I wish to tell you this right away,
but my trembling wouldn't stop,
and my heart, with the worst timing,
is now screaming at me to run away
Dwa dni później Naruto został wypisany ze szpitala. Mógł opuścić placówkę wcześniej, ale Tsunade chciała zatrzymać go dłużej na obserwacji. Jak sama powiedziała: wolała dmuchać na zimne. Przyznałam jej rację i mogłam znaleźć co najmniej kilka powodów, przez które tak zadecydowała. Uzumaki po wojnie stał się wyjątkowo ważny dla naszej społeczności. Patrząc wstecz i przypominając sobie, jak go kiedyś traktowałam, robi mi się głupio. Pomiatałam nim, uważałam za idiotę, który niczego w życiu nie osiągnie — teraz zapewne nie tylko ja pluję sobie w brodę.
Cieszyłam się, widząc, jak przepełniała go energia. Organizm Naruto był nieporównywalnie bardziej wytrzymały niż Sasuke. W okamgnieniu odzyskał siły; po ranach nie było ani śladu i on sam mówił, że czuje się wyjątkowo dobrze. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co by było, gdyby Kyuubi nie był zapieczętowany w jego ciele. Uzumaki nie raz otarł się o śmierć i czasami jak zamykałam oczy, i wspominałam, mogłam poczuć ten paniczny strach i niezłomną walkę o jego życie. Naruto nie wiedział, jak bardzo pragnęłam, by ta obawa o niego w końcu zniknęła.
Problemem natomiast były ciągłe plotki na temat Uchihy. Miałam wrażenie, że co druga pracująca w szpitalu osoba, miała na ten temat coś do powiedzenia. Znalazło się wielu ekspertów w tej sprawie i nawet sama Hokage doświadczyła przez to niemałych nieprzyjemności. Jednak jakimś cudem udało się sprawić, że pogłoski trochę przycichły.
Sprawcą całego zamieszania była Ameno. Nie zdziwiło mnie to, bo samo jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Kiedy mijałam ją na korytarzu, czułam się tak, jakby spojrzeniem wierciła mu dziurę w ciele. Próbowałam ją ignorować. Starałam się nie oceniać jej zachowania i nie dociekać, jakie miała motywy. Jednak nie byłam w stanie tego zignorować i razem z Shizune przeprowadziłyśmy małe, prywatne śledztwo. Jeszcze tego samego dnia zaskoczyła nas informacja o tym, że Tsunade zawiesiła ją na dwa tygodnie. Chyba już dawno nic nie uradowało mnie bardziej. Poczułam wtedy takie wewnętrzne zwycięstwo. Bo w końcu, chociaż na chwilę, będzie spokój.
Trochę się myliłam. Usunięcie jednej osoby nie sprawiło, że ludzie przestali rozmawiać o Sasuke. Myślałam, że brak strażników przy drzwiach do jego pokoju nie wzbudzi żadnych podejrzeń, ale cała ta sytuacja pokazała mi, że się przeliczyłam.
Zanim Sasuke zasłabł w celi, planowaliśmy z Piątą i Ibikim przeniesienie go do szpitala. Początkowo Senju i ja byłyśmy przekonane, że ludzie będą mniej rozmawiać na temat Uchihy, jeśli ktoś będzie go pilnował. Ale czy na pewno? zapytałam ją wtedy. Ciężko było przewidzieć działania pielęgniarek i mieszkańców wioski, gdyby na korytarzu stało co najmniej dwóch joninów. Taka sytuacja byłaby zbyt oczywista, a plotki by się nasiliły.
W tym pokoju jest ktoś ważny. Pewnie ten zdrajca. Przetrzymują go tu. Leczą go — mówiliby. Chciałam uniknąć tych pogłosek, Hokage również.
Gabinet Hokage. Późne popołudnie. Kilka godzin przed zasłabnięciem Sasuke.
Senju syknęła i zagryzła paznokieć. Widziałam po jej minie, że była sfrustrowana. W tej sytuacji ciężko było znaleźć złoty środek — rozwiązanie, które pasowałoby każdemu i nie sprawiłoby nam problemów.
