dobry znak. Serce mi łomotało, gdy na niego patrzyłam, a mimo to dalej ryzykowałam. Oparłam czoło o jego własne i zamknęłam oczy. Cokolwiek nas dręczyło, chyba się ułożyło, bo stojąc tak obok siebie, trzymając się za ręce, wydawaliśmy się spokojniejsi niż zwykle. Obecna chwila była czystą przyjemnością. Nie było żadnej paniki, tylko spokój. 
Obecność Sasuke obok była niezaprzeczalna. Czułam jego zapach połączony z wonią mydła. 
— Myliłem się. — Jego głos sprawił, że zadrżałam. W tym krótkim wyznaniu było coś szczerego. Słowa skierowane wyłącznie do mnie, bo tylko ja mogłam zrozumieć ich znaczenie. 
Sasuke czekał, aż wykonam ruch. Patrzył na mnie, oceniał, niecierpliwił się. Coraz wyraźniej czułam ciepło jego ciała. Słyszałam niestabilny oddech. Przestałam myśleć o czymkolwiek innym niż dotyku, który rozbudził wszystkie zakończenia nerwowe w moim ciele.
Chciałam pokazać mu, że mogę być kimś więcej.
Stanęłam na palcach i dotknęłam wargami jego ust. Instynktownie, impulsywnie. To był zaledwie przedsmak pocałunku, ale wystarczył, by pozbyć się ze mnie resztek rozsądku i spełnić wieloletnie pragnienia. 
Nie poruszył wargami, nie rozchylił ich, ale sam ich dotyk mi wystarczył. Zatraciłam się w ich miękkości, słodkości i cieple. To była moja chwila. To był mój Sasuke. Nie miałam zamiaru dać mu odejść, więc trzymałam go mocno za dłoń i przyciskałam usta do jego ust. Ignorowałam bijące serce i szum w uszach, bo liczył się tylko on i ta chwila.
Kiedy nad ranem gwałtownie się przebudziłam i usiadłam, nie bardzo wiedziałam, co mnie obudziło. Nie zdałam sobie sprawy, że zasnęłam, ale musiałam spać, skoro się nagle obudziłam. Miałam bardzo wyschnięte gardło i byłam strasznie spocona. Przyłożyłam wierzch dłoni do czoła, ale było chłodne. Może przyśnił mi się koszmar i dlatego się obudziłam? Kręciło mi się w głowie i przez dłuższą chwilę nie potrafiłam odróżnić rzeczywistości od snu. Na raz pochłaniałam wzrokiem rzeczy przede mną i dopiero gdy mój oddech się uspokoił, dotarło do mnie, że całowałam się z Sasuke. Z Sa-su-ke. Instynktownie uderzyłam się w policzki i zapiszczałam, a wszystko we mnie wariowało. Miałam ochotę skakać z radości. 
Ale jedno słowo wystarczyło, bym oprzytomniała. Śniłam. To musiał być sen. On by przecież tego nie zrobił. Z roztargnieniem rozejrzałam się po swoim pokoju, lecz nic nie wskazywało na obecność Sasuke, a mimo to mogłabym przysiąc, że tu był, bo nadal czułam na swoich wargach ciepło jego ust. 
Nadzieja przelała się przeze mnie niczym tsunami. Dlaczego to, co czułam, wydawało mi się tak realne?
Zamknęłam oczy i ścisnęłam nasadę nosa, z drżeniem wypuszczając powietrze. Miałam wrażenie, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą, a mimo to coraz bardziej próbowałam przywołać obrazy ze snu. Z trudem oddychałam, kiedy wstałam z łóżka. Doszłam do drzwi sypialni, otworzyłam je i ruszyłam wąskim, krótkim korytarzem. Wierzyłam, że to wydarzyło się naprawdę, ale jednocześnie bałam się, że nie. 
