I'll take for you the heavy things you can't carry
Następnego dnia z samego rana udałam się do zakładu karnego. Przez całą drogę serce waliło mi jak szalone i nie potrafiłam nad tym zapanować. Bałam się, że być może powinnam pójść tam później, jednak miałam dziwną nadzieję, że jeśli pojawię się w więzieniu wcześniej niż po południu, Ibiki nie będzie sprawiał problemów. Denerwowało mnie jego zachowanie. Nie podobało mi się to, co robił. Nie wiedziałam, jaki miał problem z moją obecnością w zakładzie. Samo to, że nie chciał dać mi pozwolenia na swobodne odwiedzanie Sasuke, było bardzo podejrzanie. Miałam wrażenie, że byłam odcięta od ważnych informacji. Czułam, że on i Tsunade coś przede mną ukrywali. Jedną stroną medalu było to, że miałam zadanie do wykonania, ale jeżeli Piąta dalej nie będzie chciała wtajemniczyć mnie w swój plan, to sama będę musiała dowiedzieć się, o co tu chodzi. Nie mogłam tego zignorować. Chodziło o Sasuke, o Naruto… o mnie?
Gdy tylko popchnęłam drzwi i przekroczyłam próg więzienia, ogarnął mnie ten sam dziwny niepokój co wczoraj. W płucach zabrakło mi powietrza i przez kilka sekund nie mogłam się ruszyć. To miejsce przyprawiało mnie o nieprzyjemne dreszcze. Ciśnienie wzrastało, serce kołatało jak szalone, a każdy oddech był ciężki i męczący.
Co chwila mrugałam powiekami, bo z trudnością utrzymywałam je w górze. Nie mogłam spać w nocy. Najmniejszy szmer sprawiał, że się budziłam i miałam trudności z ponownym zaśnięciem, a jeśli mi się to udawało, odnosiłam wrażenie, że śniłam na jawie. Czułam, że leżę i mam zamknięte oczy, wiedząc, że nie śpię. Przetarłam zaspane oczy i przechyliłam głowę raz w prawo i raz w lewo, żeby rozruszać obolałe mięśnie. Potrzebowałam masażu albo przynajmniej dodatkowych kilku godzin snu.
Rozejrzałam się po dużym holu i zdziwiłam się, że nikt wyszedł mi na spotkanie. Wczoraj ledwo co przekroczyłam próg, a przede mną pojawił się jeden ze strażników. Dzisiaj było cicho i spokojnie. Miejsce wydawało się martwe, jakby nie było w nim ani jednej żywej duszy.
Ruszyłam przed siebie, na oślep szukając gabinetu Ibikiego. Przez pięć minut bez sensu krążyłam po korytarzach. W zakładzie bez przewodnika bardzo łatwo można było się zgubić. Nie bywałam tu zbyt często, więc nie pamiętałam dokładnej drogi do pokoju Morino.
Przystanęłam pod jednym z ogromnych filarów, a po chwili oparłam się o niego. Przymknęłam lekko ociężałe powieki i zacisnęłam dłonie na pasku od torby.
— Panno Haruno — odezwał się nagle za mną znajomy głos. Wzdrygnęłam się wystraszona i odwróciłam gwałtownie, napotykając zniesmaczone spojrzenie Tsuzumiego. Przyglądał mi się z lekką pogardą, co mnie zirytowało. Nie znaliśmy się, a mimo to nasze relacje były bardzo napięte — a raczej denerwowało mnie jego zachowanie.
Zmarszczyłam w konsternacji brwi.
— Pan Sarugaku — mruknęłam cicho oficjalnym tonem. — Szukam pokoju Morino, wiesz może, gdzie on jest? — zapytałam uprzejmie. Nie miałam siły ani ochoty na sprzeczki słowne. Chciałam mieć już to wszystko za sobą. Dostać się do Sasuke i zaopiekować się nim.
Strażnik skrzyżował ramiona na piersi i zacisnął usta w wąską linię. Spojrzałam na niego wymownie i potrząsnęłam głową oczekując odpowiedzi, ale on mimo to z nią zwlekał. Denerwowało mnie to. Nie lubiłam być trzymana w takiej niepewności.
