What’s important is one thing
Having a dream
Just don't close your heart
— Dlaczego tu jestem? — warknąłem, dotykając drapiącego szpitalnego ubioru. Przeszły mnie dreszcze na myśl, że ktoś mnie przebrał. Do tego nie przypuszczałem, że wytknę nos poza kraty swojej celi, a tym bardziej że znajdę się w szpitalu. — Dlaczego mnie uwolniono? — zapytałem ponownie, domagając się odpowiedzi.
Czekając, skubnąłem palcami brzeg szorstkiego prześcieradła, jakbym chciał przekonać samego siebie, że tu jestem. Dziwnie się czułem w tak sterylnym i chemicznie pachnącym pomieszczeniu. To miejsce mi nie pasowało. Sprawiło, że zacząłem bać się o swój los. Teraz nie miałem pojęcia, co ze mną będzie. Nie wiedziałem, co ze mną zrobią, jak długo tu będę i czy tam wrócę. Byłem przekonany, że pobyt i śmierć w więzieniu było tym, na co zasługiwałem.
— Zasłabłeś w celi — odpowiedziała po chwili. Mimo że siedziała obok mnie i nachylała się nade mną, bardzo słabo ją słyszałem. Zupełnie jakby jej głos brzmiał z oddali.
Na czole poczułem coś zimnego, co zaczęło mnie szczypać, więc się wzdrygnąłem.
— Przepraszam — wyszeptała. — Może trochę szczypać. — Ponownie dotknęła gazą mojej skóry. — Masz na czole kilka zadrapań — wyjaśniła cierpliwie.
Zrozumiałem, że powstały przez mój upadek. Nie wiedziałem, co było przyczyną nagłego ataku kaszlu, lecz nadal odczuwałem jego nieprzyjemne skutki. Bolała mnie klatka piersiowa i kolana, a także, zapewne z powodu zadrapań, piekło mnie kilka miejsc na ciele.
— Pamiętasz, co się stało? — zapytała, zatrzymując się na chwilę i spoglądając na mnie.
Przytaknąłem, nie spuszczając z niej wzroku. Speszyło ją to trochę, bo od razu uciekła spojrzeniem w bok.
— Zacząłem kasłać — odpowiedziałem i zauważyłem, jak spogląda na mnie spod wachlarza rzęs. — Upadłem, zwymiotowałem… — urwałem, kierując wzrok na jej dłonie. Cały czas nerwowo bawiła się palcami. To przyciągało spojrzenie, hipnotyzowało mnie. Nie sądziłem, że tak peszyła ją moja obecność. — ...krwią — dokończyłem po chwili.
— Rozumiem — mruknęła sama do siebie, patrząc się w martwy punkt. Potem chwyciła w dłonie czystą gazę i zaczęła poszarpywać jej brzeg. Miałem wrażenie, że walczyła ze sobą, by o czymś mi powiedzieć.
Przez ostatnie dni nie mogłem znieść odwiedzającej mnie Sakury. Tolerowałem to, bo mi pomagała. Jednak połowa mnie, była zirytowana tym, że to właśnie ona się mną opiekowała. Domyślałem się, że Tsunade zrobiła to specjalnie. Bywałem trudny w obyciu, a Sakura mnie znała. Miała do mnie cierpliwość. Wiedziałem, że zdarzało mi się być dupkiem, ale nie cierpiałem bezradności — nie potrafiłem jej znieść i mnie wkurzała. Nienawidziłem być od kogoś zależny. Zawsze musiałem dbać tylko o siebie. Wbrew pozorom działałem sam. A Sakura tak bardzo chciała mi we wszystkim pomagać.
Zagłówek został nieco podniesiony, delikatne dłonie najpierw dotknęły mojej twarzy, następnie odgarnęły mi włosy.
— Muszę obmyć ci oczy — powiedziała to w taki sposób, jakby pytała o moje pozwolenie. — Przez to, że miałeś je zapieczętowane, możesz mieć problemy z normalnym widzeniem. — Wylała na gazik trochę bezbarwnego płynu. — Po tym — wskazała na biały materiał, lekko go unosząc — wszystko powinno być w porządku — wyjaśniła spokojnym głosem.
