niedziela, 14 kwietnia 2019

23. throw the bowling ball

The scar over my right eyelid pains me and I remember him
"victory comes to the one who makes the first move," since then,
I wonder what sorts of changes have come to that single celled you?

Co ja właśnie zrobiłam? Zadawałam sobie to pytanie w myślach, usilnie próbując znaleźć na nie odpowiedź. Wiedziałam, co robię. Byłam wręcz zmotywowana, by wyrzucić z siebie to wszystko, co kotłowało się we mnie przez lata. Dlaczego więc miałam wyrzuty sumienia? To rozbicie emocjonalne było nagłe i niezrozumiałe. Byłam absolutnie zszokowana tym, co zaszło. Tym, że muszę zmierzyć się z konsekwencjami swoich słów.
Mijały minuty, a ja miałam wrażenie, że czas zatrzymał się razem z biciem mojego serca, gdy wypowiedziałam te słowa. Bo nie jestem w stanie sprawić, żebyś ty też mnie pokochał. Ale czy tego żałowałam? Nie. Nawet mimo mrowienia na ciele; gwałtownych zimnych potów, które po chwili zmieniały się w gorące. Wbrew temu, że ściskało mnie niemiłosiernie w żołądku, co dodatkowo powodowało mdłości, a w gardle narastała dusząca gula — nie żałowałam. Jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała, były moje drżące dłonie. Ściskałam je więc mocno, żeby Sasuke tego nie zauważył.
Skrzyżowaliśmy spojrzenia na ułamek sekundy. Widziałam ból, wściekłość, pytania, jego zszokowaną twarz, szeroko otwarte oczy i ogromną chęć ucieczki. Też pragnęłam uciec, zniknąć, rozpłynąć się. Jak tchórz chciałam zrzucić odpowiedzialność za moje słowa na Sasuke. Chciałam zostawić go z ich ciężarem, nawet nie zaprzątając sobie głowy tym, że byłoby to niewłaściwe. Ale wiedziałam jedno — gdybym wyszła, skrzywdziłabym nie tylko siebie, ale i jego.
Sekundy zmieniały się w minuty. Minuty, które chciałabym cofnąć. Minuty, których nie mogłam cofnąć. I każda kolejna chwila wzbudzała we mnie coraz większe wątpliwości i podważała moją pewność siebie. Każdy następny moment mnożył pytania i potęgował nasz strach i dezorientację.
— Sasuke. — Jego imię na moich ustach brzmiało jak pełnie szoku, błaganie o przebaczenie. Sumienie krzyczało, że to moja wina, lecz on natychmiast potrząsnął głową.
— Nie. — Nic więcej nie powiedział, a ostrzeżenie w jego głosie było równie wyraźne, jak malujący się na jego twarzy strach.
Moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Chciałem myśleć, że tylko się przesłyszałem. Że to tylko wymysł mojej wyobraźni. Każda cząstka mnie pragnęła, by Sakura temu zaprzeczyła, i błagała mnie, bym jej uwierzył.
Zamknąłem oczy i słuchałem, ale nic nie słyszałem. Jedynym odgłosem w moich uszach był dudniący puls. Czułem go w każdej komórce mojego ciała. Wokół mnie nie było nic poza tym cholernym pulsowaniem, które w powolnym rytmie zaczęło przypominać słowa Sakury. Zupełnie jakby dudnienie odcięło na moment moje zmysły od świata zewnętrznego i zmusiło, żebym skupił się na tym, co usłyszałem zaledwie chwilę wcześniej.
Stałem jak słup soli, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Byłem skołowany i nie miałem pojęcia jak na to zareagować. Łapczywie próbowałem połknąć powietrze, ale moje ciało zdawało się go nie przyjmować. Nie nadążałem za kolejnymi oddechami, za kolejnymi myślami.
— Sasuke? — Usłyszałem, jak mnie woła, ale jej głos wydawał mi się niewyraźny, jakby mówiła do mnie przez ścianę. 