— Ty znowu do Uchihy? — wypalił nagle, lustrując mnie wzrokiem. W jego spojrzeniu było coś niepokojącego, ale zignorowałam to.
— Tak — skwitowałam, prostując plecy.
Prychnął pod nosem i wskazał głową na lewo.
— Naczelnika nie ma, będzie po południu — poinformował od niechcenia.
Skrzywiłam się. Nie miałam zamiaru czekać na Ibikiego kilka godzin. On był mi potrzebny na już. Prychnęłam pod nosem i chwilę później zerknęłam podejrzliwie na Tsuzumiego. Zmrużyłam oczy, starając się ułożyć sobie w głowie myśli.
— Czy mógłbyś zaprowadzić mnie do Sasuke? — zapytałam po dłuższym namyśle, zaciskając dłonie na pasku od torby. — Postaram się wyrobić ze wszystkim w godzinę.
Tsuzumi spojrzał na mnie podejrzliwie. Po chwili zamknął oczy i westchnął głęboko, jakby rozważał, czy powinien przystać na moją prośbę. Błagałam w myślach, aby tak się stało, bo nie mogłam odpuścić dzisiejszej wizyty. Jednak zamiast konkretnej odpowiedzi, którą tak bardzo chciałam usłyszeć, strażnik podjął nieco inny temat.
— Dlaczego ci tak na nim zależy? — zapytał, unosząc lekceważąco ramiona do góry.
Zmarszczyłam brwi zaskoczona jego słowami. Miałam deja vu. Czy Morino i on uparli się na mnie? Te pytania zaczęły mnie irytować. Nie lubiłam, kiedy ktoś się wtrącał w moje życie, a oni byli bardzo ciekawscy. Jak gdyby moje wizyty w zakładzie były czymś złym.
— To mój przyjaciel — odpowiedziałam po chwili, poprawiając torbę.
— Yhym — mruknął pod nosem, po czym minął mnie i ruszył do przodu. Zacisnęłam usta i zmrużyłam oczy, spodziewając się tego, że mnie zostawi. Tsuzumi jednak sekundę później odwrócił się i rzucił mi przez ramię: — Idziesz?
Uniosłam ze zdziwienia powieki i energicznie pokiwałam głową. Poczułam ogromną ulgę, kiedy skierowaliśmy się ku wejściu na niższe piętra. Przyłapałam mężczyznę na tym, że kilkakrotnie zerknął na mnie przez ramię. Za każdym razem patrzył się na mnie zgnębionym spojrzeniem tak, jakby mi współczuł.
Kiedy znalazłam się na piętrze Sasuke, nie mogłam oddychać. Niewidzialna ręka ścisnęła moje płuca, odcinając dopływ tlenu. Zrobiło mi się słabo i potrzebowałam kilku chwil, aby dojść do siebie. Głęboki wdech nosem i wydech przez rozchylone usta. Raz… drugi… trzeci. W głowie miałam kompletną pustkę. Powoli narastała we mnie panika, spowodowana prawdopodobnie stresem przed ponownym spotkaniem Sasuke.
Szczęk klucza w drzwiach sprawił, że wróciłam na ziemię. Zerknęłam na Tsuzumiego, a on ruchem głowy wskazał na celę Uchihy. Oderwałam z ziemi zdrętwiałe kończyny i powoli weszłam do środka. Moje ruchy były sztywne, wstydliwe — każdy z nich przyprawiał mnie o mdłości.
Sasuke, jakby czując moją obecność, uniósł podbródek, a jego policzki drgnęły. Przez chwilę wydawało mi się, że kącik jego ust był wykrzywiony ku górze, ale odrzuciłam tę myśl. Odwróciłam się i wymownie spojrzałam na strażnika. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie i pozbędzie się pieczęci z kaftana Sasuke.