— Rozgłos przysporzy mi kłopotów — jęknęła, mocno marszcząc brwi. — Dwóch joninów pilnujących Sasuke… to będzie zbyt oczywiste — powiedziała i przysunęła dłonie do czoła, po czym westchnęła. — A naprawdę myślałam, że to będzie dobre rozwiązanie.
— Nie możemy go zostawić bez nadzoru. — Ibiki uparcie trzymał się swojego zdania. W jego głosie pobrzmiewało niezadowolenie, a zaciśnięte szczęki i napięta postura wzbudzały we mnie lekki strach. Morino wyglądał na sfrustrowanego tą sytuacją i z jakiegoś powodu nie chciał odpuścić. Mogłam mieć jedynie podejrzenia, dlaczego się tak zachowywał… może ktoś mu kazał? Nie chciałam wywoływać dodatkowych kłótni, więc o to nie pytałam. Uznałam, że w tej sytuacji, niektóre sprawy warto zachować dla siebie. Jednak z drugiej strony takie zachowanie u niego nie było niczym wyjątkowym. Nie lubił Uchihy i mu nie ufał, i być może właśnie to powodowało jego zgorzkniałość.
Całej naszej trójce udzielały się nerwy. Od ponad godziny przebywaliśmy w pokoju Tsunade i dyskutowaliśmy o tym, jak sprawić, by mieszkańcy nie dowiedzieli się o obecności Sasuke w szpitalu. Na początku konwersacji było dla nas logiczne, że Uchiha będzie miał ochronę, ale z każdym słowem, z każdą minutą ten pomysł wydawał się po prostu zły.
— Ochrona będzie zbyt widoczna. To się nie uda, Ibiki — mruknęła, piorunując go spojrzeniem. — Im więcej o tym myślę... — zamilkła na chwilę — … to zły pomysł — dokończyła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Morino prychnął, a ja odetchnęłam głęboko, chcąc rozproszyć zdenerwowanie. Miałam wrażenie, że tak naprawdę to ja przejmowałam się tą sytuacją najbardziej. Dla nich Uchiha był kolejnym kłopotem. Ja pragnęłam tylko jego dobra. W końcu to był Sasuke — mój przyjaciel, kompan… ukochany. Nie potrafiłam znieść jego pobytu w więzieniu. Chciałam, żeby w szpitalu wyzdrowiał i czuł się bezpiecznie.
Szukałam rozwiązania. Myślałam, co mogłabym zrobić, żeby mu pomóc, ale żaden logiczny pomysł nie przychodził mi do głowy.
— Musimy mieć na uwadze to, że jeśli wieści o tym, że Sasuke jest tutaj — wskazała palcem na podłogę, podkreślając swoją wypowiedź — rozejdą się po świecie, jego życie będzie zagrożone.
Przewróciłam oczami, gdy to powiedziała. Przypomniałam sobie te chwile upokorzenia, tę nerwową rozmowę, bo Senju chciała wykonać na Sasuke Tenro, a co najgorsze… prawie doprowadziła do jego śmierci. Celowo bądź nie.
— Daruj, Sakura — zrugała mnie, upominająco stukając paznokciem w biurko.
Wzdrygnęłam się, słysząc jej głos. Nie zarejestrowałam chwili, w której na mnie spojrzała.
Wzruszyłam niezgrabnie ramionami i przytaknęłam. Niech myśli, co chce, pomyślałam. Wybaczyłam jej i doceniałam, że od tamtej rozmowy aktywnie włączała mnie do wszelkich dyskusji o Sasuke, ale nigdy nie zapomnę, jak mnie we wspomnianej sytuacji potraktowała.
Westchnęła ociężale, a potem ponownie postukała paznokciem w biurko, jakby zastanawiała się nad resztą swojej wypowiedzi. Zauważyłam to po tym, jak na przemian otwierała i zamykała usta.