Instynktownie podniosłem na nią swój wzrok, ale zaraz go szybko odwróciłem. Patrzyłem się wszędzie byle nie na Sakurę: na swoją dłoń, na łóżko, okno. W wyrazie jej twarzy i tych migoczących zielonych oczach było coś, co mnie drażniło. Denerwowało mnie to, jak bardzo Haruno była nierozsądna
— Wszystko w porządku? — Ponownie się odezwała.
Zagryzłem wargę i zacisnąłem rękę w pięść. Gdybym mógł cofnąć czas, chciałabym wymazać tę dziwną rozmowę i to przytulenie, które nie dawało mi spokoju. Życie nauczyło mnie jednego — wypowiadanie tych dwóch słów skutkuje wyłącznie cierpieniem. Były jak trucizna, która zżerała mnie kawałek po kawałku. Która sprawiła, że cierpiałem, że przestałem w nie wierzyć. Łamała mnie, zbierając wszystko to, co mnie tworzyło.
Chciałem uciec, bo byłem przerażony.
Oddaliłem się od Sakury na kilka kroków. Przeczesałem dłonią włosy i wypuściłem powoli powietrze chyba po raz pierwszy od kilkunastu minut. Odwróciłem się do niej z wyciągniętą dłonią i błagalnym wzrokiem.
— Dlaczego? — zapytałem na granicy szeptu, bo w gardle paliły mnie łzy złości. Bolały mnie jej słowa i w tej chwili nienawidziłem Sakurę za nie. Nienawidziłem jej za to, że wzbudziła we mnie wątpliwości. Że rozbudziła coś, czego tak usilnie unikałem.
— To nie tak, ja… — zaczęła, ale jej przerwałem.
— Nie prosiłem cię o to — powiedziałem z przekonaniem, po czym przycisnąłem dłoń do swojego uda. — Pozwalając sobie na takie emocje, ryzykujesz, Sakura — mówiłem dalej, kompletnie nie mając pojęcia co myśleć o ostatnich minutach. 
Haruno wyszeptała coś pod nosem ledwo słyszalnie i zacisnęła mocno powieki. Odchyliłem głowę w próbie odcięcia się od wszystkiego na kilka chwil. Bez skutku. Wciąż miałem przed oczami scenę, w której niechętnie brałem udział.
Odsunąłem dłoń od uda, a następnie w nie uderzyłem, wkładając w ten ruch całą swoją siłę. Ręka tak mi się trzęsła, że cieszyłem się, że mogę coś z nią zrobić. Chociażby coś tak głupiego. To pomagało mi się skupić.
Zrobiłem tak jeszcze kilka razy, do chwili, aż Sakura mnie powstrzymała. Nie cieszyłem się z jej reakcji. Chciałem się uspokoić, a ona mi to uniemożliwiła. Swoim gestem rozwiała moje myśli i strąciła z języka słowa, które chciałem wypowiedzieć. Haruno sprawiła, że skoncentrowałem się jedynie na brzmieniu jej głosu.
— Przestań — zażądała, łapiąc mnie za nadgarstek i odsuwając moją dłoń od nogi. — Nie rób tak — poprosiła cicho, gładząc moją skórę opuszkiem kciuka.
Skupiłem spojrzenie na swojej ręce i palcach Sakury wokół niej. Gdy podniosłem na nią swój wzrok, poczułem suchość w gardle. Jej oczy szukały w moich odpowiedzi na tyle pytań, a ja nie wiedziałem, czy potrafię na nie odpowiedzieć. Rozmowa była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem. To było dla mnie za dużo. Sakura powiedziała już wystarczająco, a każde jej kolejne słowo mogło sprawić, że czułbym się coraz gorzej.

Chciałem zostać sam. 
Zadrżałem i wyszarpnąłem rękę z jej uścisku. Chciałem, żeby odeszła, żeby popłynęły łzy albo żeby iskra nadziei rozświetliła moją duszę, ale nic się nie działo. Moje serce było jak z kamienia i przygniatało mnie do ziemi. Sparaliżował mnie strach, który był niczym Kibaku Fuda*. I chociaż podczas walk unikałem ich z łatwością, teraz bałem się ich wybuchu. Eksplozja pochłonęłaby mnie całego.