Sarugaku westchnął cicho z rezygnacją i zrobił to, o co niewerbalnie poprosiłam. Po kilku sekundach pasy na ciele Sasuke ustąpiły, a mnie ogarnęło chwilowe i bardzo złudne uczucie ulgi. Kiedy strażnik się odsunął, z niezadowoleniem zauważyłam, że oczy Sasuke nadal były ukryte pod pieczęcią. Zrobiłam krok w stronę mężczyzny.
— Mógłbyś też pozbyć się opaski? — zapytałam, stając przed nim.
Pokręcił głową, a irytacja w jego spojrzeniu wierciła mi dziurę w głowie.
— Musi zostać — odparł surowym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Nieprzyjemne dreszcze przeszły po moim kręgosłupie. Jeszcze minutę wcześniej czułam się tak, jakby podsunął mi pod nos ciastko, a teraz chamsko je zabrał.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Nie potrafiłam z siebie nic wydusić, nie miałam pojęcia, jak przekonać Tsuzumiego do pozbycia się pieczęci na oczach Uchihy.
— Tak będzie lepiej Sakura.
Gwałtownie przekręciłam głowę, zaskoczona cichym głosem Sasuke. Kompletnie wytrącił mnie z rytmu i minęła chwila, zanim udało mi się przyswoić jego słowa.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
— Ale… — urwałam, bo mi przerwał.
— To nie jest konieczne — mruknął, przechylając lekko głowę w bok. — I tak masz tylko godzinę — pouczył mnie. W tym samym czasie usłyszałam, jak Tsuzumi wyszedł z celi i zamknął drzwi, ale nie przekręcił kluczyka.
Jak w transie z niechęcią mu przytaknęłam, po czym przykucnęłam i zaczęłam wyjmować z torby potrzebne rzeczy. Po chwili usłyszałam zbliżające się czyjeś kroki. Zerknęłam ostrożnie przez ramię, zauważając, jak strażnik wpuścił do celi młodego mężczyznę, który przyniósł mi miskę z wodą, gąbkę i ręcznik. Zaniemówiłam z zaskoczenia. Spojrzałam ukradkiem na Tsuzumiego, zastanawiając się, kiedy zdążył to załatwić. Instynktownie rozejrzałam się na boki, ale nie dostrzegłam niczego niepokojącego. Zanim chłopak wyszedł, w podziękowaniu tylko skinęłam mu głową.
Przeniosłam swój wzrok na Sasuke i bezwiednie zagryzłam dolną wargę. Siedział lekko zgarbiony na pryczy przede mną. Głowę miał pochyloną do przodu, a włosy opadały mu na opaskę. Zdusiłam w sobie chęć zagarnięcia zbłąkanych kosmyków i zdjęcia tego okropnego materiału z jego oczu. Byłam pewna, że ostatnim razem bezbłędnie zapamiętałam kolejność pieczęci: koń, dzik, wół, wąż, szczur, więc nie byłby to dla mnie problem. Przeszkadzał mi jedynie czujny wzrok Sarugaku, który uważnie obserwował każdy mój ruch. Czułam się przez niego nieswojo, mimo że nie robiłam niczego złego, miałam wrażenie, że traktował mnie jak potencjalnego przestępcę. Gdybym postąpiła tak głupio i na własną rękę próbowała odpieczętować oczy Sasuke, zapewne nie tylko ja poniosłabym konsekwencje za swój czyn.
Zamoczyłam gąbkę w ciepłej wodzie i usiadłam obok Uchihy. Powoli i ostrożnie odwinęłam bandaż z jego przedramienia, po czym zaczęłam delikatnie przecierać jego skórę. Starałam się, aby każdy mój ruch był jak najmniej inwazyjny. Obserwowałam w międzyczasie wyraz jego twarzy, żeby wyczuć moment, w którym coś było dla niego niekomfortowe.
Oparł głowę o ścianę i skierował twarz ku górze. Dziwnie się czułam, nie widząc jego oczu. Chociaż ich kolor i głębia mnie onieśmielały i może powinnam się cieszyć, że były zasłonięte, to jednak nie podobało mi się to. Samolubnie chciałam znowu poczuć to bolące uczucie w klatce piersiowej, gdy na mnie patrzył. Łomotanie serca przypominało mi o tym, że to nie był sen. Sasuke był tu przede mną. Mogłam go dotknąć, poczuć.
