czwartek, 7 marca 2019

21. the feelings that we used to share

Please let me show you the pain
My scars have made me obtain
Before the weight of the world
Comes crashing down on my shoulders
W panice podbiegłam do okna i zaczęłam skanować wzrokiem okolicę. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam niczego podejrzanego; wszystko wyglądało normalnie. Mogłam poszukać dokładniej, ale nie wiedziałam, jak głęboko musiałabym kopać, żeby coś odkryć.
Serce głośno waliło mi w piersi, a oczy miałam szeroko otwarte. Przez głowę przemknęło mi milion myśli: a jak ktoś go zobaczy; jeśli ktoś go porwał? Cholernie się bałam, że coś mu się stało. 
Dopiero sekundę później, wystraszona, że o tym pomyślałam, wyszeptałam pod nosem:
— Jeśli odszedł?
Potrząsnęłam głową. Nie chciałam tak myśleć. To było okropne, że gdy chodziło o jego nieobecność, zakładałam najgorsze. Jakby potwierdzenie tego przypuszczenia miało zmienić moje uczucia.
Odwróciłam się i skanowałam wzrokiem pokój. Zastanawiałam się, dokąd poszedł — Sasuke teoretycznie nie miał tu nic własnego, więc nie byłam w stanie sprawdzić, czy odszedł na dobre. Ta myśl ponownie mnie przeraziła. Przypomniałam sobie dzień, gdy nas opuścił. Gdy pozbawił mnie przytomności i zostawił.
Żołądek podszedł mi do gardła i zaczęłam się obwiniać, że może za bardzo mu zaufałam; jak głupia uwierzyłam, że tym razem będzie inaczej i Sasuke nie ucieknie, zostanie.
Podeszłam do łóżka. Przesunęłam dłonią po pościeli i zauważyłam, że nadal była ciepła. Sasuke jeszcze chwilę temu musiał tu być, pomyślałam, co mnie trochę uspokoiło. Usiadłam na moment i bezwiednie zagryzłam paznokieć, dokładnie tak, jak zwykła to robić Tsunade. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Uspokój się, Sakura, powtarzałam w myślach. To musi być jakaś pomyłka, wmawiałam sobie. Kiedy uchyliłam powieki, już nieco spokojniejsza, postanowiłam najpierw sprawdzić teren szpitala. Intuicja podpowiadała mi, że on może być gdzieś blisko. Nie dałby rady uciec daleko stąd. A jeśli nie udałoby mi się go znaleźć, wtedy poprosiłabym o pomoc Tsunade. To było jedyne wyjście.
Zerwałam się z miejsca. Byłam zdeterminowana, by go znaleźć i z nim porozmawiać.
Złapałam dłońmi za ramę okna i wskoczyłam na parapet. Wyczuwałam czyjąś przytłumioną obecność na dachu. Czakra była słaba, ledwo mogłam określić, kto to był, więc założyłam, że to shinobi pilnujący Sasuke. Jednak kiedy o nich pomyślałam, od razu poczułam ogarniającą mnie złość. Dlaczego nie zareagowali? Przecież wiedzieli, że Uchiha miał zakaz opuszczania szpitala. 
Musiałam to sprawdzić.
Po kilku płynnych ruchach znalazłam się na dachu. Schowałam się za ścianą od głównego wejścia i starałam się ukryć swoją obecność. Przykucnęłam i powoli podchodziłam coraz bliżej. 
Gdy do moich uszu dobiegł śmiech, nagle się zatrzymałam. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i zakryłam usta dłonią, rozpoznając głos Naruto. Lekko się wychyliłam, ale niczego nie dostrzegłam.
Poczułam złość, ale nie ogarnęła mnie wściekłość. Szczerze mówiąc, częściowo byłam zła również na siebie, bo kilka chwil wcześniej założyłam, że Sasuke uciekł. Do tego Uzumaki byłby chyba ostatnią osobą, którą posądziłabym o takie zachowanie. Nawet przez moment nie pomyślałam, że maczał palce w ucieczce Uchihy. 
