Perk your ears and listen to the direction your name is being called
Go searching from building to building
Dzień wcześniej.
Nie wiedziałam, co powinnam myśleć o mojej niezręcznej rozmowie z Sasuke. Jak miałam to odebrać — jako zwykłą złośliwość? Czy może dostrzegając strażników, uznał, że go oszukiwałam? Bałam się, że właśnie tak było.
Nie chciałam, żeby widział we mnie wroga. Wręcz pozwoliłam sobie myśleć, że nadal uważał mnie za swoją przyjaciółkę. W końcu sam próbował zacząć ze mną rozmowę, a to już chyba coś znaczyło. Z drugiej strony to mogła być tylko moja mylna interpretacja i wcale tak nie było. Być może Sasuke już dawno skreślił naszą więź i byłam dla niego jedynie dziewczyną, która się nim opiekowała.
Zrozumienie go było trudne. Moje, zazwyczaj błędne, spostrzeżenia nie pomagały mi ani jemu, a tym bardziej nam. Te wszystkie nerwy, niepotrzebne zmartwienia wynikały ze starań. Chciałam dotrzeć do Sasuke, uzdrowić go fizycznie i duchowo. Sięgnąć głębiej do jego serca i sprawić, żeby otworzył się bardziej.
Tylko czy to było możliwe?, pytałam się ciągle.
Pożegnałam się z nim przed wyjściem i jak zwykle poinformowałam, że jutro również przyjdę. Zapytałam jeszcze, co tym razem mu przygotować i na co miałby największą ochotę. Mruknął mi coś niezrozumiałego w odpowiedzi, a kiedy próbowałam dopytać, zbył mnie machnięciem dłoni. Skrępowało mnie to trochę. Zacisnęłam usta i po chwili wyszłam, zostawiając go samego.
♥
Przechodząc obok gabinetu Tsunade, zatrzymałam się przy nim i z konsternacją zmrużyłam oczy. Uniosłam palec do ust i stuknęłam nim kilka razy.
A może by tak, pomyślałam.
Zebrałam zbłąkany kosmyk włosów za ucho, poprawiłam bluzkę, po czym zapukałam do drzwi i czekałam na odpowiedź.
Chciałam porozmawiać z nią o sztucznych ramionach dla chłopców. Odkąd usłyszałam o tej możliwości, nie potrafiłam pozbyć się z tej myśli z głowy. Ciągle tam była, gdzieś w podświadomości i wracała do mnie niczym bumerang. Jednak przez to całe zamieszanie wokół Sasuke, które sama sobie stworzyłam, tylko odwlekałam tę rozmowę.
A przecież to była szansa dla nich. Nie chciałam tego zmarnować. Dzięki tym sztucznym ramionom Naruto i Sasuke będą mogli wrócić do dawnej sprawności.
Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Na ten moment moja wiedza opierała się jedynie na kilku krótkich rozmowach z Piątą i Shizune, a także na tym, co dawno temu wyczytałam w książkach — lecz to mi nie wystarczyło. Pragnęłam wiedzy, faktów, a nie tylko lakonicznych informacji.
Kiedy weszłam do gabinetu i poprosiłam Tsunade o krótką rozmowę na temat ramion, od razu się zgodziła. Po krótkim wprowadzeniu zaprosiła mnie do laboratorium, w którym pracowała. Gdy już się w nim znalazłyśmy, wszystko mi dokładnie wytłumaczyła; pokazała dokumenty i wyniki badań. Byłam tym zafascynowana. Cała drżałam z ekscytacji, ale również z obawy, że coś może pójść nie tak, chociaż nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli.
Chcąc się uspokoić, obiecałam sobie, że jeśli Piąta zezwoli mi na pomoc w badaniach, zrobię wszystko, by się udało. Wszystko.
— Wiem, wiem — powtórzyłam, unosząc głowę znad mikroskopu. — Rozumiem, że możemy wykorzystać komórki Pierwszego Hokage do utworzenia protez dla Naruto i Sasuke. — Odsunęłam się na krześle od biurka i ściągnęłam z dłoni rękawiczki. — Ale martwi mnie, że istnieje ryzyko, że ich ciała odrzucą te komórki. — Zagryzłam dolną wargę i wlepiłam w Senju zdeterminowane spojrzenie.
