poniedziałek, 25 marca 2019

22. where the clouds have broken

Your smiling faces, your angry faces, all of them
Keeps me walking on.(...)
If you get lost I will be your guide
And after that, if you believe in me
I’ll make sure you know the way

Naruto opowiadał mi o prostych, codziennych rzeczach i tylko kilka razy napomknął o czymś poważnym. Jego głos był spokojny i radosny, jak wtedy, gdy rozmawiał ze mną po naszej walce. 
Kiedy zapytał mnie o samopoczucie, w moich myślach pojawiła się Sakura. Zastanawiałem się, czy mnie szuka. Wątpiłem, że tak — nasza wczorajsza rozmowa widocznie ją zraniła. Nie widziałem w tym nic złego i dziwiło mnie to, że moje słowa tak ją dotknęły. Po prostu byłem szczery, ale domyślałem się, że dla Haruno mogło to być znaczące. Jednak z drugiej strony, z jakiegoś powodu miałem niewielką nadzieję, że dzisiaj znowu pojawi się w progu mojego pokoju.
Zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową, próbując wyrzucić z głowy pulsowanie, które nagle zaczęło wybijać rytm moim myślom. Strzępki obrazów, których nie potrafiłem do końca uchwycić. Karygodnie przelewały się przez mój umysł jak woda przez palce, chociaż ich nie chciałem. Starałem się wyrzucić z głowy te durne pragnienia i myśli, bo wprowadzały zbędny chaos.
Nie wiedziałem, ile czasu spędziliśmy na dachu. Kilka razy przyłapałem się na tym, że co jakiś czas sprawdzałem, czy nikt, oprócz pilnujących mnie strażników, nas nie podgląda. Robiłem to dla własnego spokoju — tak sobie wmawiałem.
Zatkało mnie, gdy wyczułem jej obecność. To przeczucie uderzyło mnie nagle, a co gorsza bezproblemowo, zupełnie jakby odsłoniła się przed nami specjalnie. Przynajmniej przede mną. Naruto zapewne nawet nie zauważył, że Sakura czai się obok. Jednak wiedziałem, że znalazłby ją z łatwością, gdyby użył trybu Mędrca. 
Obecność Haruno wprawiła mnie w osłupienie, chociaż poniekąd jej się spodziewałem. Konsternacja wpełzła na moją twarz i zagościła na niej przez moment, co nie uszło uwadze Naruto. 
— Co jest? Coś nie tak? — zarzucił mnie pytaniami, unosząc wysoko brwi.
Pokręciłem przecząco głową. 
— Sprawdzałem tylko, ilu mnie dzisiaj pilnuje — wyjaśniłem lakonicznie, co miało w sobie ziarno prawdy.
Próbowałem określić jaki dystans oddzielał nas od Sakury. Czułem, że była blisko. Spodziewałem się, że lada moment naburmuszona i zła stanie przed naszą dwójką i, z rękami na biodrach, nas ochrzani. Oczami wyobraźni widziałem, jak grozi nam palcem i rzuca w naszą stronę pasmo miłych epitetów. Wiedziałem, że jeśli by tak zrobiła, mnie by to rozbawiło, a Naruto, być może, byłby szczerze przerażony. Zawsze traktowała go jak dziecko. Czasami mu nawet współczułem.
Jakie więc było moje zaskoczenie, gdy zdecydowała się pozostać w ukryciu.
Nie rozumiałem, dlaczego tak postąpiła. Moje przewidywania wydawały mi się logiczne i nawet przez chwilę nie pomyślałem, że stchórzy — początkowo właśnie tak to odebrałem. Ukryła się w cieniu, w odległości na tyle bezpiecznej, że mogła nas widzieć i podsłuchiwać, ale my jej niekoniecznie. 
O ile pokusiłem się, żeby myśleć, że zrobiła to specjalnie, zacząłem dostrzegać w tym stwierdzeniu pewne nieścisłości. Wyczułem ją, gdy była tuż obok, zaledwie trzy metry dalej. W takiej sytuacji nie mogłem uznać jej zachowania jako celowego. Dla mnie to był ewidentny brak rozwagi. Początkowo zdumiał mnie on, ale po chwili czułem lekkie zdenerwowanie, a nawet dziwne rozgoryczenie. Jednym słowem byłem nią zawiedziony. 
Z mojej perspektywy Sakura nie była zwykłym, byle jakim ninją. Jej umiejętności mi imponowały. Przez te lata rozwinęła się tak bardzo, że nie mogłem w to uwierzyć. Na wojnie patrzyłem na nią i ciągle zadawałem sobie pytanie: czy to ta sama dziewczyna, którą pamiętam? Była inna — odważna, waleczna, a przede wszystkim silna.
Nie rozumiałem, jak mogła dopuścić do takiego zaniedbania. Chciałem wymagać od niej więcej niż inni, chociaż się do tego nie przyznawałem. Gdyby sytuacja była inna, gdybyśmy byli na wojnie, to by znaczyło jedno: stała się łatwym celem. Odsłaniając się, ujawniła swoje słabości. 
Odetchnąłem z ulgą, gdy Sakura zdecydowała się odejść, a jednocześnie byłem rozczarowany. Jakby gdzieś głęboko w środku mnie tliła się nadzieja, że Haruno przerwie naszą rozmowę. Nie wiedziałem tylko, dlaczego tak naprawdę tego chciałem. 
Obiecałem sobie, że wypomnę Sakurze to niedociągnięcie. Wytknę błędy, dla jej własnego bezpieczeństwa. Dla mnie to było niedopuszczalne, żeby tak się rozkojarzyć. Kiedy o tym pomyślałem, uzmysłowiłem sobie niechcianą i irytującą prawdę… ja chyba się o nią martwiłem? Bo z jakiego innego powodu miałbym zwrócić Sakurze uwagę za jej nierozsądne zachowanie? Chciałem wątpić w to stwierdzenie. Nie było mi ono potrzebne do szczęścia, a mogło narobić tylko więcej szkód. 
Gdy wróciłem do pokoju, ta myśl dręczyła moją głowę. Odbijała się echem, wypalała rysy i nie miałem pojęcia, czy dam radę się ich pozbyć. Chciałem, żeby to wszystko ucichło. Czułem i myślałem dzisiaj zbyt wiele. Osłabiało mnie to. Sprawiało, że robiłem się melancholijny. A niczego tak bardzo nie pragnąłem, jak spokoju. 
Próbowałem otrząsnąć się z tych myśli. By o nich zapomnieć, starałem się skupić na widoku za oknem. Na czymkolwiek, byle tylko nie stracić siebie. Moje serce waliło jak oszalałe. Ciało drżało z wściekłości i teraz potrafiłem się skoncentrować tylko na tym, że potrzebowałem wolności, bo moja przyszłość może być krótsza, niż zakładałem.
Gdy zapadałem w sen w sterylnym szpitalnym pokoju w Konoha, moje myśli powinny błądzić wokół tego, co się ze mną stanie, gdy moje rany się wyleczą. Powinienem śnić o swojej rodzinie i o tym, że zapewne za niedługi czas do nich dołączę.

