Standing on all of these promises
I bite my lip, the words that dripped out on that day
The feelings within it seemed like an oath
If I said them, the present and the beginning would be bound
Kiedy próbowałem się podnieść, Sakura szybko stanęła na nogi i podała mi dłoń. Cierpliwie czekała, aż złapię jej rękę, ale tego nie zrobiłem. Pokręciłem głową, odmawiając pomocy, którą mi oferowała. Nie mogłem nawet unieść wzroku, aby nie spotkać się z jej oczami. Musiałem bez przerwy odwracać spojrzenie, bo przeszkadzało mi jej współczucie. Czułem się przytłoczony jej obecnością. Miałem wrażenie, że gdybym jej pozwolił, Sakura byłaby wszędzie wokół, dwadzieścia cztery godziny na dobę — zajrzałaby w głąb, znalazłaby to, czego szukała i może zrobiłaby z tym porządek. Ale to mi nie pasowało. Chciałem się zamknąć w swojej strefie komfortu. Sam.
Wziąłem głęboki wdech, próbując rozgryźć, co się ze mną dzieje. Teraz nie chodziło jedynie o zasłabnięcie ani o moje zdrowie. Coś się zmieniło, a ja nie potrafiłem ustalić, skąd we mnie te sprzeczne osobowości. Nie znałem odpowiedzi na dręczące mnie pytania i stawałem się przez to kłębkiem nerwów.
Sakura znowu wyciągnęła do mnie niepewnie dłoń. Ta wisząca nade mną nieporadność sprawiła, że ponownie odepchnąłem ją od siebie, uderzając swoimi palcami w jej rękę. Po chwili wstałem i włócząc nogami, dotarłem do łóżka, złapałem palcami za metalową ramę i podciągnąłem się, by na nim usiąść. Opadłem na materac z głośnym westchnięciem ulgi. Te dwa metry, które miałem do pokonania, były dla mnie cięższe niż walka z tuzinem przeciwników. Moje mięśnie były wątłe, słabe i z ledwością mogłem ustać na prostych nogach. Teraz czułem tylko lekkie zawroty głowy, ale zdecydowanie było mi nieco lepiej niż kilka minut wcześniej.
Przeczesałem dłonią wilgotne od potu włosy i kątem oka spojrzałem na Sakurę. Patrzyła na mnie tymi swoimi migoczącymi oczami, pełnymi strachu i chęci pomocy. Była przygarbiona, a na jej twarzy było widoczne napięcie. Stała, zaledwie dwa kroki ode mnie i czekała. Tylko na co? pytałem siebie. Na prośbę o pomoc, podziękowanie? Nie byłem kaleką i sam doskonale dawałem sobie radę. Nie wiedziałem, komu bardziej chciałem to udowodnić… jej, czy sobie samemu.
Chciałem ją poprosić, by zostawiła mnie samego. Potrzebowałem tego od dłuższego czasu, a jej obecność coraz bardziej mi ciążyła. Jednak zanim zdążyłem się odezwać, w mojej głowie pojawiło się kolejne wspomnienie.
— Jesteś irytująca — powiedziałem bez żadnego uczucia w głosie. Mój ton był bezbarwny, ponury. Chciałem, żeby odpuściła. Odeszła. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli jej nie zniechęcę, zrezygnuję ze swojego postanowienia.
— Sasuke, proszę, nie opuszczaj mnie! — krzyczała, próbując pokonać świszczący wiatr i ciągle płakała. Twarz Sakury była cała mokra od łez.
— Weź mnie ze sobą! — błagała, ze splecionymi dłońmi. Trzymała je blisko swego serca i szlochała. Tak bardzo płakała, że cała się trzęsła. Nie wiedziałem, co nią kierowało, dlaczego aż tak się zawzięła. Nie potrzebowałem jej uczuć. Wiedziała o tym. Nie była dla mnie nikim specjalnym. Nie potrzebowałem jej współczucia i pomocy. Sam doskonale dawałem sobie radę. Chciałem jej to wszystko wykrzyczeć, ale nie miałem odwagi. W jej postawie było coś, co mnie paraliżowało.