Czułam, że musiał istnieć jakiś sposób, by tak się nie stało. W końcu komórki Hashiramy były wyjątkowe. Wiele osób próbowało z nimi eksperymentować i zawsze jakoś się udawało.
— Mnie także — potwierdziła, a obcasy jej butów odbijały się echem po pomieszczeniu, gdy się po nim przechadzała. — Początkowo nie brałam tego pod uwagę, ale im bardziej próbuję, tym więcej mam wątpliwości i pojawiają się nowe przeszkody.
Zmarszczyłam brwi i zamrugałam powiekami. Coś mi się w jej słowach nie zgadzało.
— Ale przecież Orochimaru też eksperymentował z tymi komórkami? — Zerknęła na mnie przelotnie i mocno zacisnęła usta, a potem uciekła spojrzeniem w bok. — Jest teraz pod nadzorem Wioski. Dostałaś od niego zwój o Tenro — wyliczyłam. — Ale nie potrafisz go zmusić, by zdradził ci wyniki swoich eksperymentów? — rzuciłam, chwytając mocno dłońmi podłokietniki na krześle.
Tsunade znowu westchnęła i usiadła. Jak zwykle przesunęła dłoń do ust i zagryzła paznokieć.
— To nie o to chodzi. Wysnuwasz błędne wnioski. — Spojrzała na mnie przez zwężone powieki, ale po chwili patrzyła już normalnie. — Nie w tym tkwi problem — rzuciła z irytacją. — Zapoznałam się ze wszelkimi zwojami, a nawet z eksperymentami Orochimaru — oznajmiła.
Skwitowałam to sceptycznym uśmiechem, po czym wstałam, chcąc rozchodzić swoją frustrację. Czułam się dziwnie. Miałam wrażenie, że każdy mięsień w moim ciele był napięty niczym struna.
— Nie rozumiem — mruknęłam, próbując zachować powagę.
Rozszerzyła szeroko oczy, a później westchnęła i jakby z bezsilności dotknęła dłonią czoła.
— Ciało Naruto ma duże szanse na to, by zaakceptować komórki — zaczęła tłumaczyć. — Jego zdolność regeneracji ma tutaj ogromne znaczenie…
— U Sasuke może się nie powieść — wtrąciłam nagle, jakby sama do siebie, gdy uświadomiłam sobie, co chciała mi przekazać.
Tsunade podniosła się z krzesła i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Słyszałam tylko stukot jej obcasów, który po chwili zaczął mnie irytować. Przygryzłam ze stresu wargę, bo nie sądziłam, że problemem może być organizm Sasuke.
— Przeprowadziłam wszelkie konieczne badania — oznajmiła, jakby chciała się tym usprawiedliwić, po czym sięgnęła do gablotki i wyjęła z niej beżową teczkę. Po chwili stanęła przede mną i mi ją podała. Zanim ją wzięłam, spojrzałam na nią niepewnie. Zagryzłam bezwiednie wargi i przestąpiłam z nogi na nogę i nie wiedziałam, dlaczego jakaś część mnie była nerwowa.
Kiedy zaczęłam czytać, zrozumiałam, że Piąta naprawdę poczyniła wszelkie przygotowania. Dokładnie zbadała chłopców, by mieć pewność, że sztuczne ramiona będą służyły im w stu procentach.
— Dlatego Naruto uznał to za coś pewnego — powiedziałam do siebie półszeptem. — Mówił o tym tak, jakby to było już gotowe.
Przytaknęła, najwyraźniej słysząc moje słowa.
— Rozmawiałam z nim o tym, ale nie wspomniałam nic o Sasuke.
— A czy on o tym wie? — zapytałam.
Pokręciła głową.
— Nie. I dlatego jesteś mi potrzebna — oznajmiła poważnym tonem. — Musisz mi pomóc w badaniach. Może będziesz w stanie dostrzec lukę, której ja nie widzę.
