The wish I made when I was little
Hasn't changed even now
— Sasuke zostanie przeniesiony do szpitala na dniach. Pasuje? — Jej wzrok powędrował w moim kierunku. Od razu zrozumiałam, że to słowo było skierowane tylko i wyłącznie do mnie. Skwitowałam je kiwnięciem głowy, inaczej nie potrafiłam. Zdania stanęły mi w gardle i nie mogłam nic z siebie wykrztusić.
Z drugiej strony, po chwili całe napięcie opuściło moje ciało. Poczułam niewyobrażalną ulgę, jakby zdjęto z moich pleców ogromny ciężar. Udało mi się?, zapytałam siebie w myślach. Udało mi się — jednak jeszcze nie dotarło to do mnie w pełni. Im mocniej skupiałam się na tej myśli, tym bardziej zaczynałam żałować swojego zachowania. Zrobiło mi się głupio. Przez ostatnie dni napędzana jedynie emocjami i szaleńczą próbą ocalenia Sasuke, kompletnie zapomniałam o sobie i innych. Po drodze coś zaniedbałam, coś zgubiłam i teraz mogłam jedynie się wstydzić za swoje zachowanie.
Próbowałam zrozumieć, działać logicznie. Starałam się dostrzec w ostatnich wydarzeniach więcej, jednak nie potrafiłam — zaślepiona zauroczeniem, próbą ocalenia Sasuke, zawiodłam nie tylko Tsunade, ale przede wszystkim samą siebie. Zastanawiając się, jak zachowałby się w tej sytuacji Naruto, nie spostrzegłam się, że sama działałam bardzo podobnie do niego. Zgłupiałam, gdy poniosły mnie emocje.
Patrząc teraz na Piątą, zrozumiałam, że źle postąpiłam. Naiwnie i samolubnie pchałam ze wszystkim przed siebie, burząc po drodze spokój i zaufanie. Gdybym tylko na moment się zatrzymała i podeszła do tej sprawy z innej strony — czy wyraz twarzy Tsunade byłby taki sam? Jej spojrzenie mnie przeszywało. Było druzgocące — jakby w oczach miała wypisane: dlaczego, Sakura. Zawód na twarzy Hokage był nie do zniesienia. Podważyłam jej autorytet, skompromitowałam ją.
— Zostałbym w Liściu do tego czasu, ale niestety nie mogę sobie na to pozwolić — powiedział Gaara, podnosząc się. — Po wojnie mam również obowiązki w Sunie — westchnął. — Prosiłbym jednak o informowanie — podkreślił — mnie na bieżąco o sytuacji Sasuke. — Wygładził dłońmi bluzkę. Nie ruszył się do momentu, aż Tsunade przytaknęła. Dopiero po tym, skinął nam głową, podziękował i skierował do wyjścia. Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy zniknął za drzwiami, spojrzałam kolejno na Kakashiego i Hokage. Zostając z nimi sama, poczułam się źle, jakbym straciła swoją ostoję. Zniknęło wszystko — cała pewność siebie, chęć dyskusji — pozostała jedynie zawstydzona dziewczyna, która nie ustępowała teraz szarej myszy w kącie.
Kakashi przygarbił się i westchnął albo mruknął coś pod nosem, czego nie usłyszałam. Patrzyłam na niego błagalnym spojrzeniem, pragnąc, by został tu ze mną. Hatake jednak miał inne plany — wręcz emanował chęcią ucieczki.
Uniósł dłoń do góry i skinął mi przepraszająco, po czym przemknął obok do drzwi. Podążyłam za nim wzrokiem, odwracając się machinalnie i ciągle rzucając mu wymowne spojrzenie.
— Na mnie już pora — wyjąkał, chowając głowę w piasek. — Praca wzywa — skłamał, a potem wyszedł, zostawiając nas same.
Prychnęłam na niego pod nosem. Mistrz zawsze był trochę olewczy w stosunku do wielu spraw, ale w tej, przebił samego siebie. Nie wiedziałam, dlaczego tak się zachował — może miał w tym jakiś ukryty sens albo stwierdził, że jego rola została odegrana już dawno. Nie chciałam domagać się od niego wyjaśnień. Obiecałam sobie, że mu tego nie zapomnę.