— Kocham cię! — wyrzuciła po chwili.
Zamurowało mnie. Mroźny, wieczorny wiatr przeszył mnie na wskroś, a plecak zaczął mi ciążyć na plecach. Byłem przerażony. Po raz pierwszy nie uznałem jej słów za dziecinne. Było w nich coś innego. Coś, co mnie zabolało. Chociaż w nie nie uwierzyłem, byłem jej za nie wdzięczny, ale nic poza tym. Nie wiedziałem, czy to wyznanie było szczere. W końcu Sakura często płakała, więc skąd miałem pewność, że nie grała? Próbowałem to sobie wmawiać, ale w głębi serca znałem prawdę.
Nie byłem na to przygotowany. Pochyliłem głowę i przytknąłem dłoń do czoła, przyciskając palce do skroni. Mocno zaciskałem powieki, próbując odepchnąć te wspomnienia. To był zaledwie ułamek chwil dzielonych z nią. Garstka obrazów, które były mi zbędne, do których nie wracałem. Byłem zaskoczony i jednocześnie przerażony, że mimo upływu lat nadal miałem je w swojej podświadomości.
Patrząc na Sakurę, mogłem wręcz zobaczyć tę małą, płaczliwą dziewczynę, którą kiedyś była. Słyszałem jej cienki głos. Widziałem zapłakane oczy i zaróżowione policzki. Czułem się tak, jakbym na ułamek sekundy cofnął się w czasie i na nowo to wszystko przeżył. A przecież opuszczając Wioskę, nie myślałem o nikim, tylko o sobie. Liczyła się zemsta. Zdobycie mocy. Musiałem stać się silny. Musiałem pomścić rodzinę.
Wziąłem kilka głębokich oddechów, łapiąc się przy tym za koszulę. Jednocześnie było mi gorąco i zimno. W głowie mi się kręciło, a w uszach dudniło.
Czasami zastanawiałem się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym wybrał inaczej. Gdybym posłuchał się Sakury i został. Gdybym przegrał z Naruto… Może gdyby oboje byli dla mnie ważniejsi niż zemsta, moje życie wyglądałoby inaczej. Nie wiedziałem, czy powinienem żałować tej decyzji. W końcu dzięki niej dowiedziałem się prawdy o swoim klanie, o swoim bracie. Zdobyłem siłę, której tak usilnie poszukiwałem. Rzeczy, które zrobiłem, doprowadziły mnie do miejsca, w którym aktualnie byłem. Mogłem tylko wysuwać przypuszczenia, co by było, gdyby, ale to i tak nic by mi nie dało. Stało się i koniec.
Moje serce biło w szaleńczym tempie. Połknąłem łapczywie powietrze, ale moje ciało zdawało się go nie przyjmować. Nie nadążałem z kolejnymi oddechami. Kłujący ból w klatce piersiowej był paraliżujący. Chciałem znowu odnaleźć siebie. Kontrolować strach, nad którym nie byłem w stanie zapanować. Skonfrontować się ze wspomnieniami i odebrać im moc oddziaływania. Nie chciałem być pieprzoną ofiarą. Nigdy. Więcej. Byłem ninją, a nie cholerną pokraką. Kontrolowałem to, wmawiałem sobie naiwnie, chociaż dostrzegałem w tym kłamstwo.
Potarłem twarz drżącą dłonią, żeby się pozbierać. Koniec, powiedziałem sobie. Kontroluj emocje, Sasuke.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i skupiłem swój wzrok na drzwiach. Przez głowę przemknął mi głupi pomysł. Chciałem uciec. Miałem straszną ochotę, by stąd wyjść. Zobaczyć coś więcej niż tylko cztery białe ściany, metalowe meble i okno. Chciałem zobaczyć Wioskę, położyć się na chłodnej trawie, zamknąć oczy i poczuć ciepło jesiennego słońca. Mógłbym nawet zjeść ramen w Ichiraku, chociaż niezbyt przepadałem za tą potrawą. Zrobiłbym wszystko, byle wyrwać się z tego przeklętego miejsca.