Słuchając jej, powędrowałem myślami parę dni wstecz, gdy Sakura pojawiła się w mojej celi. Byłem tak osłabiony, że słyszane głosy wydawały się być echem w mojej głowie, a dotyk, był jak sen na jawie. Z jakiegoś powodu pomyślałem wtedy o niej. Wołała mnie, pamiętałem to. Jednak miałem wrażenie, że to tylko mi się śniło. Gdy zrozumiałem, że to wszystko było prawdą, ogarnęła mnie irytacja. Jej wzrok wyrażał emocje, których nie chciałem u niej widzieć. Byłem zły, że widziała mnie w takim stanie, że walczyła o mnie. Nie wymagałem tego od niej. Sam nie miałem nic do zaoferowania.
— Zamknij oczy — poleciła, wyrywając mnie z transu. Zrobiłem to, ufając jej umiejętnościom.
Pracowała przez chwilę w ciszy. Stała na tyle blisko, że jej delikatny zapach przysłaniał chemiczną woń szpitala, więc odetchnąłem głęboko. Tak znajomy, tak przyjemny...
— Otwórz je i spójrz w górę — poprosiła.
Kilka kropel wpadło najpierw do mojego prawego oka, a później do lewego. Ciecz nieco szczypała. Zamrugałem, czując, jakbym miał pod powiekami papier ścierny. Po sekundzie to uczucie zniknęło. Było lepiej.
— Możesz widzieć jak przez mgłę, bo zakropiłam ci je antybiotykiem, aby zapobiec infekcji, ale powinno to szybko minąć. — Zakręciła małą buteleczkę. — Oczy mogą cię trochę boleć, ale raczej nie powinieneś mieć z nimi problemu. — Jej głos był czuły i współczujący. Wydawała się inna niż podczas naszych spotkań w więzieniu. Bardziej opanowana? Spokojna? Nie potrafiłem stwierdzić, ale wiedziałem, że coś się w niej zmieniło.
— I jak? — zapytała.
Widziałem, choć rzeczy w tle rzeczywiście były rozmyte. W pomieszczeniu było widno, mimo zasłoniętych okien i zgaszonych lamp. Przeniosłem spojrzenie na źródło głosu. Sakura pochylała się nade mną, nieśmiało się do mnie uśmiechając. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zobaczyłem ją w całej okazałości po raz pierwszy od kilku dni. Czas zdawał się stanąć w miejscu, gdy spojrzałem w jej zielone oczy. Zaparło mi dech, gdy dostrzegłem, jak jej źrenice się rozszerzyły.
— Sasuke — ponagliła mnie.
Odchrząknąłem, przerywając kontakt wzrokowy. Poczułem się dziwnie, nieswojo. Musiałem natychmiast zakończyć ten dziwny nastrój między nami.
— Dobrze — odparłem krótko, mając nadzieję, że nie zauważy mojego kłamstwa.
Odsunęła się i spojrzała na mnie.
Byłem zdziwiony swoją myślą, ale lubiłem jej oczy — duże, okolone długimi rzęsami. Chociaż częściej widziałem w nich to, czego widzieć nie chciałem, miały w sobie coś wyjątkowego. Patrząc na Sakurę, przypominała mi się matka — jej twarz; blade, okrągłe i gładkie policzki. Przywoływałem między innymi chwile, gdy marszczyła brwi. Widziałem wtedy dołeczki przy jej pełnych ustach. Niektóre miny dodawały jej ładnej twarzy psotności i zadziorności… tak jak w dzieciństwie.
Różniły się pod wieloma względami, a jednak z jakiegoś powodu, znajdowałem w Sakurze tyle podobieństw do swojej rodzicielki, że zaczęło mnie to przerażać.
Wpatrywałem się w jej sylwetkę, mimo iż bolały mnie oczy. Była drobna jak kiedyś, jedynie niewiele starsza. Przyłapałem się na tym, że zacząłem ją analizować — każdy szczegół na jej twarzy, budowę ciała. Pojawiała się w moich myślach zbyt często i niekoniecznie ją przywoływałem. Była rozproszeniem. Jakby myśli o niej sprawiały, że nie skupiałem się na bólu. Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Po prostu na nią patrzyłem… jak na dawną przyjaciółkę, koleżankę.
Była jedyną znaną mi osobą, która miała różowe włosy — typowo dziewczęce. I zawsze, kiedy widziałem drzewo kwitnącej wiśni, mimowolnie myślałem o niej. Teraz miała je związane w kucyk. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek zauważyłem, że miała je tak upięte. Zawsze były rozpuszczone, spoczywające na jej ramionach.