Nie wiedziałem, co miałem zrobić w takiej sytuacji. Nie mogłem ujawnić swoich uczuć ani zareagować na jej miłosne wyznanie. Nie chciałem tego przyznać. Udawałem, że tego nie widziałem i miałem nadzieję, że Sakura tego ode mnie nie oczekuje. Byłem związany milionem węzłów i nie mogłem powiedzieć, czegoś, czego nie czułem, tylko po to, by naprawić sytuację. 
Odetchnąłem powoli i próbowałem się oszukiwać, że ostatnie pół godziny wcale się nie wydarzyło. Cofnąłem się o krok i potarłem twarz drżącą dłonią, żeby się pozbierać. Bezskutecznie myślałem, jak to wszystko cofnąć. Jak połączyć porozrzucane wszędzie części mnie samego. Ale najwyraźniej na ten moment nie byłem w stanie tego zrobić.
Jej słowa były tak realne. Niemożliwe, lecz tak realne…
Chwyciłem się za kark, żeby się uspokoić. Pochyliłem głowę na moment, po czym wróciłem spojrzeniem do niej.
Sakura od tygodni otaczała mnie opieką i byłem jej za to wdzięczny, jednak nie mogłem jej pocieszyć. Nigdy nikogo nie pocieszałem. Nigdy nie byłem w sytuacji, żebym musiał i chciał to zrobić. Nigdy nie brałem na siebie ciężaru smutku drugiej osoby, która nie była moją rodziną. Tylko oni się liczyli, nikt więcej. 
Rozejrzałem się po pokoju, gdy w końcu udało mi się opanować falę strachu i złości. Tej wybuchowej mieszaniny uczuć, która oblepiła mnie nagle, z każdej możliwej strony. Chciałem spojrzeć na tę sprawę racjonalnie, zachowując trzeźwy umysł. Zawiesiłem swoje spojrzenie na foliowej torebce, która stała na szafce. Wytężając węch, mogłem wyczuć lekką woń potraw, która unosiła się w powietrzu. Lubiłem je. Bez żalu mógłbym nawet przyznać, że mi smakowały. Przypominały mi dom i codzienne obiady, które szykowała mama. Było coś znajomego w smaku, sposobie podania i całym tym dobraniu składników. To było takie domowe.
Wydawało mi się, że w jakiś sposób podziwiałem Sakurę za to, że o mnie dbała i, że odważyła się powiedzieć mi to wszystko. Wierzyłem, że mnie kocha i to wzbudzało we mnie pokorę. Ale nie chciałem jej okłamywać. Nie chciałem, żeby żyła ułudą. Przecież ludzie mówią kocham cię, ale tak naprawdę kochają to, jak sami się czują dzięki kochaniu albo kochają to, co mogą wziąć od tej drugiej osoby**. 
Przeszedłem obok Sakury i usiadłem na łóżku. Rozchyliłem usta, by przerwać tę nieszczęsną ciszę, ale zaraz je zamknąłem. Z zaskoczeniem przyglądałem się, jak Haruno usiadła obok mnie. Trochę mnie to zaniepokoiło. Czułem się tak, jakby próbowała przebić tym gestem jakąś barierę między nami. A ja nie byłem na to gotowy.
Powędrowałem za nią wzrokiem, kiedy położyła swoją dłoń na mojej i lekko ją ścisnęła. Ten odważny, aczkolwiek subtelny gest był miły, ale nie chciałem go w tej chwili. Może przy innej okazji odwzajemniłbym go, ale nie teraz.
Próbowałem wyrwać rękę, lecz Sakura mocniej otoczyła moje palce swoimi i nie pozwoliła mi się ruszyć. Jej nieubłagany dotyk nie pozwalał mi odejść, chociaż walczyłem ze złością, która mnie wypełniała. Ze słowami, które ich śmierć na zawsze pozbawiła mnie normalnego znaczenia.
Zareagowałem w jedyny sposób, w jaki potrafiłem zareagować. Odepchnąłem to. 