♥
Podniosłam się z podłogi i ruszyłam za Sasuke. Zachowywałam niewielki odstęp między nami, by w razie potrzeby go złapać. Gdy widziałam, jak próbował dostać się na łóżko, łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo chciałam mu pomóc. Tak bardzo chciałam, by dał sobie pomóc.
Kiedy odetchnął, a jego postawa wyraźnie się rozluźniła, ponownie, z lekkim wahaniem, wyciągnęłam do niego rękę. Mój dylemat okazał się słuszny. Sasuke patrzył na moją dłoń i potrząsał głową, sugerując, żebym tego nie robiła. Ale ja nie mogłam się powstrzymać. Jeśli chodziło o niego, to nigdy nie potrafiłam. Nie mogłam mu pozwolić cierpieć w milczeniu z powodu tego, co trawiło jego myśli. Musiałam nawiązać z nim kontakt.
Mimo kolejnego sprzeciwu Sasuke pozwoliłam sobie dotknąć jego czoła i pomogłam mu się położyć. Zagryzłam mocno dolną wargę ze zmartwienia, gdy zauważyłam, że był rozpalony. Jego twarz była jednocześnie poszarzała i zaczerwieniona. Przesunęłam dłońmi po jego ramionach i syknęłam, kiedy poczułam, że jego koszula była cała mokra.
— Zostaw — rozkazał ponownie, łapiąc mój nadgarstek. Jego uścisk był tak słaby, że nie byłby w stanie odsunąć od siebie mojej ręki.
— Jesteś rozpalony — mruknęłam. Nie kryłam się ze swoją irytacją. Byłam zła na siebie i na Naruto, bo zdecydowanie obecny stan Sasuke był spowodowany naszym widzi mi się. Uchiha w tym czasie podparł się na łokciu i próbował usiąść. Każdy ciężki, powolny ruch zdawał się wyczerpywać te resztki energii, jakie mu jeszcze zostały.
— Nic mi nie jest. Zostaw mnie — wyszeptał i zamachnął się ręką.
Chciałam mu pomóc. Nakazać, by położył się i przespał, ale najpierw musiałam zbić temperaturę. Wystraszyłam się kolejnego nawrotu gorączki. Chociaż w głowie szybko przekalkulowałam, czy przyniosłam ze sobą coś przeciwgorączkowego, musiałam sprawdzić swoją torbę, bo nie byłam pewna. Podeszłam do apteczki, którą ze sobą wzięłam, lecz niestety nie znalazłam w niej potrzebnych mi lekarstw.
Wróciłam do niego i mimo kolejnego sprzeciwu, znowu dotknęłam jego głowy; skóra dosłownie parzyła, tak był rozpalony. Spojrzałam na Sasuke i przymrużyłam oczy, zastanawiając się, czy powinnam go teraz zostawiać samego. Zrozumiałam jednak, że nie miałam wyboru. Nie chciałam przysparzać mu dodatkowych cierpień.
— Poczekaj na mnie chwilę — powiedziałam, oczekując na pozwolenie. Gdy skinął mi głową, dodałam: — Zaraz wrócę. — Uniosłam palec wskazujący. — Przyniosę coś przeciwbólowego — obiecałam i wybiegłam z pokoju. Musiałam zabrać z pokoju pielęgniarek coś na gorączkę, bo akurat tego leku przy sobie nie miałam.
♥
Zanim wyszła, naprawdę chciałem jej odpowiedzieć, chociaż nie byłem pewny na co. Wydawało mi się, że zamieniłem z nią kilka słów, ale nie miałem pewności, jak to naprawdę było i co dokładnie powiedziałem. Później nie wiedziałem, czy Sakura rzeczywiście wyszła, bo wydawało mi się, że ciągle była obok, a jeśli zniknęła, to zaledwie na ułamek sekundy. Zupełnie jakbym zamknął oczy, odetchnął głęboko, a potem je otworzył — jej nieobecność była dla mnie chwilowa. Przez cały ten czas miałem wrażenie, że ją słyszałem, że od czasu do czasu, mówiła coś do mnie tym typowym dla siebie głosem: spokojnym, zatroskanym i próbowała mnie uspokoić. Jednak później zastanawiałem się, czy przypadkiem moja podświadomość nie robiła sobie ze mnie żartów. Jakby chciała mi udowodnić, że jej potrzebowałem. Jakby próbowała mi uświadomić, że myślałem o niej — realnie.