Rozejrzałam się dookoła. Wydawało mi się, że nikt mnie nie śledził, ani nie wykrył mojej obecności. Działało to na moją korzyść, bo nie miałam zamiaru jej zdradzać. Jeszcze
Przez głowę przemknęła mi myśl o karze dla tej dwójki za straszenie mnie. Dla Naruto dlatego, że mógł do mnie przyjść, zapytać się, poprosić o spotkanie z Uchihą. A dla Sasuke dlatego, że nie mogłam uwierzyć, że za nim poszedł. Przecież wiedział, że mu nie wolno. Złamał jedyną zasadę, która go chroniła. 
Zacisnęłam pięść w dłoń i pomachałam nią, klnąc pod nosem. Zaraz potem próbowałam się do nich zbliżyć, ale jednocześnie starając się pozostać w ukryciu. Moje kroki zamilkły, gdy dotarły do mnie urywki z ich rozmowy.
— Mistrz Kakashi nie umie trzymać gęby na kłódkę — powiedział roześmiany Naruto. — Tak za nim łaziłem, że mi zdradził, gdzie cię przetrzymują — pochwalił się, a z jego tonu mogłam wywnioskować, że był z tego dumny. 
Zakryłam usta dłonią, żeby zagłuszyć pisk, jaki wyrwał mi się z krtani. Tym razem nie było to zaskoczenie, raczej irytacja na Mistrza. Mogłam się tego spodziewać. Naruto miał na niego swoje sposoby, które czasem działały, a czasami nie. Szkoda tylko, że w tym przypadku mu się powiodło.
— Ciszej, matole — jęknął Sasuke. — Przez te twoje wrzaski narobimy sobie problemów — próbował go uspokoić. — Jeśli Sakura zauważy, że mnie nie ma, to nie tylko ja będę miał przerąbane — mruknął wyraźnie niezadowolony. 
Jeszcze mocniej przycisnęłam dłoń do ust. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Gdy wypowiedział moje imię, jego głos brzmiał tak lekko, wręcz beztrosko, jakby przypisał tym sylabom jakieś szczególne znaczenie.
— Nic się nie stanie, jeśli wrócisz na czas, prawda? — zaszczebiotał Naruto.
Zmarszczyłam gniewnie brwi. Jeśli nie dzisiaj, dorwę go później, obiecałam sobie z błyskiem złośliwości w oku. 
Odbiegając od swojej złości na tę dwójkę, czułam się dziwnie, podsłuchując ich rozmowę. Wiedziałam, że nie powinnam. Nawet miałam ochotę się wycofać i pozwolić im na swobodną konwersację, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Jakaś część mnie chciała nacieszyć się tą chwilą, a inna była po prostu zaciekawiona. 
Żeby usłyszeć więcej, musiałam podejść bliżej. Skradałam się niczym szpieg i chociaż czułam z tego powodu wyrzuty sumienia, parłam naprzód. Ich widok razem sprawił, że na moich ustach wykwitł uśmiech. Dobrze było zobaczyć jak Naruto i Sasuke się ze sobą przekomarzali, jakby znowu mieli po dwanaście lat. Spokojnie siedzieli naprzeciw siebie i rozmawiali, co chwila z czegoś żartując, bez żadnych odzywek wykazujących chęć walki. Zachowywali się tak, jak kiedyś i właśnie to mnie zauroczyło.
To było jak powrót do czasów, kiedy wszystko wydawało się proste, normalne, a najgorszą rzeczą, jaka mogła się nam przytrafić to przerażająca misja, na przykład jak ta w Kraju Fal, gdy walczyliśmy z Zabuzą i Haku. Nie było mowy o żadnej napaści na Wioskę podczas egzaminu albo zagrożeniu ze strony Akatsuki — rzeczywistość nie odpuściła nam nawet tego.
Przez ostatnie lata, kiedy Sasuke nie było w Wiosce, nie było dnia, w którym nie marzyłabym o powrocie do tych spokojnych dni. Z utęsknieniem wspominałam czas, gdy byliśmy jedną drużyną. Gdy w trójkę jedliśmy ramen. Kiedy Uchiha niechcący powiedział coś, co Naruto i ja uznaliśmy za żart i nie mogliśmy pohamować śmiechu. Gdy Uzumaki śmiejąc się, wypluwał makaron lub brudził się jedzeniem. Nawet chwile, gdy ta dwójka darła ze sobą koty. To wszystko było dla mnie na wagę złota, ale wtedy jeszcze nie potrafiłam tego docenić. Może teraz, kiedy wojna się skończyła i Sasuke znów był w domu, coś się między naszą trójką zmieni. Może w końcu odzyskamy utracone, szczęśliwe dni. 