— Dobrze wiesz, że to niemożliwe — powiedziałem nagle, nawet na nią nie patrząc. Zagryzłem dolną wargę, bo było mi wstyd, że zachowywałem się jak tchórz. Jednak nie miałem powodu… nie mogłem pozwolić, by żyła nadzieją. Jeszcze będzie mi za to wdzięczna. Musiałem poukładać w swojej głowie wiele spraw, które jej nie dotyczyły. Sakura by mi tylko zawadzała.
— Czasami nie wystarczy kogoś przytulić, by wymazać wszelkie ślady żalu i gniewu — dodałem, gwałtownie wyrywając rękę z jej uścisku. Przez ułamek sekundy zauważyłem, jak wciągnęła do płuc powietrze i wypięła pierś. Wszelkie kolory odeszły jej z twarzy, zagryzła wargę i mrugała powiekami, jakby chciała powstrzymać się od płaczu. 
— Sasuke — zaczęła niepewnie, a warga jej drżała tak mocno, jakby się mnie bała. W niewytłumaczalny sposób, coś we mnie pękło. Ale jednocześnie poczułem się zirytowany, że ona nadal walczy. Miałem już dość. Męczyło mnie to. Chciałem zostać sam.
— Nie chcę, żeby nienawiść znowu cię pochłonęła — powiedziała prawie bezgłośnie, jakby bała się, że wypowiedzenie tych słów na głos sprawi, że staną się prawdą. — Chcę ci pomóc. Być przy tobie. Pokazać, że możesz na mnie liczyć — wykrztusiła, jakby w próbie naprawienia sytuacji.
Nieznacznie pokręciłem głową. Było mi ciężko tego słuchać. Rozmowa na ten temat była ostatnią rzeczą, jaką chciałem. I irytowało mnie to, że Sakura dalej to ciągnęła. 
— Ale ja to wiem — odparłem, unosząc głos o oktawę. — Wiem, że mogę na ciebie liczyć. — Pochyliłem się i przesunąłem po twarzy dłonią. Może gdybym był na to gotowy, odebrałbym jej słowa inaczej. Może kiedyś, gdy węzły zostaną rozwiązane, ta chwila do mnie powróci i powiąże mnie z nią. I przemyślę to wszystko z tysiąc razy, aż w końcu przywyknę do tej myśli. Ale nie teraz. Uczucia były ostatnią rzeczą, o jaką powinienem był się martwić.
— Nie mam siły o tym rozmawiać — wyrwałem w końcu i poczułem dziwną ulgę. Jeszcze chwilę temu jej słowa sprawiały, że drżałem. Że nie mogłem przełknąć śliny i miałem wrażenie, że moje gardło się zaciska. A teraz byłem zadziwiająco spokojny, więc z pełną świadomością konsekwencji, mówiłem dalej: — Nie oczekuję niczego od ciebie, więc nie oczekuj niczego ode mnie. Doceniam to, że się starasz, Sakura… ale to za dużo. Żyjesz marzeniami. Pora dorosnąć — zaakcentowałem mocno ostatnie słowa, mając nadzieję, że w końcu do niej dotrą.
Podniosłam wzrok i widziałam, że wiedział, jak bardzo mnie zranił tymi słowami. Tym bardzo wymownym werbalnym odtrąceniem. Odruchowo wstałam, żeby powstrzymać w sobie tą rozwaloną na kawałki nadzieję. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by zobaczył, że to mnie dotknęło. Powinnam się do tego przyzwyczaić, pomyślałam, przypominając sobie nasze wcześniejsze rozmowy. W końcu Sasuke już nie raz dał mi to do zrozumienia. A ja mimo to za każdym razem nadal się łudziłam. Ale czy to na pewno chodziło o to? 