♥
Upewniłam się, że po wyjściu z pomieszczenia zamknęłam za sobą drzwi. Trzymając mocno w dłoni pudełko z lekami, ruszyłam do Sasuke, w duchu modląc się, by nie zemdlał. Kiedy dotarłam na miejsce, z ulgą zauważyłam, że nadal leżał na łóżku. Głowę miał odchyloną do tyłu, a oczy zasłonięte ramieniem. Na szczęście nie spał, o czym świadczyło jego wzdrygnięcie, gdy otworzyłam drzwi. Po drodze do łóżka chwyciłam jeszcze butelkę z wodą. Stanęłam przed nim, podałam mu lekarstwa i wodę do popicia i z lekką zadyszką powiedziałam:
— Połknij je.
Sasuke z ociąganiem zabrał rękę z twarzy, wsparł się na łokciu i zrobił to, co mu kazałam. Pogłaskałam go lekko po czole, gdy oddał mi butelkę. Włosy miał wilgotne od potu, więc odeszłam i wyjęłam z torby mały ręczniczek, który zmoczyłam. Wykręciłam z niego nadmiar chłodnej wody, a potem wróciłam do Sasuke, który leżał na wznak z głową na poduszce.
— Położę ci zimny okład na czoło — uprzedziłam, zanim zdążył wybić mi ten pomysł z głowy. Sasuke tylko przytaknął, a ja dotknęłam jego skóry chłodnym materiałem, a potem przycisnęłam go lekko do jego uszu i szyi.
Wciągnął powietrze przez zęby.
— Wiem. Przykro mi.
Sasuke przycisnął dłoń do skroni. Zauważyłam, jak napina ramiona, próbując stłumić promieniujący ból głowy. Chociaż wiedziałam, że niewiele mogłam w tej sytuacji zrobić, ponownie go dotykam, bo nie mogłam się powstrzymać. Położyłam dłoń na jego ramieniu i lekko je potarłam, żeby dać mu do zrozumienia, że jestem przy nim. Że nie jest sam.
Powieki zaczęły mu opadać i w końcu zamknął oczy. Westchnęłam głośno, gdy zapadł w sen. Zostałam przy nim chwilę, a później wstałam i trochę sprzątnęłam pokój. Schowałam leki do torby, a wyjęłam bandaże. Kątem oka zahaczyłam o jedzenie, które przyniosłam i o którym kompletnie zapomniałam. Chwyciłam dłońmi miskę w foliowej torebce i skrzywiłam się — obiad dla Sasuke wystygł.
— Muszę go podgrzać, gdy się obudzi — powiedziałam do siebie niewiele ciszej od szeptu. Potem wzięłam kartę pacjenta oraz długopis, usiadłam na taborecie obok łóżka i zaczęłam wpisywać kolejne informacje na temat jego zdrowia.
Nie chciałam go opuszczać. Czułam, że przez jakiś czasu muszę przy nim zostać.
Odłożyłam długopis i przycisnęłam dłonie do oczu, po czym westchnęłam. Popełniłam błąd? zapytałam siebie, chociaż w mojej głowie panował chaos i myśli rozbiegały się w wielu kierunkach, to wiedziałam, że popsułam to. Nadszarpnęłam to liche zaufanie, jakim mnie obdarzył.
Czułam się winna za jego omdlenie. Wiedziałam, że w jakiś stopniu się do niego przyczyniłam. Zaczęłam mieć do siebie żal za wypowiedziane słowa i czułam się tak, jakbym umierała od środka. Cierpliwość Sasuke najwyraźniej się wyczerpała i mogłam tylko snuć domysły, jak będą wyglądały kolejne dni. Czułam się z tym beznadziejnie. Nawet nie pomyślałam nad konsekwencją swoich czynów i słów — działałam bez namysłu. Powinnam odpuścić, a nie jeszcze bardziej wszystko psuć.