Kątem oka dostrzegłam słaby uśmiech Uchihy. Gest ten po chwili zawitał i na mojej twarzy. Kompletnie nie potrafiłam się przed nim powstrzymać. Po raz kolejny Sasuke uśmiechnął się w taki lekki, mogłabym nawet powiedzieć, że w swawolny sposób. Podobało mi się to i sprawiało, że zapomniałam o wszystkich nieprzyjemnościach, a nawet o swojej złości na nich.
Tym, co mnie zaskoczyło, był jego chwilowy, ale głośny śmiech. Widziałam, że próbował się powstrzymywać, ale w pewnym momencie instynktownie wyrwał mu się z krtani i wypełnił przestrzeń między nimi. Odrzucił wtedy głowę, oparł ciężar swojego ciała na prawej dłoni i się śmiał. Po prostu się śmiał.
Gapiłam się na nich z rozchylonymi ustami i rozszerzonymi oczami. Pomyślałam, że nie byłoby to dla mnie zaskoczeniem, gdyby zaczęli ze sobą walczyć, a oni pozytywnie mnie zaskoczyli. 
Sasuke przy Naruto wydawał się żywszy, bardziej rozluźniony i szczęśliwy. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby tak się cieszył. Jego głośny śmiech był nieprawdopodobny, tak zupełnie inny od tego, który słyszałam wiele miesięcy temu. Szczęście rozpromieniało jego twarz, na której nie był widoczny nawet gram szaleństwa. Naruto z kolei ciągle mrużył oczy i drapał się po nosie albo po szyi; jakby dumny z tego, co powiedział lub zrobił — to był standard, znałam te gesty na pamięć. 
Zamarłam z zachwytu i poczułam, że w kącikach moich oczu zaczęły gromadzić się łzy. Ich więź nie zawsze była dla mnie zrozumiałam. Wiedziałam, że była silna, ale nie potrafiłam tego pojąć. Myślałam, że moja relacja z Sasuke była taka sama albo bardzo podobna. Czułam gorzkie rozczarowanie, gdy zrozumiałam, że tak nie było. Ja tylko chciałam stworzyć taką relację z Sasuke, jak Naruto, ale nie zdołałam.
Może Uchiha miał rację… może podświadomie naprawdę bałam się go i mimo że byłam w nim zakochana, nie chciałam pozwolić nam na więcej. Może po prostu byłam za młoda na takie rozterki — wyobrażałam sobie nie wiadomo co, bo nigdy nie miałam chłopaka. Może za parę lat zrozumiałabym więcej? 
Ale nie byłam pewna czy chciałabym tyle czekać. Uchiha był jedynym mężczyzną, którego naprawdę kochałam i nie chciałam go stracić. Zawsze liczył się tylko on. Każdą komórką swojego ciała przez te wszystkie lata pragnęłam, by zwrócił na mnie swoją uwagę. Ale ciągle ponosiłam porażkę. Przez tyle lat tylko Naruto potrafił do niego dotrzeć. Ja byłam za głupia, zbyt zakochana. Nie byłam wystarczająco silna, by poradzić sobie z osobą, którą stał się Sasuke. 
Przez moje myśli serce ścisnęło mi się boleśnie. Przetarłam wilgotne od łez oczy. Może powinnam uświadomić to sobie wcześniej? Ale czy poddanie się nie przeczyłoby z moją obietnicą złożoną samej sobie — żeby walczyć. Nadzieja utrzymywała mnie na nogach w trudnych chwilach, dlaczego więc miałabym ją sobie odebrać?
Głos w głębi mojego umysłu podpowiadał mi, że powinnam odejść. Dać tej dwójce nieco więcej prywatności niż planowałam, bo jednak na to zasługiwali. Sasuke po prostu potrzebował czasu. I ja również. Nigdy nie był doskonały. Z tęsknoty idealizowałam go, a kiedy wrócił, łudziłam się, że będzie zachowywał się, tak jak chciałam. Że gdy tylko na mnie spojrzy lub spędzi ze mną trochę czasu, to się zakocha. Nie. To były tylko głupie mrzonki. Po prostu musiałam nauczyć się z tym żyć i zrozumieć, że poległam jako przyjaciółka. Kochałam Sasuke, ale może tak naprawdę nigdy go nie znałam?