Przewróciłam oczami, czując nieprzyjemne kołatanie serca. Zostając sam na sam z Tsunade, trochę się bałam tego, co powie albo jej oczekiwań wobec mnie. Nie byłam na to przygotowana. Ale czy tak naprawdę człowiek jest przygotowany w życiu na cokolwiek? Taki był świat ninja — nieprzewidywalny. Sprawa Sasuke była zaledwie namiastką negatywnych emocji, a nie chciałam myśleć, ile problemów mogłam sobie narobić przez moje zachowanie.
Tsunade westchnęła. Stanęła przy oknie i skupiła swój wzrok na widoku za szkłem. Nie byłam pewna, co powinnam zrobić — odezwać się, wyjść, może jednak zostać. Nic nie wydawało się być wystarczająco dobrym pomysłem.
Splotłam palce i spuściłam wzrok. Kaskada włosów opadła mi na twarz, gdy pochyliłam lekko głowę. Uczucie kosmyków na policzkach tylko przez moment wydawało się przyjemnym łaskotaniem. Zgarniając je za ucho, przymknęłam oczy, wyobrażając sobie, że może kiedyś Sasuke dotknąłby mnie w tak subtelny sposób — nie mniej, nie więcej, ot proste zaczesanie włosów.
— Co ja się z tobą mam, Sakura — westchnęła Senju, przykładając dłoń do czoła. — Zachowujesz się gorzej niż Naruto — fuknęła i odwróciła się na pięcie.
Mimowolnie się skuliłam. Zostałyśmy same i zaczęło mnie to przerażać coraz bardziej.
— Musiałam — próbowałam się usprawiedliwić. — Pani plan — przełknęłam ślinę — i tak okazałby się niewypałem — powiedziałam cicho.
Dłonią zrobiła kółko w powietrzu.
— Myślisz, że tego nie wiem? — Zmarszczyła czoło i nos. — Nie mam głowy do tego wszystkiego. — Zakręciła się w miejscu, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Potem przystanęła na moment, rozejrzała się po gabinecie i opuściła ramiona. — Jestem zmęczona. — Smutek w jej oczach ścisnął mnie za serce. Chciałam jej jakoś pomóc, ale nie wiedziałam jak… przecież, po części, to ja doprowadziłam ją do takiego stanu. Chciałam wyprowadzić ją z równowagi, więc czy to w porządku, że teraz pragnęłam jej pomóc? — Z każdą godziną przybywa mi pracy, a ja nie mam na to siły — jęknęła i z ciężkim westchnięciem usiadła na krześle. — Góra papierów tam — wskazała ręką na stertę pod oknem — i góra tu — pokazała na biurko. — Ciągle ktoś coś ode mnie chce, a obecność Sasuke w wiosce niczego mi nie ułatwia! — uniosła głos o oktawę i zacisnęła mocno pięść.
— Gdybyś porozmawiała ze mną od razu… — urwałam, bo mi przerwała.
— Myślisz, że wszystko jest takie proste — żachnęła się. — Ciągle myślisz, że nazwanie Sasuke bohaterem, go uratuje. — Sarkazm w jej głosie sprawił, że bezwiednie się skrzywiłam i spuściłam wzrok. — Naiwnie za nim ganiasz, a co masz w zamian? — rzuciła protekcjonalnie.
Nie chciałam tego usłyszeć. Każdy dobrze wiedział o moich nieodwzajemnionych uczuciach do Sasuke. Jedni mi współczuli, inni, być może, nawet się z tego cieszyli. W końcu, jak ktoś taki jak on, mógł zwrócić na mnie swoją uwagę. To prawda, że ganiałam — ganiam — za nim jak głupia. Chyba nie potrafiłam inaczej. Przepełniona determinacją nie oczekiwałam od niego słów pochwały lub podziękowania. Chciałam, żeby mnie uznał jako przyjaciółkę, kobietę… wybrankę. Samolubnie chciałam być tą, która go uratuje. I zazdrościłam Naruto, że to właśnie jemu udało się tego dokonać.
— Dałam ci możliwość, Sakura — rzuciła takim tonem, jakbym ją obraziła. Potem podeszła, wskazując na mnie palcem. — Naruto nawet nie wie, co dzieje się z Sasuke, chociaż ciągle o niego wypytuje — poinformowała. — A ty — stuknęła mnie w czoło — masz go jak na tacy. Opiekujesz się nim. Jesteś przy nim. — Zamilkła na chwilę, a ja nie wiedziałam, czy to powinno mi schlebiać, czy powinnam się obrazić. — Czy nie o to ci właśnie, przez te wszystkie lata, chodziło? — powiedziała niewiele głośniej od szeptu.