— Uderzyłeś się w głowę — powiedziała nagle, sprowadzając mnie na ziemię. — A wymioty… — pochyliła głowę — to przeze mnie, nie zbadałam cię odpowiednio — dodała ze skruchą. — Przepraszam.
Zastanowiłem się nad jej słowami, ale zaraz zmarszczyłem brwi z powodu jej przeprosin. Nie potrzebowałem wyjaśnień. Cokolwiek się ze mną działo, wiedziałem, że Sakura i tak mi pomoże.
— Nie musisz — mruknąłem i obserwowałem, jak wstaje.
Położyła ręce na biodrach, gdy się we mnie wpatrywała. Przypuszczałem, że chciała wyglądać surowo i profesjonalnie, ale to na mnie nie działało.
— Powinnam — nalegała. — Naprawdę przepraszam. — Pochyliła się lekko w geście przeprosin.
Prychnąłem. Chciałem, żeby odpuściła.
Wyprostowała się, spoglądając na mnie ze zgnębioną miną. Toczyła się w niej jakaś walka. Ciężko mi było na to zareagować, bo nie chciałem pogarszać jej zdenerwowania i swojego również. Z niecierpliwością czekałem na moment, w którym zostanę sam.
— Dolegliwości miną po kilku dniach. Miałeś szczęście, że jeden ze strażników cię znalazł. — Zbierając zużyte gaziki, marszczyła brwi.
— Nie winię cię — powiedziałem, kompletnie ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
Policzki Sakury zabarwiły się na czerwono. Było to delikatne, wydawało się nie pasować do jej udawanej powagi, ale służyło jej.
Odwróciłem głowę w stronę okna. Miałem nadzieję, że Sakura lada moment wyjdzie z pokoju i zostawi mnie samego. Było jej tu za dużo.
♥
Sasuke jak zwykle był obojętny wobec wszystkiego, co działo się dookoła niego. Po raz kolejny pokazał, że nie obchodzi go własne zdrowie. Nie pytał, co mu dolegało; jak to się stało. Wiedziałam, że nie przykładał do wielu spraw uwagi, ale to kompletnie mnie zaskoczyło. Przez moment wydawało mi się, że być może rozpocznie ten temat. Patrzył na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć i z wypiekami na twarzy wyczekiwałam tej chwili. Ale zamiast podjęcia żwawej konwersacji i czegoś więcej niż uprzejmej wymiany zdań, dostałam krótkie nie winię cię.
Westchnęłam przeciągle i zaczesałam luźny kosmyk włosów za ucho. Opierając łokcie na blacie, chwyciłam w dłoń długopis i opisałam stan pacjenta w jego karcie. Zrobiłam to tak szczegółowo, jak to było możliwe. Gdy skończyłam, zebrałam swoje rzeczy i skierowałam się ku drzwiom. Nie chciałam go zostawiać, ale pocieszałam się myślą, że i tak za parę godzin będę musiała podać mu leki.
Chwytając za klamkę, uświadomiłam sobie, że jedna rzecz się nie zmieniła. Tak jak za każdym razem wcześniej, tak i teraz, towarzyszyło mi uczucie strachu. Że już go nie zobaczę, że coś złego się wydarzy. Z drugiej strony widziałam po nim, że miał dość. To jak uparcie wpatrywał się w okno, wręcz krzyczało, żebym wyszła. Musiałam schować swoje obawy i się nimi nie zadręczać.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na czubki swoich butów. Było mi przykro, że tak mnie traktował. Próbowałam go zrozumieć, ale nie mogłam powstrzymać w sobie tej goryczy. Dobrze było go widzieć, słyszeć… czuć. Obserwować, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Jak jabłko Adama porusza się, gdy przełyka. Jak marszczy brwi, nos i czoło. Żył i byłam za to ogromnie wdzięczna. Bo to liczyło się najbardziej.
Mogłam mieć pretensję jedynie do siebie. Żyłam marzeniami, pragnieniami i to powoli zaczęło mnie gubić.
Zagryzłam dolną wargę i wzięłam głęboki, uspokajający oddech. Kiedy podniosłam wzrok, chrząknęłam tak, jakbym chciała zwrócić na siebie uwagę Sasuke. Drgnął lekko, ale się nie odwrócił. Rozchylając delikatnie usta, odważyłam się przemówić:
— Zostawię cię na chwilę samego. Muszę wyrzucić gaziki, przynieść nowe na zapas i przygotować leki — wyjaśniłam tak, jakbym się usprawiedliwiała. — Kiedy wrócę, opatrzę jeszcze raz twoje rany. — Zacisnęłam dłoń na woreczku tak mocno, że poczułam, jak paznokcie wbiły mi się w skórę. — Odpocznij trochę. Nie rób nic głupiego. — Gdy to powiedziałam, Sasuke odwrócił się i zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Jego oczy mówiły: za kogo ty mnie masz. Zadrżałam i nie próbowałam się więcej odezwać.
