piątek, 21 grudnia 2018

18. just ignored it

Everyone has an unsolved mystery,
quivering as the wind blows

Z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ciągle miałam przed oczami wyraz jego twarzy, gdy powiedziałam, że zachowuje się inaczej. Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe, a nogi drżały przy każdym kroku. Zastanawiałam się, czemu ta rozmowa tak wytrąciła mnie z równowagi. Dlaczego przypomniałam sobie akurat naszą pierwszą misję poza granicami Konohy — walkę z Zabuzą i Haku? Dlaczego obraz mojej osoby z tamtego wydarzenia pojawił się w moich wspomnieniach niczym błyskawica?
Przez sekundę czułam to wszystko, co wtedy. Zupełnie jakbym przeniosła się w czasie.
Weszłam do toalety i pozwoliłam, by drzwi się za mną zamknęły. Głęboko westchnęłam. Emocje buzowały we mnie w jakiś dziwny sposób. Mogłam zgadywać, co aż tak wyprowadziło mnie z równowagi, ale nie miałam pewności, że podałabym poprawną odpowiedź.
Podeszłam do umywalki i odkręciłam kran. Ręce mi się trzęsły, więc je umyłam, mając nadzieję, że słodki zapach mydła pomoże mi się uspokoić. Ciepła woda spływała mocnym strumieniem, rozpryskując krople dookoła, a ja po prostu się w to wpatrywałam — zupełnie jakby ten widok mnie zahipnotyzował. 
Znowu spanikowałam przy Sasuke. Znowu zachowałam się niedojrzale. Gdyby ktoś zobaczył mnie z boku, zapewne pomyślałby sobie o mnie, że jestem strasznie dziecinna. To nawet nie byłoby obrazą. Miałam świadomość swojego zachowania, jednak w wielu sytuacjach nie potrafiłam nad sobą zapanować. Gdybym powiedziała o tym Ino, zapewne kazałaby mi się stuknąć w czoło: co ty wyprawiasz? Ogarnij się, Sakura. Jak możesz być taka głupia? Wręcz słyszałam jej głos w mojej głowie. Narzekałaby na mnie i na moje zachowanie. Nawet nie próbowałaby mnie zrozumieć. Powiedziałaby swoje, jakby znała się na wszystkim najlepiej i tyle, bo przecież każdy człowiek jest mądry, dopóki jakaś sytuacja nie dotknie go bezpośrednio — oceniają bez żadnej próby wczucia się w sprawę drugiej osoby. 
W tej chwili czułam do siebie jedynie niechęć. Nie chciałam być taka. Nie chciałam panikować i odwalać Sakurę za każdym razem, jak Sasuke mnie czymś zawstydzi lub zachwyci. Zakochałam się w nim w dzieciństwie i początkowo skupiałam się tylko na tym, by zwrócić na siebie jego uwagę. Przekładałam swoje uczucia do niego, a także próby zdobycia go ponad wszystko inne. Każdy jego gest lub słowa skierowane w moją stronę sprawiały, że buzowała we mnie euforia. Zachwycałam się tym tak bardzo, że zapomniałam o świecie. Pragnienie, żeby odwzajemnił moje uczucia, było tak silne, że posunęłam się nawet do tego, by zerwać swoją przyjaźń z Ino. Sprawiłam, że powstała między nami zaciekła rywalizacja o serce Sasuke.
I chociaż starałam się nie być egocentryczna i nie wyolbrzymiać, przez tyle lat nie potrafiłam tego z siebie wyplenić. Instynktownie w takich sytuacjach ta dziecięca Sakura przejmowała moje myśli i ciało. Mogłam z całych sił próbować zachowywać się przy nim normalnie, ale uczucia do niego czasami mnie przerastały. Za każdym razem, gdy mnie odrzucał, z frustracji i wstydu uciekałam — tak jak i teraz. W dzieciństwe wyładowywałam swoje negatywne uczucia poprzez uderzanie pięścią w drzewa, później wyżywałam się na Naruto, a teraz… zachowywałam się żałośnie.
Wszystko wynikało z pragnienia, żeby był szczęśliwy. Nawet kosztem mojego zdrowia. Odkąd obudziłam się w szpitalu, każdy kolejny dzień był mieszaniną nerwów, potwornego stresu, obaw i wielu innych czynników, które negatywnie wpływały na mój stan — mało jadłam, nie przesypiałam nocy. Teraz patrząc na siebie, mogłabym rzecz, że cudem przetrwałam tamte dni. Od czasu, gdy Sasuke znalazł się w szpitalu, zaczęło być lepiej, ale nadal byłam znerwicowana, chociaż nie chciałam się do tego przyznać. Tsunade i Shizune kilka razy zwróciły mi uwagę, że wyglądam na zmęczoną, ale ciągle zaprzeczałam. Unikałam urlopu, bo nie byłam w stanie zostawić go samego. 