Wymowność jej słów sparaliżowała mnie. Poczułam się, jakby mnie obnażyła. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie nie dotknęły. Jednak miałam wrażenie, że nie były teraz głównym powodem mojej konsternacji i frustracji.
— To nie tak — odpowiedziałam, nie potrafiąc ukryć poczucia skrzywdzenia w głosie.
— Tak to właśnie wygląda, Sakura. Możesz wymagać od losu, czego tylko zapragniesz. — Głos Piątej złagodniał. Podniosłam głowę, rzucając jej przelotne spojrzenie. Spoglądałyśmy na siebie tak, jakby żadna z nas nie zamierzała odpuścić. Ból ścierał się z bólem, sprawiając, że rozmowa stawała się dla nas coraz trudniejsza.
— Jednak czasami powinnaś się powściągnąć i cieszyć tym, co masz. — Widziałam po niej, że była poruszona. Miała zawieszone ramiona, a jej postura wyglądała na pokonaną.
Nie wiedziałam, co myśleć o jej słowach, a tym bardziej, jak na nie zareagować. Gdzieś w głębi wiedziałam, że miała rację, aczkolwiek z drugiej strony, próbowałam temu zaprzeczyć. Przez wiele lat żyłam marzeniami. Pragnęłam Sasuke tak bardzo, że każda myśl i każde wspomnienie o nim było dla mnie bolesne, właśnie przez świadomość, że on nigdy nie pokocha mnie tak jak ja jego. Teraz, mając go obok, wręcz na wyciągnięcie ręki, nie chciałam przegapić danej mi od losu szansy. I może moje myślenie, że niczego od niego nie wymagam, było błędem. Jednak, która zakochana dziewczyna, nie żyłaby w takiej sytuacji nadzieją na coś dobrego?
— Powinnam wyjść? — zapytałam cicho, wskazując na drzwi.
Tsunade pokręciła głową.
— Nie. Zostań — odpowiedziała niewiele głośniej od szeptu. — Jestem ci chyba winna przeprosiny. — Spuściła wzrok i odwróciła się ode mnie. Sposób, w jaki to wypowiedziała, przepraszająco i ze współczuciem, sprawił, że emocje podeszły mi do gardła.
— Ja pani także — wymruczałam ze skruchą w głosie.
Przytaknęła i ze zmęczonym westchnięciem usiadła na swoim krześle, zatapiając twarz w dłoniach. Podeszłam do niej powoli i zatrzymałam się naprzeciwko, udami prawie dotykając krawędzi biurka. Przez kilka sekund mierzyłam ją spojrzeniem, po czym powiedziałam:
— Może pani na mnie liczyć… może mi pani zaufać. — Głos mi drżał, ale chciałam z nią porozmawiać. Pomóc jej, bo przede wszystkim była moją mentorką, ukochanym nauczycielem. Chociaż było w tym wszystkim jedno ale.. nadal nie mogłam przetrawić tego, co usłyszałam w jej gabinecie. Z jednej strony działania Piątej były dla mnie absurdalne i głupie, a z drugiej cała ta sytuacja pokazała, że zbyt pochopnie ją oceniłam. Teraz było mi trochę głupio. Gdybym rozpatrzyła wszystko na spokojnie i porozmawiała z nią sam na sam, jak teraz… może uniknęłabym tej nieprzyjemnej wcześniejszej konwersacji, jej złości, no i przede wszystkim zawodu oraz stresu.
Wczesny wieczór. Dzień, w którym ANBU schwytali Sasuke.
Usłyszałem czyjeś zbliżające się kroki w korytarzu i echo rozmowy — krótkiej, tajemniczej. Udało mi się rozpoznać jedynie głos Morino — drugi, kobiecy był znajomy, ale go nie pamiętałem. Próbowałem sobie przypomnieć, z kim mi się kojarzył, bo byłem pewny, że kiedyś go słyszałem. Przez lata nieobecności w wiosce pamiętałem barwę i brzmienie głosu tylko trzech osób. Nawet myśląc o rodzicach lub Itachim i próbując sobie coś przypomnieć, zauważyłem, że wspomnienia zaczęły blaknąć, a wyraźnie były jedynie w chwilach zwątpienia i niemocy. Nie chciałem tego zaakceptować. Musiałem pamiętać.
