niedziela, 24 lutego 2019

20. standing close to each other

The sky is crying; even your voice won't reach me
That's the last of my complaints, so watch over me
Zawstydziło mnie jego spojrzenie. Odruchowo uciekłam od niego wzrokiem i nie potrafiłam go podnieść. Nie byłam w stanie stłumić wstydu, a nawet zauroczenia, by się odezwać. Niby zwykła wymiana spojrzeń, a zalały mnie dawno zapomniane dziecięce marzenia i pragnienia. 
Miałam do siebie żal, że przerwałam nasz kontakt wzrokowy, bo moje spojrzenie zatrzymało się na jego ustach. Pełne, wyrzeźbione wargi były ściągnięte, gdy intensywnie mnie otaksował. 
Nagle chrząknął coś pod nosem, a ja poczułam się tak, jakby poraził mnie piorun i wyrwał z otchłani moich wyobrażeń. A kiedy się odezwał, miałam wrażenie, że wszystko ze mnie uleciało. 
— Co u Naruto? — zapytał. Zmiana tematu nie oznaczała niczego dobrego.
Słowa pojawiły się znikąd i wzdrygnęłam się na ich brzmienie. Że co?, jęknęłam w myślach. Sasuke nie miał w zwyczaju o niego pytać, co lekko wytrąciło mnie z rytmu. Dlaczego zapytał o niego w takiej chwili? W kółko zadawałam sobie to pytanie.
Z moich ust wyrwał się krótki, nerwowy śmiech. 
— Wszystko dobrze — odparłam, nadal nie mogąc uwierzyć, że o niego zapytał.
Przygryzłam zębami dolną wargę, gdyż stres zaczął brać nade mną górę. W klatce piersiowej poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Widocznie temat dotyczący nas był dla niego niewygodny. Byłam zawiedziona.
Spojrzałam w okno, obserwując niebo za szybą.
— Opuścił szpital bardzo szybko — powiedziałam i od razu poczułam, że powinnam ugryźć się w język. Nie po to ciągle unikałam rozmów na ten temat, żeby teraz wszystko mu wygadać. Ale sam mnie sprowokował, usprawiedliwiałam się.
— Rozumiem — przytaknął.
Spodziewałam się, że powie coś jeszcze, jednak nie odezwał się ani słowem. Ja też nie kontynuowałam. Bałam się, że jeśli będę mówić, wyrwą mi się jakieś prywatne myśli, lub powiem kilka słów za dużo. A jeśli bym się tak potknęła… Sasuke poczułby się nieswojo. Poczułby się porównywany. A może nawet byłby zazdrosny. W końcu Uzumaki jakiś czas temu został wypisany ze szpitala, a Uchiha nadal w nim siedział. Ich wieczna rywalizacja mogła się w tej sytuacji ujawnić.
Nie znałam jego myśli, a przebywając z nim, zrozumiałam jedną rzecz — tak naprawdę nigdy nie znałam go tak dobrze, jak sądziłam. 
Pamiętałam go jako dziecko… byliśmy w jednej klasie w Akademii. Czasami specjalnie siadałam obok niego. Chciałam, żeby mnie zauważył i robiłam wszystko, co w mojej mocy, by tak się stało. Wtedy byłam nim zauroczona. Jego uroda i niedostępność przyciągały mnie, paraliżowały. Był inteligentny i w przeciwieństwie do reszty chłopaków z klasy nie ciągnęło go do wygłupów. Nie było w tym nic dziwnego, że był ulubieńcem nauczycieli i, że wszystkie dziewczyny w klasie były nim zauroczone. Nawet Ino… poświęciłam naszą przyjaźń dla niego.
Jednak z czasem uświadomiłam sobie, że wtedy to było tylko zauroczenie. A moje decyzje były nieprzemyślane i głupie. 