Ale nie śniłem.

Zerwałem się gwałtownie ze snu, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Serce waliło mi jak oszalałe, głowa pulsowała z niewytłumaczalnego bólu i brakowało mi tchu. Próbowałem ogarnąć plątaninę obrazów, którą miałem w głowie, zanim rozbiła się na kawałki. Wspomnienia zniknęły, w chwili, gdy się obudziłem i pozostał mi po nich tylko nieprzyjemny smak w ustach. 
Wziąłem kilka łyków wody i gdy się uspokoiłem, jak w amoku zerwałem się na proste nogi i podszedłem do drzwi. 
Sylwetka Sakury po drugiej stronie progu była dla mnie niespodziewanym, chociaż codziennym doświadczeniem. Skrzyżowane spojrzenia sprawiły, że mieszały się we mnie różnorodne uczucia i nie potrafiłem ich okiełznać. Patrzyłem się na nią tak, jakby była duchem. Jakbym oczekiwał jej z jakimś cholernym utęsknieniem i nie mógł nasycić się tym widokiem. 
Od momentu, gdy zapytałem się jej czy wszystko w porządku, odpaliłem niewidoczny dynamit. Nasza rozmowa skierowała się w przerażającym dla mnie kierunku. Jej słowa dźwięczały mi w głowie. Naciskały na mnie. Kwestionowały. Wzbudzały pragnienia, których nie spodziewałem się czuć i o których myślałem, że nie zasługuję na nie. Nigdy.
Przez dłuższy czas nie potrafiłem się uspokoić, a jej przeprosiny, sprawiły, że i ja poczułem się źle ze swoimi słowami, którymi zarzuciłem ją wczoraj. Potem nie wiedziałem, co powinienem jej powiedzieć. Przeprosiłem ją, ale jednocześnie nienawidziłem się za to nieoczekiwanie okazanie słabości. Niepokój zaatakował mnie z pełną siłą i nie potrafiłem się z niego otrząsnąć. Wyrzuciłem więc z głowy myśli, które siedziały w mojej podświadomości, odkąd Sakura pojawiła się na dachu. Nie dawałem jej odpowiedzi, które jednoznacznie sugerowałaby, że mój umysł podążał w rzuconym przez nią kierunku. Chciałem mieć kontrolę nad tą rozmową.
Stop — zmroziło mnie, gdy usłyszałem to słowo. Musiałem przez chwilę się zastanowić i przypomnieć sobie, czy w ostatnim czasie podniosła na mnie głos. Szczególnie w taki sposób. Było w tym coś dziwnego — zupełnie sprzeczne z moimi oczekiwaniami. Chciałem jej tylko uświadomić błąd, jaki popełniła, próbując mnie znaleźć. Ale patrząc teraz na nią, wiedziałem, że się pomyliłem. Było w niej coś frustrującego, jakaś determinacja, której tak dawno nie widziałem. Zupełnie jakby coś się w niej przebudziło.
— Nie przeceniam cię — warknęła, zaciskając dłonie w pięści i przyciskając je mocno do swoich ud. — Ale denerwujesz mnie, gdy pleciesz takie bzdury. — Purpura wkradła się na jej szyję i powędrowała na policzki. 
Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia i prawie zachłysnąłem się powietrzem. Myślałem, że ją złamałem, że zaleje się łzami i ucieknie. Jednak jej zachowanie, chociaż nie było dla mnie czymś nowym, zdezorientowało mnie i zmusiło do pewnych refleksji.
Nie byłem doskonały. Miałem o wiele więcej wad niż zalet, a ona zdawała się tego nie zauważać. Zastanawiałem się dlaczego — codziennie, od dnia, w którym zobaczyłem ją w celi. Dlaczego tak we mnie wierzyła? Dlaczego tak bardzo cieszyła ją moja obecność w Wiosce? Dlaczego, dlaczego… Mogłem zastanawiać się w nieskończoność i udawać, że nie znałem odpowiedzi. 