Wypiłam trzy szklanki wody, biorąc jeden haust za drugim. Po wszystkim moje mięśnie były jak z galarety. Nie chciało mi się spać, tylko raczej byłam dziwnie zmęczona. Przez emocje kręciło mi się w głowie, a ręce trzęsły. Gdy poczułam skurcz w żołądku, sięgnęłam po wczorajsze onigiri. Byłam głodna, ale niekoniecznie miałam ochotę na jedzenie, więc się do niego zmuszałam. Wciskałam do ust kawałki ryżu, tylko po to, by zagłuszyć ból brzucha i to nieprzyjemnie burczenie. Najgorsze było to, że coś ściskało mnie w gardle i nie potrafiłam przełknąć rozpapranego w ustach ryżu. Miałam odruchy wymiotne i to wcale nie przez kawałki źle przeżutego jedzenia. To było niedowierzanie. Zdziwienie, zaskoczenie. To wszystko było tak realne — dotyk jego ust i jego palce na moich. Tak bardzo pragnęłam, by okazało się to prawdą.
Kiedy podniosłam wzrok i spojrzałam na widok za oknem, zrobiło mi się niedobrze. Chwyciłam kawałek papierowego ręcznika i wyplułam do niego resztki tego, co miałam w ustach, a potem cisnęłam tym do kosza. Czułam, że teraz zupełnie mi odbiło. Ale być może był to efekt mojego przepracowania lub niepotrzebnych myśli? Może tak się przejęłam wczorajszą rozmową z Sasuke, że odzwierciedliła się ona w moim śnie? Może właśnie takiego zakończenia oczekiwałam?
Skrzyżowałam ramiona na piersi, czując, jak dreszcz przebiegł po moich plecach. To było niedorzeczne. Poza tym to nie miało sensu. Sasuke na pewno nie odwiedziłby mnie w nocy, a już na pewno nie zrobiłby takich rzeczy. To była tylko moja wyobraźnia.
— Tak, to na pewno to. To tylko wyobraźnia — mruknęłam. Zacisnęłam dłonie na szafce i zwiesiłam głowę. — Kilka głębokich wdechów, powinno pomóc — mówiłam do siebie. — Nie — jęknęłam, targając się za włosy. — To nie może być prawda… 
Rozmyślałam nad tym, czy to rzeczywiście był sen, czy nie, ale po chwili moje myśli powędrowały w innym kierunku. Rzucając szybkie spojrzenie na zegar, przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Ino, a w szczególności jej ostatnią część.
— Za bardzo martwisz się o Sasuke — powiedziała nagle, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. — No co — jęknęła. — Wiem, jak na niego reagujesz. Zapomniałaś, że miałam to samo.
— To już nie masz? — zapytałam wyzywająco, a mimo to w moim głosie była wyczuwalna nuta zazdrości.
Ino wzruszyła ramionami.
— Nie mówię, że nie chciałabym, żeby mnie kiedyś dostrzegł — wyszeptała, jakby wstydziła się swoich słów. — Ale wiem, że to niemożliwe — zamilkła na chwilę i zawiesiła spojrzenie na swoich dłoniach. — Ty masz większe szanse...
Zadrżałam, ale nie miało to nic wspólnego z niższą temperaturą.
— Szanse — powtórzyłam, patrząc się w niebo. — Gdyby to było takie łatwe.
— Oj Sakura — jęknęła. — Sasuke jest głupi! Może potrafi walczyć, ale kompletnie nie wie, jak działają relacje międzyludzkie. Naruto i ty po prostu mu to ułatwiacie, bo kochacie go mimo wszystko.
Lekko pokręciłam głową.
— To nie tak.
— Dobrze wiesz, że tak. Widzę, co się z tobą dzieje. Nawet Shizune mówiła, że nie zawsze zachowujesz się racjonalnie — mówiąc to, wzruszyła wymownie brwiami, jakby się ze mnie naśmiewała. 
Zmarszczyłam nos ze złości i fuknęłam na nią. Ino na moje niezadowolenie zareagowała śmiechem.
— Bo ci żyłka na tym wielkim czole pęknie.
— Nie bądź taka mądra. — Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Nie chciałam jej słuchać, zwłaszcza jeśli miała zamiar używać logicznych argumentów.
— Oj Sakura — westchnęła — wiem, że się boisz i nie dziwię ci się. — Unosząc podbródek, zmrużyła oczy i spojrzała na mnie. — Wszyscy się z czymś zmagamy. Mniej lub bardziej, ale trzeba w tym wszystkim zachować umiar.
Zaległa długa, wymowna cisza.
— Teraz nie widzisz świata poza Sasuke, a gdy odejdzie, to co zrobisz? Jeśli naprawdę jego dni są policzone? — Ino rzucała bolącą prawdą jak z drewnianej procy. Nie chciałam rozwodzić się nad tymi rzeczami. Chciałam ich uniknąć.