Kiedy okazało się, że będę z nim w jednej drużynie, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. To było jak spełnienie moich marzeń. I przez ten krótki czas, gdy byliśmy członkami Drużyny Siódmej, naprawdę zaczęłam się w nim zakochiwać. Przestało chodzić o moje szczęście, zaczęłam dbać o jego własne. Martwiłam się i troszczyłam o niego. 
Moja miłość dopiero wtedy zaczęła się kształtować. Nie mogłam już tego nazwać zauroczeniem. Żałowałam, że brutalna rzeczywistość i świat dorosłych nam to wszystko odebrał. Pozbawił nas tej dziecięcej radości, lekkości. A ja tylko chciałam, żeby Sasuke był szczęśliwy.
Jego chrząknięcie sprowadziło mnie na ziemię. Odetchnęłam głęboko, zwilżyłam wargi językiem i powiedziałam zmieszana:
— Przepraszam. — Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na swoje kolana. Bezwiednie zaczęłam bawić się palcami, a kiedy podniosłam wzrok, dostrzegłam, jak patrzy mi w oczy palącym wzrokiem, aż w końcu musiałam mrugnąć. Czułam, że zaczęłam się gubić, że zaczęłam czuć się źle przez jego pytanie. Zaczęłam być zazdrosna o ich przyjaźń… o tę ich więź. To było absurdalne.
Nie wiedziałam dlaczego, ale miałam przeczucie, że to, co się między nami wydarzyło, było jednorazowe. Zapewne, gdy wrócę do niego jutro, Sasuke jak zwykle ograniczy się do kilku, krótkich słów skierowanych w moją stronę. A chciałam, żeby było inaczej. Żeby znowu mnie do czegoś namówi. Nie będę już się tak opierać, obiecywałam sobie.
Taką miałam nadzieję. 
Potarłam dłonie i zagryzłam dolną wargę. Chyba potrzebujemy chwili odpoczynku, zastanawiałam się i myślałam o ucieczce. Czułam, że zatrzymałam się w dość niewygodnym dla naszej dwójki miejscu.
— Chyba powinnam już iść — bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, ale mimo tego ociągałam się z podniesieniem z taboretu. — Muszę jeszcze udać się do archiwum — zaczęłam się usprawiedliwiać. — Wczoraj miałam niewiele czasu na zapoznanie się z zapiskami dotyczącymi technik medycznych, a chciałabym znaleźć coś wartościowego, najszybciej jak się da — paplałam bez sensu. Znowu pozwoliłam, by mnie poniosło i mamrotałam pod nosem zbędny monolog. 
Wywróciłam oczami i mruknęłam:
— Znowu to zrobiłam. Przepraszam. — Wstałam i w geście przeprosin skrzyżowałam przed sobą dłonie i lekko się pochyliłam.
— Nie masz za co. Dawno nie słyszałem, jak tak mówisz. 
Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam te słowa. Momentalnie poczerwieniałam i uświadomiłam sobie, że tak naprawdę one mnie dotknęły. Miałam ochotę jęknąć i zapytać go, czy naprawdę musi mi to robić. Poczułam się tak, jakby się mną bawił. Raz robił wszystko by mnie od siebie odepchnąć, później dotykał mnie tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a następnie mówił mi takie rzeczy.
Nadal nie wiedziałam, czy robił to specjalnie. Nie mogłam wytrzymać. Wiedział, na pewno wiedział, jak na mnie działał. Nie wiedziałam, czy robił to specjalnie. Nie wiedziałam, czy chciał mnie tym zranić. Nie potrafiłam znaleźć choćby jednego powodu, który zmusiłby go do powiedzenia czegoś takiego.
Poczucie żalu ciążyło mi na sercu. Zacisnęłam mocno powieki, bo poczułam, jak łzy zaczęły mnie piec. Zaskoczył mnie ten nagły przypływ emocji, jednak nie potrafiłam pozbyć się uczucia skrzywdzenia. Wiedziałam, że prędzej czy później Sasuke postawi mnie w tak niezręcznej sytuacji, że powie coś, co mnie złamie. I chociaż sądziłam, że dam sobie z tym radę, teraz wiem, że się myliłam.