Osuszyłam dłonie, a potem spojrzałam na swoją twarz w małym lustrze, próbując przekonać siebie, że spotkania z Sasuke mnie nie ruszają. Bynajmniej. Ciągle się trzęsłam i oddychałam szybko. Zdecydowanie za szybko, bo czułam, jak zaczyna mnie boleć klatka piersiowa. Do tego gardło miałam suche niczym Sahara i kręciło mi się w głowie.
Wyszłam z łazienki i usiadłam na krześle w korytarzu, prawie przewracając te stojące obok. Nie myślałam o tym, że ktoś mnie zobaczy w takim stanie. Bardziej przejmowałam się tym, dlaczego tak zareagowałam. Dlaczego znowu straciłam kontrolę? Myślałam, że będzie lepiej, ale coś w tej dziwnej wymianie zdań uderzyło we mnie. Krótkie słowa trafiły w mój czuły punkt.
Wmawiałam sobie, że powinnam czuć ulgę, a nie panikę. Powinnam się cieszyć, nie histeryzować. Teraz, cokolwiek by się nie działo, Sasuke był tutaj — żył i oddychał. Do tego wszystkiego mi zaufał. Może nie tak, jak to sobie zawsze wyobrażałam, ale w kwestii swojego zdrowia, owszem. Powierzył mi siebie. Powiedział: zaufam każdej twojej decyzji. To znaczyło dla mnie o wiele więcej, niż jego przepraszam w Dolinie Końca. 
Zrobiłam serię głębokich wdechów przez nos i wydechów przez usta. Kurczowo trzymałam zaciśniętą dłoń na materiale bluzki, tuż nad mostkiem, jakbym wierzyła, że to mi w czymś pomoże. Czekałam, aż kłujący ból powoli ustanie. Z medycznego punktu widzenia moje zachowanie było idealnym przykładem napadu paniki: palpitacje serca, ból w klatce piersiowej, duszność, suchość w jamie ustnej, drżenie ciała, a nawet uderzenia gorąca i zawroty głowy. 
Pochyliłam się i schowałam twarz w dłoniach. Powinnam się cieszyć, upomniałam się w myślach. Miałam możliwość bycia przy Sasuke przez ostatnie dni. Podczas leczenia jego ran pod palcami mogłam wyczuć bicie serca. Puls. Czułam go. Miałam namacalny dowód na to, że był w Wiosce i żył. To na tym powinnam się skupić.
Podniosłam się z krzesła. Wygładziłam dłońmi bluzkę, opuszkiem kciuka otarłam kąciki oczu i delikatnie poklepałam się po twarzy. Nie mogłam się tak zachowywać. Musiałam się w końcu ogarnąć. Stawić czoła swoim uczuciom i Sasuke. Być cierpliwa i nie wymagać od niego zbyt wiele. To, że dla mnie coś było normalnie, nie znaczyło, że dla niego również. Na krótki czas chciałam zachować swoje uczucia do Uchihy dla siebie, wątpiąc, że mi się to uda.
Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam kilka kroków do przodu. Starałam się rozchodzić swoje nerwy, bo od środka trochę mnie nosiło. Kiedy drżenie ustało, a kołatanie serca nie było już tak nieprzyjemne, złapałam za klamkę od drzwi. Otworzyłam je ostrożnie, jakbym jeszcze analizowała to, czy dobrze robię. 
Przekraczając próg, opuściłam głowę. Chciałam schować wypieki na twarzy pod włosami, więc niezgrabnie sięgnęłam ręką do tyłu i rozpuściłam je. 
Zamknęłam za sobą drzwi i zerknęłam w kierunku Sasuke. Starałam się nie pokazać po sobie ani zdenerwowania, ani zażenowania — albo może właśnie przeciwnie nie powinnam tego ukrywać? Za to nauczyć się nosić swoje zmagania jak medal i się ich nie wstydzić?