♥
Wyglądał tak spokojnie, gdy spał, aż trudno było wierzyć w to, co zrobił. Nikt, widząc go teraz, nie przypuszczałby, że to jeden z najgroźniejszych ninja. Nie obchodziło go czy rani wroga, przyjaciela… czy zakochaną w nim dziewczynę. Nadal pamiętałam noc, gdy odszedł, jakby to było wczoraj. Księżyc okrągły i jasny, i ja zapłakana, ze swoim daremnym wyznaniem miłości. Z banalną obietnicą, że oddam mu wszystko, co mam, że go uszczęśliwię. Być może Sasuke nawet tego nie pamiętał. Dlaczego miałby się tym przejmować? Zapewne tamta noc, nie miała dla niego większego znaczenia. A ja nadal zastanawiałam się nad tym, jakby to było, gdyby został.
Przełknęłam wielką gulę za każdym razem, gdy na niego spojrzałam lub o nim pomyślałam. Obserwowałam jego równy oddech znad karty, którą uzupełniałam dzień w dzień. I nagle poczułam zdenerwowanie spowodowane lekkomyślnością Sasuke. Czy on w ogóle zastanawiał się, co robi? Czy zdawał sobie sprawę, jakich problemów mógł sobie narobić tą głupią ucieczką? Mogłam się założyć, że to Naruto namówił go na wyjście. Nie dziwiło mnie nawet to, że go znalazł. Kakashi lub Tsunade na pewno wygadali się, że Uchiha był w szpitalu. Mogłam dać sobie rękę uciąć. Do tego wszystkiego Sasuke zapewne wyszedł boso, ubrany tak jak stał — co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Jego organizm był osłabiony, a on wydawał się w ogóle na to nie zważać. To, że było z nim coraz lepiej, nie znaczyło, że wyzdrowiał w pełni.
— Jeny — jęknęłam, przesuwając dłoń po twarzy. — Prawdziwi z was idioci — syknęłam, po czym zazgrzytałam zębami. — Obiecuję, że jak tylko dorwę Naruto, to znowu wyląduje w szpitalu. — Zacisnęłam pięść i potrząsnęłam nią przed swoją twarzą. — Jak mogliście być tacy nieostrożni. Gdyby ktoś was zobaczył… ciebie — mruknęłam cicho, nie mogąc powstrzymać swojej frustracji.
♥
Gdy Sasuke się obudził, jego stan się polepszył. Ulżyło mi, bo okazało się, że potrzebował jedynie odpoczynku — co sam przyznał. Przez dłuższy czas nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa, a ciężkie napięcie między nami rozładowało nagłe burczenie w brzuchu. Sasuke speszył się i udawał, że nic się nie stało, jakby to było dla niego czymś obraźliwym. Posłałam mu lekki uśmiech, po czym wstałam z taboretu, podeszłam do szafek i chwyciłam w dłonie pudełko z jedzeniem.
— Zaraz wracam — powiedziałam spokojnym i czułym głosem.
Kiedy wróciłam i podałam Sasuke obiad, poprosił mnie, bym wyszła. Odmówiłam, argumentując to jego słabym zdrowiem.
— Chcę zostać sam — nalegał i widząc moje zmartwione spojrzenie, szybko dodał: — Dam sobie radę. Nie jestem kaleką — podkreślił, mrużąc przy tym oczy i marszcząc brwi. W jego głosie wyczuwałam ból, może nawet łzy, a gdy na niego spojrzałam, łzy lśniły też w jego oczach. Walczył z ogarniającą go wściekłością; był zażenowany, bo nad tym nie panował.
Martwiło mnie to, że przeze mnie tracił panowanie nad swoimi emocjami. Może wydawało mu się, że tego nie widziałam, że nie byłam w stanie dostrzec tych wyraźnych zmian w jego zachowaniu, ale tak właśnie było. Wydawało mi się to dziwne, lecz to był fakt. Myśląc o tym, nie brałam pod uwagę chwil, w których nie był sobą — jak to zwykłam określać. Nigdy dotąd nie usłyszałam w jego głosie urazy, czy gniewu ani nie zobaczyłam ich na jego twarzy. Maskował emocje, idealnie nimi manipulował, a wszystko było wyrażane pośrednio, czasami nawet ze stoickim spokojem. Jego słowa i czyny zdawały mi się odległe, przepełnione jakby autorytetem i dystansem. Dlatego tak bardzo zdziwiły mnie jego uzewnętrznione emocje.
