niedziela, 6 maja 2018

8. it's just another battle

There's not one right answer,
so keep cushing forward and look for yours.

Przez całą drogę w górę schodów uścisk dłoni Ibikiego na moim przedramieniu wcale nie zelżał. Rozdrażniony, ciągnął mnie za sobą, jakby chciał się mnie pozbyć jak najszybciej. Nie rozumiałam, dlaczego tak mu się spieszyło. Prosiłam go, żeby trochę zwolnił, jednak to nic nie dało. Puścił mnie dopiero przed drzwiami do głównego budynku. Przyjrzałam się mu i dostrzegłam napięcie w kącikach jego ust. Był bardzo zdenerwowany. Zastanawiałam się dlaczego. Jedynym powodem, który przychodził mi na myśl, była moja wizyta u Sasuke. Ale czy to naprawdę było dla niego aż takim kłopotem? Miałam coraz więcej podejrzeń. Na usta cisnęło mi się tyle pytań i wiedziałam, że nie uzyskam na nie odpowiedzi. W kościach czułam, że to nie będzie nic dobrego. Nie podobało mi się to, co tam się działo. 
Kiedy znaleźliśmy się w głównym budynku, poza strefą więzienną, Ibiki szturchnął mnie gwałtownie, aż się zachwiałam. Zmarszczyłam brwi w niezadowoleniu, ale nic nie powiedziałam. Zagryzłam język, bo nie mogłam pozwolić sobie na kłopoty. Nie chciałam się też denerwować kłótnią z tym człowiekiem. On był jak tornado. Wielki, groźny i zawsze miał rację. 
— Na ciebie już pora — mruknął, palcem wskazując na drzwi. 
Spojrzałam na niego spode łba, po czym wygładziłam dłońmi bluzkę i poprawiłam torbę na ramieniu. Miałam do niego kilka niezbędnych pytań. Nie mogłam pozwolić, żeby tak łatwo się mnie pozbył.
— Czy mogę tu wrócić jutro? — zapytałam spokojnie, ale w środku aż wrzałam. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji oprócz irytacji. Dostrzegłam też, jak przez moje nagłe pytanie drgnął mu policzek. Nie uzyskując od niego odpowiedzi, kontynuowałam: — Potrzebuję co najmniej dwóch wizyt, żeby całkowicie wyleczyć rany Sasuke. Godzina dziennie wystarczy. — Uniosłam palec wskazujący do góry, chcąc wzmocnić moją wypowiedź.
Morino przesunął dłonią po chuście na głowie i wypuścił powoli powietrze z ust.
— Jaki jest sens w leczeniu takiego więźnia? — wypalił niespodziewanie, kładąc rękę na tyle szyi. 
Zamrugałam, przyswajając sobie jego słowa. Kiedy ich sens do mnie dotarł, poczułam, jak po moim ciele rozlała się fala gorąca, a na policzkach pojawił się dorodny rumieniec. Nie wierzyłam własnych uszom. Odniosłam wrażenie, że właśnie sobie ze mnie zakpił. 
— Jaki jest sens? — powtórzyłam cicho, niedowierzając w to, co usłyszałam. Cała się trzęsłam przy wypowiadaniu tych słów. — Sasuke jest bohaterem minionej wojny — wytłumaczyłam, próbując zachować spokój. — Zasługuje na to, by go wyleczyć. Pomóc w cierpieniu. — Mój głos był cichy, drżący. Ciągle tliły się we mnie emocje, których doznałam będąc przy Sasuke i zapewne, gdyby nie one, moje odpowiedzi byłyby bardziej ostre i nietaktowne. Otworzyłam usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale się powstrzymałam. Nie mogłam wykrzyczeć Ibikiemu na głos, że to, co zrobili z Uchihą to jakaś kpina. Zachowałam więc to dla siebie.
— Bohaterem wojny — zakpił. — Myślisz, że jeden dobry uczynek przyćmi to, co zrobił wcześniej? On jest przestępcą. 