Robiła dla mnie więcej, niż powinna. Miałem nawet wrażenie, że dała mi cząstkę siebie, wiedząc, że mogę ją złamać. Nie skrzywdziła mnie. Nie próbowała zmienić. Nie oczekiwała niczego w zamian. Nie chciała ode mnie więcej, niż mogłem jej dać. Myślałem, że to szczęście, ale to było coś więcej. Coś, czego się obawiałem. Nie chciałem nawet wypowiedzieć tego słowa. To nie było wszystko, ale to i tak więcej niż to, na czym wcześniej próbowałem zbudować swoje życie. 
Uśmiechała się za każdym razem, gdy zwróciłem na nią uwagę; odezwałem się. Rumieniła, gdy ją dotykałem lub byłem blisko, zupełnie tak jak teraz: stała naprzeciw mnie z rumieńcem na twarzy i z ledwością oddychała. Patrzyła na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, w których połyskiwało tak wiele emocji. I chociaż widziałem po niej, że była zła… było w niej coś hipnotyzującego. 
— Nie możesz tak mówić — wyszeptała, przechylając głowę do przodu. — I nie próbuj w to wierzyć. — Spojrzała na mnie, a jej oczy były pełne determinacji. — Dla ciebie to tylko wymówka, ale ja wiem, że taki nie jesteś, Sasuke — mocno zaakcentowała moje imię.
Kiedy wstrzymała oddech, zorientowałem się, jak blisko siebie byliśmy. Gdybym przesunął się odrobinę do przodu, byłbym zdecydowanie za blisko. Próbowała mnie zatrzymać, ale nie potrafiłem się kontrolować. Jakaś nieznana mi siła pchała mnie ku niej. Z ledwością tłumiłem wymykające się spod kontroli emocje. Moje spojrzenie ślizgało się po jej sylwetce — po drżących nogach, zaciśniętych dłoniach i ustach. A sam nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa. 
To była moja wina, bo bezwiednie parłem naprzód, jakbym chciał ją zdominować, złamać. Wyostrzyły mi się wszystkie zmysły, ale starałem się nie panikować. W ustach czułem metaliczny posmak, jakbym ugryzł się w język. Może to zrobiłem?
Byłem skołowany jej zachowaniem. I chociaż wcześniej myślałem, że mam przewagę, teraz czułem się jak przegrany. Wstydziłem się przyznać, że miała mnie w garści, ale taka była prawda.
Zerknęła na mnie i chyba zrozumiała, że taka odpowiedź mi nie wystarczyła, więc dodała: 
— Spotkałeś na swojej drodze wiele złych osób i to one sprowadziły cię na pełną bólu ścieżkę — próbowała ukryć drżenie swojego głosu, który zdradzał jej zdenerwowanie. Przełknęła ślinę i zacisnęła dłonie tak mocno, aż zbielały jej kłykcie.
Zmrużyłem oczy i zagryzłem dolną wargę. To było nieodpowiednie. Bycie obok niej było ryzykowne. Sama jej obecność wszystko kwestionowała. Miałem wrażenie, że moja rola w tej relacji się zmienia. I nie wiedziałem, czy było to dobre, czy złe. Jednak chciałem się z tym zmierzyć. Powstrzymywało mnie jedynie to, że nie potrafiłem być wobec niej tak kompletnie szczery. Przynajmniej jeszcze nie teraz. 
— My zawsze o ciebie walczyliśmy — mówiła dalej, a ja mimowolnie odwróciłem wzrok i zapatrzyłem się na wiszącą półkę nad jej ramieniem. — I zawsze w ciebie wierzyliśmy, więc nie próbuj mi wmówić, że byś nas zdradził — powiedziała śmiało, zaciskając dłonie na brzegu szafki.