— Robisz to specjalnie? — zapytałam w końcu, drżąc. Zacisnęłam mocno dłonie, a potem usta, starając się nie pokazać po sobie rozdrażnienia.
Zmarszczył czoło i brwi, jakby bezskutecznie próbował odczytać panującą między nami dynamikę.
— Co takiego? — zapytał wyraźnie zbity z tropu. Jego zmarszczona koncentracją twarz wygładziła się nieco, a usta ułożyły się w wąską linię. — O czym ty mówisz?
— Dajesz mi nadzieję — powiedziałam niewiele głośniej od szeptu i kiedy odwróciłam się, by odejść, nie pozwalając mu na odpowiedź, szybko podniósł rękę i złapał mnie za palce.
Ogłuszona, nie mogłam powstrzymać się, by na niego spojrzeć. Niemal wstrzymałam oddech na subtelną wrażliwość, którą znalazłam w wyrazie jego twarzy. Staliśmy tak przez chwilę. Bez słowa wpatrywaliśmy się w siebie z jakimś nieopisanym uczuciem i spojrzeniami pełnymi przeprosin i zawodu. 
Dopiero po chwili naprawdę dotarło do mnie, co się stało i czyje ciepło czułam na swoich palcach. Sasuke mnie dotykał, jęknęłam w myślach. Momentalnie poczułam, jak robi mi się gorąco. Policzki zaczęły mnie palić, a w uszach dudniła mi krew. Ciśnienie tak mi podskoczyło, że gdyby to było możliwe, z uszu leciałaby mi para. Chciało mi się płakać, bo niby jak miałam to zinterpretować. Znowu to robił.
Rozchyliłam usta, ale moje gardło było jak Sahara i nie potrafiłam nawet nic z siebie wystękać. Emocje mieszały się we mnie. Nie potrafiłam odróżnić ekscytacji od irytacji i odwrotnie. Nie potrafiłam nawet stwierdzić, czy byłam zachwycona, czy obrażona. 
Jej nagły wybuch mnie zaskoczył. Czułem, jakby ktoś przywalił mi z zaskoczenia w brzuch w sytuacji, gdy dopiero przyzwyczajałem się do nowej normalności. Byłem zdezorientowany, ale starałem się z tym uporać najlepiej, jak potrafiłem.
Rozchyliłem usta, myśląc, że wiem, co chciałbym jej powiedzieć, ale mi przerwała.
— Nie, nie, nie… — mruknęła, a jej głos emanował taką mieszaniną niedowierzania, szoku i oporu, że przeszły mnie ciarki. — Nic nie mów.
Przewróciło mi się w żołądku z powodu jej głosu. Powstrzymałem się od wypowiedzenia tych słów, bo to nie było potrzebne. Być może byłyby dla niej nadzieją, jak to określiła.
Chciałem powiedzieć, żeby została, ale zamiast tego, warknąłem:
— A ty znowu uciekasz. — Wpatrywałem się w nią bez mrugnięcia, po czym zwilżyłem wargi językiem i zawahałem się. — Boisz się mnie? — zapytałem pośpiesznie i zastanawiałem się, czy udało mi się ukryć trwogę.
Instynktownie zacisnąłem swoją dłoń na jej palcach, jakby w obawie, że ucieknie. Wiedziałem, że poruszyłem kwestię, w której Sakura nie czuła się na tyle pewnie, żeby o niej rozmawiać. Ale to było silniejsze ode mnie. Nie wiedziałem, co mnie podkusiło.
Poczerwieniała na twarzy i wstrzymała powietrze. Milczałem, żeby dać jej pomyśleć. Czekałem na jej odpowiedź i widziałem, jak przez jej twarz przebiegł cień przerażenia. Zacząłem być na siebie wściekły, że nie pozwoliłem jej wyjść. Skomplikowałem tylko sprawę. 