Zaskoczył mnie swoją odpowiedzią. Nie spodziewałam się usłyszeć od niego takich słów. Rozejrzałam się nerwowo na boki, próbując znaleźć w głowie jakąś logiczną odpowiedź. Chciałam mu zaprzeczyć, ale nie potrafiłam. Podświadomie zgadzałam się ze słowami Ibikiego. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przeszłość Sasuke może znacznie utrudnić jego pobyt w Wiosce. Rozumiałam też, że nie tylko Morino miał o nim takie zdanie. Zapewne większość mieszkańców Konohy pragnęła śmierci Uchihy lub co najmniej unieszkodliwienia go na tyle, aby im nie zagrażał. 
On zasługuje na szacunek, na odpowiednie traktowanie, wymruczałam do siebie pod nosem na tyle cicho, aby naczelnik mnie nie usłyszał. Chciałam bronić Sasuke, bo czułam, że zasługiwał na coś więcej niż tylko nienawiść ze strony mieszkańców. Wierzyłam w niego. Widziałam jego spojrzenie po walce z Naruto. Dostrzegłam w nim zmianę. To już nie był ten sam chłopak co wcześniej. Uchiha zrozumiał swoje błędy i był gotowy przyjąć za nie karę. 
— Zmienił się — wyszeptałam, splatając ze sobą dłonie, ścisnęłam je tak mocno, że pobielały mi kłykcie. 
— Każdy z więźniów to mówi. Co najmniej za połowę z nich ktoś ręczy, ale to nie znaczy, że się zmienili. Ich dawne ja nadal w nich jest. I jeśli odzyskają wolność, to prędzej czy później zapragną zemsty — oświadczył z przekonaniem, jakby nie miał w tej sprawie najmniejszych wątpliwości. 
— Wierzę, że Sasuke już nigdy nie będzie zagrożeniem dla Wioski — powiedziałam, próbując opanować łamiący się głos. Miałam nadzieję, że brzmiałam przekonująco i spokojnie.
— Jeśli umrze, nie będzie zagrożeniem — odparł sarkastycznie. Drgnęłam zaskoczona jego słowami. Otworzyłam usta, żeby pociągnąć temat, ale Ibiki mnie uprzedził. — Uchiha odmówił przecież pomocy medycznej. Do tego nie chce jeść, a wyciągnięcie z niego jakichkolwiek informacji graniczy z cudem — kontynuował. 
Zachłysnęłam się powietrzem i złapałam brzeg bluzki między palce. Miętosiłam ją między nimi, próbując powstrzymać rosnący we mnie gniew. Byłam jednocześnie zła na niego i na Sasuke. Nie mogłam znieść tych słów, a idiotyzm Uchihy mnie przerażał. Nie sądziłam, że sam będzie tak wszystko utrudniał.
— Nie wierzę — wyrzuciłam ledwo przez ściśnięte gardło. 
— Zgodził się na to dobrowolnie — odpowiedział pochmurnie. 
Poczułam, jak łzy zapiekły mnie pod powiekami. Nie wierzyłam w to, co słyszałam. Słowa Morino były niczym strzała przeszywająca moje serce. Chciałam usłyszeć, że wszystko, co powiedział, było kłamstwem. Zapragnęłam przekonać go, że się mylił, że nie miał racji, ale nie potrafiłam. Słowa uwięzły mi w gardle i nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić. 
Minęła dłuższa chwila, zanim powiedziałam:
— A jeśli mi uda się czegoś dowiedzieć? — Ibiki zmrużył oczy. — Skoro nie chce dzielić się swoimi informacjami z wami, może ja będę w stanie coś zdziałać? — Wskazałam dłonią na siebie. Musiałam jakoś zareagować, bo jeśli to, co powiedział chwilę wcześniej było prawdą, to Sasuke mnie potrzebował. Mogłam mu pomóc.
Naczelnik prychnął.
— Sądzisz, że tobie akurat coś powie? — zapytał niedowierzająco.
Oddech ugrzązł mi w gardle i ścisnęło mnie w piersi. Nie, nie sądzę, ale chcę spróbować, pomyślałam. 
Przytaknęłam powolnym ruchem głowy. 
— Jeśli udałoby się przenieść go do szpitala... — ucięłam, bo mi przerwał.
— Nie możemy narażać pacjentów. 
Zacisnęłam mocno powieki, powstrzymując wybuch. 
— Sasuke by niczego nie zrobił — żachnęłam się. 
