Made of distorted melodies,
We are creatures worthy of love.
Sasuke usilnie starał się utrzymać w dłoni kanapkę, a gdy proponowałam pomoc, natychmiast odmawiał. Widziałam, że się męczył. Każdy jego ruch był powolny i ostrożny, a kęsy niezdarne — z ledwością powstrzymywałam w sobie chęć pomocy mu. Wiedziałam, że litość z mojej strony nie była u niego mile widziana, jednak po dłużej chwili nie wytrzymałam. Ból rozdzierał moje serce, gdy patrzyłam na jego zawziętą próbę samodzielności. Jego mięśnie były w opłakanym stanie. Mógł próbować mnie okłamać, ale wiedziałam, że nawet najmniejszy ruch był dla niego bolesny.
Przygotowana na ewentualny sprzeciw, chwyciłam stanowczo jego ręce w swoje własne. Drgnął nagle pod wpływem mojego dotyku, przez co się zawahałam. I zamiast wyjąć mu kanapkę z dłoni, stałam nieruchomo, patrząc na nasze palce.
— Zostaw — syknął.
Uniosłam wzrok, widząc jego gniewnie zmarszczony nos. Westchnęłam ciężko i zdecydowanie za głośno. Kątem oka dostrzegłam, jak Tsuzumi zmienił pozycję i stanął za metalowymi kratami, bacznie nas obserwując. Pokręciłam głową, niemo dając mu znać, że nic się nie dzieje.
Przeniosłam szybko swoje spojrzenie na Sasuke i przewróciłam oczami. Miałam wrażenie, jakbym powoli zaczęła tracić cierpliwość. Uchiha w takiej sytuacji mógł schować tę swoją męską dumę do kieszeni. Nie było nic złego w tym, że chciałam mu pomóc.
— Pozwól mi — poprosiłam. — Tak będzie łatwiej. — Mój głos był cichy, spokojny.
— Dam radę — warknął i szarpnął ręką, wytrącając z dłoni kanapkę.
Pisnęłam zaskoczona. Nabrałam w płuca powietrze, widząc rozrzucone na podłodze kawałki warzyw. Stałam przez kilka sekund nieruchomo, tępo wpatrując się w beton pod nogami. Tsuzumi nagle walnął metalowym przedmiotem w kraty, sprawiając, że odruchowo odwróciłam się w jego stronę. Zanim zdążył coś powiedzieć, wtrąciłam:
— Wszystko w porządku. — Wystawiłam przed siebie rękę i pokazałam mu wewnętrzną stronę dłoni. Patrzyłam wymownie, nawet na chwilę nie spuszczając z niego swojego wzroku. — Dam sobie radę — dodałam stanowczo, mając nadzieję, że odpuści.
Kiedy się odsunął, przymknęłam powieki i odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam, żeby mi przeszkadzał. I tak czułam się niezręcznie — nawet nie przez Sasuke, raczej przez strażnika, który stał dwa metry za moimi plecami. Próbowałam przekonać Ibikiego, że ochrona nie była mi potrzebna, ale on uparcie trzymał przy swoim. I stwierdził, że jeśli chcę tutaj przychodzić, ktoś musi mieć na mnie oko. W końcu Sasuke był niebezpieczny. Zaśmiałam się wtedy z pogardą. Dla mnie Morino wydawał się bardziej szkodliwy niż Uchiha. Ale oni wszyscy i tak wiedzieli swoje.
— Nic się nie stało — wyszeptałam do Sasuke, patrząc na niego wyczekująco. — Mam drugą. Zaraz ci podam — wyjaśniłam cicho i przykucnęłam.
Zacisnął wargi, może z zawstydzenia, a może po prostu powstrzymał się do powiedzenia czegoś. Nie wiedziałam dlaczego, ale zaczęłam się bać, że opiekowanie się nim może okazać się trudniejsze, niż przypuszczałam.
Zanim podałam mu drugą kanapkę, zebrałam z podłogi tę rozwaloną. Wyjęłam z torebki foliowy woreczek, założyłam go na dłoń i zgarnęłam wszystko do środka. Później tylko złapałam za brzeg, zdjęłam go z ręki i zawiązałam. Położyłam resztki obok swojej torby, żeby później je wyrzucić. Gdybym nie posprzątała, nikt inny by tego nie zrobił. Wystarczyło rozejrzeć się dookoła — to miejsce było siedliskiem zarazków: brudne, śmierdzące. Odliczałam tylko dni, do przeniesienia Sasuke.