— Dobrze — powiedziałam ledwie słyszalnym głosem i zrobiłam krok w tył. W jego spojrzeniu było coś, co mnie powstrzymało od wytknięcia mu nierozwagi. Zdziwiło mnie moje zachowanie, ale nie zaskoczył mnie fakt, że tak łatwo mu uległam.
Będąc tuż przy drzwiach, odwróciłam się w stronę Sasuke tak gwałtownie, że zabolała mnie szyja. Patrzyłam się na niego wyczekująco, chociaż sama dokładnie nie wiedziałam, na co ja tak naprawdę czekam. Na podziękowanie? A może, że usłyszę od niego: zostań? Spuściłam wzrok i wlepiłam go w czubki swoich butów. Za dużo od niego wymagałam i nie potrafiłam inaczej. Pokręciłam głową, powoli, w geście poddania i wyszłam.
Niedługo później uświadomiłam sobie, że nigdy nie wspomniałabym o tym, co zaszło między mną a Sasuke osobie trzeciej. Zniosłabym każde zagrożenie, zaryzykowała upokorzeniem, byle tylko się do tego nie przyznać. Uważałam, że nikt nie powinien się między nas wtrącać. Jednak miałam świadomość, że wspomnienie tych chwil pozostanie pod moją powierzchnią i być może ujawni się w najmniej odpowiednich momentach. Sprawią, że się złamię i zrobię rzeczy, których nigdy bym sobie nie wybaczyła.
♥
Stałam akurat przy recepcji i pytałam o swoje dyżury w kolejnym tygodniu, gdy za swoimi plecami usłyszałam:
— Nawet z profilu widać twoje duże czoło.
Bez problemu rozpoznałam ten głos, tę drażniącą nutę kpiny i prześmiewczy ton. Odwróciłam się powoli do Ino, czując, jak żyłka pulsuje mi na czole. Weszło mi to chyba w nawyk, bo za każdym razem, gdy spotykałam Yamanakę, moje zachowanie momentalnie zmieniało się na bojowe. Jej docinki jak zwykle mnie denerwowały. Uniosłam wysoko brwi, szykując się do odwetu; wymyślając przy tym inteligentną ripostę. Rozchyliłam usta, ale gdy zlustrowałam ją od stóp do głów, cała moja irytacja od razu się ulotniła. Momentalnie zacisnęłam wargi i próbowałam znaleźć jakieś odpowiednie słowa, bo zrozumiałam, że docinki zdecydowanie nie byłyby na miejscu.
Zszokował mnie wygląd Ino. Jeszcze nigdy nie widziałam sińców pod jej oczami. Yamanaka zawsze o siebie dbała — starannie uczesane włosy, lekko wyzywający, aczkolwiek bardzo do niej pasujący strój. A teraz? Jej włosy były splecione w długi warkocz, który zwisał luźno na jej ramieniu. Była ubrana w spodnie, a na siebie miała zarzuconą bluzę. Tym, co zmartwiło mnie najbardziej, był brak iskry w jej oczach.
— Ino — wyszeptałam po chwili. — Co ty robisz? — zapytałam niemrawo, mrugając przy tym powiekami.
— Tsunade poprosiła mnie o pomoc — odparła, wzruszając ramionami. — Wiem, że brakuje ludzi — dodała cicho i powlokła spojrzeniem poza moje ramię.
Podczas tej krótkiej wymiany zdań, śledziłam ją spod oka. Czułam jej nieujawnione nadzieje, w ruchach mniej ożywionych niż zwykle, a przede wszystkim właśnie w głosie, który swoim brzmieniem zdradzał stan jej duszy. Było w nim coś niepokojącego, jakiś niszczący smutek i jakby brak chęci do życia. Od śmierci jej ojca minęło zaledwie kilkanaście dni, nic więc dziwnego, że nie mogła się z tym pogodzić. A ja nawet nie pofatygowałam się, by z nią o tym porozmawiać.
