This life without answers can make us feel discouraged
Zamrugałam kilkakrotnie, kompletnie pozbawiona tchu. Czułam, jak w środku wszystko mi wariuje i boleśnie rozsadza. Z szoku ścisnęły mi się płuca, a serce zamarło. To szalone, pomyślałam. Nieodpowiednie. Miałam ochotę rzucić wszystkim, co akurat trzymałam w dłoniach. Słowa Sasuke były dla mnie niewiarygodne. Jak on mógł w ogóle tak powiedzieć? Po tym, co dla niego zrobiliśmy; za te wszystkie starania, poświęcenia — on odwdzięcza się czymś takim. Myślałam, że ceni nas bardziej, uważa za rodzinę, a Sasuke jak gdyby nigdy nic rzucił, łamiącym serce, wyznaniem.
Od wybuchu powstrzymywała mnie jedynie myśl, że nie chcę robić scen. Gdybyśmy byli sami, bez żadnego nadzoru, być może spróbowałabym wygarnąć mu to, co myślę o jego słowach i zachowaniu. Tylko czy to by coś dało?, zapytałam siebie w myślach. Uchiha miał trudny charakter i przekonanie go do czegokolwiek, graniczyło z cudem. Jeśli sam nie był skłonny czegoś zrobić to nici z negocjacji. Raz na własnej skórze doświadczyłam jego zaślepienia złością. Teraz mogłabym to nazwać zagubieniem i wynikiem manipulacji.
Jego myśli i czyny przez wiele lat były ukierunkowane ku jednemu — zemście. Nic poza nią się nie liczyło. Był przez nią pochłonięty, co sprawiało, że dla wrogów był łatwym celem do kontroli — podburzali go, zasiewali mroczne myśli, wpajając mu, że właśnie do tego dąży, że ich pragnienia, są jego pragnieniami. Sądziłam, że był mądrzejszy, że być może jego działania miały na celu również nasze dobro. Chciałam w to wierzyć. Naprawdę.
Może myślenie o nim w ten sposób było błędne, bo nie znałam wszystkich szczegółów. Raz próbowałam działać samodzielnie, gdyż myślałam, że uda mi się jakoś na niego wpłynąć. A teraz pozostaje mi mieć nadzieję, że się zmienił.
Zadrżałam ze złości i zagryzłam policzki od wewnątrz. Z bezsilności odwróciłam się do niego plecami. Nie potrafiłam patrzeć na Sasuke. Irytowało mnie to, bo nie mogłam znieść jego widoku, a jednocześnie tak bardzo go pragnęłam. Byłam naiwna, myśląc, że jestem dla niego ważna. Pozyskanie jego zaufania, dotarcie do jego serca… to tylko mrzonki. Chociaż chciałam, aby mi się to udało.
Zacisnęłam powieki, powstrzymując napływające do oczu łzy. Prawie czułam je w gardle i nosie. Potarłam o siebie dłonie, a potem przesunęłam nimi po twarzy. Kiedy otworzyłam powieki, skupiłam wzrok na ścianie przed sobą i zrobiłam dwa głębokie oddechy.
Z westchnięciem zasunęłam torbę. Oprócz dudniącego serca i szumu w uszach usłyszałam w celi szczęk zamka, co wyrwało mnie z chwilowego otumanienia. Mój czas zbliżał się ku końcowi i nie wiedziałam, czy powinnam się z tego cieszyć, czy nie.
Wpatrywałam się w swoje zaciśnięte na kolanach dłonie. Była gotowa przemówić do Sasuke po raz kolejny. Chociaż czułam narastającą w gardle gulę, musiałam wyrzucić z siebie swoje myśli. Z niemocy zagryzłam dolną wargę, bo ciężar słów Sasuke sprawił, że wszelkie argumenty po kilku sekundach blakły i wydawały się nie mieć żadnego sensu.
Rzuciłam tym, co najbardziej szalało w mojej głowie.
— Jesteś samolubny, Sasuke — powiedziałam niewiele głośniej od szeptu. — Jesteś niesprawiedliwy — dodałam po chwili.