Odłożyłam gąbkę do miski z wodą, po czym sięgnęłam po ręcznik. Osuszyłam delikatnie miejsca wokół rany. Przez kilka minut w skupieniu się nią zajmowałam, aż w pewnej chwili poczułam, jak moja głowa staje się coraz cięższa. Zaprzestałam na moment leczenia, chociaż wiedziałam, że nie powinnam.
— Nie powinnaś przychodzić tu tak wcześnie. — Usłyszałam, kiedy oparłam głowę o ścianę. Zignorowałam jego słowa. Nie miałam siły przekonywać go do swoich racji — Sasuke i tak by tego nie zrozumiał. Jeśli jednak miało to być czymś w rodzaju zainteresowania lub zaniepokojenia o mnie, to byłam mu za to bardziej niż wdzięczna.
Unikając odpowiedzi, zebrałam się w sobie i zabrałam ponownie do pracy. Tym razem nie zamierzałam zmarnować ani minuty. Cokolwiek by się nie działo między nim a mną, musiałam się powstrzymać i zaopiekować się Sasuke najlepiej jak umiałam.
Pochyliłam się, oczyściłam gąbkę z zaschniętej krwi, po czym wycisnęłam z niej nadmiar wody. Przesunęłam nią po jego klatce piersiowej, zmywając z ran nagromadzoną przez noc, zaschniętą krew. W pewnym momencie brzeg mojej dłoni niechcący zetknął się z jego ciepłą skórą. Bezwiednie odsunęłam myjkę od ciała i dotknęłam opuszkami palców jego klatki piersiowej. Poczułam, jak spiął się pod moim dotykiem i gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę. Spodziewałam się, że mnie powstrzyma, ale nic takiego się nie stało. Z sykiem wypuścił powietrze z płuc, gdy położyłam dłoń tuż nad jego sercem. Zabrakło mi tchu, czując jego szybkie bicie. Dyskretnie upewniając się, że Tsuzumi nie widział tego, co robiłam, ośmieliłam się sunąć palcami po całej klatce piersiowej Uchihy. Sasuke z każdym moim dotykiem, z każdym przesunięciem dłoni, spinał się coraz bardziej, a ja nie potrafiłam przestać. Ostrożnie badałam każdą wypukłość na jego pokiereszowanym ciele. Pod palcami czułam żebra, zarys mięśni oraz blizny. Był taki wątły, szczupły. Myśląc o tym, przypomniały mi się wczorajsze słowa Ibikiego i cofnęłam się. Westchnęłam ciężko i po raz pierwszy od dłuższej chwili zdecydowałam się do niego odezwać.
— Musisz jeść, Sasuke — powiedziałam tak cicho, aby tylko on mnie usłyszał.
Z sykiem wypuścił powietrze z płuc i zwilżył językiem spierzchnięte wargi.
— Jem — skwitował.
Zignorowałam jego słowo, bo to było dla mnie oczywiste kłamstwo.
— Dlaczego sobie to robisz? — wyszeptałam.
— Kiedyś nie dyskutowałaś ze mną w ten sposób.
Poczułam dziwny ucisk w piersi, coś na granicy zachwytu, radości i miłości. Jego słowa sprawiły, że moje uczucia szalały. Nie śmiałam sądzić, że kiedykolwiek o mnie myślał, ale jego słowa potwierdziły, że jakaś wizja mnie siedziała w jego głowie. Być może nadal pamiętał, jaka byłam pięć lat temu. Jako dwunastolatka nie byłam przyzwyczajona do złamanego serca ani niebezpieczeństw otaczającego mnie świata — ale to nie znaczyło, że byłam niedojrzała. Może za łatwo się w nim zakochałam, ale to uczucie nawet na chwilę nie zgasło. Mogłabym nawet powiedzieć, że teraz było silniejsze, dojrzalsze.