Ino, jakby wyczuwając moje zamiary, odezwała się, zanim ja zdążyłam to zrobić.
— Słyszałam, że zajmujesz się Sasuke. Co u niego? — wyrzuciła nagle, a mnie zamurowało. Nagła zmiana tematu wydawała mi się lekką kpiną. Ale zrozumiałam, że Ino w ten sposób chciała odwrócić moją uwagę od niej. I chociaż nie miałam zamiaru zdradzać swojego zaskoczenia jej słowami, krótkie co, które wyrwało mi się bez ostrzeżenia, było dla mnie jak gwóźdź do trumny.
Zamrugała powiekami, a na jej twarzy zauważyłam konsternację. Ani ja, ani ona się tego nie spodziewałyśmy. Tym bardziej, że wiedziałam, że zachowanie tego sekretu będzie trudne. Nie sądziłam jednak, że wieść o pobycie Sasuke w szpitalu rozejdzie się po Wiosce tak szybko.
— Jak to co? — powtórzyła. — Naruto mówił, że jest w szpitalu.
Te słowa rozgrzały mi nagle krew i ożywiły moje spojrzenie. Nie doceniłam gadulstwa tego idioty i coraz bardziej denerwował mnie bałagan, który stworzył. Jęknęłam, wykrzywiając usta w grymasie, po czym poprawiłam dłońmi bluzkę. Gładziłam ją przez długie sekundy, jakbym wstydziła się tego, że ją założyłam, jakbym starała się ukryć pod swoimi palcami jakąś ogromną plamę, której wcale tam nie było.
— Kto jeszcze wie? — zapytałam cicho ze strachem w głosie. Sam jego dźwięk wydawał mi się jakiś inny, jakby nie należał do mnie, a dochodził od kogoś z boku.
Ino rozejrzała się na boki, jakby sprawdzała, czy bezpiecznie możemy rozmawiać o tym w szpitalnym holu.
— Może się gdzieś przejdziemy? — zapytała z nadzieją w głosie.
Minęła chwila, zanim to wszystko do mnie dotarło. Byłam zszokowana, ale kiedy Ino dotknęła mojego ramienia i popchnęła mnie do przodu, zmuszając, bym się ruszyła, stres chwilowo minął.
— Jasne — odparłam, kiwając przy tym głową.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, ponowiłam swoje wcześniejsze pytanie. Moje zniecierpliwienie nie uszło uwadze Ino. Zareagowała na nie cichym westchnięciem i odpowiedziała mi dopiero po kilku minutach ciszy — w chwili, gdy zbliżyliśmy się do parku.
— Nie wiem dokładnie. — Wzruszyła ramionami i schowała ręce do kieszeni bluzy. — Ale wydaje mi się, że Naruto nie powiedział tego wszystkim — dodała z taką pewnością w głosie, o którą bym jej nie podejrzewała. — Wiem, że rozmawiał z Shikamaru… — zamilkła na chwilę. — Mówił coś o jakimś procesie i więzieniu — powiedziała tak cicho, jakby nie chciała, bym to usłyszała.
Słuchałam jej z rozchylonymi ustami. Co chwila czułam dreszcze na moim ciele i nie wiedziałam, czy to ze strachu, czy z bezsilności. Ciągłe dbanie o bezpieczeństwo Sasuke było tak naprawdę złudzeniem, które sama sobie stworzyłam. Przecież miałam świadomość tego, że nie będę się nim wiecznie opiekować. On lada dzień mógł być ponownie ulokowany w więzieniu. Myślenie, że nikt nie dowie się o jego obecności w szpitalu, było kłamstwem.
Gdy przechodziliśmy obok ławki, zatrzymałam się i usiadłam, bo zaczęłam się denerwować. Ino stanęła przede mną z rękami w kieszeniach i patrzyła na mnie z jakimś niewytłumaczalnym zmartwieniem.