Nie czekając na odpowiedź, powoli podniosłam się na proste nogi. Złapałam za torbę i odwróciłam się w jego kierunku. Stałam tak przez kilka sekund, przyglądając się mu. W tym momencie kompletnie zapomniałam o znajdującym się zaledwie parę metrów dalej strażniku. Jakoś nie obchodziło mnie, co pomyśli o mnie i o tej sytuacji.
Zauważyłam, że broda Uchihy uniosła się, a jego twarz była skierowana prosto na mnie. Na ustach Sasuke pojawił się lekko ironiczny pół-uśmiech, którym próbował przyćmić odczuwalny ból. Nie umknęło mojej uwadze to, jak w wyniku nagłego poruszenia jego czoło i skóra wokół nosa się zmarszczyły. Bezwiednie zrobiłam krok w przód. Chciałam mu pomóc i zmniejszyć jego cierpienie. Jednak się powstrzymałam.
— Przeceniasz mnie. — Jego cichy i opanowany głos, sprawił, że poczułam się tak, jakby coś wyssało z moich płuc całe powietrze. Zawahałam się z odpowiedzią. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę żadnej nie miałam. Wcześniej powiedziałam po prostu to, co mi pierwsze przyszło na myśl. A teraz? Nic. Pustka.
Minęła dłuższa chwila, zanim się poruszyłam i zdecydowałam odezwać.
— Oceniam cię na podstawie twoich słów i zachowania. — Po wypowiedzeniu tego zdania, zapragnęłam zagryźć się w język. Nie rozumiałam dlaczego, ale w tej chwili poczułam zwątpienie w samą siebie. Byłam przyzwyczajona do złamanego serca, do oschłego Sasuke i jego ignorancji wobec mnie. Nawet nie przypuszczałam, że będzie mi dane spędzić z nim choćby chwile takie jak te w więzieniu; że będę się nim zajmować, rozmawiać i próbować wpłynąć na jego decyzje. I mimo że zarzekałam się, że zawsze będę po jego stronie, to słowa Uchihy tak mnie dotknęły, że zaczęłam go szufladkować.
— Nie bronię ci tego — powiedział, a jego głos wyrwał mnie z transu. Był w nim niezrozumiały dla mnie smutek. — Masz prawo być na mnie zła — rozwinął. — Ale to i tak nic nie zmieni, Sakura — wypowiedział moje imię z taką lekkością, aż ścisnęło mnie w żołądku. Chociaż bardziej przypominało to takie dziwne mrowienie ciągnące się od końca mostka do pępka.
— Może gdybyś trochę bardziej się otworzył — zaczęłam, próbując ukryć niepewność w swoim głosie — to byłabym w stanie ci pomóc — dokończyłam nieśmiało, a mój głos odbijał się echem po celi.
Zacisnął usta, zapewne z niezadowolenia, a ja spuściłam wzrok z zawstydzenia i skupiłam go na czubkach swoich butów. Byłam zażenowana. Czułam się tak, jakbym tonęła i ze wszystkich sił próbowała wydostać się na powierzchnię, choćby chwytając się brzytwy.
— Być może — odparł krótko i rozluźnił ramiona. Zaskoczona jego odpowiedzią, uniosłam głowę, dostrzegając, jak z ciężkim westchnieniem opiera głowę o zimną ścianę i kieruje ją ku górze. — Powinnaś już iść — wyszeptał szorstko po chwili, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Żałowałam, że nie widziałam jego oczu, bo może udałoby mi się odczytać z nich jakąś ciepłą emocję, która dałaby mi nadzieję. I być może, to była moja wyobraźnia albo po raz kolejny usłyszałam, jak pęka moje serce.
Wiedząc, że nie byłam tu mile widziana, zagryzłam dolną wargę i z rezygnacją skinęłam głową. Pośpiesznie zarzuciłam torbę na ramię i odeszłam, idąc na koniec celi. Drzwi zaskrzypiały, a po chwili z trzaskiem zamknęły się za mną. Zanim ruszyłam do wyjścia, zerknęłam przez ramię na Sasuke. Nie chciałam się poddać, ale z drugiej strony obawiałam się, że nie starczy mi sił, aby z nim walczyć.