Wytarłam wilgotną chusteczką dłonie i chwyciłam drugą kanapkę. Starałam się, żeby posiłek Sasuke był smaczny, a przede wszystkim lekki. Obiecałam też sobie, że na następną wizytę, przygotuję mu coś bardziej pożywnego, a nie tylko proste kanapki. Był osłabiony, więc nie chciałam, aby jedzenie dodatkowo go męczyło.
Trzymając w dłoniach bułkę, powiedziałam:
— Pozwól, że ci pomogę.
Zagryzł dolną wargę. Mogłam tylko zgadywać, o czym myślał. Może zastanawiał się, czy mi ulec? Może myślał nad tym, jak się mnie stąd pozbyć? Było wiele chwil takich jak ta, gdzie chciałam poznać jego myśli. Mogłabym go wtedy lepiej zrozumieć.
Nie reagował. Siedział nieruchomo, jakby był obrażony. Samo to, że odwrócił głowę, było dla mnie apodyktyczne.
— Sasuke, proszę — odezwałam się głosem niewiele głośniejszym od szeptu i patrzyłam na niego wyczekująco. Musiałam próbować jakoś do niego dotrzeć.
Wypuścił powoli powietrze, po czym wyciągnął przed siebie ramię. To był jednoznaczny gest. Zrozumiałam, że nie miał zamiaru ulegać. Pomyślałam, że mogłam zrobić więcej — postawić mu się — ale wiedziałam, że to przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego.
Z niechęcią podałam mu kanapkę. Gdzieś z tyłu głowy cały czas się bałam, że to dla niego za dużo. Zagryzłam policzki i obserwowałam, jak Sasuke zacisnął palce na pszennej bułce. Potem powoli przysunął ją do twarzy i wgryzł się w nią delikatnie. Gdy przeżuwał, bezwiednie podsunęłam pod jego brodę dłonie — tak dla zabezpieczenia — w razie, gdyby nie dał rady utrzymać kanapki.
Jadł powoli, a kiedy skończył, dostrzegłam cień ulgi na jego twarzy. Był chwilowy, trwał może krócej niż mrugnięcie okiem, ale ucieszył mnie — uznałam to za małe podziękowanie.
Musiałam poczekać, zanim zajęłam się jego ramieniem. Kropelki potu na czole Sasuke strasznie mnie zaniepokoiły. Wyjęłam z torebki butelkę wody i suchy ręcznik, który zwilżyłam. Następnie otarłam mu twarz, delikatnie przykładając materiał do jego spoconej i ciepłej skóry.
Bolało mnie obserwowanie go w takim stanie. Miałam nadzieję, że lada dzień to się zmieni i Uchiha będzie miał odpowiednie warunki do odpoczynku — odzyska siły, zasklepią się jego rany. Byłam zła, że nie udało mi się wymusić na Tsunade, by przeniosła go do szpitala od razu. Powinien się znaleźć w nim jak najszybciej. Zwlekanie nie było dobre dla jego zdrowia.
Słysząc jęk, otrząsnęłam się z zadumy i drżącymi dłońmi kontynuowałam ochładzanie twarzy mężczyzny.
— Gdzie cię boli? — zapytałam z przejęciem. Musiałam wziąć drżący oddech, żeby się uspokoić. Chyba nie potrafiłam dbać o Sasuke bez emocjonalnego zaangażowania.
— Nie ważne — odparł bez emocji, ale na jego twarzy dostrzegłam grymas bólu.
Z irytacji przycisnęłam wewnętrzną część dłoni do ust i ją zagryzłam. Krew się we mnie zagotowała. Nie rozumiałam, jak mógł tak nierozważnie podchodzić do swojego zdrowia. Przecież chodziło o jego ciało.
— Sasuke! — uniosłam głos, ale nie zareagował. — Nie zachowuj się jak dziecko — dodałam zdecydowaniem, którego stanowczo nie czułam. — Jestem tu, żeby cię wyleczyć. Nie utrudniaj mi tego — poprosiłam na wpół ściszonym głosem.
Zacisnął dłoń w pięść, a jego policzek drgnął. Nie wiedziałam, jak mam go przekonać do współpracy. Nie wydawało mi się, że byłam nachalna, również starałam się być delikatna. Dziwiło mnie więc dzisiejsze zachowanie Sasuke… coś było nie tak.
Zamknęłam oczy i ścisnęłam nasadę nosa, z drżeniem wypuszczając powietrze.