Sasuke był dla mnie ważny. I naprawdę potrafiłabym poświęcić dla niego wszystko. Bez wyjątku. Nigdy nie potrafiłam z niego zrezygnować i prawdopodobnie tak będzie do końca moich dni. Chociaż on tego nie rozumiał. Może nie rozumiał. Nie byłam pewna, czy zdawał sobie sprawę z tego, że Naruto, Kakashiemu i mi na nim zależy. Był dla nas cenny, był naszą rodziną. Nie chcieliśmy go stracić i choćby świat był przeciwko niemu — obronimy go. Zawsze będziemy po jego stronie, aby go wesprzeć.
— Nie mogę tego znieść Sasuke — powiedziałam, nachylając się nad nim. — Powinieneś być w szpitalu — dodałam, ujmując w dłonie jego głowę. Skupiłam czakrę w okolicach skroni i mówiłam dalej: — Nie zasługujesz na takie traktowanie. Dobrze wiesz, że w takich warunkach nie odzyskasz sił w pełni.
Zacisnął usta w wąską kreskę i wypuścił powietrze przez nos. Wiedziałam, że nie doczekam się odpowiedzi od niego, więc na nią nie naciskałam. Po prostu robiłam to, co należało — leczyłam go.
— Naruto też się o ciebie martwi — wypaliłam. Chciałam pociągnąć tę rozmowę z samolubnej potrzeby usłyszenia jego głosu.
— Niepotrzebnie — odparł krótko. Kątem oka zaobserwowałam ruch jego prawej ręki i przez chwilę przyglądałam się temu, co robi. Przesunął ją ostrożnie po swoim kolanie i tak jak wczoraj, koniuszkiem palca dotknął mojej nogi.
Spięłam się, jednocześnie próbując zachować trzeźwy umysł. Tym razem nie mogłam być taka zachwiana emocjonalnie jak dzień wcześniej. Jednak wszelkie próby powstrzymania drżenia wewnątrz mojej klatki piersiowej legły w gruzach, kiedy niespodziewanie, przesunął palcami po moim kolanie. Pisnęłam zaskoczona jego delikatnym dotykiem i szybko obejrzałam się za siebie, bojąc się, że Tsuzumi to zauważył. On jednak stał niewzruszony, oparty ramieniem o kraty.
Przesunęłam językiem po wargach, a później mocno je zacisnęłam. Sasuke, jakby odczuwając, że nie byłam skupiona na nim, drażniąco przeniósł dłoń na tył mojej nogi. Odsunęłam gwałtownie swoje ręce od jego twarzy i zatrzymałam je w powietrzu. Miałam nadzieję, że przestanie, ale jego ucisk jedynie się wzmocnił. Palce nieco pewniej wbiły się w moją skórę, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca, którego nie potrafiłam kontrolować. Czując, jak w moich płucach powoli brakuje tchu, patrzyłam na niego wyczekująco. Moje policzki zalała fala gorąca, a w gardle miałam Saharę.
Zadrżałam, kiedy uświadomiłam sobie, że robił to specjalnie. Dotykał mnie, bo tego chciał. Nagle przechylił głowę, ale nie puścił mojej nogi. Mocniej zacisnął na niej swoje palce, jakby chciał zwrócić na siebie całą moją uwagę.
— To nie ma sensu. — Gdy to powiedział, z trudem powstrzymałam grymas bólu. Moje emocje szalały i ciągle byłam skupiona tylko na jego dłoni. Słowa Sasuke zlewały mi się w bełkot i dopiero po chwili dotarł do mnie ich sens. Wiedziałam, że muszę go wspierać. Chciałam mu pokazać, że nadal był dla mnie ważny. Nikt nie zasługiwał na cierpienie, a już na pewno nie on. Przez całe życie wystarczająco wiele przeżył.
— Nie powinieneś tu być Sasuke — wyszeptałam. Czułam, że się powtarzam, ale nie byłam w stanie wymyślić niczego bardziej kreatywnego. — Musisz odpocząć, jeść. To nie są warunki dla kogoś w twoim stanie. — Kiedy mówiłam, mój głos drżał, wręcz się załamywał.