♥
Po opuszczeniu laboratorium zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek i poprosiła o pomoc przy paru pacjentach, do których miała zajrzeć. Skrzywiłam się i początkowo nie chciałam przystać na jej prośbę. Zaczęłam się jąkać, chcąc znaleźć wymówkę, ale widząc, jak Migaki na mnie patrzyła, nie potrafiłam. Z przygnębieniem wymalowanych na twarzy przejęłam od niej karty pacjentów i z głośnym westchnięciem, zgodziłam pomóc. To też jest moja praca, powtarzałam sobie w myślach. Chcąc czy nie, powinnam, chociaż zachowywać pozory, że zajmuję się też innymi pacjentami, a nie tylko Sasuke.
Najpierw odwiedziliśmy kilku starszych pacjentów — głównie tych, którzy zostali ranni podczas wojny. Jeden z nich wyróżnił się swoim optymistycznym nastawieniem; uśmiechem i pogodą ducha. Przypominał mi Naruto.
Mężczyzna miał na imię Kyoya. Na wojnie został ciężko ranny i istniało ryzyko, że nie będzie mógł poruszać się o własnych siłach. W porównaniu z innymi pacjentami kompletnie się nie skarżył. Większość z nich mierzyła się ze swoimi demonami i chociaż próbowali to ukryć, wiedziałam, że ucieczka przed piekłem minionej wojny, nie będzie łatwa. A on po prostu cieszył się z tego, że żył.
— Widzę, że ma pan dzisiaj dobry humor? — zagadnęła Migaki, zbierając z łóżka pobrudzone bandaże. Zauważyłam, że ludzie ją uwielbiali. Każdemu poświęciła, chociaż krótką chwilę na rozmowę. Nawet mnie zauroczyła swoją empatią i czułym uśmiechem.
— Oczywiście! Panienka też nie powinna być taka smutna — powiedział radośnie i puścił do mnie oczko.
Spięłam się, a moja towarzyszka zachichotała.
— Ja? — rzuciłam, wskazując na siebie i mrużąc oczy.
Skwitował to kiwnięciem głowy.
— Każdy facet prędzej czy później przejrzy na oczy — powiedział to w taki sposób, jakby był dumny ze swojej rady. — Sam pamiętam swoją pierwszą miłość, kiedy byłem w pani wieku — dodał z rozmarzeniem. — Jakimś cudem udało mi się ją zdobyć, a jak pani widzi — zwrócił się do mnie i pokazał na siebie. — Do urodziwych nie należę.
Przechyliłam głowę i uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie.
— Na wojnie myślałem, że już po mnie — powiedział, lekko odbiegając od tematu. — Prawie żegnałem się z życiem. — Twarz mu spochmurniała, a w kącikach oczu i ust pojawiło się napięcie. — Nie mogłem znieść myśli, że ją zostawię… że już jej nie zobaczę. — Dotknął swoich ud, po czym zamilkł na moment. Kiedy znowu się odezwał, jego głos był pogodny. — Gdybym umarł na tej wojnie, to z tęsknoty jako duch bym ją nawiedzał. — Uśmiechnął się szeroko, zwężając przy tym oczy.
Dopiero po chwili dotarło do nas, co powiedział i mimowolnie odwzajemniłyśmy jego gest.
Potem odwiedziłyśmy czwórkę dzieci. Wiedziałam o nich niewiele: imiona, nazwiska, wiek, grupa krwi, historia choroby — to wszystko miałam zapisane w kartach, ale nic poza. Migaki powiedziała mi, że dwoje najstarszych podczas wojny straciło rodziców, a rodzice najmłodszych byli ciężko ranni. Poczułam ogromny ból w sercu. Bo to właśnie dorośli i ich głupie ambicje zniszczyły tym dzieciom życie.
Patrząc na nich, pomyślałam o Naruto i Sasuke, którzy również poznali ból starty i samotności. Ja przez siedemnaście lat nie straciłam nikogo. Nie miałam pojęcia, jak wygląda prawdziwa rozpacz po stracie bliskiej osoby, jak to jest być naprawdę samotnym.
Chyba nawet nigdy nie próbowałam ich zrozumieć.
— Jak tam się dzisiaj czujecie? — zapytała Migaki melodyjnym głosem i z uśmiechem na twarzy. Dziewczynka o brązowych włosach podbiegła do niej, mocno chwytając ją w pasie.
— Dopsze — zasepleniła.