— Sakura, co się dzieje? — zapytała, lekko przykucając. Gdy jej głowa znalazła się na poziomie mojej, obdarzyłam ją surowym spojrzeniem, jakbym chciała w ten sposób się jej pozbyć.
— Nic — pokręciłam głową. — Jestem zmęczona. Mam tego dość — wyrzuciłam nagle i poczułam, jak żołądek wzdrygnął mi się z emocji, której nie mogłam zidentyfikować. Czułam, że się trzęsę, że momentalnie robi mi się zimno. Tsunade i Shizune miały rację — potrzebowałam odpoczynku. Za dużo od siebie wymagałam, zbyt wiele spraw nałożyłam na swoje barki, chociaż wiedziałam, że nie dam rady ich kontrolować. Potrzebowałam kogoś, kto zabrałby ze mnie połowę ciężaru. Kogoś, kto mógł mi pomóc w realizacji moich planów.
Ino posyłając mi zaniepokojone spojrzenie, pomachała mi dłonią przed twarzą.
— Nie martw się Sakura — powiedziała pokrzepiającym głosem. — Zrobimy wszystko, by zachować to przed innymi w sekrecie. Sasuke jest jednym z nas, pomożemy mu. — Dotknęła dłonią mojego ramienia i potarła go pocieszająco.
Byłam zaskoczona jej zachowaniem. Było jednocześnie do niej tak podobne, a jednak takie nowe. Rzadko spotykałam się z tą wersją Ino. Nasza relacja bardziej opierała się na rywalizowaniu ze sobą niż na wspieraniu się. Częściej się kłóciłyśmy, niż byłyśmy dla siebie miłe. Poświęciłyśmy nasze relacje dla Sasuke — dla miłości chłopca, który miał nas gdzieś — a mimo to, chociaż się do tego nie przyznawałyśmy, starałyśmy się wspierać.
W Akademii to właśnie Ino była moim wzorem. Inspirowała mnie, motywowała. Pomogła mi zbudować swoją własną tożsamość, przekonała, że moje czoło jednak nie jest takie duże, jak mi wmawiano. Sprawiła, że stałam się bardziej pewna siebie.
— Sasuke, wy… przecież… — nie mogłam się wysłowić. Słowa zatrzymywały mi się na języku w chwili, gdy o nich pomyślałam i nie chciały wyjść poza moje usta. — Miałam wrażenie, że jesteście mu przeciwni. — Przypomniałam sobie chwilę, w której Sasuke pojawił się na polu bitwy i jego deklarację, że chciałby zostać Hokage. Nikt z naszego rocznika nie zgodził się z jego pomysłem ani go nie poparł. To były głupie mrzonki, których nie potrafiliśmy wziąć na poważnie.
Ino westchnęła, wyprostowała się i chwyciła w dłonie swój warkocz.
— To nie tak — pokręciła głową. — Ufamy Naruto.... i tobie — dodała po chwili. — Świat shinobi się zmienia. I jeśli to prawda, że Sasuke się zmienił — zamilkła na moment, ale gdy ponownie się odezwała, nie dokończyła swojej myśli. — Sakura, po prostu pamiętaj, że jesteśmy po waszej stronie.
Czułam, że targające mną emocje stawały się tkliwe i palące, jakby nie zamierzały mi pozwolić na ucieczkę. Instynktownie wstrzymałam powietrze, wypychając pierś do przodu.
Spojrzałam na nią, mrużąc przy tym oczy i nagle mnie olśniło. Wstałam gwałtownie i mocno złapałam Ino za ramiona. Yamanaka wyglądała na nieco zniesmaczoną moim zachowaniem, ale nie przejmowałam się tym. Musiałam jej powiedzieć, co zamierzam. Czułam, że to będzie moja najlepsza decyzja.
Chrząknęłam, zbyt głośno, na co Ino zareagowała zmarszczeniem nosa, i stanęłam tak, by zrobić z tej panującej we mnie burzy, użytek.
— Dokładnie! — krzyknęłam, potrząsając nią. — Zmiany już trwają. A ty pomożesz mi dokonać moich!