— Powstrz… — urwałam, bo mi przerwała, kompletnie mnie przy tym ignorując.
— Od śmierci Asuny w mojej drużynie wiele się zmieniło. — Ni stąd, ni zowąd zaczęła opowiadać mi o rzeczach, którymi nigdy wcześniej się ze mną nie dzieliła. Nie chciałam jej przeszkadzać, więc zacisnęłam usta i słuchałam tego, co miała do powiedzenia. — Jego strata wpłynęła na całą naszą trójkę. — Jej głos się łamał, ale z jakiegoś powodu mówiła dalej: — Nie potrafiliśmy przywyknąć do jego nieobecności. Dziwnie było bez niego trenować, jeść, już nie wspominając o misjach. Bez niego u boku strasznie się bałam, że jeśli jakaś misja się nie uda, nikt mnie nie uratuje. — Zerknęłam na nią i na chwilę wstrzymałam oddech, widząc migoczące w jej oczach łzy. — Martwiłam się też o chłopaków. Chouji jak zwykle zajadał smutki, a Shikamaru… — zamilkła i nieco się skrzywiła. — Shikamaru zaczął palić. A nigdy tego nie lubił, nawet czasami skarcił mistrza, że zatruwa nam otoczenia. — Spojrzała wtedy na mnie z lekkim uśmiechem. — A wiesz, co się nie zmieniło? — ucięła, jakby czekając na moją reakcję. 
Pokręciłam głową, chcąc, żeby kontynuowała. 
— Po każdej udanej misji — chrząknęła — razem z Shikamaru i Choujim chodzimy do GrillQ. Za każdym razem zajmujemy to samo miejsce. — Uśmiechnęła się promiennie. — Do tej pory zapach grillowanego mięsa kojarzy mi się z papierosami Asuny — mówiąc to, ujęła lekko moją dłoń i ścisnęła ją. — W tym całym szaleństwie znaleźliśmy coś, co nam pomogło. Każdy z nas zmagał się z jego śmiercią na swój sposób. Teraz również straciliśmy bliskie nam osoby, ale staramy się być silni. Musimy być silni, bo przecież tyle im zawdzięczamy. 
— Nie mówię ci tego, żebyś mi współczuła, Sakura. — Jej słowa oznaczały coś znacznie poważniejszego, na rozważanie czego nie byłam jeszcze gotowa. — Powinnaś nabrać dystansu… Jednak myślę, że w tym wszystkim może ci pomóc rozmowa z Naruto. — Posłała mi serdeczny uśmiech. — On cię sprowadzi na ziemię. — Wstała z ławki i otrzepała z niewidzialnego pyłu spodnie. — Czasami zakładaliśmy się, które z was bardziej zwariuje po powrocie Sasuke. — Zmrużyła oczy, jakby o czymś sobie przypomniała. — Może upomnę się o moją wygraną. — Stuknęła się parę razy palcem w usta, a następnie zaczęła się śmiać. — Pomogę ci z tą przychodnią, kliniką, czy jak to tam nazwiesz. — Odeszła na kilka kroków i przeciągnęła się. — Tylko nie zwariuj do tego czasu. — Zachichotała i pomachała mi na pożegnanie.
Słuchając Ino, byłam zaczarowana jej głosem, historią a przede wszystkim szczerością i zaufaniem, jakim mnie obdarzyła. Yamanaka jeszcze nigdy nie zaimponowała mi tak bardzo, jak podczas tej krótkiej rozmowy. Słuchając jej, byłam pewna, że mi pomoże i że mogę na nią liczyć. Jej słowa były dla mnie jak wiadro zimnej wody. Poza tym zawsze rywalizowałam z Ino. Zawsze chciałam być od niej lepsza. Ale skoro ona potrafiła, dlaczego ja miałabym ponieść porażkę? 
Wszelkie nasze spotkania zawsze kończyły się powrotem do rywalizacji, tym razem było inaczej. Mimo że się uspokoiłam i dostrzegłam w słowach Ino nieco logiki, wciąż byłam zaskoczona tą rozmową, a raczej kierunku, w którym podążyła. Do tego irytował mnie fakt, że nie byłam w stu procentach przekonana, że to, co zdarzyło się w nocy, było rzeczywiście snem.