Nadzieja zaczęła we mnie kiełkować. Po raz pierwszy od bardzo dawna.

Zanim znów na nią spojrzałem, zdążyłem ukryć to, co wcześniej mną zawładnęło. 
— Tak, wiem — odparłem nieobecnym głosem. Starałem się ukryć drżenie, licząc, że uzna je za zwykłe wzdrygnięcie. Co gorsza, nie byłem w stanie ukryć goryczy. Właściwie nawet nie próbowałem. I zanim zdążyła się odezwać, odsunąłem się od niej i podszedłem do okna, po czym je otworzyłem. Miałem nadzieję, że chociaż wiatr ostudzi moje myśli. 
Chciałam mu tyle powiedzieć, ale nie potrafiłam. Palce zaczęły mnie świerzbić, więc ścisnęłam je szybko. Przecież chciałam ruszyć do przodu… zmienić coś w tej naszej relacji. Zyskać coś, a przede wszystkim uratować Sasuke.
Zaczęłam drżeć, bo nie mogłam pozwolić, żeby nasza relacja poszła tą drogą. Pragnęłam czegoś więcej.
I zanim zdążyłam pomyśleć, podeszłam do niego powoli, nie odrywając wzroku od jego pleców. Robiłam zdecydowane kroki, w myślach nakazując sobie przeć naprzód. Nie mogłam się poddać. 
Zaskoczył mnie, gdy nagle się odwrócił. Zawahałam się przez sekundę, ale nie chciałam uciekać. Był zdezorientowany. Uznałam to za dobrą szansę, którą musiałam wykorzystać, inaczej wszystko by przepadło. 
Wstrzymując oddech i zaciskając mocno powieki, objęłam go.
Cała się trzęsłam, bo gdy podjęłam tę decyzję, nie było już odwrotu. Nie myślałam o konsekwencjach. Chciałam go tylko pocieszyć; pokazać, że jestem obok. Pragnęłam wyznać, przekazać, pokazać mu wszystkie uczucia, jakie w tej chwili mną targały.
Przez kilka sekund trzęsłam się jak osika. Bałam się, że mnie odepchnie, że zrobi to gwałtownie i mocno, ale czas mijał, a ja nadal go obejmowałam i to coraz mocniej. Trzymałam się go kurczowo, panicznie martwiąc się, że ucieknie, a tego nie chciałam. Nie byłam w stanie nawet wyrzucić tej myśli z głowy.
Uchiha pozostawał niewzruszony na ten akt. Jego ręka wisiała wzdłuż ciała, jakby nie był w stanie mnie dotknąć. Gwałtowny świst wydobywający się z ust Sasuke sprawił, że odetchnęłam powoli, zanurzając się w tym oszałamiającym doznaniu. Był taki ciepły, a jego pierś, szeroka i mocna, była jak kotwica dla mojego niepokoju. 
Po chwili zauważyłam, że poluźniłam nieco swój uścisk. Zrobiłam to instynktownie. Teraz obejmowałam go lekko, tak, że jeśli by chciał, w każdej chwili mógłby ode mnie uciec. Jednak Sasuke nie uciekał. On tylko stał i oddychał niespokojnie. I nie wiedziałam, czy to z odrazy, czy z zaskoczenia. 