Rozczuliłam się, gdy na nią patrzyłam. Miała taką uroczą i pyzatą buzię, że z trudem powściągnęłam w sobie chęć, by uszczypnąć ją w policzki.
Kobieta pogłaskała ją po głowie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Instynktownie zrobiłam to samo. Skupiłam swoje spojrzenie na chłopcu o rudych włosach. Siedział na swoim łóżku plecami do nas i zdawał się nie reagować na bodźce zewnętrzne.
Kiedy tak mu się przyglądałam… w jego odosobnieniu dostrzegłam pewne podobieństwo do Sasuke sprzed kilku lat.
Migaki, zauważając moją zadumę, zwróciła się do mnie szeptem:
— Odkąd tu trafił, nie wypowiedział ani słowa. Nie potrafię do niego dotrzeć i nikt tak naprawdę nie wie, co się wydarzyło… przez co przeszedł.
Oderwałam spojrzenie od chłopca i przeniosłam go na koleżankę.
— Staram się zapewnić mu jak najlepszą opiekę, ale obawiam się, że na ten moment moja wiedza jest zbyt mała. — Zacisnęła z frustracji dłonie i zmarszczyła czoło. — W końcu w naszym świecie ważna jest tylko siła — dodała z rozżaleniem. — Nikt nie przejmuje się ludzką psychiką.
Słysząc jej słowa, przypomniałam sobie dzień, gdy Sasuke wybudził się ze śpiączki, a ja z płaczem tuliłam go do siebie. Pamiętałam nawet moment, gdy byłam u niego, obierałam jabłko ze skórki, a on z tak przerażającym wyrazem twarzy, zamachnął się i uderzył talerz, który wypadł mi z rąk. Byłam wtedy jedynie zaskoczona jego zachowaniem, kompletnie ignorując przyczynę.
— Dobra, dzieciaki! To, kto pierwszy? — zapytała, zmieniając temat.
Kątem oka dostrzegłam, jak ukradkiem wytarła pojedyncze łzy w kącikach oczu.
Te wizyty uświadomiły mi coś ważnego. Leczenie ran fizycznych nie było wystarczające. O wyzdrowieniu nie świadczyły dobre wyniki badań, czy powrót do sprawności fizycznej. Tu chodziło o coś więcej, o psychikę — bo to właśnie dzięki niej jedni dochodzili do siebie szybciej inni wolniej.
Widok ginących przyjaciół, rodziny sprawiał, że człowiek się zmieniał. I chociaż fizyczne blizny blakły z upływem czasu, te psychiczne pozostawały po sobie piętno czasami na całe życie.
Słowa Migaki również dały mi do myślenia. Może, zamiast skupiać się na leczeniu ciała, powinniśmy wprowadzić zmiany i zacząć leczyć rannych psychicznie, a także edukować ludzi w tym zakresie. W końcu zarówno umysł, jak i ciało muszą być w stu procentach sprawne, aby dobrze funkcjonować.
A szczególnie ważne były dzieci. To na nich powinnam się skupić w pierwszej kolejności. Obrałam to sobie za cel, który chciałam zrealizować, gdy chaos w Wiosce i moim życiu nieco ucichnie.
Po skończonym obchodzie oddałam Migaki karty pacjentów i podziękowałam jej. Chwilę później orientując się, która była godzina, popędziłam prosto do biblioteki. Dzisiejsze rozmowy zmotywowały mnie do pracy. Najpierw chciałam znaleźć wszystkie możliwe zapiski o sztucznych narządach, kończynach; informacje o każdym najmniejszym przeszczepie. A jeśliby się dało to także o ludzkiej psychice. To miał być mój pierwszy krok i musiałam zacząć działać natychmiast. Jeśli naprawdę była nadzieja, że mogę w ten sposób pomóc Sasuke i tym dzieciom, chciałam zrobić wszystko, żeby się udało. Nie mogłam tracić czasu.
♥
Następny dzień
Wbiłam wzrok w ziemię, czując ściskanie w gardle i zwijający się z nerwów żołądek. Nie mogłam tak po prostu zapytać. Nie potrafiłam. Wstałam z taboretu i zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Skuliłam się, krzyżując ramiona na piersi. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza, przez co w pewnym momencie aż się wzdrygnęłam, słysząc kroki dochodzące z korytarza.