Przechodząc przez hol natknęłam się na Ibikiego. Nie wzbudzało to mojego zachwytu. Mimo że nie chciałam z nim rozmawiać, odezwałam się pierwsza.
— Przez kilka następnych dni przygotuję dla Sasuke posiłki. Wszelkie obowiązki wobec niego zostawcie mnie — mówiłam szybko, starając się, aby moje słowa brzmiały stanowczo i pewnie. — Gdyby działo się z nim coś złego, od razu mnie poinformujcie… nie ważcie się tego ignorować — dodałam, patrząc na niego surowym wzrokiem.
Ibiki skinął w zrozumieniu głową, co mi w zupełności wystarczyło. Zrobiłam kilka kroków przed siebie, gotowa opuścić więzienie.
— Ostrzegałem, że nie będzie z nim łatwo — powiedział, zatrzymując mnie przed drzwiami. Nie odwróciłam się.
Wzruszyłam ramionami, starając się zignorować jego słowa.
— Poradzę sobie — mruknęłam, robiąc krok do przodu i prawie chwytając klamkę. Usilnie starałam się stąd wydostać.
— Ostatnio byłaś w stanie postawić cały zakład na nogi, byle tylko móc spędzić z nim więcej czasu, a dzisiaj wyszłaś dziesięć minut wcześniej.
Zakuło mnie jego spostrzeżenie. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby wpłynął na moje myśli i decyzje, bo doskonale wiedziałam, do czego dążył Morino. Chciał mnie zniechęcić. Chciał sprawić, żebym odpuściła.
Nie fatygując się z odpowiedzią ani na niego nie patrząc, wyrwałam do przodu. Byłam cała rozdygotana i czułam, że gdybym została tam, choć chwilę dłużej, nie mogłabym powstrzymać piekących łez, które tak usilnie próbowały się wydostać.
Godzinę przed budzikiem poddałam się i wstałam z łóżka. Prawie nie spałam tej nocy. Budziłam się co chwilę, wierciłam, przewracałam i uklepywałam poduszkę, próbując odgonić myśli o Sasuke. Prześladowały mnie nawet wtedy, gdy odpływałam w sen, a także podczas wczorajszego dyżuru w szpitalu. Nie potrafiłam się skupić choćby na najprostszej rzeczy. Ciągle ktoś mi zwracał uwagę i bardzo często słyszałam, że bujam w obłokach. Przez cały dzień przypominały mi się jego słowa, zachowanie, a także dobijało nieustanne zamartwianie się jego stanem zdrowia. W środku nocy powróciła do mnie nasza ostatnia rozmowa, która odbyła się tuż przed moim wyjściem i nie dała się odgonić.
A dzisiaj będę musiała stawić mu czoło.
Ostatnie dni pokazały mi, jak trudne może być to wszystko — dowiedzenie się od Sasuke czegokolwiek graniczyło z trudem, a mimo to naiwnie wierzyłam, że mi się uda. Również z jakiegoś powodu czułam, że mężczyzna ma rację, chociaż niekoniecznie chciałam zaakceptować fakt, że zasłużył na karę i złe traktowanie. Do tego wszystkiego moim priorytetem, zaraz po całkowitym uleczeniu go, było to, aby ulokować Uchihę w szpitalu. Chciałam mieć na niego oko dłużej niż tylko godzinę dziennie. Chciałam też więcej prywatności.
Poświęciłam chwilę myślom, które dręczyły mnie w nocy. Poza strachem i niepewnością nie miałam powodów, by rezygnować z obranego kierunku działań. Istniało niewielkie zagrożenie, że moje postępowanie może się źle skończyć. Musiałam po prostu wymyślić, jak powinnam postąpić z Sasuke, a także, co zrobić, aby Tsunade lub Ibiki podzielili się ze mną niezbędnymi informacjami. Chciałam wiedzieć, jak się zachować, aby poczuli, że działam na ich korzyść. Jednocześnie znaleźć sposób, by chronić swoje uczucia. I ze smutkiem stwierdziłam, że to ostatnie zadanie będzie najtrudniejsze.