Chciałam go chwycić i wciągnąć w miejsce, którego pragnęłam najbardziej na świecie. Z jakiegoś powodu wierzyłam, że na niego zasługuję, chociaż on nie chciał mi siebie dać. Parłam do przodu bez opamiętania, bo przecież i tak nic by między nami się nie zmieniło. W efekcie mogłabym stracić to, czego najbardziej boję się stracić: jego
Podeszłam do okna i przesunęłam dłońmi po chłodnym, kamiennym parapecie. Miałam nadzieję, że obserwowanie obrazu przede mną, mnie uspokoi — że gdy spojrzę na słońce, które było coraz wyżej na niebie, na te białe puszyste obłoki przypominające wełnę, na spokojnie spacerujących ludzi i zobaczę tę beztroskę, to będzie mi lepiej. Ale nie było. Nie wiedziałam, czy to uczucie odrzucenia było tak silne, czy może ja potrzebowałam dystansu, żeby móc jasno myśleć. 
Potrząsnęłam głową z rozczarowaniem w oczach i bólem zatapiającym moje serce.
Gdy usłyszałam skrzek metalowego łóżka, odwróciłam się powoli, chcąc wyjść Sasuke na spotkanie. Nie wiedziałam, czego oczekiwałam po widoku przede mną, jednak jego pozbawiona emocji twarz, sprawiła, że szalała we mnie niepewność. Może liczyłam na to, że zobaczę w jego oczach namiastkę bólu i zagubienia. Że gdy na mnie spojrzy, zrozumiem, że jestem mu potrzebna. Ale to nie było to, a nawet jeśli, nigdy by się do tego nie przyznał.
— Chyba tak Sasuke — odezwałam się w końcu, przełamując niezręczną ciszę między nami. — Nie jestem w stanie wymazać swoich uczuć do ciebie ani zmienić przeszłości.
Byłam zraniona. Nie wiedziałam, co zrobić, jak się usprawiedliwić. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że wciąż go kochałam. Mogłam z tym walczyć, ale nie mogłam temu zaprzeczyć. Kochałam go, nawet jeśli mi na to nie pozwalał. Kochałam go mimo cierpienia, które zadał mi w przeszłości. 
Opuściłam głowę na chwilę, wzięłam głęboki wdech i podniosłam ją. 
— Nie oczekuję, że to zaakceptujesz — powiedziałam i czekałam na jego reakcję. Nie cierpiałam tego, że jakaś część mnie liczyła na zrozumienie. Inna część mnie obojętnie przyglądała się Sasuke, gdy łączył wątki.
— To, czego ode mnie oczekujesz? — zapytał niewzruszonym głosem, ale na jego twarzy pojawiło się napięcie.
Tama, którą tam bardzo starałam się utrzymać, w końcu pękła i poczułam napływające do oczu łzy. Obraz Sasuke przede mną powoli się rozmywał. W końcu mimo desperacji odzyskałam głos.
— Mogłabym zapytać cię o to samo, ale znam odpowiedź — odpowiedziałam smutno, spuszczając wzrok na swoje stopy. — Nie oczekuję, że mi wybaczysz, ale mam nadzieję, że po jakimś czasie to zaakceptujesz. 
— Sama sobie zaprzeczasz — mruknął, po czym zacisnął usta.
— Tu chodzi o nadzieję, Sasuke — wyjaśniłam. — Myślisz, że okazywanie uczuć jest czymś złym, czymś wstydliwym, ale to nieprawda. — Pokręciłam głową. — To nie jest nic dobrego. — Gdy podniosłam wzrok i spojrzałam na Sasuke, zauważyłam, że mimo stoickiego wyrazu twarzy widziałam w jego oczach zrezygnowanie i zdruzgotanie. — Nieważne, jak głupie i niezrozumiałe byłyby uczucia. Niektórych nie można ot tak — pstryknęłam palcami — odrzucić. — Możesz z nimi walczyć, próbować powstrzymać. — Ściszyłam nieco swój głos. — Możesz nawet znienawidzić siebie, a także nas. — Wskazałam na siebie dłonią. — Ale w końcu i tak będziesz musiał się z nimi zmierzyć.
— Robię to — warknął, po czym wstał. — Przez ciebie — dokończył cicho, a ja dostrzegłam napięcie w kącikach jego ust.
— To nic złego, Sasuke — powiedziałam spokojnie, starając się, by mój głos był dla niego kojący.