— Powiedziałbym ci sam, ale nie wiem, co chciałabyś wiedzieć — odezwał się nagle, powodując, że gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
— Co? — rzuciłam głośno, aż zmarszczyłam twarz od pisku, jaki z siebie wydałam. Chrząknęłam i przeprosiłam, starając się zachować normalny ton.
— Przynajmniej usiądź. Irytujesz mnie, gdy tak łazisz wte i wewte.
Otworzyłam usta z zaskoczenia, słysząc jego uwagę. Ze zmieszaniem na twarzy, zauważył, że się na niego gapiłam. Potarł nos, a ja pomyślałam sobie, że tak musiał wyglądać, gdy był małym chłopcem.
Zamrugałam powiekami i uciekłam do niego spojrzeniem. Powinnam czuć radość i ulgę, że zgodził się na rozmowę, ale było jeszcze coś, co nie dawało mi spokoju. Zastanawiałam się, czy Sasuke wiedział, jak na mnie działa. Czyżby jednak coś do mnie czuł? A może chodziło mu tylko o to, że dzięki mnie miał opiekę?
Mocno przeżyłam jego odejście, więc teraz, gdy znowu był ze mną, nie potrafiłam zadać mu kilku prostych pytań. Cały czas uciekałam od odpowiedzialności. Byłam zadowolona i jednocześnie zaniepokojona, gdy widziałam siedzącego spokojnie na łóżku Sasuke; tutaj w Wiosce, po tym, jak nie było go przez lata. Może i brakowało mi zdrowego rozsądku, ale absolutnie nie potrafiłam sobie wyobrazić życia bez niego. Obiecałam sobie, że nie będę słaba. Nie przy nim. Już nie. Powoli pokonywałam dzielący nas dystans i nie zamierzałam się poddać. Był tutaj, żywy, i to było wszystko, co miało znaczenie.
Postanowiłam się cieszyć drobnymi przyjemnościami, jakie dawała mi jego obecność, przynajmniej dopóki miałam taką możliwość. Nawet jeśli to nie miało być na zawsze.
— Dobrze — wyszeptałam. — Dobrze.
Tak jak poprosił, tak zrobiłam. Usiadłam na taborecie, ale podświadomie zachowałam między nami większą odległość niż wcześniej.
Pisnęłam zaskoczona, gdy wyciągnął rękę i chwycił mocno za brzeg stołka. Zdziwiłam się, widząc jego reakcję, bo sądziłam, że to mu nie przeszkadzało.
— Co ty robisz? — rzuciłam, gdy poczułam, jak próbował go przesunąć.
Siedziałam sztywno. Byłam napięta jak struna, bo przez przypadek jego dłoń dotknęła mojego uda i wręcz czułam przez materiał spodni, jak to miejsce na skórze mnie parzyło. Moje serce przyspieszyło rytmu w jednej nanosekundzie, a krew zaczęła krążyć szybciej w żyłach, przyprawiając mnie o wypieki na twarzy. Niezwykle wątłe, w tej tak szczególnej chwili, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, uparcie nie chcąc oderwać się od podłogi.
— Usiadłaś za daleko — warknął, a w jego głosie pobrzmiewało wyczuwalne zirytowanie. — Będziesz mamrotała pod nosem i nie będę cię słyszał, co mnie tylko zdenerwuje — brzmiał, jakby mi chciał zagrozić, przez co szybko się ocknęłam. Momentalnie podniosłam się z taboretu i przysunęłam go bliżej. Tak, że mogłam oprzeć się ramieniem o materac.
— Tak dobrze?
Skwitował to kiwnięciem głowy.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, patrząc mu prosto w oczy, kompletnie nie spodziewając się, że Sasuke po raz kolejny mnie zaskoczy. Nieco nieśmiało i zaledwie przez krótką chwilę odwzajemnił uśmiech. Ten z pozoru niewinny gest sprawił, że przepłynęła przeze mnie fala radości i aż zadrżałam, czując rozlewające się po moim ciele ciepło. A niech to!, jęknęłam w myślach.