— Dobrze — westchnęłam. — Pozwól mi tylko złagodzić ból. — Musnęłam ręcznikiem jego skórę od policzka przez szyję do obojczyka. Powoli, lekko… w sposób, przez który nie mogłam oderwać wzroku od jego ciała.
Odłożyłam szmatkę, po czym moje spojrzenie powędrowało na opaskę Uchihy. Żałowałam, że ją miał — mogłam prosić, by zdjęli jego kaftan, ale nie ją. Jego oczy są niebezpieczne, słyszałam nie raz. Jednak jeśli teraz ta opaska była zwykłym elementem garderoby… czy Sasuke byłby na mnie zły, gdybym samolubnie przesunęła swoją dłoń na jego policzek, a później delikatnie zsunęła ją z jego oczu?
— Sakura — wyszeptał, z nutą irytacji w głosie, wyrywając mnie z transu. Zerknęłam na niego zaskoczona, że się do mnie odezwał. Zanim zdążyłam pomyśleć, o co mu chodzi, dostrzegłam, że moje myśli się urzeczywistniły: dłoń spoczywała na policzku Uchihy, a kciuk minimalnie zahaczał o brzeg opaski.
Zabrałam rękę jak oparzona i momentalnie zrobiło mi się gorąco. Jakim cudem? pytałam siebie w myślach. Co ja zrobiłam? powtarzałam.
— Przepraszam — wystękałam.
Dotknęłam dłonią policzka i poczułam przyjemne zimno, które nieco ochłodziło moje zmysły. Twarz miałam gorącą, a ręce lodowate. Moje palce były tak zmarznięte, jakbym stała na silnym wietrze albo jakby cała krew popłynęła do głowy. Początkowo myślałam, że to przez niską temperaturę w celi, ale później zaczęło mi się wydawać, że to przez stres… albo coś zupełnie innego.
— Nie przepraszaj — powiedział Sasuke. Jego twarz była skierowana prosto na mnie i prawie widziałam, jak na mnie patrzył — nieco zirytowany być może zgnębiony — wręcz czułam to spojrzenie.
Ze ściśniętym gardłem, podjęłam się leczenia jego ramienia. Chciałam schować swoje zawstydzenie do kieszeni, ale nie było to takie łatwe. Mając tę dziwną scenę przed oczami, nie potrafiłam się skupić. Rozpraszał mnie każdy jego gest. Wyjątkiem były chwile, gdy krzywił się z bólu. Coś wtedy ściskało mnie boleśnie w piersi i sprawiało, że momentalnie przytomniałam.
Spędziłam z nim kilka godzin. Pomogłam zjeść sałatkę, o którą sam się upomniał. Później podałam mu środki przeciwbólowe i założyłam nowe opatrunki. Wydawało mi się, że Sasuke wyglądał lepiej, a obserwowanie go podczas jedzenia, dawało mi nadzieję, że jego stan się polepsza. Już nawet zaakceptowałam to, że nie chciał ze mną rozmawiać. Cisza między nami mi nie przeszkadzała. Jednak czasami, tak samolubnie, łudziłam się, że ten mur między nami runie.
Czekałam na przełom — uświadomienie sobie tego nie było trudne.
Wychodząc z celi, zagryzłam mocno policzki i zacisnęłam usta. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam puścić metalowego pręta, na którym zacisnęłam dłoń. Stałam, zwrócona twarzą do Uchihy i się na niego patrzyłam, w myślach powtarzając: wytrzymaj, Sasuke. Wiem, że dasz radę.
Gdy znalazłam się na holu głównym zakładu, zatrzymał mnie Tsuzumi. Złapał nagle za moje ramię i odwrócił w swoją stronę. Zrobił to zbyt śmiało, zbyt energicznie. Nie podobało mi się to.
— Poczekaj chwilę — powiedział z zadyszką w głosie. Było po nim widać, że za mną biegł. Byłam tak zaskoczona jego śmiałym zachowaniem, że nie zastanawiałam się, o co mogło mu chodzić.
Wymownym spojrzeniem dałam mu odczuć, że nie życzę sobie takiego zachowania w stosunku do mnie. I chociaż zabrał wtedy rękę, to patrzył na mnie tak, jakby czegoś oczekiwał. Jakbym miała mu wyznać pilnie strzeżoną tajemnicę.
— O co chodzi? — żachnęłam się.
— On nie śpi w nocy — wykrztusił z szeroko otwartymi oczami. Miał taką minę, jakby mnie obgadywał za plecami i w pewnym momencie zorientował się, że wszystko słyszałam — zmieszanie połączone z czymś, czego nie potrafiłam nazwać.