Zerknęłam na nich po raz ostatni i się odwróciłam. Pora dorosnąć, Sakura, upomniałam się po raz kolejny, chociaż i tak miałam wrażenie, że to nie działało. Przedkładałam uczucia do niego ponad wszystko, wiedząc, że nie powinnam.
Uśmiechnęłam się krzywo, wychodząc z pokoju Uchihy. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi, ale zanim odeszłam, postanowiłam, że później porozmawiam z nim tak szczerze. I go przeproszę. Bo w pierwszej kolejności powinnam sprawdzić się dla Sasuke jako przyjaciółka. 
Byłam silna i chciałam przez to przebrnąć, zyskując chociaż tyle. Koniec z wymysłami. Nie mogłam zatracić w tym wszystkim siebie.
Pukanie do drzwi brzmiało jakoś głucho. Położyłam na nich dłoń i zastanawiałam się, czy dla pewności nie zapukać jeszcze raz. Minęły trzy godziny od mojej wizyty rano i miałam nadzieję, że Sasuke zdążył wrócić. Stresowałam się, bo jednocześnie odwlekałam w czasie rozmowę z nim i nie mogłam się jej doczekać. 
Przyjście tu rano wymagało ode mnie ogromnej odwagi. Byłam z siebie dumna, że w ogóle ośmieliłam się przyjść, ale z drugiej strony nie wiedziałam, od czego powinnam zacząć. Nadal czułam zażenowanie przez swój nagły wybuch i byłam smutna przez słowa Uchihy, a do tego wszystkiego byłam zła za jego ucieczkę. Jednak nie chciałam pozwolić, by to wpłynęło na moje obowiązki wobec niego. Dlatego musiałam z nim porozmawiać.
Uważnie nasłuchiwałam odgłosów po drugiej stronie i już z rezygnacją patrzyłam na foliową torebkę z jedzeniem w swojej lewej dłoni, gdy drzwi pod moimi palcami się otworzyły. Cała krew spłynęła mi do stóp, gdy zobaczyłam Uchihę stojącego w progu. Wyglądał, jakby dopiero co wstał. Włosy miał potargane snem, oczy lekko zaspane. Wydawało mi się przez chwilę, że mamy tak samo zszokowany wyraz twarzy, ale on migiem się opanował. 
Wszystko działo się bardzo szybko, lecz miałam wrażenie, jakby czas znacznie zwolnił, a potem się zatrzymał. Oczy Sasuke trafiły w moje, gdy uświadomił sobie, że to ja. Moje natomiast wpatrywały się w niego błagalnie, pytająco, przepraszająco. Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Odsunęłam dłoń od drzwi i zadrżałam, a z mojego gardła wydobywało się ciche, chropawe westchnienie. 
Kiedy Sasuke przesunął się, by zrobić mi miejsce, a ja zrobiłam krok w stronę progu, z jego ust wyrwał się zduszony jęk. Zmrużył oczy, marszcząc przy tym czoło i uważnie mnie obserwował. Poczułam się naga pod jego spojrzeniem, zupełnie jakbym dopiero wyszła spod prysznica, a on skanował wzrokiem każdy kawałek mojego ciała. Dlaczego to robisz?, zapytałam w myślach, niezdolna wypowiedzieć tych słów na głos. Nie patrz tak na mnie, chciałam mu wygarnąć.
Nie potrafiłam oddychać. Próbowałam zrobić wdech, ale moje ciało nie słuchało. Nie rozumiało polecenia wykonania naturalnej umiejętności wciągania powietrza do płuc, bo było tak przytłoczone. Świat kręcił się pode mną i dookoła mnie, lecz ja nie potrafiłam się ruszyć. Wpatrywałam się w Sasuke, słowa formowały się w mojej głowie, jednak nie wyszły poza usta.
W końcu zaczął coś mamrotać. Byłam tak zatopiona w myślach, że ledwo docierały do mnie nieskładne słowa, które nagle przekształciły się w moje imię.
— Sakura. Wszystko w porządku? — zapytał, ale jego pytanie dotarło do mnie z lekkim opóźnieniem. 