— Jeden shinobi z Wioski Ukrytej w Chmurach — chrząknęła — został złapany kilka godzin temu za bramą Konohy — poinformowała w końcu zmęczonym głosem, a potem schyliła głowę, chowając twarz w dłoniach.
Zamurowało mnie. Bezwiednie zerknęłam na Ibikiego i zauważyłam, że jego też. Wiedziałam, że Sasuke może zostać zaatakowany, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Mogłam się jedynie cieszyć, że próba się nie powiodła. I chociaż informacja była świeża, całkowicie rozumiałam, dlaczego Piąta chciała utrzymać ją w sekrecie. Gdyby wyszła na jaw, prace nad pokojem między wioskami mogłyby lec w gruzach.
Morino prychnął coś niewyraźnie pod nosem. Brzmiało to, jak przekleństwo; jakiś wyraz niezadowolenia.
— A może — odezwałam się mało sugestywnie. Kiedy byłam pewna, że mam ich atencję, kontynuowałam: — Zamiast stawiać shinobich pod drzwiami — nerwowo skubnęłam brzeg bluzki — przenieśmy Sasuke w takie miejsce, do którego tylko upoważnieni będą mieli wstęp — zaproponowałam. — A jeśli konieczne jest, by ktoś go pilnował… niech to robią z ukrycia — powiedziałam pełnym nadziei głosem.
Morino zmrużył oczy, a mięśnie na jego twarzy wyraźnie się napięły. Tsunade natomiast zerknęła w bok i wyglądała, jakby nad czymś myślała. Po chwili uśmiechnęła się lekko i usiadła prosto. Przez ułamek sekundy odniosłam wrażenie, że zauważyłam błysk w jej oku.
— Mój pokój — wyszeptała jakby do siebie. Razem z Ibikim spojrzeliśmy na nią z konsternacją. Tsunade widząc nasze miny, szybko wytłumaczyła: — W szpitalu jest pokój, do którego tylko ja mam dostęp i czasami Shizune — powiedziała. — Przed atakiem Paina, trzymałam tam ważne dokumenty. Po odbudowaniu szpitala zostały one przeniesione do podziemi, ale jeden z pokoi nadal należy tylko i wyłącznie — podkreśliła — do mnie.
Cieszyłam się, że to właśnie mi Piąta przyznała klucz do tego pokoju. Że to właśnie ja będę tą, która zajmie się Sasuke. Dzięki tej decyzji jestem bliżej niego i mam zdecydowanie więcej możliwości niż w więzieniu.
Po rozmowie z Tsunade, gdy zostałyśmy same, nie potrafiłam głośno przyznać, że byłabym zawiedziona, gdyby to był ktoś inny. Te słowa cisnęły mi się na język, zanim usłyszałam jej decyzję. Po prostu samolubnie nie chciałam, żeby dotykała go inna kobieta. Miałam silne poczucie, że jego rany, a także zdrowie są moim obowiązkiem.
Kolejne cztery dni minęły nawet spokojnie. Przez ten czas plotki na temat Uchihy nieco ucichły, ale i tak zdarzyło mi się, że przez przypadek usłyszałam rozmowę pielęgniarek. Rozmawiały o nim głównie młode kobiety — zaciekawione jego reputacją i wyglądem. Dla nich Sasuke był niegrzecznym chłopcem, przed którym chciały się chyba popisać. Ich rozmowy jednocześnie mnie śmieszyły i niepokoiły. Słysząc je, zastanawiałam się, czy przez te lata nieobecności Sasuke zainteresował się jakąś kobietą. Ciekawiło mnie, w jaki sposób nas — kobiety — postrzega. Ale tak naprawdę byłam ciekawa, co myśli o mnie. Czy w ogóle?
Codziennie przynosiłam mu jedzenie. Stało się to na swój sposób moją rutyną. Każdego ranka, przed wyjściem do szpitala starannie przygotowywałam mu posiłek. Zależało mi na tym, żeby był zdrowy i lekki, taki, który pomoże odzyskać siły — z dodatkiem warzyw i owoców na deser.