Patrzył się na mnie bez wyrazu, jakby czekał, aż coś powiem. Nie zrobiłam tego. Nie potrafiłam. Nieznacznie kiwnął głową, odwracając się do mnie tyłem. Mięśnie jego pleców się napięły, a pięść zacisnęła i otworzyła. Zauważyłam, że ciężko westchnął, chociaż tego nie usłyszałam. Zamknęłam oczy, a całe moje ciało napięło się niczym struna.
— Wróciłaś. — Jego cichy głos przeszył mnie niczym błyskawica. 
Otworzyłam gwałtownie oczy, jakbym została wyrwana z głębokiego snu. Słowo wypowiedziane przez Sasuke nie było stwierdzeniem. Ton, jakiego użył, sugerował mi zdziwienie, może nawet niedowierzanie.
— Tak — potwierdziłam. Z frustracją przeczesałam palcami włosy i związałam je szybko w kitkę, gdy poczułam, jak zdenerwowanie mnie opuszcza. Kiedy się odezwałam, mój głos był cichy i spokojny. — Przepraszam — zaczęłam. — Przepraszam za moje zachowanie. 
Odchylił się na łóżku, zasłaniając oczy ręką. Wziął wdech. Chwilę się zastanawiał, od czego zacząć albo jak zacząć. W końcu jednak wzruszył tylko ramionami i odwrócił głowę do okna. Przez moment stałam w miejscu i po prostu na niego patrzyłam, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. 
Znowu.
Naprawdę chciałabym nas zrozumieć. 
Poznać Sasuke na nowo, jako człowieka, który nie dał się pochłonąć nienawiści, lecz jako mężczyznę, którego kocham.
Czułem na sobie jej wzrok przez dłuższą chwilę i z ledwością wstrzymywałem się, żeby na nią nie spojrzeć. Korciło mnie, by zobaczyć jej oczy, wyraz twarzy. Zastanawiałem się, czy był on choć w części podobny do jej dziecinnego zawstydzenia. Ciekawiło mnie, jak wygląda w momencie, gdy jest przyparta do muru. 
Ocknąłem się z tych myśli, gdy usłyszałem kroki. Dreptała z miejsca na miejsce i coś przygotowywała. Zerkałem na nią co chwila, jakbym nie mógł się powstrzymać. Być może z ciekawości sprawdzałem, co robi albo po prostu chciałem. Byłem spokojniejszy, gdy się jej przyglądałem. Skupiałem wzrok na drobnych rzeczach: na tym, jak zaczesywała luźne kosmyki włosów za ucho, jak w zdenerwowaniu przygryzała wargę. 
W tych rzadkich chwilach, które spędzałem sam, zastanawiałem się nad swoimi winami. Miałem tak dużo czasu, że spokojnie mogłem zastanowić się nad każdą popełnioną zbrodnią. I gdzieś między tymi wszystkimi myślami przetaczała się ona. W samym środku moich wspomnień z różnych okresów, wydarzeń była Sakura: płacząca, śmiejąca się, zarumieniona.
Starałem się to wszystko zrozumieć. Nie sądziłem jednak, że będzie to dla mnie takie trudne. 
Zaskoczyła mnie swoim wyjściem i zrozumiałem, że nie lubiłem, gdy tak robiła. Nie miałem pojęcia, czy czuła się zbyt przytłoczona rozmową ze mną, czy po prostu mną. Nie wiedziałem też, czy wróci, co sprawiało, że czułem się trochę niepewnie. Chociaż mnie irytowała, mogła mówić, ile tylko dusza zapragnie, oby tylko nie zrezygnowała ze swojego obowiązku. 
Zmrużyłem oczy. Nie podobała mi się ta myśl. Zacząłem być podejrzliwy wobec siebie samego. Dlaczego niby miałbym nie chcieć, żeby zrezygnowała z odwiedzin? Żeby przestała się mną zajmować? Byłem zaskoczony, jak bardzo imponowały mi jej umiejętności — tak sobie to tłumaczyłem. Wiedziałem, że przede mną długa droga, zanim zrozumiem siebie: swoje uczucia i odczucia.
Odwróciłem wzrok i skupiłem się na widoku za oknem, by okłamać swoje myśli. Kącik ust mi zadrżał w rozbawieniu. Prymitywne, pomyślałem i pokręciłem głową. Nawet bez użycia Sharingana byłem w stanie wyczuć pilnujących mnie z ukrycia strażników. Czasami nawet, tak ja teraz, wystawiali się na zasięg mojego wzroku. Zastanawiałem się, czy są po prostu tak głupi, czy robią to specjalnie i chcą, żebym ich widział. Żebym wiedział, że mają na mnie oko. 