Zanim zamknęłam za sobą drzwi, spojrzałam jeszcze raz na niego i dostrzegłam, jak na mnie patrzył. Poczułam się źle. Ogarnęła mnie obawa, że znowu zrobiłam lub powiedziałam coś nieodpowiedniego.
♥
Na schodach między pierwszym a drugim piętrem zatrzymała mnie jedna z pielęgniarek. Kobieta była starsza ode mnie o cztery lata. Często miałyśmy razem dyżur, ale nie rozmawiałam z nią często o takich codziennych sprawach. Nasze konwersacje dotyczyły tylko pacjentów.
— Oh, Sakura! — krzyknęła entuzjastycznie i złapała mnie za ramię, odciągając na bok. — Słyszałaś, co się stało? — wyszeptała mi do ucha, zasłaniając usta dłonią.
— Pani Ameno — wymsknęło mi się. Była moją starszą koleżanką i pozwalała mi do siebie mówić po imieniu, jednak czasami się zapominałam. — Co się stało? — powtórzyłam, próbując naśladować ton jej głosu.
— Podobno ten zdrajca — zrobiła nacisk na to słowo i rozejrzała się na boki — Uchiha — dokończyła. — Jest w tym szpitalu. — Pokazała palcem na podłogę, chcąc wzmocnić swoją wypowiedź.
Rozszerzyłam ze zdziwienia oczy i instynktownie jęknęłam przeciągle. Nie spodziewałam się plotek na jego temat tak szybko. Piąta oczywiście mnie przed tym ostrzegała. Od zakończenia wojny Sasuke był na językach prawie wszystkich mieszkańców. Jednak nikt oprócz mnie, Shizune i Tsunade nie powinien wiedzieć o jego obecności tutaj.
— Naprawdę? — Udałam zaskoczoną i próbowałam się od niej odsunąć, ale mnie powstrzymała.
— To ty nie wiesz? — Najeżyła się. — Podobno — przewróciłam oczami, znowu słysząc to słowo — zajmuje się nim pani Shizune, więc to logiczne, że coś wiesz. — Ton jej głosu z każdym słowem, wydawał mi się coraz bardziej wymowny. Jakby chciała mi coś na siłę udowodnić. — Jesteście przecież w takich dobrych stosunkach. Musiała ci coś powiedzieć — wystękała.
— Słyszałaś o tajemnicy lekarskiej? — rzuciłam, strącając jej rękę. Odsunęłam się i wygładziłam dłońmi bluzkę.
Machnęła lekceważąco ręką.
— Tu chodzi o Uchihę! — jęknęła. — Wszyscy o nim mówią. — Machnęła rękami, jakby nie mogła znieść, że jej nie wtóruję. Nagle coś błysnęło w jej oczach. Spojrzała na mnie sugestywnie i powiedziała: — Podobno. — Bezwiednie się zaśmiałam, przez co zgromiła mnie ostrym spojrzeniem. — Uchiha i ty się znaliście za czasów szkoły. I byliście w jednej drużynie. — Jej oczy wyglądały jak spodki. I mimo że byłam zdezorientowana, a także trochę zdenerwowana, musiałam zachować zimną krew. — Sakura, musisz coś wiedzieć. — W jej głosie wyczułam zniecierpliwienie.
Rozmowa zaczęła mnie irytować. Choćbym próbowała pociągnąć temat dalej, zapewne nie dowiedziałabym się, skąd wzięła się ta plotka. Ameno z jakiegoś powodu bardzo zależało na informacjach dotyczących Uchihy.
— Tak. Znaliśmy się — potwierdziłam. — Ale od zakończenia wojny go nie widziałam i nic nie wiem na jego temat — wyjaśniłam spokojnie. — To, o czym mówisz… to tylko plotki. — Machnęłam lekceważąco ręką.
— Naprawdę! — mruknęła, jakby nie była zadowolona z mojej postawy. — To nie są plotki. — Uparcie trwała przy swoim. — Podobno — urwała, bo jej przerwałam.