Chciałam, żeby odwzajemnił ten gest.

Słysząc, jak się przemieszcza, odwróciłem się. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy znalazła się tuż przede mną. Wszystko działo się tak szybko, że zanim zdążyłem się odezwać, wyciągnęła swoje chude, blade ramiona i mnie przytuliła. 
Zamarłem. Stałem nieruchomo niczym posąg. Dlaczego to zrobiła, pomyślałem. Co z nią nie tak? pytałem się w myślach. To było niedorzeczne. Nie wiedziałem, co miałem o tym myśleć, jak się zachować. Nie wiedziałem, czy zrobiła to bezwiednie, czy może celowo. Z jednej strony miałem nadzieję, że to było niezaplanowane i instynktowne. Z drugiej liczyłem, że nie.
Odruchowo odchyliłem głowę, a ona objęła mnie mocniej. Zacisnąłem mocno powieki, jakbym był torturowany. Byłem zamroczony. Na dobre kilka sekund całkowicie straciłem oddech. Próbowałem trzymać rękę z dala od niej, nie wiedząc, co mam zrobić ani jak zareagować. Kiedy jej uścisk się poluźnił, nadal nie otworzyłem oczu, ale zacząłem oddychać. Mocny wdech był tym, czego potrzebowałem, dzięki niemu mogłem częściowo oczyścić umysł. Niestety również zacząłem się zastanawiać, czy ktokolwiek mnie już kiedyś tak przytulał — nie z zaborczością, ale tak zwyczajnie, serdecznie? 
Otworzyłem powoli powieki i nimi zamrugałem. Stałem w jej ramionach kompletnie oszołomiony i ten amok nie chciał minąć. Gdy jej zapach i ciepło otuliły moje zmysły, uświadomiłem sobie, że nigdy wcześniej, od śmierci moich rodziców, tego nie robiłem. Z całą pewnością nikt nie przytulał mnie od lat. Minęło już tyle czasu, że nie mogłem przypomnieć sobie, kiedy ostatnio byłem z kimś tam blisko. Nie było nawet osoby, z którą utożsamiałbym przytulanie. 
W jej objęciach czułem się bezpieczny… spokojny. Bicie mojego serca i przyspieszony oddech powoli wracały do normy. Nie wiedziałem, co się ze mną działo, dlaczego tak reagowałem, ale miałem dość tego bólu w klatce piersiowej, który próbowałem zignorować, lecz on nie przestawał mi dopiekać. 
Nie miałem pewności, jak długo tam staliśmy. W pewnym momencie moje ciało zaczęło reagować samo i objąłem ją w talii. Rękę miałem wiotką, jak gdyby była zrobiona z galarety i ściskałem ją jakoś nieporadnie. Zamykając oczy, chciałem oddać z całą mocą ten uścisk.
Poczułem, jak się wzdrygnęła. Wyprostowała się, zaczęła głębiej oddychać. Oparłem brodę o jej głowę i chłonąłem każdą wypukłość, każdą linię przytulonego do mnie ciała. Czułem ciepło jej piersi, unoszących się i opadających w rytm spokojnego oddechu. Przełknąłem ślinę i delikatnie, bardzo niepewnie pogładziłem jej plecy. Mój oddech przyspieszył, gdy kładłem na nich dłoń. 
Sakura zadrżała, więc przytuliłem ją mocniej i zacisnąłem szczęki. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Przez sekundę miałem wrażenie, że nasze ciała pasowały do siebie idealnie, jak dwa kawałeczki puzzli i to było dziwne, przerażające. 
Przytulałem ją — czy to, co czułem, to współczucie, złość, a może coś więcej? Próbowałem rozeznać się w swoich uczuciach, ale było to trudne. Czułem, że się rozpadam, ale nie mogłem do tego dopuścić. To było dla mnie za dużo. Ból przetoczył się przeze mnie, po czym znalazł miejsce w moim wnętrzu i już tam został. Nie mogłem pozwolić, żeby ktoś mnie skrzywdził. Nigdy. Doświadczyłem wystarczająco dużo bólu od osoby, która powinna się o mnie troszczyć, i teraz nie chciałem się dać. Odpychałem ludzi, którzy starali się do mnie zbliżyć, bo to było bezpieczne. A gdy tylko poczułem, że zostanę skrzywdzony, rzucałem się na oślep do ataku. 