Potrząsnęłam głową i przytaknęłam. Sasuke skinął mi głową i zrobił kolejny krok, żebym mogła przejść obok niego. Spojrzałam mu w oczy i poczułam, jak na szyję wypełza mi rumieniec upokorzenia. 
Weszłam do środka, kierując się do szafek. Wyjęłam z torebki pojemniki z jedzeniem i rozstawiłam je na blacie. Momentami kątem oka zerkałam w kierunku Sasuke, który nadal stał parę centymetrów od drzwi. Wzruszyłam brwiami i starałam się nie skupiać na nim swojej uwagi. Po chwili zrozumiałam, że to był błąd. 
Poczułam na ciele gęsią skórkę, gdy usłyszałam, że się do mnie zbliżał. Stanął może cztery kroki za mną, a mi i tak zakręciło się w głowie od jego obecności, bo przytłaczał sobą tę małą przestrzeń. Próbowałam się odwrócić i wygłosić jakieś błyskotliwe zdanie albo zrugać go za ucieczkę, lecz zamiast tego kilka razy otwierałam i zamykałam usta bez żadnego słowa. 
Od dziecka miałam przechlapane w jego towarzystwie. Bo co innego obiecywać sobie, że będę przy nim stanowcza, gdy był poza moim zasięgiem. Ale gdy stał tuż przede mną i mogłam go dotknąć palcami, było to praktycznie niemożliwe. 
Westchnęłam głośno, gdy spowił mnie jego charakterystyczny zapach. Moje ciało zadrżało, czując jego obecność. Potrząsnęłam głową, próbując przerwać trans. W końcu odwróciłam się powoli, kierując swój wzrok prosto na jego twarz.
Uniósł brwi i czekał na mój ruch. Przez kilka chwil mierzyliśmy się wzrokiem, a przez moją głowę przetoczyło się tak wiele rzeczy, które chciałabym powiedzieć, i tak wiele pytań, których obawiałam się zadać. Cisza między nami była ogłuszająca. Oczy Sasuke mówiły tak wiele i pytały o tak wiele, ale nie byłam w stanie zareagować. 
W końcu zdecydował się przerwać milczenie. 
— Sakura. — Moje imię brzmiało w jego ustach jak błaganie i zanim zdążył powiedzieć coś więcej, głośno i nagle wtrąciłam:
— Przepraszam — powiedziałam to w taki sposób, jakbym później nie miała ku temu okazji. I kompletnie zapomniałam o jego wybryku.
Przycisnęłam dłonie do boków swojego ciała i się schyliłam.
— Nie powinnam tak na ciebie naskoczyć — próbowałam się usprawiedliwić. — Niepotrzebnie to mówiłam. Nie wiem, co mnie podkusiło. — Wyprostowałam się. — Możliwe, że zbyt wiele doszukiwałam się w tamtej sytuacji.
Przestąpiłam z nogi na nogę, czekając na jego reakcję. Sasuke zagryzł dolną wargę, a na jego twarzy malowało się zagubienie. Widziałam, że moje słowa go zaskoczyły. Te piękne czarne tęczówki, które najpierw wpatrywały się we mnie z dezorientacją, teraz robiły to przepraszająco i błagalnie, całkowicie mnie przy tym hipnotyzując.
— Też cię przepraszam — powiedział, a ja próbowałam sobie przypomnieć, ile razy usłyszałam z jego ust przepraszam. Czasem okazywał swoim zachowaniem, że jest mu przykro, ale bardzo rzadko pokusił się o to, by po prostu przeprosić. 
To dziwne, ale dźwięk tego słowa nagle zwiększył dystans między nami. Znowu zapadło milczenie i atmosfera była wyraźnie napięta. Bałam się, że kiedy ta cisza w końcu zostanie przerwana, powstanie niebezpieczna wyrwa, która pochłonie mnie całą.
Nasze emocje zostały poddane poważnej próbie i zastanawiam się, ile jeszcze byłam w stanie wytrzymać, zanim pęknę.
Po chwili Sasuke zdecydował się odezwać ponownie.
— Dlatego mnie szukałaś? — zapytał z dziwnym spokojem, odbiegając od tematu. Uchiha westchnął, najwyraźniej niechętnie podejmując temat, którego miał nadzieję nie poruszać. Ale widocznie i jemu ta cisza dała się we znaki.