Nie minął nawet dzień, a byłem przesłuchiwany trzy razy. Ciągle przez tę samą osobę, co zaczęło się robić nużące. Ibiki nie ułatwiał sobie zadania głupimi i oczywistymi pytaniami. Nie powiedziałem mu nic nowego. Nic, czego sam by już nie wiedział.
Denerwował się, ciągle zarzucając mi kłamstwo i spiskowanie. Wcześniej może tak było. Chciałem się zemścić, zniszczyć wioskę, ale teraz nic bym tym nie osiągnął. Współpracowałem z Morino, chociaż on zdawał się w ogóle tego nie zauważać. Nie zawziąłem się przy swoim. Nie miałem na to siły. Byłem zmęczony i jedyną rzeczą, o jakiej marzyłem to sen i trochę środków przeciwbólowych.
W miejscu, gdzie mnie przetrzymywali pachniało podobnie jak w kryjówce Orochimaru — zapach ziemi i potu zmieszany ze słodko-metaliczną wonią krwi, a także odorem rozkładającego się ciała. Początkowo nie mogłem tego znieść — ciągle doznawałem odruchów wymiotnych, zawrotów głowy. Zastanawiałem się, co to za miejsce. Miałem zapieczętowane oczy, więc mogłem polegać jedynie na zmyśle węchu i słuchu. Byłem wręcz pewny, że przetrzymują mnie w konoszańskim więzieniu. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, słysząc pojękiwania innych przestępców.
Oparłem głowę o zimną ścianę, bo nie potrafiłem utrzymać jej w pionie. Chciałem się położyć, ale obawiałem się, że jeśli to zrobię, później nie dam rady wstać. Sen w miejscu takim jak to, nie należał do przyjemnych czynności. Zdecydowanie wolałbym leżeć na zimnej ziemi, ale przynajmniej na świeżym powietrzu, niż tutaj.
Jednak nic nie mogłem na to poradzić. Sam byłem sobie winien.
Głosy nagle ucichły, a zamek do mojej celi szczęknął. Drzwi otworzyły się z piskiem i poczułem czyjąś obecność, być może, dwa metry przede mną.
— Marnie wyglądasz Uchiha — odezwała się kobieta.
Zacisnąłem usta. Kim ona była?, pomyślałem i usłyszałem dźwięk zardzewiałych zawiasów. Irytował mnie.
— Jak twoje ramię? — zapytała, z przejęciem. Bynajmniej tak to odebrałem. Raczej nikomu tutaj na mnie nie zależało. Więc po co to było?
— Niekoniecznie mi go brakuje — mruknąłem. Czułem się obserwowany. Jakby te dwie pary oczu, które na mnie patrzyły, wypalały dziury w moim ciele. Nieprzyjemnie. Nieprzychylnie. Niezręcznie. Wygoniłbym ich, gdybym miał taką możliwość. Przetransportował w inne miejsce. Odpoczął od ludzi.
Dwójka gości wymieniła między sobą parę cichych i krótkich zdań. Moje zmysły były otępiałe, przez co wszystkie bodźce z otoczenia docierały do mnie dopiero po chwili.
— Hm… — westchnęła, a po sekundzie krępujące mnie pasy puściły. Kobieta stanęła obok i chwyciła za moje zranione przedramię. Wzdrygnąłem się z bólu. — Siedź spokojnie i się nie ruszaj — pouczyła mnie. — Próbuję ci pomóc.
Dopiero teraz ją rozpoznałem. Pamiętałem ten głos. Nie tak dobrze, jak myślałem, ale byłem pewny, że odwiedziła mnie sama Hokage. Byłem zaskoczony, a jednocześnie zirytowany.
— To nie jest potrzebne — skomentowałem.
— Żeby cię, chociaż nie bolało — dodała kąśliwie i mógłbym przysiąc, że usłyszałem, jak przewraca oczami. Miałem wątpliwości wobec każdego zachowania, uprzejmości skierowanej w moją stronę. Nie byłem tu mile widziany. Sam nie chciałem z nimi rozmawiać.