Uchiha pokręciła głową. Widziałam, jak jego policzek pulsował z irytacji.
— To wymaga czasu — mruknął i zaczął krążyć po pokoju, jakby próbował rozładować przepełniający go gniew. — Potrzebuję czasu — powtórzył.
— Ja też. — Przytaknęłam, okazując uległość, a może i lojalność. — Ale chcę, żebyś wiedział, że jest w twoim życiu ktoś, dla kogo jesteś ważny. Mimo wszystko. Ktoś, kto zawsze będzie po twojej stronie — to wszystko, co byłam w stanie wykrztusić i nawet przy tych słowach mój głos się łamał.
Sasuke patrzył na mnie błagalnie, a w jego oczach widziałam wstyd. Mogłam się tylko domyślać, za co. Westchnął i opuścił ramiona z rezygnacją. Potem przełknął ślinę, próbując opanować drżenie szczęki, a jego oczy przez chwilę skupione na mnie, błyszczały ze strachu i niedowierzania. Dostrzegłam w nich także nadzieję. Była tam. Czaiła się tuż pod powierzchnią i czekała na pojawienie się poczucia bezpieczeństwa wynikającego z bycia otoczonym opieką i miłością. A ja właśnie to chciałam mu dać.
Dałam mu chwilę i pozwoliłam, by ukrył się w milczeniu. Rozmyślałam o cierpieniu tego mężczyzny i drodze, którą musiał przebyć, by tu być. Zamknęłam oczy, próbując to wszystko przetworzyć, i nagle usłyszałam dźwięk, który mnie sparaliżował.
W ułamku sekundy, gdy zacząłem rozumieć sens jej słów, moje nogi zrobiły się miękkie i ugięły się pode mną. Pokój zawirował, pociemniał, a ciało oblało się zimnym potem. Miałem wrażenie, że nie mogę oddychać. Chciałem oprzeć się o ścianę, aby nie upaść, jednak chybiłem i opadłem na podłogę, prawą dłonią amortyzując uderzenie. Sakura natychmiast do mnie podbiegła. Nie chciałem na nią patrzeć, więc zasłoniłem twarz ręką, z całej siły próbując powstrzymać drżenie mojego ciała.
— Zostaw — mruknąłem, wykonując zamaszysty ruch ramieniem.
— Nie — odpowiedziała. Początkowo nie zrozumiałem dlaczego, ale nie musiałem, bo ona w okamgnieniu mnie objęła. Jakby w poczuciu absolutnej bezradności. Czułem, że próbowała powstrzymać szloch targający jej ciałem, lecz bezskutecznie. Mnie nie pozostało nic innego jak złość i irytacja. Nie wiedziałem, jak inaczej powinienem był to odebrać. Dlaczego znowu płakała? Dlaczego znowu mnie do siebie tuliła? Dlaczego tak walczyła? Nie rozumiałem jej. Bałem się jej.
— Pomogę ci — zapewniła z dziwną pewnością w głosie.
— Ja… Ja wiem — wyszeptałem jakoś głucho słowa oderwane od tematu i już po chwili poczułem, jak ujęła moją twarz w dłonie. Potrząsnęła nieznacznie głową i skierowała na mnie swoje zasmucone oczy. Potarła kciukami policzki, tak delikatnie, że ledwo to poczułem. Dostrzegłem w tym wszystkim, jak mięsień jej szczęki pulsował. Siedziała i czekała cierpliwie na moją reakcję, a jej ręce drżały na moich policzkach. 
Oczy Sakury powiększyły się i lekko się wzdrygnęła, gdy w końcu odsłoniłem swoje tęczówki przed nią. Wyglądała tak, jakby miała mi do powiedzenia bardzo wiele rzeczy o tym, czego mogę się jedynie domyślać i o czym się dowiedziałem. Co chwila otwierała, po czym zamykała usta, jakby nie do końca wiedziała, jak powiedzieć to, co ma do powiedzenia. 