W ciągu tych sześciu dni zauważyłam poprawę stanu zdrowia Sasuke. Po mniejszych ranach nie było śladów, jedynie po tych większych w przyszłości mogą pozostać niewielkie blizny. Sińce na jego ciele blakły i Uchiha wyglądał o wiele lepiej.
Był poważnie ranny i chociaż nie powiedziałam mu tego głośno, jego obrażenia były gorsze i trudniejsze do wyleczenia niż te Naruto. Nie chciałam mu o tym mówić, ze względu na tę ich wieczną rywalizację. Nie widziałam powodu, żeby Sasuke się nad tym rozwodził lub zadręczał. Zbytnie myślenie nie wychodziło mu na dobre.
Tak samo zachowywałam się wobec Naruto, kiedy jeszcze był w szpitalu. Nie mówiłam mu o stanie Sasuke. Utrzymywałam w tajemnicy to, że się z nim spotykam, że się nim zajmuję. Tylko Tsunade i Ibiki wiedzieli o moich odwiedzinach. No i Kakashi…
Każdego dnia próbowałam rozmawiać z Uchihą. Zagadywałam go, opowiadając o pogodzie, o tym, jak Konoha zaczyna funkcjonować po wojnie. Nawet jak widziałam po nim, że nie był chętny do rozmowy, mówiłam. Robiłam to tylko dlatego, że zauważyłam, jak z dnia na dzień odzywał się coraz rzadziej. Zachowywał się tak, jakby powoli się przede mną zamykał. Nie dawałam jednak za wygraną. Widziałam w tym sens, bo czasami zdawkowo mi odpowiadał. I właśnie w takich chwilach czułam wewnątrz ogromne zwycięstwo i szczęście.
Pocieszałam się myślą, że mogę spędzić z nim trochę czasu czy to w ten, czy inny sposób — to ja byłam do niego przydzielona; i samo to napawało mnie dumą. Miałam nadzieję, że w końcu go złamię i coś się między nami zmieni. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Kiedy myślałam, że robię krok w przód, Sasuke robił dwa w tył.
O ile w celi było nieprzyjemnie, bo byliśmy obserwowani i zamknięci w małej śmierdzącej salce. Każde nasze spotkanie wydawało się być niezręczne — ciche, bo nie rozmawialiśmy za wiele. Tak i teraz teoretycznie nie zmieniło się wiele. Sasuke nie lubił, kiedy mu pomagałam. Chciał być niezależny.
— Jak twoje ramię? — zapytałam.
Pytałam o to codziennie.
— Normalnie.
I codziennie dostawałam taką samą odpowiedź.
Westchnęłam. Przestałam się tym irytować. Wywróciłam jedynie oczami i robiłam swoje. Miałam nadzieję, że jeśli Sasuke zauważy, że nic takim zachowaniem nie zdziała — złagodnieje. Widziałam po nim, że cierpiał i całkowicie to rozumiałam. Może fizyczny ból był mniejszy, ale psychiczny mógł dawać o sobie znać jeszcze przez długi czas.
— Przyniosłam jedzenie. — Postawiłam koszyk na ruchomym stole i przysunęłam go do łóżka. — Dasz radę zjeść sam? — zapytałam, uśmiechając się do niego zadziornie. Ostatnio pozwoliłam sobie na lekkie zaczepki. Przez ten krótki czas zdecydowanie przyzwyczaiłam się do jego obecności i czułam się bardziej swobodnie.
— Skończ z tymi żartami — rzucił jak zwykle. Uśmiechnęłam się w duchu do siebie. Może mi się wydawało, może nie, ale gdy to mówił, kącik jego ust drgnął. Jakby podobało mu się droczenie ze mną.
— Zupa miso z pomidorem. — Zdjęłam wieczko z miseczki, pochylając ją w jego stronę. — Tutaj masz ryż i wędzoną rybę. — Pokazałam kolejno i wręczyłam mu pałeczki do prawej dłoni.