— Skończ już z tym podobno. Samo to, że tak mówisz, znaczy, że nie jesteś pewna — wybuchłam. To słowo zaczęło odbijać się echem w mojej głowie. Dostawałam szału.
Spojrzała na mnie jak na szaloną, ale zaraz jej wyraz twarzy złagodniał. Czekałam tylko, co tym razem wyjdzie z ust Ameno.
— Naprawdę! — syknęła. — W nocy, przynieśli tu jakiegoś więźnia! — pisnęła, ponownie się nade mną nachylając. — I to właśnie był on! — Uniosła głos o oktawę, podkreślając swoją wypowiedź.
Dostałam gęsiej skórki. Nie rozumiałam, jak można było być tak uszczypliwym i perfidnym. Ludzie od zawsze lubili wtykać nos w nie swoje sprawy, a postawa Ameno powoli wyprowadzała mnie z równowagi.
Błędem było założenie, że w nocy nie było świadków, że nikt nie widział, jak wnoszono tutaj Sasuke. Wiedziałam, że Tsunade i Morino mieli się tym zająć, ale widocznie, coś poszło nie tak.
— Daj spokój — jęknęłam z rezygnacją. — To na pewno jakieś plotki. Robiłam dzisiaj obchód i wśród pacjentów nie ma żadnego więźnia — skłamałam.
Pokręciła mocno głową.
— On tu jest — powiedziała z powagą. — Jestem tego pewna.
Zamarłam przerażona. Musiałam coś zrobić, udowodnić jej, że to nie prawda. Wbić do jej głowy jakieś kłamstwo. Coś, na czym będzie mogła się skupić. Sasuke miał być pod moją obserwacją. Nie chciałam, żeby ktoś taki jak ona wtrącał się w moje obowiązki.
♥
W nocy nie mogłam zasnąć. Ciągle rozmyślałam nad sytuacją w celi i nad Sasuke. Leżąc w łóżku, nie spodziewałam się żadnej złej wiadomości, po prostu w spokoju czekałam, aż znuży mnie sen. Pojawienie się jednego z podwładnych Morino w drzwiach mojego domu, było kompletnie niespodziewane. W chwili, gdy otworzyłam drzwi i zobaczyłam ubranego na czarno mężczyznę, od razu wiedziałam, że stało się coś złego. Pośpiesznie się przebrałam i pędem ruszyłam do szpitala. Na miejscu był Tsuzumi i Morino, którzy wyjaśnili mi sytuację.
Sasuke stracił przytomność w celi. Podobno spadł z łóżka i wymiotował. Drżałam cała, gdy mi o tym mówili. Jednak kiedy go zobaczyłam, zakręciło mi się w głowie. Cuchnął wymiocinami, a jego broda i szyja były całe we krwi. Stała nad nim Tsunade z Shizune, próbując mu pomóc.
— Co się stało? — zapytałam.
— Uraz płuca — wyjaśniła krótko Tsunade. — Krwioplucie pojawiło się dość późno — syknęła zła i spojrzała na mnie. — Zauważyłaś coś wcześniej?
Pokręciłam głową, ale od razu skojarzyłam fakty. Niektóre objawy po urazie płuc, mogą pojawić się po kilkunastu godzinach od urazu. U Sasuke pojawiły się o wiele później, co spowodowało podejrzenia. Brak symptomów sprawił, że Uchiha nie został prawidłowo zdiagnozowany. Gdybym zauważyła to wcześniej, mógł być hospitalizowany bezpośrednio po powrocie z wojny. Skutki bitwy i jego walki z Naruto, przez to, że nie był od razu zamieszczony w szpitalu, mogły być poważniejsze, niż myślałam.
♥
— Wyolbrzymiasz, Ameno — odparłam, chcąc ją wyminąć.
— Oj, Sakura — poruszyła wymownie brwiami — nie mów, że cię to nie interesuje. Przecież to Uchiha! — Uniosła głos. — Nie zdziwię się, jeśli coś złego lada dzień wydarzy się w szpitalu.
Przewróciłam oczami.
— Chyba nie masz nic do roboty, skoro się plotkami zajmujesz. Uchiha jest w więzieniu — wyjaśniłam, wypowiadając każde słowo z osobna, jakbym oddzielała je od reszty wypowiedzi. — I szybko z niego nie wyjdzie — dodałam z pewnością, której kompletnie nie czułam.