Rozchyliłam usta, by coś powiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Język przesunął się po tyle moich górnych zębów, a ja poczułam się tak, jakby zaczęło mi brakować powietrza.
— Dlaczego mi to mówisz? — wykrztusiłam po chwili i odsunęłam się od niego. Wiedziałam i widziałam, że silny ból mógł przeszkadzać w spaniu... że Sasuke cierpiał. Jednak byłam podejrzliwa, co do słów Sarugaku. Byłam przekonana, że cieszył się cierpieniem Uchihy, a nie mu współczuł. Co więc sprawiło, że zmienił zdanie?
— Uznałem, że powinnaś wiedzieć — powiedział. — Mogłaś nie zauważyć. Ostatnio byłaś bardzo rozemocjonowana — dodał wyzywająco.
Z moich ust bezwiednie wyrwało się krótkie, zdeprymowane heh. Zamrugałam kilka razy powiekami, jakbym próbowała przyswoić to, co właśnie usłyszałam. Przez sekundę nawet pomyślałam, że chciał być miły. Bynajmniej nie jego ostatnia wypowiedź. Nie podobał mi się sposób, w jaki się do mnie zwracał. Do tego to jego ustępliwe zachowanie w celi Sasuke, wzbudziło we mnie pewne podejrzenia, których wolałam nie wypowiadać na głos.
Zwilżyłam językiem wargi. Walczyłam ze sobą, żeby coś powiedzieć. Na moje usta cisnęło się więcej słów, niż powinno, ale wiedziałam, że jeśli pozwolę wydostać im się na wierzch, to będzie bardzo niekulturalne i mogłoby przysporzyć mi kłopotów. Dlatego na przemian otwierałam i zamykałam usta, nie mogąc się zdecydować. Ostatecznie powściągnęłam się i z mocno uniesionymi brwiami, przytaknęłam dwa razy. Potem odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Łatwiej mi było uciec, niż udawać, że nie słyszałam jego słów. Miałam dość skomplikowanych mężczyzn na dzisiaj.
Leżałem na boku, próbując ignorować dźwięki dochodzące z innych cel. Nie były wyraźne, lecz przytłumione. Może dlatego, że obok mnie za ścianą nie było nikogo. Nie miałem na to stuprocentowej pewności. Mogłem tylko zgadywać.
Wyciągnę cię stąd.
Głos Sakury rozbrzmiał echem w mojej głowie — tak wyraźny jakby była obok. To był drugi, a może trzeci raz jak przyłapałem się na myśleniu o niej. Chociaż tak naprawdę mogło się to zdarzyć częściej, ale ignorowałem to. Uzmysłowiłem sobie, że gdybym nie miał zapieczętowanych oczu, mogłoby być gorzej. Sakura zawsze miała emocje wypisane na twarzy. Można było z niej czytać jak z otwartej księgi. Dlatego też nie mógłbym na nią nie patrzeć. Mój wzrok sam sunąłby w jej stronę.
Problem tkwił w tym, że nie chciałem myśleć, nie chciałem się zastanawiać.
Musiałem jednak przyznać, że była utalentowana. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zawdzięczam jej życia. Zauważyłem poprawę w swoim stanie zdrowia, jednak nie była ona zadowalająca. Często odczuwałem dyskomfort, skurcze lub chwilowy, ale bardzo silny ból. Jej wizyty pomagały i tylko dlatego, że potrafiła to wszystko złagodzić, czekałem na nią. Podczas odwiedzin, nie przykładałem uwagi do jej słów. Nie wsłuchiwałem się w jej głos. Nie chciałem rozmów, tylko ulgi.
Zacząłem kasłać. Oddech mi świszczał, nos był zatkany, a płuca bolały. Czułem się tak, jakby coś utknęło mi w gardle i zaklinowało układ oddechowy. Zadrżałem, gdy zrobiło mi się niedobrze i spanikowałem, gdy nie mogłem oddychać. Nie miałem kontroli nad swoim ciałem, leżałem w bardzo złej pozycji, a przy próbie jej zmiany upadłem na ziemię.