— Twoja wiara w niego i próba ocalenia go jest zatrważająca — mruknął z irytacją. — Podziwiam cię, Haruno — dodał cicho. — Tak się starasz, chociaż wiesz, że to nie wypali.
Wstrzymałam oddech. Próbował mnie sprowokować? Drugi raz sobie ze mnie zakpił, ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji. Oddaliłam się od niego o parę metrów, ale zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Przeszył mnie ostrym spojrzeniem.
— Są inne sposoby na zapieczętowanie jego oczu. W szpitalu będę miała odpowiednie warunki, żeby jak najszybciej go uleczyć. A przecież o to wam chodzi, prawda? Chcecie go mieć w jak najlepszym stanie. Uchiha posiada potrzebne wam informacje, a martwy na nic się nie przyda. 
— Teraz rozumiem, dlaczego Tsunade przysłała tu ciebie — powiedział jakby do siebie. 
Zmarszczyłam brwi tak mocno, że miejsce między nimi mnie zabolało.
— Co masz na myśli? — zapytałam zaskoczona. Jego słowa zasiały we mnie kolejne podejrzenie. I coraz bardziej byłam pewna tego, że moja obecność tutaj nie była przypadkowa. 
— Przykro mi, ale nie mam czasu na dalszą rozmowę. Obowiązki wzywają — powiedział nagle i zniknął w kłębie dymu. 
Przez chwilę stałam na środku wielkiego holu, zszokowana i zdenerwowana jednocześnie. Nie potrafiłam ogarnąć tego, co właśnie się stało. Możliwe, że moje pytania stały się kłopotliwe i Morino, chcąc uniknąć kolejnych, zakończył naszą konwersację. To było niespodziewane oraz irytujące. Kiedy w końcu miałam małą nadzieję na to, że czegoś się dowiem, on ot tak sobie prysnął. 
Pisnęłam ze zdenerwowania i tupnęłam nogą w podłogę. Przepełniała mnie frustracja i masa nieprzyjemnych emocji, których nie potrafiłam nazwać. Ciężkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Kiedy stanęłam przed budynkiem, ogarnął mnie taki chaos, że nie mogłam się uspokoić. Oblały mnie zimne poty, miałam odruchy wymiotne i cała się trzęsłam. W głowie migała mi jedna myśl — muszę zrobić wszystko, aby zabrać stąd Sasuke. Chciałam zapewnić mu odpowiednią opiekę, której potrzebował. Pomóc mu dojść do siebie, po tej okropnej wojnie i walce z Naruto. Ale to nie było wszystko. Miałam nadzieję, że dzięki temu uda mi się do niego zbliżyć. Nie zdradziłabym go. Nigdy bym tego nie zrobiła. Chciałam mu tylko pomóc, a to, że był moim pacjentem, wiele ułatwiało. Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że Sasuke nie mówił im nic celowo. Dla samej siebie chciałam się dowiedzieć, co planował, a w szpitalu miałabym większą dyskrecję niż w więzieniu. 
Wypuściłam powoli nagromadzone w płucach powietrze i uderzyłam się dłońmi w policzki. Nie mogłam pozwolić, aby emocje przejęły nade mną kontrolę. Odetchnęłam jeszcze dwa razy. Wzięłam głęboki wdech, a później długi spokojny wydech. Z boku pewnie wyglądałam jak jakaś idiotka, bo stałam pochylona do przodu, z dłońmi opartymi o kolana, próbując unormować oddech oraz ogarnąć szalejące we mnie uczucia. Ale to mi było potrzebne. Musiałam się zastanowić, jak wykorzystać swoją pozycję, aby uzyskać dla Sasuke łagodniejszy wyrok, a co za tym idzie — warunki. 
Nie mogłam bezpośrednio poprosić Naruto, aby się wstawił za przyjacielem, bo znając życie, rozpętałby piekło. Narobiłby tyle szumu i szkód, że z mojej prośby nic dobrego by nie wynikło. Aczkolwiek będę musiała z nim porozmawiać. Wybadać, co wie na temat Sasuke. Miałam nadzieję, że uda mi się go podejść i uzyskać pomocne informacje — o ile takie posiadał. 