Ścisnęła moje ramię, przez co syknąłem. Mogła być delikatniejsza. Co za irytująca kobieta, pomyślałem i natychmiast moje myśli powędrowały w innym kierunku. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, że mówiłem tak do i o Sakurze. Zdziwiłem się, że pojawiła się w moich wspomnieniach tak nagle. Przypominając sobie jej zachowanie, z chwili, w której mnie leczyła, zacząłem żałować, że to nie ona tu stała. Uświadamiając sobie własne pragnienie, pokręciłem ostrożnie głową, próbując odgonić myśli. Nie były mi potrzebne. Irytowały mnie.
— Jeszcze nam się trochę przydasz, więc lepiej by było, gdybyś był w formie — mruknęła, unieruchamiając mnie w miejscu, gdy próbowałem się poruszyć.
— Jestem w formie — syknąłem, gdy znowu zacisnęła palce na mojej zranionej skórze. Teraz byłem pewny, że robiła to specjalnie. Wiedziała, że kłamałem.
— Mógłbyś chociaż udawać, że współpracujesz — jęknęła z przekąsem.
— Przecież powiedziałem wam o wszystkim, co wiem — odparłem, uchylając się przed jej dotykiem.
— I się nie ruszaj, bo mi przeszkadzasz — warknęła, zatrzymując mnie w miejscu. Gdybym tylko miał odrobinę więcej siły, uświadomiłbym jej, żeby robiła wszystko odrobinę delikatniej. Poniewierała mną jak maskotką. I każdy ten ruch przyprawiał mnie o obezwładniający ból.
— Jakoś wątpię w twoją wersję — wtrącił się Ibiki.
Zagryzłem policzki na jego komentarz. Nie lubiłem go… z wzajemnością.
— Nie przeszkadzaj, Morino — rzuciła do niego, a później zwróciła się do mnie: — Jeśli przestanie boleć, później nie rób nic głupiego. Zrozumiano? — zapytała, zapewne wymachując palcem przez moją twarzą.
Nie rozumiałem, o co jej chodzi, więc zapytałem cicho:
— A co niby miałbym zrobić?
— Jeżeli mamy ci pomóc, musisz podać nam jakieś informacje, które oczyszczą cię z zarzutów — zaczęła. — Wstawienie się za tobą nie wystarczy — wyszeptała, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek inny niż ja to usłyszał.
— Ponoszę karę adekwatną do moich czynów — odparłem bez zająknięcia.
— Może gdybyś nie był taki uparty i dał sobie pomóc… — urwała, bo jej przerwałem.
— Dobrze wiesz, że to niemożliwie — uniosłem głos, chociaż nie zamierzałem. Zdenerwowała mnie, a ja już nie miałem ochoty z nią rozmawiać. — Dlaczego tu w ogóle przyszłaś? — zapytałem spokojnie.
— Żeby omówić z tobą kilka rzeczy — odpowiedziała.
Zastanawiałem się, czy gdybym widział jej twarz, odczytałbym z niej coś więcej niż z samego tonu głosu. Zapieczętowane oczy bardzo ograniczały moje możliwości poznawcze. Już raz się tak czułem — gdy wszczepiłem sobie gałki Itachiego. Nieprzenikniona ciemność nie powodowała u mnie strachu, raczej jakąś obawę, zwątpienie. Tak też było i tym razem — czułem się niepewnie. I tylko to mnie przerażało.
Dwie godziny po wizycie Sakury u Hokage.
— Przyniosłam ci parę kanapek i sałatkę z pomidorami — powiedziałam, kucając obok Sasuke. — Mam nadzieję, że będą ci smakowały. — Odkąd weszłam do celi, ciągle do niego mówiłam. Opowiadałam o pogodzie, o tym, jak wioska zaczynała funkcjonować po wojnie. Miałam nadzieję, że relacjonując Sasuke niektóre wydarzenia, zmuszę go, by odezwał się do mnie. Brakowało mi jego głosu, spojrzenia. Tym bardziej że od chwili, w której weszłam do celi, nawet się nie poruszył. Nie zaszczycił mnie żadnym słowem i gestem, co z każdą minutą zaczęło mnie coraz bardziej martwić.
Dzisiaj odwiedziłam go o wiele później niż zwykle, a także po raz pierwszy nie ograniczał mnie limit czasowy. Kiedy dałam znać o tym Ibikiemu, nie był zadowolony. Otrzymaną ode mnie kartkę z podpisem Hokage, zmiął w pięści i cisnął zły do kieszeni. Obserwując go, poczułam małe zwycięstwo. W końcu mogłam odetchnąć i z dumą wypiąć pierś. Nie miał nade mną kontroli. Musiał zaakceptować wolę Piątej i powierzyć mi opiekę nad Uchihą.