Dostrzegłem ból w jej zielonych oczach i przebłysk czegoś mroczniejszego i głębszego, więc wiedziałem, że coś w niej poruszyłem. Dopiekłem jej. Ale też cierpiałem i nie wiedziałem dlaczego. Wiedziałem jedno — wyraz jej twarzy będzie mnie prześladował do końca życia.
Nadal milczała, co jeszcze bardziej podsycało moje zdenerwowanie.
— To ty ciągle uciekasz — wyszeptała w końcu, a jej policzki powoli stawały się coraz bledsze, jednak nadal zdobił je lekko różowy kolor. Patrzyła na mnie z kamienną twarzą i zaciśniętymi zębami, jakby próbowała opanować tłumioną frustrację. 
— Przynajmniej patrzę na niektóre rzeczy realistycznie — odparłem, kompletnie nie zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami. 
Z jej ust wyrwał się zszokowany cichy pisk, zabarwiony rozżaleniem. Momentalnie zbladła na twarzy, a zaraz potem zrobiła się czerwona, jakby oddech stanął jej w gardle. W jej oczach zabłysły łzy i zanim zdążyła wyszarpnąć rękę z mojego uścisku, puściłem ją.
Jeszcze przez chwilę czułem na swojej skórze bezbłędne uczucie jej dłoni. Zupełnie jakby parzyło ono moją skórę. Serce zaczęło kołatać mi w uszach, a dziwny ból skręcał mi wnętrzności.
Myślałem, że nie będę w stanie wypuścić jej bez słowa. Myślałem, że zdołam to jeszcze jakoś naprawić. Tak będzie lepiej, pomyślałem, próbując się usprawiedliwić i uciekłem spojrzeniem w bok, gdy gwałtownie zrobiła krok do przodu, przewracając przy tym taboret.
— Masz rację — wyszeptała z żalem, a ja zerknąłem na nią kątem oka. — Ja jeszcze się tego nie nauczyłam. — Zanim uciekła spojrzeniem w stronę drzwi, dostrzegłem grymas na jej twarzy. Chwilę później odwróciła się i odeszła do swoich obowiązków. Do swojej rzeczywistości.
Między jej ostatnim słowem a zamknięciem drzwi minął ułamek sekundy, ale mnie wydawało się, jakby to była cała wieczność. Przez głowę przemknęło mi tak wiele myśli, ale nad moim ciałem i umysłem zapanowało jedyne uczucie, które starałem się blokować i któremu nie chciałem się poddać.
Strach.
Próbowałem przetworzyć to wszystko, ale nie potrafiłem naraz tego ogarnąć. Z frustracji, która w tej chwili opanowała moje ciało, mocno uderzyłem ręką w materac. Byłem bezsilny.
Obudziłem się wcześnie rano. Podniosłem się na łokciu i powiodłem spojrzeniem przez tonący w porannym świetle pokój. Zamrugałem powiekami, czując pod nimi drapiącą suchosć. Było mi duszno. Spocona koszulka przylgnęła do mojej skóry, a włosy do czoła. Poczekałem chwilę, aż temperatura mojego ciała się unormuje i bluzka przestanie być wilgotna. Nie czułem się senny, ale nie miałem też ochoty na leżenie w łóżku i marnowanie czasu. Chciałem się poruszać, dotknąć bosymi stopami chłodniej trawy, poczuć szorstką strukturę drewna pod swoją dłonią. Chciałem poćwiczyć. Rozruszać zastałe mięśnie. 
W pokoju panował lekki zaduch. Kiedy chwyciłem za kołdrę, żeby ją z siebie zrzucić, usłyszałem jakiś cichy dźwięk za oknem — jakby coś uderzyło w szybę. Po chwili odgłos znowu się powtórzył i dobiegło mnie ledwo słyszalne wołanie. 