Wyprostowałam się i poprawiłam bluzkę. Wygładziłam ją dłońmi, a potem zebrałam zabłąkane pasemka włosów za uszy. Czując na sobie chłodny podmuch wiatru, spojrzałam na szare popołudniowe niebo. Od czasu pogrzebu pogoda znacznie się pogorszyła, było chłodniej i bardziej ponuro. Potrząsnęłam głową, chcąc ją oczyścić z niepotrzebnych myśli. Zacisnęłam usta i ruszyłam przed siebie, kierując się do szpitala.

Uchyliłam delikatnie drzwi, starając się nie narobić niepotrzebnego hałasu. Wetknęłam głowę i zajrzałam do środka, dostrzegając siedzącego na szpitalnym łóżku Naruto. Jego głowę miał skierowaną w stronę okna, a powieki były lekko przymknięte. Ciało Uzumakiego nadal pokrywały liczne bandaże. Wyglądał tak bezbronnie niczym małe dziecko. Ten widok był dla mnie nostalgiczny. Przypominał mi wszystkie poprzednie wizyty w szpitalu, po tym jak coś nabroił. Czasami ciężko mi było odgadnąć, co nim kierowało — odwaga czy może głupota. 
Z jakiegoś powodu będąc tutaj i widząc go w takim stanie, czułam się tak, jakby wojna nigdy nie nadeszła. Bandaże na ciele Naruto były tylko ubocznymi skutkami jego kolejnej misji. Uczucie melancholii rozpłynęło się w powietrzu, gdy spojrzałam na jego utracone przedramię. Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku, uświadamiając sobie, że ta strata pokazywała, że Naruto nie był niepokonany. 
— Sakura! — krzyknął radośnie, gdy nieco mocniej popchnęłam drzwi i zapiszczały w zawiasach. — Jak miło cię widzieć! — Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Odwdzięczyłam się tym samym.
— Widzieliśmy się niedawno — odparłam, podchodząc do niego. 
Spojrzał na mnie naburmuszony. 
— W złych warunkach — burknął. — Uwierzysz, że po ceremonii kazali mi tu ponownie wrócić? — Zmrużył oczy i nadął mocno policzki. 
On naprawdę był jak dziecko, pomyślałam, chichocząc pod nosem.
— Zdziwiłam się, że w ogóle dostałeś pozwolenia na wyjście. — Usiadłam na taborecie obok jego łóżka i odłożyłam torbę na podłogę. Dostrzegłam, jak Naruto przez chwilę jej się przyglądał.
— Nie chcieli. — Potrząsnął głową. 
Spojrzałam na niego wymownie. 
— Błagam, nie mów, że uciekłeś — wyjęczałam, zasłaniając dłonią twarz. Zaśmiał się zawstydzony i podrapał z tyłu głowy, co tylko potwierdziło moje słowa. — Rety, Naruto… dlaczego?
— Nie mogłem zostawić Hinaty samej — mruknął w odpowiedzi. — Obiecałem Neji’emu, że będę o nią dbał. Potrzebowała mnie.
Zakrztusiłam się. Doskonale wiedziałam, że Naruto nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie powiedział. On nawet nie wiedział o uczuciach Hinaty. Podziwiałam ją, że miała do niego tyle cierpliwości. 
— Ale babcia Tsunade mnie dorwała i siłą tu zaciągnęła. — Oprzytomniałam, słysząc jego słowa. Kiedy dotarł do mnie ich sens, skrzywiłam się. Idealnie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to wyglądało. Przeszły mnie dreszcze na samą myśl o wkurzonej Hokage. 
Naruto zaśmiał się ponownie, a jego śmiech był niewinny i zarażający, więc mu zawtórowałam. Było w tym coś lekkiego, niezobowiązującego, relaksującego. Na chwilę udało mi się zapomnieć o sytuacji w więzieniu. 
Mój śmiech powoli ucichł. Zdałam sobie sprawę, że od tego momentu pobrzmiewająca w nim lekkość i szczerość będzie rzadkością. 
— Jak się czujesz? — zapytałam, prześlizgując spojrzeniem po jego ciele, zatrzymując się na jego prawej ręce. 
— Dobrze. Rana mnie trochę swędzi, ale staram się nie drapać. — Nadąsał się — Nie idzie mi to jednak zbyt dobrze. — Wykrzywił usta i spojrzał na mnie podejrzliwie. — A ty? — Naruto zerknął na mnie nieco zawstydzony, a na jego policzkach pojawiły się niewielkie rumieńce. 