Zawahałam się, nie mogąc zdecydować, czy najpierw pójść pod prysznic, czy zjeść śniadanie i wypić kawę. Ostatecznie postanowiłam zacząć dzień od prysznica, licząc na to, że pomoże mi trochę uspokoić myśli. Letnia woda i żel o słodkim zapachu rozluźniły moje spięte mięśnie, ale nie ukoiły nerwów.
Chwyciłam szlafrok wiszący na jednym z drążków i poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę. Z ulgą zauważyłam, że rodziców nie było w domu. Dzięki temu uniknęłam ciekawskich pytań i głupich żartów. Rozmowa z nimi była ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam. Kiedy wszystko się uspokoi, być może dopiero wtedy będę skłonna opowiedzieć im o tym, co działo się w moim życiu.
Było wcześnie, więc spokojnie zaczekałam na kawę, zrobiłam śniadanie, a potem zabrałam parujący kubek i talerz z kanapkami do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, ustalając w głowie plan na cały dzień. Dyżur w szpitalu zaczynałam dopiero po wizycie u Sasuke, jednak strasznie korciło mnie, aby zajrzeć tam wcześniej. Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że robię to bezinteresownie. Teoretycznie chciałam się spotkać z Shizune. Następnie, chociaż na chwilę, zajrzeć do Naruto. A praktycznie — miałam zamiar przejrzeć medyczną dokumentację Sasuke. Nie liczyłam na sukces, ale chciałam spróbować.
Zebrałam się po trzydziestu minutach. Przygnębiające myśli zupełnie odbierały mi chęci i siły, przez co z ledwością zmusiłam się do ogarnięcia siebie. Około ósmej wyszłam z domu i powoli spacerowałam ulicami Konohy. Czułam, jak łapią mnie wątpliwości co do tego, czy robię słusznie. Może powinnam zapytać Tsunade wprost, a nie działać za jej plecami?, zapytałam siebie w myślach, ale natychmiast pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z niej ten pomysł. Na ten moment musiałam działać sama.
Podeszłam do recepcji i przywitałam się z pielęgniarką, która akurat miała dyżur.
— Czy pani Shizune jest u siebie? — zapytałam, opierając dłonie o blat. Kobieta odgarnęła kosmyk włosów za ucho i przytaknęła.
— Tak. Masz szczęście, bo przyszła parę minut przed tobą — odpowiedziała automatycznie, nawet na mnie nie patrząc. Wcale jej się nie dziwiłam, całe biurko miała zawalone różnymi papierami. Co chwila tylko marszczyła czoło i wzdychała z irytacją. Znałam to aż za dobrze. Taka ilość papierkowej roboty mogła przytłoczyć i trochę jej współczułam.
Podziękowałam kobiecie uprzejmie i odeszłam. Obserwując ludzi dookoła, bezwiednie zacisnęłam palce na pasku od torebki. Byłam trochę zdenerwowana i nawet nie wiedziałam czym dokładnie. Być może bałam się, że jeśli Shizune zorientuje się, co chcę zrobić, powie o wszystkim Tsunade, zanim ja będę miała ku temu okazję. Nie chciałam do tego dopuścić, bo wiedziałam, że wtedy będę musiała się poddać, a Piąta nie przyjmie moich wyjaśnień.
Stanęłam przed białymi drzwiami, które były wykonane z drewnianej sklejki. Nowy szpital wyglądał o niebo lepiej od poprzedniego. Po ataku Paina na Konohę, wioska była kompletnie zniszczona i przez wiele miesięcy mieszkańcy oraz pomocnicy z innych wiosek, starali się ją odbudować. Wszyscy dążyli do tego, aby odzwierciedlić jej wygląd sprzed tego tragicznego wydarzenia. Jedynie ośrodki publiczne, takie jak siedziba Hokage, szpital czy urząd pocztowy zostały odnowione z większą starannością, aby służyły lepiej niż te stare. Byłam zaskoczona, że tak dobrze udało im się osiągnąć upragniony efekt.
Zapukałam dwa razy i nadstawiłam uszu, bo czasem trudno było usłyszeć odpowiedź.
— Proszę — przytłumiony głos dotarł do mnie przez drzwi. Nacisnęłam klamkę i popchnęłam je, wchodząc do środka.