Stawiałem jednak na tę pierwszą opcję.
Naliczyłem trzech pilnujących mnie shinobich. Co było dziwne, bo zawsze wyczuwałem czterech. Dzisiaj rzucali się w oczy bardziej niż zwykle i trochę mnie to zastanawiało. Rozejrzałem się po okolicy, ale mieszkańcy, którzy spacerowali ulicami obok szpitala, wydawali się w ogóle ich nie zauważać.
Przygryzłem dolną wargę. Ponownie przeskanowałem wzrokiem okolicę. Nawet nie będąc w pełni sił, potrafiłem wyczuć ich czakrę i dokładnie wskazać miejsce, w którym się chowali: jeden w koronie drzewa, drugi używając jutsu podmiany znajdował się zaraz przy ogrodzeniu, trzeci był trochę dalej, obserwował mnie z budynku naprzeciwko. Przymknąłem oczy i wyczułem jeszcze jedną obecność, mniej wyraźną niż pozostałe, co mogło świadczyć o tym, że chociaż jeden z nich się stara. Czwarty shinobi stał na dachu budynku szpitala. Prostopadle do mojej sali.
— Jest ich czterech — stwierdziłem, zerkając przelotnie na Sakurę. 
Haruno upuściła jakiś metalowy przedmiot, który z brzękiem opadł na podłogę. Instynktownie odwróciłem się w jej stronę. Spojrzała na mnie, jakby wystraszona, gdy schylała się po przedmiot, ale zaraz uciekła wzrokiem w bok. Wyraz jej twarzy i oczy zdradziły mi, że nie spodziewała się takiego wyznania z mojej strony. Jednak równie dobrze prędzej czy później mogła się go spodziewać.
Skupiłem wzrok na metalowej tacce, którą chwyciła w swoje drobne palce. Zastanawiałem się, o czym Sakura wie. Czy miała jakieś informacje, które dotyczyły mnie?
— Sasuke — wyszeptała, stojąc do mnie plecami. W jej głosie pobrzmiewało niezdecydowanie. — Jak długo… — zaczęła, ale coś nie pozwoliło jej dokończyć zdania. 
Zrozumiałem, co miała na myśli. 
— Od początku — odpowiedziałem.
Usłyszałem szum wody. Sekundę później zauważyłem, jak obmywa tackę w zlewie, a następnie osusza papierowym ręcznikiem. Po chwili gwałtownie się odwróciła i patrzyła na mnie w milczeniu, zbierając myśli. 
— Rozumiem — odparła, ale nie dodała nic więcej. Zacisnęła usta. Patrzyła na podłogę z lekkim zażenowaniem. Podniosła wzrok, ale wciąż miała spuszczoną głowę, gdy spróbowała, zapytać: — Przeszkadza ci to?
Zmrużyłem oczy i wzruszyłem ramionami. 
— Niekoniecznie. Są słabi — mruknąłem z wyrzutem. — Z łatwością wyczuwam ich czakrę. — Uniosłem swoją prawą dłoń i obróciłem ją, przyglądając się jej dokładnie z każdej strony. — Dopóki nie próbują mnie zaatakować…
— Nie zrobią tego — wtrąciła nagle, co wybiło mnie z rytmu. Jej głos był pełen zdecydowania, a ogień, który dostrzegłem w oczach, wręcz wypalał we mnie przekonanie, że mówiła prawdę. 
Po raz pierwszy zapragnąłem pociągnąć naszą rozmowę dalej. Chciałem zapytać, dlaczego pilnują mnie akurat tam. Dlaczego nie ma nikogo pod moimi drzwiami lub w pokoju? Później zrozumiałem, że obok mnie była Sakura, a jej częste wizyty o czymś świadczyły. Sprawdzała co ze mną minimum co dwie godziny. Nawet gdy spałem, słyszałem jej ciche kroki. Gdy podchodziła bliżej, miękkie podeszwy jej butów popiskiwały nieznacznie na starym linoleum. Kiedy się pochylała, do mojego nosa docierał kwiatowy zapach jej perfum. Dotykała mojego ramienia i wypowiadała moje imię, chcąc mnie obudzić. Gdy nie odpowiadałem, potrząsała moją ręką, następnie wodziła palcami po włosach i wołała mnie nieco głośniej. Ciągle mnie sprawdzała.