Usiadłem na brzegu łóżka, wpatrując się w kontury okna skrytego za firanką. Ogarnęło mnie dziwne uczucie ekscytacji, którego nie czułem od tygodni. 
Wstałem i powoli podszedłem do okna. Ostrożnie odchyliłem zasłony, kiedy dźwięk znowu się powtórzył. Drgnąłem lekko zaskoczony, a wtedy znowu ten sam odgłos dobiegł do moich uszu. Przeszedł mnie dreszcz przyjemnego chłodu, gdy uderzyła we mnie fala porannego powietrza. 
— Sasuke — zawołał ktoś z dołu. 
Wyjrzałem przez barierkę i w szarości jaka panowała na zewnątrz, dostrzegłem jasną czuprynę.
— Naruto? — zapytałem niepewnie, zaskoczony jego obecnością. 
— A kto inny! — krzyknął o oktawę za głośno.
— Ucisz się! — warknąłem, wychylając się przez okno. — Czego chcesz? — wysyczałem przez zęby, ledwie słysząc, co mówię.
— A muszę czegoś chcieć, żeby spotkać się z przyjacielem? — sprostował, uśmiechając się na koniec. Przynajmniej dla mnie wyglądało to na uśmiech lub coś w rodzaju grymasu. 
Westchnąłem z rezygnacją. 
— Chcę pogadać. Chodź na dach. Tam nikt nie powinien nas znaleźć — zawołał ponownie, przykładając dłoń do ust. — Przynajmniej przez jakiś czas — dodał ciszej.
Przewróciłem oczami. Przez chwilę zastanawiałem się nad słusznością tej propozycji — i tak byłem skreślony przez Wioskę, dlaczego więc miałem się bać jednego, niewinnego wybryku. 
Wzruszając ramionami, pomyślałem, że nie mam nic do stracenia. Taka chwila była przeze mnie od dawna wypatrywana — chwila oddechu i możliwość rozprostowania kości. Musiałem z niej skorzystać.
Wyskoczyłem żwawo przez okno i kilka sekund później obaj staliśmy na dachu szpitala, zwróceni twarzą do siebie. Chłodny wiatr przeszywał mnie na wylot, ale podobało mi się to. Tęskniłem za tym uczuciem.
— Jeszcze żyjesz — zauważyłem sucho, opierając rękę na biodrze.
Na twarzy Naruto pojawił się szeroki uśmiech.
— Mogę to samo powiedzieć o tobie. — Zmarszczył twarz, jakby próbował mi dopiec, a potem wskazując na siebie, dodał: — Mnie nie tak łatwo zabić.
— Zrobiłbym to bez problemu nawet teraz — odgryzłem się, a kąciki moich ust lekko zadrżały. 
Uzumaki przewrócił oczami.
— Próbujesz mnie sprowokować? Ten teges — zająknął się, dodając do wypowiedzi swoje durne powiedzonko, a jego twarz rozjaśnił chłopięcy uśmiech.
— I tak by nic z tego nie wynikło — powiedziałem, sugestywnie kiwając głową. Naruto od razu zrozumiał, o co mi chodzi.
— Ta… — Rozejrzał się dookoła. — Trochę szkoda — jęknął. — Ale co się odwlecze to nie uciecze. — Teatralnie uniósł rękę nad głowę. — Na razie mam zakaz — zrobił w powietrzu cudzysłów jedną dłonią — pakowania się w kłopoty. Niby już wszystko dobrze — jakby na potwierdzenie swoich słów zacisnął dłoń w pięść i zgiął łokieć — ale każą mi się oszczędzać. Swoją drogą… wyglądasz strasznie! Jesteś blady jak ściana! — krzyknął, wytrzeszczając oczy.
Skwitowałem to uniesieniem brwi.