— O czym ty… — Próbowałam udawać zdziwienie, chociaż od razu wiedziałam, do czego pije. Poczułam, jak rumienię się z kompromitacji. — Skąd ty…?
Wzruszył ramionami. Wyglądał teraz na bardziej rozluźnionego.
— Trudno było cię nie zauważyć — mruknął, unosząc jedną brew do góry.
Niełatwo było mi się do tego przyznać. Sądziłam, że byłam ostrożna, ale jednak za bardzo się rozproszyłam. Nie odpowiedziałam mu, co samo w sobie stanowiło odpowiedź.
Sasuke posłał mi wymuszony uśmiech.
— Zwykle tak się nie rozkojarzasz — mruknął drwiąco.
Zmarszczyłam czoło. Nie specjalnie ucieszyło mnie to, że ze mnie kpił. Czułam ciężar na sercu. Zbyt duży, by uznać go za uzasadniony, ale w tej sytuacji trudno było oczekiwać ode mnie rozsądku. To, co zobaczyłam na dachu, było dla mnie czymś nieprawdopodobnym i ciągle o tym myślałam. Nie byłam w stanie pozbyć się tych scen z głowy. 
Może Sasuke chciał mnie teraz ośmieszyć, może próbował uderzyć w mój słaby punkt… A może po prostu chciał mi coś uświadomić? Wyrzuciłam więc z siebie to, co kotłowało się w mojej głowie.
— Dziwi cię to? — zapytałam spokojnie, ściągając usta. — Dawno nie widziałam was razem takich rozluźnionych, rozbawionych — wyjaśniłam. — I ciebie… szczęśliwego.
Obserwowałam go, gdy słuchał, dostrzegając każdą zmianę w wyrazie jego twarzy. Wiedziałam, kiedy zdał sobie sprawę, co powiedziałam, choć ledwo drgnęła mu powieka. A kiedy krew odpłynęła mu z twarzy, byłam pewna, że zrozumiał, co miałam na myśli.
Chrząknął i uciekł ode mnie spojrzeniem w bok. Oparłam się plecami o blat szafki, żałując, że dzieli nas odległość, choć przecież dzieliło nas już wiele innych, mniej namacalnych przeszkód. Z jakiegoś powodu chciałam go objąć, chociaż wiedziałam, że nie powinnam. 
Z jakiegoś powodu zrobił niewielki krok w moją stronę. Pochylił się tak, że gdybym się do niego przysunęła, uderzyłabym nosem w jego tors, a potem cichym i opanowanym głosem, powiedział: 
— Prawdziwy ninja potrafi oddzielić — podkreślił — opanować swoje emocje.
— Co? — Tak mnie zaskoczył, że wypaliłam z tym pytaniem, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
— Zamiast mnie i Naruto mógłby być tam wróg. Twoje życie mogło być przez to zagrożone. — Liczba słów, którymi mnie beształ, świadczyła, że był ze mnie wyraźnie niezadowolony, nawet jeśli ton jego głosu tego nie zdradzał. Poczułam się winna. Nie na tyle, żeby nigdy więcej nie zrobić czegoś podobnego, ale żebym nie musiała się martwić o kolejne zażenowanie.
— Co proszę? — Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie. — Nie było żadnego wroga i moje życie nie było zagrożone — zaprzeczyłam wszystkiemu, co powiedział.
Wygiął usta w grymasie, po czym znowu nieco się do mnie zbliżył. Zacisnęłam mocno wargi, bo stał teraz zdecydowanie za blisko mnie. Ze stresu zaczęłam nerwowo podrygiwać nogą w miejscu.
— A gdybym próbował zdradzić? Byłabyś w niebezpieczeństwie.
Staliśmy twarzą w twarz, w małym pokoju, do którego nikt oprócz mnie, Shizune i Tsunade nie miał prawa wstępu. Nie byliśmy od siebie wystarczająco oddaleni, aby w sytuacji, nagłego pojawienia się którejś z nich, nie czuć się niezręcznie. Aczkolwiek to miejsce sprzyjało naszej prywatności. Nikt nie mógł wychwycić tych kilku strzępów rozmowy, które w innej sytuacji znacząco zaszkodziłyby Sasuke.
W jego słowach kryło się ostrzeżenie. Podkreślił je zwykłym uniesieniem brwi, dla przypomnienia o zasadach, których powinnam przestrzegać. Moje rozkojarzenie z pewnością nie znajdowało się na liście aprobowanych zachowań.