— Jak się przez to czujesz? — zapytałam głosem ochrypłym z nadmiaru emocji i skinęłam głową na jego ramię.
Zaparło mi dech, gdy lekko wzruszył ramionami i przymknął przy tym powieki. Zauważyłam, że z dziecięcą niecierpliwością czekałam na jego odpowiedź. Zastanawiałam się, czy tak jak zwykle mruknie jedno zdanie, czy jednak znowu mnie czymś zaskoczy.
Zachęcenie mnie do pytań sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na duszy. I wzbudziło nadzieję, że z czasem może zacznie mówić więcej.
Czułam, że się rumienię i żeby nie patrzeć mu prosto w oczy, rozglądałam się po łóżku. Na poduszce zostało parę jego włosów. Widząc to, uświadomiłam sobie, że jeszcze kilka lat temu zabrałabym je ukradkiem, a później chowała w odosobnionym, tajemniczym miejscu jak skarb. To byłby taki mój mały kawałek Sasuke. A przechadzając się po Wiosce, patrzyłabym z wyższością na zakochane w nim dziewczyny, bo ja miałam coś, co należało do niego, a one nie.
Przypominając sobie siebie z tamtych lat, chciało mi się śmiać. Teraz trudno mi stwierdzić, czy naprawdę bym tak zrobiła; bardziej pragnęłam mieć jakąś rzecz Sasuke: koszulkę, może nawet chusteczkę. Coś, co przesiąkłoby jego zapachem. Jednak nigdy nie posunęłam się do czegoś takiego. Nie chciałam wyjść na zakochaną wariatkę — wtedy na zewnątrz zachowywałam pozory, wewnątrz niekoniecznie.
♥
Zdziwiła się moim zachowaniem, ale ja również. Nie przypuszczałem, że będzie mnie stać na tak odważny gest wobec niej. Na szczęście, to poskutkowało. Zmusiłem ją, żeby się odezwała, żeby zapytała. Miałem już dość odwlekania tego tematu, tym bardziej że widziałem po niej, że to ją w jakiś sposób ciekawiło.
— Wiesz… początkowo nie przywiązywałem do tego uwagi — zacząłem, zerkając na swoją dłoń. Zauważyłem, że się trzęsła, więc schowałem ją pod pościelą. — Tak naprawdę dopiero tutaj, w szpitalu, dotarło do mnie, co się stało.
Chciałem jeszcze dodać, że byłem sfrustrowany sobą. Swoim kalectwem i tym, że ona się mną opiekowała. Jednak słowa zamarły mi na języku. Nie potrafiłem ich z siebie wyrzucić.
— Czuję się inaczej — próbowałem powiedzieć coś więcej, skoro sam zaproponowałem temat. — To potrafi utrudnić codzienne czynności. I tyle — dokończyłem, odwracając od niej wzrok. Przeliczyłem się. Myślałem, że dam radę powiedzieć jej o wszystkim, co leżało mi na sercu, ale to było trudniejsze, niż mi się wydawało.
♥
Zakuło mnie w środku od tego bezosobowego tonu. Poczułam, jak Sasuke odsuwa się od wszystkiego, co razem osiągnęliśmy. Od emocji, które chyba czuł, chociaż nie potrafił ich wyrazić słowami. Próbował nie pokazać w głosie swojej desperacji, chociaż wydawał się wiedzieć, że nie będę go za to osądzać. Chciałam mu dać do zrozumienia, że wiem, jak się czuł, chociaż nie powiedział mi tego wprost. Nawet jeśli nie znałam szczegółów, to widziałam dostatecznie dużo, żeby rozumieć istotę sprawy.
Tłamsząc poruszenie, odważyłam się powiedzieć:
— Ale szybko się uczysz… — Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się lekko. Miałam okazję obserwować go codziennie i codziennie widziałam postępy. Sasuke coraz sprawniej wykonywał proste czynności, a jeśli nie to mu pomagałam, o ile mi na to pozwolił.
Usłyszałam, że się poruszył, ale nie patrzyłam na niego.
— Być może — szepnął. — Z czasem się przyzwyczaję — powiedział jakby do siebie, a ja w tej chwili podniosłam na niego wzrok. Dostrzegłam, jak wpatrywał się w swoją zdrową rękę. Wyraz twarzy miał nieodgadniony. I było w nim coś, co mnie jeszcze bardziej zaintrygowało. Coś, czego usilnie chciałam się dowiedzieć.