— Lepiej niż ty — odpowiedziałem spokojnie. — Czyżby ramen w końcu zaczął ci szkodzić? — zapytałem z nutą złośliwości w głosie. 
Naruto napiął się, a na jego twarzy było widoczne wyraźne nadąsanie. Prychnął pod nosem, a potem oznajmił:
— W szpitalu mi go nie dawali. Teraz muszę nadrabiać zaległości. — Ton jego głosu był pełen niedowierzania i wyglądał na niesamowicie obrażonego. — Nadal nie rozumiem, jak mogą mówić, że jest niezdrowy! Ramen najszybciej stawia mnie na nogi. Nawet Mistrz Iruka przynosił mi ciągle warzywa i owoce. — Z niezadowolenia zmarszczył nos.
Nie mogłem powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, gdy go słyszałem.
— Nadal tak samo głupi — rzuciłem.
— Że niby ja jestem głupi?! — wrzasnął Naruto, a ja znowu musiałem go uciszyć. 
Nie chciałem tutaj nieproszonych gości, a chwila na świeżym powietrzu dobrze mi robiła. I chociaż czułem, jak marzną mi stopy, mogłem tak stać przez kolejne godziny i byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To było takie odświeżające — niczym ułamek przyjemnej wolności. 
Dzięki Naruto znowu poczułem się jak za dawnych czasów, kiedy byliśmy jeszcze Drużyną Siódmą. Z dziwnym zgnębieniem uświadomiłem sobie, że brakowało mi w tej rozmowie jeszcze jednej osoby. Miałem wrażenie, że gdybyśmy byli tu w trójkę, to zniknęłaby ta dziwna wyczuwalna bariera, którą Uzumaki starał się rozbić swoimi żartami. Jednak dla mnie to było za mało. Potrzebowałem czegoś więcej. 
Zacząłem żałować swojego zachowania wobec niej. Nawet nie miałem pojęcia, jak to naprawić. 
Około godziny ósmej udałam się do Sasuke, świadoma tego, co wczoraj zaszło między nami. Moje nogi wręcz same mnie tam zaprowadziły. Jakbym nie potrafiła się powstrzymać od ponownego zobaczenia go.
Zatrzymałam się przed drzwiami, przeczesałam kilka razy dłonią włosy, doprowadzając je do jako takiego wyglądu i poprawiłam bluzkę. Wymusiłam na swojej twarzy uśmiech, żeby pozytywnie nastawić się przed spotkaniem z Uchihą. Chociaż po naszej wczorajszej rozmowie wiedziałam, że nie powinnam. Chciałam nawet poprosić Shizune, żeby mnie zastąpiła, bo z ledwością podniosłam się z łóżka. Przepłakałam prawie całą noc, przez co niewiele spałam. Miałam tak czerwone i opuchnięte powieki, że od rana słyszałam pytania, czy dobrze się czuję. Kłamałam, że tak. 
Nie potrafiłam przetrawić naszej ostatniej konwersacji. Jego słowa tak mnie zszokowały, że nawet później, gdy próbowałam sobie to wszystko jakoś przeanalizować i ułożyć, poniosłam klęskę. Ale jednocześnie to wydarzenie sprawiło, że w jakimś stopniu pozbyłam się tej złudnej nadziei, która towarzyszyła mi każdego dnia. Nie wiedziałam tylko, czy dam radę to kontrolować i przy kolejnej okazji znowu nie wybuchnę. 
Nie chciałam tego. Obiecałam sobie przecież, że taka nie będę. 
Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia z drżącym sercem na moim ramieniu. Przeproszę go, pomyślałam i obrzuciłam pokój bystrym spojrzeniem. Zamarłam, spoglądając na puste łóżko. Weszłam do środka, rozglądając się po pokoju. Gdy poczułam na skórze chłodny powiew wiatru, prawie jęknęłam ze strachu. 
Okno było szeroko otwarte, a Sasuke nie było w środku.