Kiedy, wraz z Tsuzumim, prowadził mnie do celi Sasuke, zmrużyłam oczy. Zastanawiałam się, co sobie myśli Ibiki; jak dla niego wygląda ta sytuacja. Nikt we mnie nie wierzył — nie dopuszczali do siebie nawet myśli o tym, że Uchiha stąd wyjdzie. Tymczasem sprawiłam, że to stało się możliwe.
— Jak się czujesz? — zapytałam, odpakowując jedną z kanapek. Po rozmowie z Piątą specjalnie wróciłam do domu, by je zrobić. Chciałam, żeby Sasuke zjadł coś dobrego, a nie to paskudne więzienne jedzenie. Chociaż jedzeniem tego nazwać nie można było.
— Dobrze — odparł cicho.
Nie spodziewałam się od niego odpowiedzi tak szybko. Uśmiechnęłam się lekko, prawie niezauważalnie.
— Cieszę się — powiedziałam z lekkim rumieńcem na twarzy i przytaknęłam. Sama do siebie, bo Sasuke i tak tego nie widział. Myśląc o tym, ogarnął mnie smutek i zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak bardzo wpłynęła na mnie jego obecność.
Mogłam obiecywać, zaklinać i szantażować samą siebie, że się do niego nie odezwę, że będę miała gdzieś jego los, ale to nie była prawda. Sasuke nigdy nie był mi obojętny, nawet jeśli mówiłabym coś innego. Nie mogłam być wobec niego nieczuła — chyba taka wersja Sakury nie zapunktowałaby w jego oczach. Ale to już nawet nie o to chodziło.
Dlaczego miałabym być dla niego niemiła? Dlaczego miałabym mu nie wybaczyć? Czy naprawdę w tym wszystkim powinnam unieść się dumą i powiedzieć: nienawidzę cię, Sasuke? albo przepraszam Sasuke, ale tak bardzo mnie zraniłeś, że już cię nie kocham? Jeśli kogoś naprawdę kochamy, szczęście drugiej osoby jest dla nas ważniejsze od własnego — i właśnie to czuję wobec Uchihy. Byłabym najgłupszą kobietą na świecie, gdybym uniosła się przy nim dumą. Chciałam mu tylko pomóc. Dać mu odrobinę szczęścia w życiu i poczucia bezpieczeństwa, a także miłości — pragnęłam, żeby wiedział, że ma na kogo liczyć, że jest dla kogoś ważny.
Po rozpakowaniu kanapki chciałam przystawić ją pod usta Sasuke i go nakarmić. Uchiha wyczuwając moją intencję, odsunął się i prychnął pod nosem. Spodziewałam się tego, pomyślałam.
— Pozwolisz, żebym ci pomogła? — zapytałam cicho i zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Czułam lekkie rumieńce na twarzy, aż miałam ochotę złapać się za policzki i piszczeć z zachwytu. Spodobała mi się wizja karmienia Sasuke — wydawało mi się to takie intymne; nasze — chociaż przeczuwałam, że i tak mi na to nie pozwoli.
— Niech mi zdejmą ten kaftan to sam dam radę — mruknął, być może nieświadomie odrzucając moją pomoc. Tak sobie wmawiałam.
— J… jasne — zająknęłam się, po czy powoli odwróciłam w kierunku drzwi. Niewerbalnie poprosiłam Tsuzumiego, by zdjął jego kaftan. Mężczyzna, kiwnął mi głową i po raz pierwszy bez żadnych komentarzy, zrobił to, co do niego należało.
— Wyciągnij rękę — poinstruowałam. — Ale powoli — dodałam głośniej, gdy zobaczyłam, jak uniósł ją gwałtownie.
— Nic mi nie jest.
— Powinieneś uważać — wyszeptałam i delikatnie podałam mu kanapkę, otaczając jego palce swoimi.
Dostrzegłam, jak mięsień jego szczęki drgnął. Zastanawiałam się, co sobie pomyślał. Już niejednokrotnie zauważyłam u niego taką reakcję — czy ja go obraziłam, zdenerwowałam. Nie było potrzeby się nad tym rozwodzić, jednak w tej chwili strasznie zapragnęłam możliwości poznania jego myśli.
— Jedz powoli — nakazałam bezbarwnym głosem. — Później opatrzę znowu twoje rany.