— Dzień dobry — powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Shizune, przystając na chwilę i spoglądając na mnie, odpowiedziała mi równie uprzejmie. W rękach trzymała teczki i segregatory, a jej włosy wyglądały tak, jakby co chwila je czochrała.
— Miło, że wpadłaś. Co u ciebie słychać? Jak się czujesz? Byłaś na ceremonii? — zarzuciła mnie pytaniami, sprawiając, że czułam się trochę zdezorientowana. Mówiła szybko, jakby na jednym wydechu, a jej głos wydawał się zmęczony i trochę senny. Chodziła po swoim gabinecie wte i wewte, przekładając stosy z książkami i teczkami. Co chwila do niektórych zaglądała, a na inne tylko zerkała i odkładała na biurko.
— Tak, byłam. Wszystko w porządku dziękuję — odpowiedziałam lakonicznie.
Wysunęła złączone wargi lekko do przodu, tworząc z nich dziubek, po czym pokiwała głową trochę jakby w zamyśleniu.
— Bardzo podobała mi się przemowa pani Tsunade — zaczęła i spojrzała z rozmarzeniem w górę. — Ledwo powstrzymywałam łzy. — Przytaknęłam jej, zgadzając się z nią w stu procentach. — Potrzebujesz w ogóle czegoś? — Kolejne pytanie padło z jej ust. — Rzadko cię widzę o tej porze w szpitalu — stwierdziła.
Uśmiechnęłam się z lekkim zawstydzeniem i podrapałam po tyle szyi.
— Jeśli masz chwilę, mogłabyś mi pomóc? — wypaliła nagle, ruchem głowy wskazując na stertę dokumentów na biurku. Nie dała mi nawet szansy na odpowiedź. — Muszę to ogarnąć do dwunastej, a sama się z tym nie wyrobię. Wszystko mam poprzekładane — zajęczała z niezadowoleniem.
— Ah... tak! Oczywiście! — odparłam, trochę się motając. Zdjęłam z ramienia torbę i odłożyłam ją na plastikowe krzesło. Stanęłam przed Shizune gotowa do pracy. — Z czym dokładnie pomóc? — dopytałam.
Wskazała palcem na stos teczek.
— Jeśli możesz, przejrzyj je i po prawej stronie ułóż te, w których nie ma wypisu ze szpitala, a po lewej te z wypisem — wytłumaczyła i odwróciła się ode mnie. Podeszła do regału i chwyciła dwa segregatory.
Przesunęłam wzrokiem po biurku, krzywiąc się na widok sterty dokumentów. Dzisiaj każdy się nimi zajmuje, pomyślałam. W co ja się wpakowałam, jęknęłam do siebie cicho pod nosem, aby Shizune mnie nie usłyszała. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i je związałam, po czym zabrałam się do pracy.
Przeglądałam wszystko dokładnie, żebym później nie musiała niczego poprawiać. Na szczęście w większości teczek, dokument świadczący o wypisaniu pacjenta ze szpitala znajdował się na początku. Wystarczyło więc tylko ją otworzyć, sprawdzić i odłożyć na odpowiednie miejsce. Zorientowałam się też, że te dokumenty dotyczyły jedynie shinobich, ponieważ podczas przeglądania nie trafiłam na żadnego cywila. Prawdopodobnie, gdybym była zwykłą pielęgniarką, nie mogłabym nawet dotknąć tych dokumentów, a co dopiero zajrzeć do środka.
Oczy mi się zaświeciły, gdy w moje ręce wpadła teczka Naruto. Byłam zaskoczona, widząc ją w tej stercie. Bardzo mnie to ucieszyło i poczułam się tak, jakby kamień spadł mi z serca, bo dostanie się do dokumentów Sasuke mogło być łatwiejsze, niż myślałam.
Przeczytałam każdą stronę bardzo dokładnie, zapamiętując obrażenia, których doznał Uzumaki — rozcięty łuk brwiowy, złamane żebra, pęknięte kości i utrata ręki, a także ogromne wycieńczenie. Ciągle byłam zła za ich walkę. I na samą myśl o niej, chciało mi się płakać. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co by było gdyby się pozabijali. Gdybym przybyła z kilkanaście minut później...
Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową, próbując odgonić te nieprzyjemne myśli. Powinnam się cieszyć z tego, że żyją, a nie rozmyślać nad tym, co by było, gdyby.