Przymknęłam powieki i westchnęłam głęboko, a kiedy je otworzyłam, skinęłam głową. 
— Nie zdradziłbyś nas — odpowiedziałam bez cienia zawahania, chociaż zakręciło mi się w głowie.
— Chyba nie jesteś aż tak naiwna, Sakura. 
Zabolało, bo to była prawda. Nie było sensu się okłamywać. Byłam naiwna i nie byłam w stanie tego ukryć — to było częścią mnie. Moje poczucie bezsilności wynikało z ignorancji, skutku ubocznego odrzucenia. Nie podobało mi się to, że Sasuke to wykorzystał. Chociaż stopniowo otwierał mi oczy na wiele spraw, to pod wieloma względami zachowywał między nami dystans. Sprawiał, że jak głupia goniłam za swoim ogonem niczym pies. Sama stworzyłam błędne koło i płaciłam za swoje niezdecydowanie.
Oparł dłoń na biodrze i wbił wzrok w ziemię, kręcąc głową.
— Naprawdę myślisz, że bym tego nie zrobił?
Jakaś część mnie wierzyła, że byłby do tego zdolny, ale wolałam nie mówić tego głośno. 
— Jesteś dla mnie ważny, Sasuke i wiem, że jesteś dobry. — Podniosłam głos, udając pewną siebie, jakby jego słowa mnie nie zdenerwowały. — Nie skrzywdziłbyś nas — mówiłam jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że historia o Mędrcu Sześciu Ścieżek to nie legenda ani bajka mówiona na dobranoc. Czułam się ogłuszona, zawiedziona i smutna.
Zamknął oczy i potarł grzbiet nosa, po czym znowu zbliżył się do mnie.
— Przeceniasz mnie. — Teraz jego głos zabrzmiał łagodniej. Opuścił rękę wzdłuż ciała i spojrzał mi w oczy.
Jego zdanie zabrzmiało równie enigmatycznie, co znacząco. Jakby mogło ujawnić pewną zależność, która zawsze istniała, lecz w którą nigdy nie chciałam uwierzyć.
Zakręciło mi się w głowie i przesunęłam się, nie mogąc znieść jego bliskości — obawiałam się jej. Sasuke był zbyt blisko, a ja przez to mogłam zrobić lub powiedzieć coś głupiego. Coś strasznie głupiego. O wiele głupszego niż wszystko to, co robiłam i mówiłam do tej pory.
Nogi miałam jak z waty. Bałam się, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa; co w nas zmieni; jak na nas wpłynie. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Przyszłam tu, bo chciałam przeprosić, wyjaśnić sobie niektóre niedopowiedzenia — a wyszło gorzej, niż myślałam. Ale w końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Podobno.
Kiedy znowu zrobił krok w moją stronę, wyciągnęłam przed siebie dłonie i rzuciłam stanowczo:
— Stop!
Nie mogłam pozwolić, żeby te rozmowy nas poróżniły i popsuły to, co starałam się zbudować. Nie mogłam stracić nad sobą kontroli i robiłam wszystko, by tak się nie stało. Wiedziałam tylko, że to, co odczuwałam, było czystą torturą. Zaczęłam unikać jego wzroku, drapiąc się z roztargnieniem po obojczyku. Miałam mętlik w głowie. Im bardziej się zbliżał, tym moje serce bardziej szalało. 
Byłam tak blisko Sasuke, jednocześnie będąc przerażona i zmotywowana. Kusiło mnie, by powiedzieć coś, co dałoby mi pretekst do ucieczki i uniknęłabym tej niezręcznej sytuacji. A z drugiej strony ponownie chciałam go objąć. Ścisnąć mocno swoimi ramionami i zapewnić, że mu ufam, że w niego wierzę. Wbić mu do jego pustego łba, że może na mnie liczyć i zbesztać za to, że wszystkich dookoła próbuje przekonać do tego, że nie ma uczuć.
Opuściłam powieki, bo gdybym spojrzała gdziekolwiek indziej niż na własne stopy, mogłabym ujrzeć jego, a to mnie onieśmielało.
Kiedy odważyłam się podnieść wzrok, szczere oddanie, które ujrzałam w jego oczach, chwyciło mnie za serce.