— Sakura, przestań — syknął, wzmacniając uścisk. — Nie masz tu żadnego autorytetu. Daruj sobie. Nic nie zdziałasz.
— Jestem twoim lekarzem — odpowiedziałam, próbując odejść, ale mnie powstrzymał. Ze zbolałą miną pokręcił głową.
— Zasłużyłem na to.
Chwyciłam go za ramiona, bo gdybym tego nie zrobiła, straciłabym równowagę. Wszystkie mięśnie w moim ciele nagle zapomniały, do czego służą, a myśli zmieniły się w jeden wielki chaos.
— Nieprawda — wyszeptałam, próbując powstrzymać łzy. Wbiłam paznokcie w jego barki.
— Porzuciłem wioskę, by dołączyć do zabójcy trzeciego Hokage. Zaatakowałem Kage. Próbowałem zabić Naruto, Kakashiego — zatrzymał się i dopiero po chwili bardzo cicho dodał — i ciebie... a to zaledwie część moich przewinień.
— Byłeś zagubiony, a tamta sytuacja to była moja wina… to przeze mnie...
— Nie rób tego — przerwał mi. — Nie próbuj mnie usprawiedliwiać. Moja wartość jako ninja nie jest większa niż kogokolwiek innego. Popełniłem wiele zbrodni. Teraz muszę za nie zapłacić.
Bezmyślnie wzmocniłam swój ucisk na jego ramionach. Dostrzegłam, jak się skrzywił z bólu, więc od razu je zabrałam. Odskoczyłam od niego, wyrywając się z jego uścisku, jakby mnie parzył. Patrzyłam na niego i nie potrafiłam opanować ogarniających mnie emocji. Opadłam na podłogę i usiadłam na piętach. Schowałam twarz w dłoniach, pozwalając, aby po moich policzkach popłynęły pierwsze łzy. Nie mogłam znieść rozdzierającego bólu w piersi. W środku wszystko mnie paliło, kuło, jakby jednocześnie ktoś wbijał mi igły i palił na stosie. Byłam bezradna, a jednocześnie chciałam coś zrobić. Jakoś naprawić jego życie, sprawić, że przyszłość Sasuke nie będzie już taka mroczna jak przeszłość. Chciałam uleczyć jego serce.
Tylko dlaczego, do cholery, mi na to nie pozwalał.
— Sakura. — Usłyszałam, jak cicho wypowiada moje imię. Jego głos był przepełniony emocjami, których nie byłam w stanie określić. — To tylko kilka miesięcy — wyszeptał.
Oderwałam ręce od twarzy i spojrzałam na niego ze zbolałą miną.
— To może być nawet rok, Sasuke. Rok — odparłam z pretensją w głosie. Zacisnęłam dłonie w pięści i przycisnęłam je do swoich ud, a po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy.
— To i tak niewiele w porównaniu do tego, ile naprawdę czasu powinienem tu spędzić — wyjaśnił spokojnie, jakby wcale go to nie ruszało.
Zacisnęłam boleśnie zęby. Jeśli to był jego wybór — niech tak będzie. Być może sam poprosił o tę karę. Jednak nie będzie w stanie żyć w takich warunkach i bez odpowiedniego odżywiania. Powinien być w szpitalu, wydobrzeć i dopiero po tym poddać się ewentualnej karze za swoje czyny.
— Dlaczego jesteś taki samolubny? — warknęłam, nerwowo chowając rzeczy do torby. — Mógłbyś chociaż pomyśleć o nas — wskazałam dłońmi na siebie, zapominając, że tego nie zauważy — o Naruto, Kakashim… o mnie.
— Moje grzechy nie mają z wami nic wspólnego — odpowiedział tak cicho, że z ledwością usłyszałam jego słowa. Kiedy ich sens do mnie dotarł, mogłabym przysiąc, że poczułam, jak rozpada się moje serce.