Sasuke mnie zaskoczył. Zawsze był spostrzegawczy i uznałam, że to kwestia czasu, zanim zauważy, że ktoś go obserwuje. Prawdopodobnie domyślał się nawet więcej, niż przypuszczałam. Widziałam po nim, że to go ciekawiło, że chciał wiedzieć, a ja chciałam mu o tym opowiedzieć. Tyle że nie mogłam, a raczej nie powinnam. 
— Sasuke — zaczęłam, nawet nie zastanawiając się na tym, co chciałabym mu powiedzieć. 
Uniósł rękę i przeczesał nią włosy. Zwróciłam uwagę na jego unoszącą się klatkę piersiową, a potem zauważyłam, jak przymknął oczy i pokręcił głową.
— Darujmy to sobie — mruknął, lustrując mnie surowym spojrzeniem.
Gdy usłyszałam jego słowa, poczułam niewyobrażalną ulgę. Zupełnie jakby ktoś zdjął mi ciężar z ciała. 
Posłałam mu wymuszony uśmiech i pomyślałam, że chociaż Sasuke czasami był bezczelny, arogancki to jednocześnie miałam wrażenie, że okazuje mi jakiś rodzaj szacunku. A co najważniejsze wydawał się w tym wszystkim zupełnie szczery.
Szczery. 
Mimowolnie drgnął mi kącik ust.
Gdybym kiedyś musiała opisać go jednym słowem, to nie byłoby właśnie ono. Sasuke był jeszcze trochę zagubiony, ale o wiele spokojniejszy. Kiedy przypomniałam go sobie za czasów Akademii, to zawsze gdzieś w głębi duszy czułam, że jego pozorna doskonałość to część pozy. Jakby przywykł do mówienia i robienia tego, co należy, ale nie w pełni się z tym utożsamiał. Jakby nieustannie grał wyuczoną rolę. Tylko po to, by ukryć swoje prawdziwe uczucia.

Następnego dnia.
— Masz ochotę na coś konkretnego, żebym ci przygotowała na jutro? — zapytałam, siadając obok na drewnianym taborecie. 
Dzisiejszy dzień był zdecydowanie mniej emocjonalny niż wczorajszy, co mnie cieszyło. Sama też starałam się zachować przy Sasuke poważniej, jednak bez przysłowiowego kija w tyłku. Po prostu rozmawialiśmy mniej i chyba bardziej zwracaliśmy uwagę na wypowiadane słowa. Wydawało mi się, że tak jest lepiej. Nie było takiej niezręczności, gdy następowała między nami cisza. 
— Zjem wszystko, oby tylko nie było słodkie — odparł, odwracając twarz.
Przewróciłam oczami, mając nadzieję, że tego nie zauważył i dotknęłam jego ramienia. Rano wyznał mi, że w nocy czuł w nim palący ból. Starałam się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by następną mógł przespać spokojnie, ale obawiałam się, że to nie wystarczy i, że leki przeciwbólowe mogą być za słabe.
— I bez natto — wtrąciłam z lekkim uśmiechem na ustach. 
— Tak — odpowiedział. 
Odniosłam wrażenie, że kącik jego ust uniósł się ku górze. Lubiłam, gdy tak robił. Na sekundę znikała jego poważna postawa i pojawiało w niej się coś subtelnego, chłopięcego.
Spuściłam od razu głowę, chowając policzki pod kaskadą włosów. Czułam pieczenie na twarzy i bałam się pokazać mu w całej okazałości. Zbyt często się przy nim rumieniłam. Podczas leczenia wielokrotnie czułam na sobie jego wzrok. Zaczęłam do niego przywykać, może nie tak bardzo jakbym chciała, bo nadal było w nim coś, co mnie peszyło, ale czasami było ono bardziej znośne. Takie subtelne.
— Skończyłam! — powiedziałam, gdy zabandażowałam mu ramię. — Zostawię ci środek przeciwbólowy w razie, gdybyś w nocy znowu nie mógł spać — wyjaśniłam. — I dziękuję, że mi powiedziałeś — dodałam cicho.
— Miałem mówić, to mówię — prychnął pod nosem, a potem z nostalgiczną miną przesunął palcami po swoim przedramieniu. Widząc to, dotarło do mnie, że tak naprawdę nigdy nie pytałam, jak się czuł w związku ze stratą ręki. Nie rozmawialiśmy o tym. Chociaż być może powinniśmy?
Otworzyłam usta, ale zaraz szybko je zamknęłam. Nie chciałam być wścibska. Niektórzy ludzie nie lubią prywatnych, intymnych pytań. Sasuke był jednym z nich. Nie powinnam więc go męczyć, pomyślałam.