— Wiem swoje — burknęła, kładąc ręce na biodrach. — Chcę go zobaczyć. Dowiedzieć się, o co tyle krzyku.
Machnęłam na nią ręką. Westchnęłam ciężko i dojrzałam na korytarzu panią Tsunade.
— O widzisz — mruknęłam pod nosem. — Tam jest Hokage. — Pokazałam palcem na blondynkę. — Ona z chęcią ci wszystko wyjaśni. — Popchnęłam Ameno w stronę Piątej, ignorując jej skonsternowaną minę i uciekłam. Postąpiłam głupio, ale kompletnie zabrakło mi pomysłów, jak z tego wybrnąć.
Dostawałam dreszczy na myśl o tej rozmowie. Sasuke budził spore kontrowersje i obawiałam się, co może z tego wyniknąć.
♥
Jakiś czas później ponownie zajrzałam do Uchihy. Zanim weszłam do pokoju, uważnie sprawdziłam, czy nikt mnie nie obserwował. Sasuke widząc moje skupienie, spojrzał się na mnie ze zdegustowaną miną na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego, krzywiąc usta i powiedziałam:
— Przyniosłam leki. — Wskazałam na pudełko w dłoniach. — I bandaże — dodałam.
Uchiha wzruszył ramionami i odwrócił twarz do okna. W tym czasie przygotowałam mu odpowiednie dawki suplementów i antybiotyków, a także kubek letniej wody. Przez kilka minut mojej wizyty tylko ja się odzywałam. Powiedziałam do niego, między innymi: weź je, popij, przyjdę później. Sasuke nie uraczył mnie nawet krótkim prychnięciem.
Dwie godziny później, znowu do niego zajrzałam, ale akurat spał, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Korzystając z wolnej chwili odwiedziłam Naruto. Razem z nim w pokoju był Mistrz Iruka. Cieszyłam się, widząc, że Uzumaki nie spędzał czasu sam. Wiedziałam, że Umino był dla niego jak ojciec. Nie raz wypowiadał się na jego temat taki sposób, jakby mówił o własnym tacie. Pamiętam, jak wyznał, że Iruka był pierwszą osobą, która tak naprawdę go zaakceptowała i w niego uwierzyła. Zbudowali bardzo silną i nierozerwalną więź. Wydawało mi się nawet, że Naruto traktował go bardziej jak rodzinę niż naszą drużynę siódmą. Może się myliłam, ale nigdy nie odważyłam i nie odważę się zapytać.
Przeprosiłam za najście i uśmiechnęłam się uprzejmie. Mistrz Iruka w tym samym momencie wstał i wygładził dłońmi koszulę.
— To ja będę się zbierał — powiedział, spoglądając to na Uzumakiego, to na mnie. Zdziwiłam się, bo kompletnie mi nie przeszkadzał i tak podejrzewałam, że ten Głupek mówił mu o wszystkim.
— Ja tylko na chwilę — poinformowałam, uśmiechając się.
Przymknął lekko powieki i pokiwał mi głową.
— Zostawię was samych — oznajmił spokojnym głosem i mnie wyminął, ale jeszcze przez chwilę czułam jego obecność za plecami.
— Jak się czujesz? — zapytałam, podchodząc do Naruto.
— Coraz lepiej! — krzyknął, przez co od razu został skarcony.
— Przepraszam cię, Sakuro. On chyba się nigdy nie nauczy — powiedział Iruka, drapiąc się po szyi.
Zaśmiałam się, zasłaniając usta dłonią.
— Znam go nie od dziś — odpowiedziałam, a potem się ukłoniłam. Umino zrobił to samo, następnie się wyprostował, złapał za klamkę i wyszedł.
Chwyciłam plastikowe krzesło, postawiłam je obok łóżka i usiadłam na nim.
— Jak twoja ręka? — zwróciłam się do Uzumakiego i ścisnęłam go za ramię, ale szybko cofnęłam dłoń na swoje kolana.
— W porządku — odparł. — Babcia Tsunade mówiła, że szykuje mi sztuczną rękę z komórek Hashiramy — dodał z podekscytowaniem. — Myślisz, że Sasuke też taką będzie miał? — zapytał z nadzieją niczym dziecko. Wpatrywał się we mnie takim żywym spojrzeniem, że nie potrafiłam tego wyrazić słowami.
— Nie wiem, Naruto — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Uśmiechnął się. Jego uśmiech był smutny, nie taki, do jakiego przywykłam, ale i tak drgnęło mi serce.