Podczas lektury znalazłam sprawozdanie dotyczące śmierci Naruto na polu bitwy. Strachu, jakiego wtedy doznałam, nie zapomnę do końca życia. Poczułam się wtedy tak, jakby cała nadzieja na to, że uda nam się pokonać Madarę zniknęła. To właśnie Uzumaki był naszym asem. To on miał doprowadzić nas do zwycięstwa.
Zerknęłam na pozostałe kartki, ale nie było na nich nic, czego nie wiedziałam. Odłożyłam więc teczkę na odpowiednią stertę i sięgnęłam po kolejną do weryfikacji z nadzieją, że ta będzie Sasuke. Nic bardziej mylnego. Po godzinie pracy stos zaczął się widocznie zmniejszać, jednak w pełni nie uzyskałam interesujących mnie informacji.
— Idę po kawę — zagadnęła Shizune, przeciągając się. — Masz ochotę?
Pokręciłam głową.
— Nie dziękuję. Już i tak niewiele mi zostało. — Na potwierdzenie swoich słów, podniosłam pozostałe teczki i jej pokazałam.
Shizune posłała mi słaby uśmiech, po czym znowu się przeciągnęła, a następnie zniknęła za drzwiami. Kontynuowałam swoją pracę, chcąc skończyć ją jak najszybciej.
Serce mi zamarło, gdy otworzyłam leżącą prawie na samym dnie teczkę. Nie wiedziałam, czy mi się wydawało, czy w pokoju nagle zrobiło się strasznie gorąco. Miałam przed sobą dokumenty Sasuke. W panice instynktownie rozejrzałam się na boki, jakbym chciała się upewnić, że byłam tu sama. W jakimś amoku zaczęłam przeglądać kartki i dopiero po chwili dotarło do mnie, co ja robię. Przecież byłam tu sama. Odetchnęłam, chcąc się uspokoić. Cała drżałam, czytając kolejno każdą linijkę tekstu. Jego obrażenia były bardzo podobne do tych Naruto, z tą różnicą, że Sasuke nie regenerował się tak szybko. Dlatego jego rekonwalescencja potrwa dłużej. Najgorsze było to, że dużą czerwoną czcionką było zapisane: pacjent odmówił leczenia. Skręciło mnie w żołądku. Dlaczego Tsunade do tego dopuściła? Kolejnym zadaniem, które rzuciło mi się w oczy, było: brak przydzielonej opieki medycznej. Nie było to dla mnie nic nowego. Zrozumiałam, że tak brzmiała oficjalna wersja, chociaż praktycznie to ja sprawowałam nad nim pieczę. Naprawdę nie podobało mi się to wszystko. Mimo że odmówił, nieoficjalnie przydzielili mu mnie… o moich wizytach wiedziała zaledwie garstka osób i zastanawiałam się, jaki był w tym cel.
Rozszerzyłam oczy z zaskoczenia.
— Nie wierzę — warknęłam do siebie, widząc zdawkowo zapisaną ręcznym pismem informację: konieczne użycie Tenro. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Wsadziłam palec między bluzkę a szyję, odciągając od skóry przepocony kołnierzyk. Konieczne… konieczne w jakiej sytuacji?, zapytałam samą siebie. Wymienione jutsu było mi doskonale znane i nie rozumiałam, dlaczego mieliby użyć na Sasuke tak niebezpiecznej techniki.
Jakiś czas temu Naruto został podstępem umieszczony w zamku Hozuki. To była jedna z trudniejszych misji i aby się powiodła, Tsunade musiała go okłamać. W końcu i tak nikt by nie uwierzył, że Uzumaki popełnił jakieś przestępstwo. W więzieniu był on pod wpływem jutsu, które kradło energię ze skazańców. Korzystanie z czakry było wręcz niemożliwe, a próba zastosowania jakiejkolwiek techniki powodowała palący ból w całym ciele. W przypadku ucieczki więzień płonął żywcem tuż po przekroczeniu, wyznaczonej przez naczelnika, granicy.
Zemdliło mnie na myśl, że ta przerażająca technika miałaby zostać użyta na Sasuke.