Skinął mi głową. Widziałam, że był wdzięczny, jednak nie dziękował. Usłyszałam od niego to słowo raz, po wojnie. A teraz miałam wrażenie, jakby nie mógł go wypowiedzieć. Jakby się hamował.
Przyglądałam się, jak musnął wargami brzegi pałeczek i zaczął żuć. Dopiero kiedy zwrócił mi na to uwagę, krótkim prychnięciem, zrozumiałam, że bezwiednie się na niego gapiłam. Przeprosiłam i lekko skinęłam głową, po czym się odwróciłam. Musiałam zająć czymś myśli, więc przygotowałam na szafce leki, bandaże i różne maści, które mu pomagały. Stałam tak, dopóki nie zjadł.
Gdy usłyszałam za sobą dźwięk odsuwanego stolika, odwróciłam się i podeszłam do Sasuke. Chwyciłam za plastikową rączkę i przesunęłam mebel dwa metry dalej, żeby nie przeszkadzał. Potem ponownie znalazłam się przy nim i delikatnie dotknęłam jego ramienia. Zrobiłam to w taki sposób, jakby był dzikim zwierzęciem i bałam się, że go spłoszę gwałtownym ruchem.
Zerknął na mnie kątem oka, a potem przymknął powieki, dając mi niemy znak, żebym robiła swoje. Po chwili poczułam na sobie jego intensywne spojrzenie i cokolwiek bym nie zrobiła, nawet na sekundę nie spuścił ze mnie wzroku. Wpatrywał się we mnie z jakąś zawziętością, która powoli zaczęła mnie peszyć.
Początkowo czułem się niekomfortowo z powodu jej dotyku. Zawsze tego unikałem. Najgorzej było, gdy proponowała, że mnie nakarmi. Może uważała, że się ze mną droczy, ale częściej mnie to irytowało, niż bawiło. Kilka razy z ledwością powstrzymałem się, żeby wyrzucić całą tacę z jedzeniem na podłogę. Ze wzburzenia miałem ochotę chwycić za talerz i cisnąć nim mocno w posadzkę. Brak ręki nie robił ze mnie kaleki. Nie chciałem pozwolić, żeby mnie za takiego uznawała. Nie chciałem jej litości.
Te kilka dni były dla mnie wyjątkowo irytujące. Sakura przebywała w moim pokoju tak długo, jak mogła. Wkurzało mnie to, bo czasami chciałem zostać sam — odpocząć, przespać się. Lubiłem momenty, gdy wychodziła, jednak kiedy znikała za drzwiami, czułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Na początku to ignorowałem, ale z każdym dniem stawało się to dla mnie coraz bardziej uporczywe. Nie potrafiłem zinterpretować tego uczucia, a także zrozumieć, dlaczego tak często pojawiała się w moich myślach.
Jej upartość sprawiła, że uświadomiłem sobie jedną rzecz — przy Sakurze czułem się inaczej. Nie wiedziałem dlaczego, ale kiedy była obok odczuwałem ulgę, ogarniało mnie poczucie bezpieczeństwa. Było normalnie.
Delikatnie przesunęła palcami po mojej skórze. Jej dotyk wywoływał u mnie gęsią skórkę, a po jej rumieńcach wiedziałem, że to zauważyła. Prychnąłem cicho, mając nadzieję, że rozwieję jej podejrzenia.
Zmieszana odwróciła głowę, a ja przyglądałem się, jak w skupieniu dba o moje przedramię.
— Myślę, że będę musiał chirurgicznie naprawić ścięgno — powiedziała po chwili z koncentracją na twarzy.
Kącik ust mi zadrżał. Czyli to dlatego czuje dyskomfort i ból, kiedy nim poruszam? zapytałem siebie w myślach.
— Jednak to tylko wstępna hipoteza. Musimy zacząć ćwiczyć twoje mięśnie. Wtedy się okaże. Operacja może w ogóle nie będzie potrzebna — wyjaśniła. Mówiła tak szybko, że słowa prawie się ze sobą zlewały i ciężko mi było ją zrozumieć.