— Powiedz, co masz do powiedzenia — mruknął nagle cichym i gardłowym głosem.
Prawie wyskakując ze skóry i ryzykując upadek z taboretu, szybko cofnęłam się, by spojrzeć na niego szeroko otwartymi oczami. 
— Słucham?
— Widzę, że chcesz coś powiedzieć. — Odsunął rękę i położył ją na pościeli, zaciskając na niej swoje palce. 
Pokręciłam głową i skubnęłam palcami brzeg bluzki.
— To nie tak — tłumaczyłam się. — Po prostu się zamyśliłam. 
Wzruszył brwiami i odwrócił ode mnie głowę.
Nie miałem zamiaru na nią naciskać, jeśli sama nie chciała nic powiedzieć. Ale widziałem to po niej. Wiedziałem, że była ciekawa. Jej wyraz twarzy mówił o niej więcej, niżby przypuszczała: jak się z tym czujesz, Sasuke? Prawie słyszałem w głowie jej zmartwiony głos — ciche, współczujące słowa. 
Nie rozmawiałem z nikim wprost o moim straconym ramieniu. To zawsze był temat czysto medyczny albo unikany — takie odnosiłem wrażenie. Początkowo założyłem, że Sakura będzie mnie o nie wypytywała przy każdej nadarzającej się okazji, ale tak nie było.
Widząc wyraz jej twarzy, miałem wrażenie, że dopiero to sobie uświadomiła. Sakura zbyt długo mi się przyglądała, co zaczęło być dla mnie nieco podejrzliwe. Dostrzegłem, jak próbowała coś z siebie wykrztusić, bo jak zwykle z nerwów skubała materiał bluzki i uciekała ode mnie spojrzeniem. 
Przewróciłem oczami. Nie chciałem o tym rozmawiać, ale jeśli by zapytała, odpowiedziałbym. To nie był dla mnie temat tabu, jedynie utrudnienie. Byłem ograniczony ruchowo i nie wiedziałem, ile potrwa przyzwyczajenie się do takiego stanu. Co ważniejsze utrata kończyny nie przeszkadzała mi w osiągnięciu wystarczającej siły, by w przyszłości pokonać Naruto. By ukończyć swój życiowy cel. Nie zamierzałem stać się kolejnym kalekim, emerytowanym shinobi. Miałem plany…
Sasuke spojrzał na mnie łagodnie, a potem westchnął — nie tak jakby był zirytowany, ale jakby próbował się odprężyć. Później leniwie przeczesał dłonią włosy i znowu odetchnął w taki sam sposób. Nie wiedziałam dlaczego, ale to sprawiło, że coś we mnie pękło, jakbym nagle coś sobie uświadomiła. 
Mimowolnie rozszerzyłam ze zdziwienia oczy i bezwiednie rozchyliłam usta, ale zaraz szybko je zamknęłam. Potem przełknęłam ślinę, a następnie przesunęłam dłońmi po udach, próbując uspokoić swoje myśli.
Chciałam być przy nim normalna. Bez nadmiernego entuzjazmu, strachu, że zrobię coś nie tak. Bez tego zbędnego rozemocjonowana i przejmowania się głupotami. Nie miałam jedenastu lat, a siedemnaście. Nie byłam małą płaczliwą dziewczyną, a silną kunoichi. Potrafiłam walczyć o swoje, więc dlaczego miałabym polec tutaj. Chociaż myślałam, że dorosłam, obecność Sasuke to zanegowała, a ja musiałam udowodnić sobie, że to nieprawda i jestem w stanie zachować przy nim zimną krew. 
Zamrugałam powiekami i odetchnęłam głęboko, przesuwając dłońmi po twarzy. Koniec z tym, powiedziałam do siebie w myślach, jakby miało mi to w czymś pomóc. Chciałam podjąć ryzyko, chciałam go wesprzeć, pokazać mu, że może na mnie polegać.
Kiedy odsunęłam ręce, spojrzałam na niego niepewnie. Byłam zdziwiona jego łagodnym wyrazem twarzy. Wyglądał tak, jakby próbował mnie zachęcić do pytań.
— Sasuke — zaczęłam nieco zawstydzona. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i zacisnęłam dłonie w pięści, po czym przycisnęłam je do kolan. W duchu modliłam się, żeby mi się udało. Chciałam wykonać ten krok nie dla Uchihy, ale dla siebie. 
— Po prostu zapytaj — rzucił, jakby znudzony czekaniem, a potem zerknął na kikut po swoim ramieniu.