Dopuściłem Sakurę do siebie na tyle blisko, że mogła mnie skrzywdzić. 
Sprawiła, że poczułem się za nią odpowiedzialny. 

Nagle zostałem przytłoczony przez własne emocje i znowu potrzebowałem przestrzeni. Moja ręka zaczęła drżeć, kiedy chciałem ją puścić, a gdy to zrobiłem, cofnąłem się o krok. Odgarnąłem włosy z twarzy i zerknąłem na Sakurę, która rzuciła mi spojrzenie, mówiące, że czeka na moją odpowiedź. Miałem taki chaos w głowie, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Uciekłem od Haruno wzrokiem i patrzyłem wszędzie, byle nie na nią. 
W mojej głowie panował chaos. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Nie miałem pojęcia, co czuję. Przytulenie to niby nic wielkiego, ale to był mój pierwszy kontakt fizyczny od lat. Musiałem zostać sam, chociaż na kilkanaście sekund. Potrzebowałem dystansu — zarówno emocjonalnego, jak i fizycznego. 
To tylko przytulenie, wmawiałem sobie, ale pewna część mnie wcale nie chciała tego słuchać. W moim wnętrzu płonął ogień. Nie rozumiałem, jakim cudem w jednej chwili mogłem jednocześnie tak bardzo pragnąć dotknąć jej jeszcze raz i tak strasznie chcieć od niej uciec.

Byłem przerażony.

— Sasuke — wyszeptałam, wyciągając do niego rękę. Nie mogłam zdzierżyć tego, że to przerwał, więc próbowałam chwycić go za ramię, lecz on odtrącił moją dłoń. 
Pokręcił głową, ciągle unikając kontaktu wzrokowego. Przez chwilę jego twarz wyrażała jednocześnie ból i dezorientację, a wyraźnie napięte ciało, starało się stworzyć między nami barierę. Nie minęła chwila, a Sasuke zacisnął szczęki i odwrócił się ode mnie. 
Zagryzłam dolną wargę, czując narastającą we mnie złość. Byłam zawiedziona sobą. Co ja sobie wyobrażałam, pomyślałam. Powstrzymywałam łzy bezsilności. Nie mogłam porównać tego do rozpaczy, ale czułam się odtrącona i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Wargi mi drżały, nogi były jak z waty, a serce dudniło w uszach jak oszalałe.
Pociągnęłam nosem, a potem chrząknęłam. Minęła chwila, zanim się uspokoiłam. Zrozumiałam również, jak płytkie było moje myślenie. Przecież mogłam go tym wystraszyć. 
Strasznie chciałam, żeby się odwrócił, żeby spojrzał mi w oczy. Mogłabym wtedy zobaczyć strach i frustrację, które przypuszczalnie w nich pływały. Jednak powinnam dać mu przestrzeń, żeby miał czym oddychać. Żeby uszanować naturalną męską potrzebę bycia silnym i nieokazywania słabości.
Jednak nawet to nie powstrzymało mnie przed powiedzeniem słów, które dusiłam w sobie od lat. 
— Kiedy odszedłeś — zaczęła. Jej głos był cichy jakby tłumiony przez szloch. Miałem wrażenie, że ze wszystkich sił starała się nie płakać. — Myślałam tylko o tobie. Przez te wszystkie lata, każdego dnia, w każdej minucie — wyszeptała. — Wszystkie nasze działania, były uwarunkowane tobą — nawiązała do Naruto, co mnie zaskoczyło. — Chcieliśmy cię odnaleźć, uratować. — Przetarła dłonią wilgotne oczy. — A kiedy nie wiedzieliśmy, co się z tobą dzieje… to nas niszczyło, Sasuke. — Jej głos był coraz słabszy, ale kontynuowała swój monolog. — Obiecałam sobie, że jeśli wrócisz do domu, to nie będę się bała ci powiedzieć, co czuję. Ale wciąż się boję. — Podniosła na mnie pełne determinacji spojrzenie. — Bo nie jestem w stanie sprawić, żebyś ty też mnie pokochał. — Głos jej się łamał, gdy to mówiła, a ja poczułem, że mogę znowu oddychać. Jakby mój świat został w jakiś sposób naprawiony, podczas gdy bez niej był pogrążony w chaosie.