— Zaufam każdej twojej decyzji — odparłem zgodnie z prawdą. Znałem ją. I liczyłem się z jej osądami. W kwestii zdrowia byłem całkowicie zależny od niej. Miała tyle okazji, by mnie skrzywdzić, jednak ani razu żadnej nie wykorzystała — właśnie chyba to sprawiło, że jej zaufałem. A może także nasza przeszłość?
Znieruchomiałam i cofnęłam dłonie. Mrugałam powiekami, jakby coś wpadło mi do oka. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Sasuke powiedział, że mi zaufa. Chciałam zapętlić sobie te słowa i słuchać ich nieustannie. Miałam ochotę wybiec z sali i gnać do domu ile sił w nogach, żeby paść na łóżko, schować twarz w poduszce, krzyczeć i machać nogami z radości. Euforia wybuchła we mnie niczym fajerwerki.
Gdy poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec, bezwiednie przyłożyłam do nich dłonie i pisnęłam. Zobaczyłam wtedy coś zniewalającego. Coś, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej niż słowa Sasuke.
On się uśmiechał.
Lekko, ale dość widocznie. Ten widok był tak przyjemny, że nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. Zazwyczaj panowała między nami cisza. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Uciekałam spojrzeniem przed Sasuke. A teraz…? Byłam zaskoczona i bardzo szczęśliwa. Siedziałam przy nim bez słowa, tak przytłoczona emocjami, że nie wiedziałam, co z tym zrobić. Nie mogąc znieść ich ciężaru, spuściłam głowę, pozwalając, by włosy zakryły mi policzki. Od razu poczułam się lepiej. Chciałam chwilę poczekać, aż poziom endorfin się unormuje i będę myślała w miarę logicznie, nawet jeśli miałoby mi to zająć trochę czasu.
Po minucie podniosłam powoli wzrok, skupiając spojrzenie całkowicie na jego oczach. Chciałam, żeby też to zrobił i w ten sposób pokazał mi przebłysk tego, co teraz myśli. Ale on tego nie zrobił. Wszystko to wzbudziło we mnie niepokojące trzepotanie w żołądku. Jednak to było coś innego niż strach czy niepewność, bo z całą pewnością obezwładniające zaskoczenie minęło. Miałam wrażenie, że tym razem to zachwyt przejął nade mną kontrolę. Widząc jego uśmiech, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym.
— Zachowujesz się… inaczej. — Wzdrygnęłam się, gdy dotarło do mnie, co powiedziałam, i znienawidziłam się w chwili, gdy to zrobiłam. Poczułam kolejną falę gorąca na policzkach i jeszcze większe zażenowanie niż chwilę temu.
Jego uśmiech momentalnie zniknął. Na twarzy znowu pojawiła się surowość i powaga, do których tylko teoretycznie przywykłam. Momentalnie zatęskniłam za jego uśmiechem. Chciałam cofnąć czas.
— Doceniam to Sasuke — wyszeptałam w końcu, próbując się zreflektować i tym razem odnieść do jego wypowiedzi. Chciałam uciec od niego spojrzeniem, ale wytrzymałam je z upartością, o którą nawet się nie podejrzewałam.
Jako kilkuletnia dziewczynka zakochałam się w kimś, za kogo uważałam Sasuke. Jego wizerunek, osobowość — był dla mnie chłopcem, którego nikt nie był w stanie pokonać, przewyższyć — był wzorem.
Założenie, że jest niezniszczalny, rozpłynęło się podczas naszej pierwszej misji do Krainy Fal. Odkryłam wtedy przerażającą prawdę — Sasuke może umrzeć. Że tak naprawdę był ktoś silniejszy od niego, że był podatny na zranienie. Pamiętam tę misję, jako niekończące się nerwy, strach, płacz i panikę — bohaterską walkę przyjaciół i Mistrza Kakashiego. To był koszmar, który nie raz nawiedzał mnie w snach.
— Przepraszam — wyszeptałam i wybiegłam z sali.