Wzdrygnąłem się. Przeszły mnie ciarki od jej dotyku. Coraz bardziej przerażało mnie to, co robiła. Nie potrafiłem tego okiełznać. Łamała mnie, prowokowała i nie potrafiłem nad tym zapanować. W chwilowym przebłysku świadomości i w środku szalejącej paniki uzmysłowiłem sobie, że owszem, wcześniej nie czułem się sobą, ale z całą pewnością nie cierpiałem tej aktualnej, użalającej się nad sobą wersji siebie, która była rozwalona na łopatki.

— Lubię… — zaczęła, a jej oczy zwróciły się w moją stronę. Zachichotała irytująco, zakrywając usta dłońmi. Ten dźwięk był okropny. Denerwował mnie i choć starałem się nie zwracać na niego uwagi, to i tak odbijał się w mojej głowie niczym niechciana piosenka. Piszczący, skrzeczący śmiech. Jakby nie mogła się opanować. Zauważyłem, że dziewczyny bardzo często tak robiły, szczególnie gdy ja byłem obok. Sakura nie różniła się zbytnio od nich. Zawsze, kiedy to robiła, wiedziałem, że mówi o mnie, że ma na myśli mnie. 
— Moje hobby to… — Znowu zachichotała i spojrzała na mnie, trzepocząc rzęsami, po czym szybko się odwróciła. Przez tę krótką chwilę jej spojrzenie wręcz mnie paliło. Nie mogłem znieść jego intensywności. Czułem się z tym źle. Nie rozumiałem, dlaczego tak się mnie uczepiła. 
— Moim marzeniem jest… — Po raz kolejny poczułem to samo. Miałem ochotę zwrócić jej uwagę, co w najgorszym wypadku doprowadziłoby ją do płaczu. Dlaczego nawiązywała w swoich wypowiedziach do mnie? Co ona ode mnie chciała? Denerwowało mnie to. Nie miałem czasu na takie bzdety.

Moje ciało zaczęło się trząść z powodu odłamków wspomnień, które umysł postanowił przywrócić. Wydarzenia były odległe, ale myśląc o nich, miałem wrażenie, że to było wczoraj. Wspomnienia, do których nigdy tak intensywnie nie wracałem. Chwile, które uznałem za niewartościowe. 
Przez głowę przemknęły mi kolejne okruchy wspomnień, ale nie potrafiłem ich zatrzymać na tyle długo, żeby przyjrzeć im się dokładniej.

— Sasuke — powiedziała i pochyliła lekko głowę, uciekając przed moim spojrzeniem. Splotła przed sobą palce i ciągle się nimi bawiła. Wykrzywiała się na każdą możliwą stronę ze zdenerwowania. Nie rozumiałem, czego się tak wstydziła. Spojrzałem na nią wymownie, oczekując wyjaśnień. 
— Czy… czy chciałbyś trenować... razem? — zapytała, jąkając się. Przewróciłem oczami. Nie widziałem w tym sensu. Była dla mnie za słaba. Nie była głupia, ale zdecydowanie brakowało jej umiejętności. Ja szukałem mocy. Musiałem trenować, ale poważnie. Gdybym ćwiczył z nią, musiałbym uważać, żeby jej nie zranić.

Odepchnąłem wspomnienia z powrotem w ciemność. Czułem się przez nie dziwnie. Nie byłem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy wywołały we mnie bardziej pozytywne, czy negatywne uczucia. Zamknąłem oczy i skupiłem się tylko na cieple dłoni Sakury na moich policzkach. Musiałem odetchnąć. Przestać myśleć. Wyłączyć się. Zostać sam. 
Gdy otworzyłem oczy, byłem spokojniejszy. Uświadomiłem sobie, że to wszystko: ten gniew, strach, irytacja… siedziało mi w głowie. Musiałem tylko przestać myśleć o tym, że się boję, że czymkolwiek się przejmuję. Musiałem przejąć nad tym kontrolę. Miałem nad tym władzę, a przynajmniej mogłem udawać, że mam.


* Kibaku Fuda — Wybuchowa Notka
** zdanie zaczerpnięte z filmu Aż do kości (w sumie polecam, a tak mi pasowało do Saska, że HOHO!)