Syknąłem z bólu, gdy uderzyłem o beton. Moje ciało pulsowało. Łokcie i kolana zapewne były lekko zdarte, bo czułem pieczenie. Kiedy oddech się uspokoił, poczułem targające mną torsje i zwymiotowałem. Kawałki jedzenia przechodziły przez moje gardło, paląc je niemiłosiernie. Wyzuty z sił, oparłem czoło o zimną posadzkę i czułem, jak nadchodzi kolejna fala. Tym razem było jednak gorzej — kaszel, który pojawił się po wymiotach, sprawił, że poczułem na języku metaliczny posmak. Zakląłem w myślach, wypluwając kolejną porcję krwi na ziemię. Co, do cholery, się działo? Potrzebowałem rąk, nóg… swojego ciała bez tych durnych pasów i pieczęci.
Przekręciłem się na bok, walcząc z drgawkami, po chwili tracąc przytomność.
Otworzyłem oczy i zacząłem panikować. Znajdowałem się w słabo oświetlonej, nieznajomej i rozmytej przestrzeni. Gdzie jestem?, zapytałem się w myślach.
Ktoś się nade mną pochylał. Czułem na klatce piersiowej nacisk ciała, co mi się nie podobało. Początkowo nie potrafiłem rozróżnić, czy była to kobieta, czy też mężczyzna. Wszystko wydawało się inne, jakby zmysły były czymś oddzielone od otaczającej mnie rzeczywistości.
Próbowałem nabrać powietrza, ale kłujące uczucie w płucach sprawiło, że zamarłem. Czułem się tak, jakby ktoś wbijał w moje ciało milion małych igieł. Do tego bolała mnie głowa, miałem na czole coś mokrego i chłodnego. Coś, co sprawiało mi ulgę.
Ręce i nogi były jak z ołowiu, z ledwością mogłem nimi poruszyć. Spoczywający na mnie ciężar tylko się nasilił, więc zacząłem się szarpać. Czułem się niekomfortowo. Byłem wystraszony i z ledwością powstrzymywałem się przed wybuchem.
— Nie ruszaj się, Sasuke — usłyszałem stanowczy głos. Kiedy obróciłem głowę, desperacko starając się skupić wzrok i zorientować, gdzie się znajduję, moją twarz objęły delikatne dłonie. Potem ten sam cichy i kojący głos przy moim uchu powiedział:
— Spokojnie. Już wszystko dobrze, Sasuke.
Czułem, jak dotyka mojego policzka i zaczesuje włosy za ucho. Subtelny dotyk przypomniał mi matkę. To, jak każdego wieczora przed snem siadała obok na moim łóżku i składała mi czuły pocałunek na czole. To, jak opiekowała się mną podczas choroby, jak głaskała mnie po policzku i mówiła, że kiedy są z tatą sami, on mówi tylko o mnie.
Ten cichy — przywołujący wspomnienia — tembr głosu pomógł mi się uspokoić. Wziąłem głęboki wdech, próbując wciągnąć do płuc niezbędny tlen i przymknąłem powieki, skupiając się na obrazach z przeszłości.
— Spokojnie — powtórzyła ponownie. — Jestem przy tobie.
Obróciłem głowę w kierunku źródła głosu i dostrzegłem zmartwioną twarz Sakury. Nie spodziewałem się jej i jednocześnie byłem zdziwiony, że jej nie poznałem. Było w tej sytuacji coś dziwnego. Zastanawiałem się, dlaczego właśnie jej głos był impulsem do moich wspomnień. Nie rozumiałem tego. To było irytujące.
Skrzywiłem się, bo nie lubiłem jej takiej widzieć. Ten widok mnie denerwował, sprawiał, że przypominałem sobie nic nieznaczące sytuacje. Tak przynajmniej myślałem.
— Gdzie jestem? — wychrypiałem, skupiając wzrok na niej. Odetchnąłem z ulgą, kiedy obraz przed oczami przestał być zamazany.
— W szpitalu — odpowiedziała z troską w głosie.
Zmarszczyłem brwi. Nie mów w ten sposób, chciałem jej powiedzieć, ale nie potrafiłem. Skupiłem się na przeszukiwaniu pamięci, gdy nagle wszystko do mnie wróciło.
Kaszel. Upadek. Wymioty. Smak krwi.
Próbowałem usiąść, walcząc z przykryciem i wszystkimi rurkami, do których mnie podłączono. Dłonie Haruno, które dotykały mojego torsu, popchnęły mnie z powrotem na łóżko.
— Nie ruszaj się — powiedziała stanowczo. — Proszę — dodała po chwili, widząc, jak próbowałem wstać. Prześlizgując się wzrokiem po jej twarzy, miałem ochotę krzyczeć. Chciałem ją wygonić… ale nie potrafiłem. Wszystko we mnie zamarło. Irytujący katalizator.