♥
Miałem sobie za złe, że tak długo mi zajęło, zanim w zadowalającym stopniu opanowałem jedzenie jedną ręką. Zawsze lubiłem trzymać miskę z ryżem bądź zupą w lewej, a pałeczki w prawej. Czasami dla ułatwienia używałem łyżki, a teraz musiałem najpierw odłożyć pałeczki, chwycić miskę i wypić jej zawartość. Jedzenie ryby i większych kawałków mięsa również sprawiało mi trudności. Wcześniej jedną dłonią przytrzymywałem sobie płat ryby lub kawał mięsa, żeby nie przesuwał się po talerzu, a drugą, w której trzymałem pałeczki, skubałem kęs. Teraz częściej przystawiałem całą rybę lub kotlet do ust i wgryzałem się w niego.
Początkowo taki sposób jedzenia sprawiał, że czułem się niecywilizowany. Często się brudziłem, coś upuszczałem. Byłem jak cholerne dziecko, które uczy się jeść.
— To jeszcze nic pewnego — zaczęła Sakura, wyrywając mnie z transu.
Spojrzałem na nią, ale uciekła przede mną spojrzeniem. Nerwowo zaczęła się bawić swoimi palcami, co mnie tylko zaintrygowało. Wydawało mi się, że chciała mi powiedzieć o czymś, o czym teoretycznie nie powinna. Nastawiłem ucha.
— Ale gdybyś mógł mieć sztuczną rękę… — wyszeptała. — Protezę, która zachowałaby się podobnie jak twoja własna dłoń. — Podniosła na mnie spojrzenie i aż mnie zmroziło. Patrzyła na mnie z taką nadzieją, że poczułem, że nie mam wyjścia i powinienem się zgodzić. Na wszystko. Że pod żadnym pozorem nie powinienem jej odmawiać.
Zmrużyłem oczy.
— Co masz na myśli? — zapytałem, kierując się czystą ciekawością.
— Razem z Tsunade pracujemy nad sztucznymi ramionami z komórek Hashiramy — powiedziała, na jednym wydechu, co mnie rozbawiło. — Badania trochę potrwają, bo to nie jest łatwe zadanie. Chcemy stworzyć je w taki sposób, żebyście mogli się nimi bez problemu posługiwać. Żebyście mogli ruszać palcami, trzymać w niej rzeczy, a co najważniejsze walczyć.
Słuchałem jej monologu, z czystą radością. Wyrzucała z ust słowa w takim tempie, że mnie to bawiło. Nie znałem nikogo innego, kto by tak potrafił. Zawsze taka była. Gdy miała mi coś przekazać, mówiła szybko i często bez ładu i składu. Chaotycznie. Teraz mówiła jedynie szybko.
Zastanawiało mnie to, czy zachowywała się tak wobec każdego.
Uśmiechnąłem się lekko, ale spoważniałem, gdy zauważyłem, jak rozchyliła usta ze zdziwienia.
— Przepraszam! — pisnęła, zasłaniając usta dłońmi.
Nie rozumiałem, za co mnie przepraszała. Za to, że dostała słowotoku? Nie powiedziałem jej, żeby się zamknęła. Nawet lubiłem, kiedy mówiła o czymś z takim przejęciem. Kiedy tak poważna, bez uśmiechu, zwężała oczy do małych szparek, zakrywając ich zielony kolor, jak gdyby ograniczając swoje pole widzenia do tego, co w tym momencie uważała za ważne, żeby zobaczyć to wyraźniej, przypominała drapieżnika. Tym razem dodatkowo odniosłem wrażenie, że to, na co patrzyła przez zwężone powieki, jednocześnie ją martwiło i cieszyło.
Jednak kiedy się opanowała i jej spojrzenie skrzyżowało się z moim, i zobaczyłem tę jasną zieleń, coś we mnie pękło. Patrząc tak na nią, przyglądając się jej tęczówkom, pomyślałem, że jeśli ktoś zapytałby mnie o ulubiony kolor, odpowiedziałbym zielony.