— Ja? — dopytałam zaskoczona.
— Jak ty się czujesz? — wyjaśnił. W jego głosie pobrzmiewała troska, która chwyciła mnie za serce. 
Westchnęłam. 
— Dobrze — odparłam, posyłając mu uspokajający uśmiech. — Co prawda nie odzyskałam jeszcze sił w pełni, ale jest w porządku. 
— Powinniśmy się przejść na ramen — wyszczerzył się — ja stawiam, Sakurcia!
Zacisnęłam usta, starając się nie szczerzyć. Z jakiegoś powodu zdrobnienie, które zawsze mnie irytowało, wydało mi się naprawdę miłe. Były momenty, że to jego dziecięce zadurzenie mnie rozczulało, jednak miałam dziwne przeczucie, że przez powrót Sasuke ono się wzmocni i stanie bardziej uporczywe niż wcześniej. Wątpiłam, że chodziło tutaj o szczerą romantyczną miłość. Przecież Naruto kochał mnie prawdopodobnie tylko dlatego, że ja kochałam Sasuke. Dla niego ich rywalizacja nie miała końca i każdą dziedzinę życia trzeba było pod nią podciągnąć. Moje uczucia do Uchihy były inne niż te, którymi darzyłam Naruto — to było głębsze niż zwykłe zadurzenie. Uzumaki nie był w stanie pojąć tego w pełni. Miałam jedynie nadzieję, że kiedyś zrozumie różnicę i odpuści. 
— Dlaczego posunęliście się w walce tak daleko? — Zmieniłam temat, bo wątpiłam, że dam radę ciągnąć poprzedni.
— Daleko? — powtórzył zdziwiony. — Śmierć byłaby posunięciem się za daleko, ale nie utrata ramienia. — Potrząsnął głową. — Gdyby miał wybierać między prawą ręką, a sprowadzeniem Sasuke z powrotem, wybrałbym Sasuke za każdym razem — powiedział, jakby był dumny ze swoich słów.
Zacisnęłam dłonie na kolanach, próbując opanować ich drżenie. Naruto swoimi słowami sprawił, że serce zabiło mi boleśnie w piersi. Nie wiedziałam, że on postrzegał to w taki sposób. Ciągle się obwiniałam, że to przez tę moją okropną prośbę. 
Oczy zaszkliły mi się od łez. Nigdy nie odwdzięczę się mu za to w pełni.
Nagle spoważniał i spojrzał na mnie surowym wzrokiem. 
— W ogóle — przycichł na sekundę — próbowałem się z nim zobaczyć, ale mi nie pozwolili. — Rozszerzyłam ze zdziwienia oczy. Nie byłam pewna czy powinnam mu powiedzieć prawdę. Bałam się, że zareaguje na to zbyt przesadnie. — Babcia Tsunade powiedziała, że na razie to niemożliwe — kontynuował rozdrażniony. 
— Mówiła coś jeszcze? — dopytałam, żeby wybadać grunt.
— Nie. — Pokręcił głową. — Nic mi nie powiedziała. Trochę się z nią pokłóciłem. — Zamarłam w bezruchu, a powietrze wokół nas nagle zrobiło się strasznie ciężkie. Było mi duszno. Naruto zdawał się jednak nie zauważać mojego zmieszania i ciągnął dalej: — Jak tylko wyjdę ze szpitala, dowiem się gdzie on jest i mnie nie powstrzymają. 
— Nie sprawiaj Hokage kłopotów — upomniałam go. Dłonie i wargi zaczęły mi drżeć w tym samym rytmie. 
— Nie obchodzi mnie to. — Wlepił we mnie swoje niebieskie oczy. — Ty też chcesz się z nim zobaczyć, prawda?
Wbiłam spojrzenie w podłogę. Początkowo nawet nie myślałam o kłamstwie, bo czułam, że zaczynam się czerwienić na szyi, a potem na policzkach. Odczekałam chwilę, po czym uniosłam powieki i przytaknęłam powoli.
— Tak. Chcę — odparłam, czując palący żar w środku. Nie podobało mi się to, że okłamuję przyjaciela. Wiedziałam, że kiedy się o tym dowie, będzie miał do mnie żal.